Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2013, 20:28   #12
Dinteville
 
Reputacja: 1 Dinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodzeDinteville jest na bardzo dobrej drodze
Nowi rekruci zbiórka w sali numer 16 za 5 minut! – komunikat, wypluty przez umieszczoną pod sufitem ,,szczekaczkę’’( jak stacjonujący w bazie żołnierze zwykli określać głośniki, stanowiące główne elementy tak zwanego wewnętrznego systemu łączności), na krótką chwilę zaburzył pracę naprędce sformowanej przez Szeryfa Gówno ekipy remontowo -sprzątającej. Trzej członkowie zespołu przerwali swoje zajęcia i spojrzeli pytająco na kierującego operacją ,,przywrócenie kantyny do stanu używalności’’ dyscyplinarnego.

Na co się gapicie, żołnierze? Otrzymaliście polecenie stawienia się na zbiórce! Brać dupy w troki i wypierdalać! Ale potem od razu wracacie tutaj! Jeszcze nie skończyliście z tym gównem! – szeryf jak zwykle był pełen energii.

Przypominający posturą niedźwiedzia Capitolczyk z zadziwiającą delikatnością postawił na podłodze nowy automat z piwem, podtrzymywany z drugiej strony przez tylko nieznacznie ustępującego mu wzrostem brodatego Imperialczyka. Krępy azjata wrzucił do plastikowego worka naręcze zebranych z podłogi fragmentów porozbijanych stołów i krzeseł.

Potem cała trójka wybiegła z kantyny. ,,Szesnastka’’ znajdowała się w innym budynku, więc dystans do pokonania był spory, a żaden z nich nie chciał się spóźnić – i bez tego mieli już wystarczająco dużo problemów.





Sara położyła na podłodze starannie złożony mundur i weszła do kabiny prysznicowej. Jako jedyna kobieta w bazie została zwolniona z obowiązku uczestniczenia w zbiorowych kąpielach - otrzymała osobną kartę dostępu do umywalni i w czasie wolnym mogła z niej korzystać wedle własnego uznania. Był to w zasadzie jej jedyny przywilej - administracja jednostki nie przyznała jej wydzielonego miejsca do spania, zakwaterowano ją wspólnie z resztą nowych rekrutów. Sara nie miała zamiaru narzekać – kiedy jesteś w armii, musisz nauczyć się przede wszystkim jednego: bycia zadowolonym z tego, co dostajesz… a fakt, że najczęściej nie dostajesz nic, bardzo w tym pomaga. Tę lekcję miała już przerobioną.

Odkręciła kurek. Woda miała odpowiednią temperaturę – nie była ani za zimna, ani za gorąca. Zamknęła oczy i stanęła pod wylotem prysznica, pozwalając wodzie spływać po twarzy i reszcie ciała. Czuła jak jej mięśnie się rozluźniają… to było to, czego potrzebowała po ostatnich wydarzeniach. Mogła na chwilę zapomnieć o panującej w bazie nerwowej atmosferze…

Po dłuższej chwili otworzyła oczy i poszukała wzrokiem umieszczonej przy ścianie półeczki z przyborami do mycia. Namydliła twarz. Kiedy zamknęła oczy i przysunęła się do prysznica, przez szum wody usłyszała dobiegający z korytarza komunikat.

Cholera jasna… dlaczego akurat teraz!? - pomyślała, zakręcając kurek . Wygramoliła się z kabiny, gorączkowo zastanawiając się, gdzie dokładnie zostawiła ręcznik…





Sala numer 16 była jednym z największych pomieszczeń kompleksu pierwszego - bez większych problemów mogli się w niej zmieścić wszyscy stacjonujący w bazie wojskowi, więc najczęściej wykorzystywano ją do przeprowadzania zbiórek, odpraw lub wykładów. Pod ścianami stały składane krzesła, których żołnierze mogli używać za zgodą przełożonych - w tym wypadku zgody nie udzielono, więc nowi rekruci stali wyprężeni na baczność, obserwując znajdujący się na przedzie podest, przeznaczony dla wyższych szarż. Na podeście stały dwie osoby - jeden z młodszych członków korpusu oficerskiego i jeden sierżant. Oficer powiedział coś do sierżanta, a ten podniósł z podłogi kilka plastikowych tabliczek, zeskoczył z podestu i ustawił je w jednym rzędzie przed szeregiem rekrutów. Na tabliczkach były liczby - od 1 do 6.

Oficer spojrzał na zegarek.

Czy wszyscy są obecni?- spytał. Zanim otrzymał odpowiedź, drzwi się otworzyły i do sali wpadła Sara Thorne. Sierżant spojrzał na oficera. W jego wzroku było pytanie.

Dziesięć - odpowiedział oficer.

Sara tymczasem dołączyła do szeregu żołnierzy.

Przepraszam za…- zaczęła, ale sierżant nie pozwolił jej dokończyć.

Ależ nie ma za co przepraszać… cieszymy się, że zechciała pani zaszczycić nas swoją obecnością - podoficer wykrzywił usta w czymś, co miało chyba być uprzejmym uśmiechem, a Sara pomyślała krytycznie, że używanie ironii lub innych bardziej skomplikowanych niż standardowe darcie ryja środków komunikacji z podwładnymi wymaga u niego dopracowania… chociaż oczywiście należało docenić jego pracę nad poszerzeniem repertuaru.

Pozwoli pani do mnie? Widzę, że otrzymała pani niespodziewany awans i może pani ustalać rozkład zajęć w bazie… chciałbym przedstawić chłopakom nową przełożoną – tu nastąpił zapraszający ruch ręką. Skoro tak ładnie prosi…- pomyślała Sara i wystąpiła na środek.

A więc, pani generał…czy aktualny czas pani odpowiada? Chcielibyśmy wiedzieć, czy możemy zaczynać - w tym momencie Sara poczuła silną chęć, by odpowiedzieć ,,możecie…’’, ale po krótkim namyśle odrzuciła ten pomysł.

Przepraszam za spóźnienie się na zbiórkę! - chciała dodać do tego jakieś usprawiedliwienie, ale sierżant ponownie wszedł jej w słowo.

Milczeć! - wyglądało na to, że postanowił wrócić do standardowych metod komunikacji.

Twoje przeprosiny mnie nie interesują! Spóźniłaś się osiem minut! Dziesięć pompek za każdą minutę! Żołnierze odliczają! - tak, teraz sierżant był w swoim żywiole.

Sara zabrała się za pompowanie.

Jeden…dwa… trzy…- rekruci zaczęli odliczać.

Głośniej! – rozdarł się sierżant.

Cztery! Pięć! Sześć! – zaczęli drzeć się rekruci.

Wojsko…instytucja istniejąca od tysięcy lat, a mimo tego…pewne jej elementy nie zmieniają się w ogóle…w każdej armii, bez względu na jej rodzaj, wielkość, skład narodowościowy i wszelkie inne wyróżniki, muszą występować trzy święte fundamenty: gówniane żarcie, darcie mordy i pompowanie.

Siedemdziesiąt osiem! Siedemdziesiąt dziewięć! Osiemdziesiąt! – rekruci skończyli odliczanie. Sara podniosła się z podłogi.

Wracaj do szeregu! I żeby mi to było ostatni raz! – trochę pro forma rozdarł się sierżant.

Wróciła do szeregu. Oficer, który przyglądał się temu wszystkiemu obojętnie, podszedł do pulpitu z mikrofonem.

Nazywam się Erwin Kastner, jestem oficerem w stopniu porucznika i zostałem wyznaczony na dowódcę waszego plutonu. Na podstawie wyników waszych testów podjęto decyzję o sposobie podzielenia was na drużyny. Sierżant Adler odczyta teraz listę nazwisk wraz z przydziałami. Wyczytani żołnierze ustawią się w swoich sektorach. - wypowiedział te trzy zdania i zamilkł. Minimum słów, maksimum treści - wojskowy styl komunikacji.

Sierżant zaczął odczytywać listę.

Angerer Klaus, drużyna trzecia!

Cervantes Cortez, drużyna szósta!

Zwalisty Capitolczyk przepchnął się między rekrutami z pierwszego szeregu i ustawił się przy tabliczce z numerem sześć.

Dunsirn Derren, drużyna szósta!

Imperialczyk wyszedł z szeregu i dołączył do Corteza.

Kolejni żołnierze ustawiali się na swoich miejscach.

Monroy Luis, drużyna druga!

Oishi Kenshiro, drużyna szósta!

Rekrut z Mishimy powoli wyszedł z szeregu i ustawił się za Derrenem i Cortezem.

Sorokin Oleg, drużyna pierwsza!

Thorne Sara, drużyna szósta!

Sara, po krótkiej chwili zawahania, ustawiła się obok milczącego azjaty.

Webern Karl, drużyna piąta! - sierżant zakończył odczytywanie.

Dziękuję, sierżancie – powiedział porucznik Kastner.

- Skoro znamy już skład poszczególnych drużyn, pozostało nam jedynie mianowanie dowódców. Odczytam nazwiska żołnierzy, których uznano za najodpowiedniejszych do pełnienia tej roli.

Drużyna pierwsza – Dominik Remus.

Drużyna druga – Nikolas Werfel.

Drużyna trzecia – Sebastian Perez.

Drużyna czwarta – Peter Stachowitz.

Drużyna piąta – Max Bernhard.

Drużyna szósta – Derren Dunsirn.

To wszystko. Drużyny od pierwszej do piątej są wolne. Co do was… - w tym miejscu porucznik spojrzał uważnie na stojącą po jego lewej stronie czwórkę – dowódca bazy chciałby zamienić z wami kilka słów. Sierżant Adler wskaże wam drogę. Odmaszerować.





Doktor Braxton miał pełne ręce roboty. Według standardowych procedur, w razie zaistnienia ,,wypadku lub innego rodzaju nieprzewidzianych okoliczności’’ wszyscy biorący udział w wydarzeniu żołnierze musieli przejść pełne testy medyczne. Zazwyczaj była to zwyczajna strata czasu.

Medyk jeszcze raz przyjrzał się lezącemu na biurku zdjęciu rentgenowskiemu. Nie było wątpliwości - tym razem procedura okazała się zasadna.

Jak to wygląda? - spytał z lekkim niepokojem w głosie siedzący na kozetce, rozebrany od pasa w górę żołnierz.

Złamane żebro - odpowiedział Braxton.

Co się z czymś takim robi? Będę miał jakiś zabieg? – niepokój zmienił się w przestrach. Braxton skrzywił się z niesmakiem.

Nie ma odmy płucnej ani uszkodzenia naczyń krwionośnych. Wystarczy opaska uciskowa i środki przeciwbólowe – odpowiedział. Otworzył szufladę z podstawowymi przyborami medycznymi. W tym momencie drzwi się otworzyły i do gabinetu wszedł adiutant majora Weilanda.

Dowódca bazy wzywa doktora Braxtona do swojego gabinetu - powiedział.

Czy to nie może chwilkę zaczekać? Właśnie jestem w trakcie…- zaczął mówić medyk. Adiutant wszedł mu w słowo.

Pan major nie lubi czekać. Dokończysz swoją pracę później - ton odpowiedzi mówił wyraźnie, że dyskusję należy uznać za zakończoną.

Zaczekaj tutaj - rzucił Braxton do zdezorientowanego pacjenta i wyszedł z gabinetu. Zastanawiał się, czego ,,stary’’ może od niego chcieć. Dowódca bazy raczej za nim nie przepadał - już przy pierwszym spotkaniu doktor odniósł wrażenie, że obecność lekarza z Cybertronicu wśród jego żołnierzy niespecjalnie mu się podoba. Póki co nie miał żadnych realnych podstaw do tej niechęci - stosowane przez ,,Konowała’’ zabiegi medyczne były skuteczne. Jednak doktor przez cały czas miał wrażenie, że ,,stary’’ czeka tylko na jakikolwiek błąd, drobne potknięcie…czy mógł wiedzieć o jego akcji w kantynie? Braxton był niemal całkowicie pewien, że wszystko odbyło się w martwej strefie kamery…może ktoś doniósł? To też było wątpliwe…może chodziło o coś jeszcze innego? Cóż…tak czy owak, już za chwilę wszystkie te wątpliwości miały zostać wyjaśnione.





Major Andreas Weiland siedział w wygodnym fotelu w swoim gabinecie i przeglądał zawartość teczki osobowej, całkowicie ignorując czwórkę wyprężonych przed jego biurkiem rekrutów. Na biurku leżały cztery kolejne teczki. Dowódca oczywiście musiał już znać ich zawartość. Rekruci, od dziesięciu minut stojący w bezruchu, zdawali sobie z tego sprawę.

Spocznij - powiedział w końcu major. Odłożył teczkę na biurko i przez chwilę przyglądał się stojącej na zaściełającym podłogę w gabinecie grubym dywanie czwórce żołnierzy.

Cortez Cervantes, Capitol. Derren Dunsirn, Imperial. Kenshiro Oishi, Mishima. – mówił powoli, przyglądając się wymienianym rekrutom.

Widzę, że korporacje inne niż Bauhaus również starają się tu przysyłać najlepszych z najlepszych. - major westchnął ciężko.

Sądzę, że powinienem wam pogratulować. Kantyna niemal doszczętnie zrujnowana. Zniszczenia przekraczające wartość miesięcznych poborów was wszystkich razem wziętych. Pięciu doświadczonych żołnierzy wymagających hospitalizacji…imponujący wynik, wziąwszy pod uwagę, że nie zdążyliście się nawet porządnie rozpakować. – w tym miejscu major nieznacznie podniósł głos.

Cóż…biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg waszych karier, sądzę, że nie powinienem był spodziewać się niczego innego. Chciałbym, żebyście wiedzieli jedno - w normalnych okolicznościach żaden z was nie zostałby przyjęty do służby w tej jednostce i to, że zdaliście testy sprawnościowe, nie zmienia tego faktu. Ciebie to też dotyczy. - dodał, po raz pierwszy zwracając się do Sary Thorne.

Niestety, nasze siły wojskowe poniosły w ostatnim czasie pewne straty, więc nowi rekruci są nam w tej chwili nadzwyczaj potrzebni. Musimy starać się o uzupełnienie braków, nawet jeżeli ma to oznaczać podejmowanie…ryzykownych eksperymentów. Wasza grupa jest właśnie takim eksperymentem… jednak wstępne wyniki trudno określić jako obiecujące.- w tym momencie przerwał na chwilę i jeszcze raz przyjrzał się całej czwórce. Wyglądało na to, że ma zamiar przejść do sedna, czyli do swojej interpretacji wstępnych wyników.

W związku z tym…podjąłem decyzję. W normalnych okolicznościach Kartel honoruje stopnie, które rekruci uzyskali podczas służby w dotychczasowych jednostkach, jednak dla was postanowiłem zrobić wyjątek. Otrzymacie status szeregowego i najniższe możliwe pobory. Oprócz ciebie - tu zwrócił się do Dunsirna. - Jako dowódca drużyny otrzymasz stopień starszego szeregowego. Gratuluję błyskawicznego awansu. – uśmiechnął się kącikiem ust.

Jeżeli któremuś z was nie odpowiadają te warunki, oczywiście możecie zrezygnować…chociaż biorąc pod uwagę zawartość tych teczek - tu wskazał na rozłożone na biurku dokumenty - raczej nie spodziewałbym się, że wasze macierzyste korporacje przyjmą was z otwartymi ramionami. Ale może wy sądzicie inaczej?- tu przerwał, jak gdyby czekając na zgłoszenia.

Żaden z rekrutów nie sądził inaczej.

A więc dobrze. Pozostała jeszcze jedna sprawa… - major nacisnął jakiś guzik na biurku. Po chwili do pokoju wszedł adiutant.

Przyprowadź mi szeregowego Braxtona- powiedział krótko Weiland. Adiutant zniknął za drzwiami. Wrócił po dziesięciu minutach. Doktor Braxton dołączył do szeregu rekrutów, stanął na baczność i zasalutował.

Spocznij - powiedział niedbale major.

Uznałem, że takiej drużynie jak wasza przyda się sanitariusz. Doktor Braxton wydał mi się najlepszym możliwym kandydatem. Tak jest - tu zwrócił się do Mallory’ego , który wydawał się nieco zaskoczony - to twój nowy przydział służbowy.

Myślę, że teraz drużyna jest wprost idealnie dobrana. Wszyscy macie jedną wspólną cechę - martwicie mnie. A ja nie lubię się martwić. W związku z czym… tu przerwał i podniósł biurka jakiś dokument. Pokazał go całej grupie i spytał: - Wiecie, co to jest?

Nikt nie odpowiedział.

To jest standardowy formularz A21, decyzja o zwolnieniu ze służby w siłach zbrojnych Kartelu. Mam tutaj pięć takich formularzy. Wasze nazwiska są już wpisane - brakuje tylko mojego podpisu pod spodem. Chciałbym, żebyście dobrze zapamiętali to, co teraz powiem, bo nie mam zamiaru tego powtarzać – jeszcze jedno przekroczenie dyscypliny, jakakolwiek niesubordynacja któregokolwiek z was…i wylecicie stąd wszyscy. Jeżeli jeden zacznie jakąś rozróbę, uznam, że pozostali są winni, bo go nie przytrzymali albo nie podali mu środka uspokajającego. I nie będę słuchał oskarżeń o stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. To pierwsze i jedyne ostrzeżenie. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno. - po raz drugi nieznacznie podniósł głos. Żołnierze spoglądali na niego w milczeniu.

Myślę, że wszystko zostało wyjaśnione – teraz mówił już spokojnie. – Jak widzicie, wasz los leży teraz w waszych rękach. Możecie razem iść do góry i udowodnić, że jednak jesteście prawdziwymi żołnierzami…albo razem spaść na dno. Mam nadzieję, że dokonacie właściwego wyboru.

To wszystko. Jesteście wolni… - przerwał na chwilę, zreflektował się - a w zasadzie, wolna jest szeregowa Thorne i szeregowy Braxton. Dla pozostałych nasz szeryf ma podobno bogaty program zajęć na resztę dnia. Jestem pewny, że nie możecie się już doczekać tych atrakcji , więc nie będę was dłużej zatrzymywał.
 

Ostatnio edytowane przez Dinteville : 16-06-2013 o 20:30.
Dinteville jest offline