Na twarzy elfki malował się strach i smutek. Polała dokładnie ranę swojego brata, delikatnie odchyliła głowę i resztę mikstury wlała mu do gardła. Głaskała go po mokrych włosach. Nie zwracała uwagi na krzyki Wernhara. Spojrzała w niebo, ciemne i nieprzystępne. Była wściekła. -"Nie pozwolę! Choćbym miała oddać swoje życie za jego życie!" -pomyślała. W tym momencie ujrzała dym unoszący się nad drzewami. Nadzieja zakwitła w jej sercu. -Maximilian ma rację, ja również widzę dym. Jeśli się pośpieszymy uda się nam ocalić naszego pracodawcę. -serce biło jej szybko, lecz nie dała już poznać po sobie uczuć jakie w niej dryfowały. Zdjęła z siebie łuk a następnie płaszcz i okryła brata ciepłą jego stroną. Nie powinien się wyziębić. Broń wróciła ponownie na jej plecy. -Zajmijcie się noszami. Jeśli nie dla samego życia pracodawcy to dla pieniędzy jakie wam obiecał. -powiedziała elfka siedząc przy nim. Jej ubranie robiło się mokre, koszula przylegała do ciała, ciemne spodnie również. Siedziała przy bracie i starała się oddać mu od siebie ciepło, tyle ile mogła. Zakryła jego twarz przed deszczem sama moknąc.
Pochylając się nad nim wyszeptała bardzo cicho do Eldrina. -Żyj... proszę nie zostawiaj mnie znów samej...
__________________ "Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy." |