Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2013, 17:06   #100
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
*Lotar*

Chwyciłeś pochodnię drżącymi rękami i ruszyłeś w kierunku schodów. Strach nie pozwolił Ci obejrzeć się za siebie. Gdy miałeś wrażenie, że wiatr mocniej wieje Ci w plecy, przyspieszyłeś kroku. Pierwsze kroki stawiałeś po omacku, jakby bojąc się potknięcia, bowiem na górze panowała ciemność. Usłyszałeś głośne sapnięcie, lecz nie odważyłeś się odwrócić. Serce biło Ci jak oszalałe, a ty nerwowo przełykałeś ślinę.

Choć na samym dole paliły się pochodnie, to ich blask ledwo docierał na górę, a samo zejście było tylko w niektórych miejscach oświetlone słabym światłem.

Zszedłeś parę stopni, podtrzymując się ściany, bowiem schody były strome, a ty i tak byłeś cały w nerwach. Pokonując kolejne stopnie, poczułeś, jak ze ściany posypuje się piach. Kawałki ziemi zaczęły się jakby obsuwać na dół, upadając na podłoże. Początkowo kilka ziarenek posypało się, lecz po chwili miałeś wrażenie, jakby sufit i ściany miały się za chwilę zawalić, bowiem było tego coraz więcej, i więcej.

Poczułeś, jakby wiatr ustał, powietrze zelżało, a sapanie ucichło. Odwróciłeś się powoli w kierunku góry, uważnie celując z kuszy. Pusto... Ciemno... Nie dostrzegałeś nic i odetchnąłeś z ulgą, bowiem wydawało się. że to. co dostrzegłeś nie podążyło za Tobą. Rozglądałeś się jeszcze przez chwilę dookoła, nerwowo, lecz czujnie i ta czujność chyba Cię uratowała. Ze ściany, z miejsca skąd piasek najwięcej się wysypywał, wystrzeliła dłoń, a po niej kolejna. Nie należała ona do żywego, nie mogła. Skóra była sino-szara, gnijąca, w stanie rozkładu. Paznokcie wydawały się nienaturalnie długie, lekko zawinięte - niczym szpony. Z pomiędzy palców wychodziły robaki, które zaczęły ucztować na martwej tkance.Gdzie niegdzie prześwitywały ścięgna, a nawet kości. Palce powoli, wręcz mozolnie się poruszały, jakby coś tchnęło w martwe ciało życie na nowo.



Odruchowo odtrąciłeś je od siebie, lecz przy okazji straciłeś równowagę. Poleciałeś w dół, zatrzymując się kilka stopni niżej, na półpiętrze. Upadając, wyrżnąłeś tyłem głowy w ścianę, co bolało. Kątem oka dostrzegłeś, jak ze ściany zaczynają wychodzić nieumarli, lecz nie było Ci dane długo debatować nad tym, co zaczynało się dziać. Ze ściany, o którą wyrżnąłeś, również zaczęły wydobywać się dłonie. Złapały Cię za poły płaszcza tak, że musiałeś się mocno szarpnąć, by się wyrwać. Upadłeś na kolana. Szybko się podnosząc, dostrzegłeś jak już z góry człapie ku Tobie czworo nieumarłych. Twój wzrok powędrował na dół, lecz jest zbyt ciemno by coś dostrzec. Natomiast słyszysz... coś jak charchanie, gdy człowiek się dusi lub dławi, dobiegające z dołu oraz szuranie. Jakby coś ciągnęło się po ziemi, po schodach na górę.

*Reszta spacerowiczów*

Ruszyliście w kierunku dźwięków, które słyszeliście. Mozolnie, powoli i ostrożnie robiliście krok za krokiem, zagłębiając się w mrok panujący przed wami. Tylko dzięki płonącemu ogniu z pochodni nie powpadaliście na siebie. Szliście tak, podążając za odgłosem uderzeń, gdy nagle poczuliście lekkie ukłucia. Każdy z osobna, jeden po drugim czuł jakby coś go ugryzło. Dwa krótkie, szybkie ugryzienia w szyję, w policzek, w rękę, lecz nie przypominało to dziabnięcia komara. Coś, jakby w ułamku sekundy przyssało się do skóry i oderwało ją. Szybkim wzrokiem rozglądaliście się co, i jak, lecz nic nie mogliście dostrzec w tych ciemnościach. Czuliście, jak ciepła krew spływa wam po ciele i choć rany nie były ciężkie, to ugryzienia stawały się coraz bardziej męczące i groźniejsze. Ruszyliście więc szybciej, wręcz truchtem przed siebie, aż w końcu mrok zaczął się rozrzedzać. Ogień z pochodni coraz bardziej rozświetlał drogę przed wami.

Wyszliście w końcu z tego przeklętego tunelu, docierając do bardzo dużej i wysokiej komnaty.

Galvin byłeś pewien, że to robota Khazadów, lecz musiało to mieć miejsce wiele dziesiątków, jeśli nie setek lat temu. Kamienne słupy podtrzymywały strop, by sufit nie zawalił się pracującym w środku na głowę. Widzisz oczami wyobraźni pracujących tutaj w pocie czoła górników, wydobywających srebro, żelazo, a może coś innego.

Stukanie było na tyle wyraźne, że zaczęliście rozglądać się po komnacie, kto był za nie odpowiedzialny. Znaleźliście. Widzicie, gdzieś na końcu komnaty, czternaście postaci pracujących rytmicznie, wręcz harmonijnie, jakby byli jednością. Uderzali oni w ścianę, lecz nadal było zbyt ciemno byście mogli dostrzec ich twarze. Widzicie na razie tylko ich sylwetki.

Wolf ruszył pierwszy. Powoli, wręcz nieufnie, lecz do przodu. Mimo, iż mieliście do nich jakieś 40 metrów, nadal ciężko było zorientować się kim oni są. Mrok panujący w komnacie, i to, że stali do was tyłem, utrudniało zadanie. Szliście dość głośno, lecz pracujący nic sobie z tego nie robili. Jakby nic poza pracą ich nie obchodziło. Jakbyście w ogóle nie istnieli.

- Ej Wy!!!! - rzucił Wolf

Nic. Zero reakcji na początek. A potem, jeden z pracujących zatrzymał się, burząc rytm uderzeń. Powoli zaczął się odwracać ku wam, by w ostatniej chwili zrobić zamach. Z jego ręki wyleciał kilof, który pofrunął w waszą stronę. Patrzyliście przez sekundę jak zahipnotyzowani, gdy kilof sobie leciał i leciał. Siła tego rzutu nie była, na wasze szczęście, wystarczająca i po piętnastu metrach narzędzie upadło na ziemię, wbijając się w nią.

Spojrzeliście na postać, która to uczyniła i zobaczyliście, że reszta jego towarzyszy zwraca się ku wam. Nie da się prawie opisać jej szkarady i potworności, bowiem cała jej skóra była szara i przegnita. Zauważyliście puste oczodoły, z których wychodziły larwy much, a także odsłoniętą górną szczękę - prawie, aż po kości policzkowe, które prześwitywały przez gnijącą skórę. Naczynia krwionośne uwidoczniły fragmenty skróty, sprawiając, że twarz składała się z pozszywanych łat.



Reszta jego kompanów wyglądała analogicznie. Trwało to może sekundę, może pięć, a potem cała czternastka, uzbrojona w kilofy, ruszyła ku wam. Patrzyliście na nich, i wiedzieliście już, co stało się z częścią górników.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 16-06-2013 o 19:46.
valtharys jest offline