Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2013, 12:32   #100
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Nim współczucie i złość wymieszały się w nim, zdążył zareagować instynktem. Jednoczesnym ruchem ręki i drugiej dłoni, dotykającej przycisku na jego generatorze, wytworzył szeroką tarczę molekularną, która przejęła większą część ładunku. Rzucił się za jakąś osłonę, będącą urządzeniem laboratoryjnym. Na szczęście ciało kobiety mogło posłużyć jako chwilowo dodatkowa dystrakcja. Zdziwiła go trzeźwość z jaką działał. Miał wrażenie, że jego procesy myślowe przyspieszyły podwójnie, albo nawet zdublowały. Coś sprawiało, że myśli napływały szybciej... Dlatego chyba też zamiast skulenia się pod osłoną i czekania na śmierć, miał już gotowy plan oszukania zbrojnych. Wiedział, że mogą dysponować sprzętem wykrywającym anomalie w powietrzu. Nie wychylając się zza urządzenia, rozbił się do formy mgły molekularnej która jednak przyległa blisko podłogi. Powoli snując się nisko, próbowała obejść strażnika z bronią elektryczną. To ona była zagrożeniem dla tej formy, w której się znalazł. Jedno skromne wyładowanie, a Minton nie poskładałby się pewnie do kupy. Stąd wyeliminowanie tego zagrożenia stało się priorytetem. Gdy znajdzie się już za plecami, przebije go ostrzem i ponownie rozbije do postaci mgły. Co będzie w sumie wyrokiem dla posiadającym jedynie broń konwencjonalną towarzyszem. Śrut może i morderczy dla tkanki łącznej, dla mgły był niczym niegroźna mrzawka. Owszem, parę molekuł mogłoby osiąść na powierzchni strzału, ale wszystko byłoby niczym strzelaniem w chmurę. Pozbycie się więc drugiego będzie bułką z masłem, pod warunkiem że uda mu się unieszkodliwić pierwszego.
- Cholera - przeklął człowiek-bateria.
- Rozbił się! - krzyknął ten drugi, który najwyraźniej był kobietą. Specjalna opuściła broń i zamarła na ułamek sekundy - Rozmyte fale … uważaj! Zbliża się do ciebie!
- Gdzie?!
- Nie wiem! Nie mogę go dokładnie wyczuć!
- Pieprzyć - mruknął elektryczny i Minton poczuł jak sięgają go pierwsze drobne wyładowania.
- Co ty, kurwa, robisz!? - kobieta rzuciła się do tyłu, jak najdalej od swojego partnera.
Nie spodziewał się, że zbrojny będzie w stanie atakować obszarowo. Ale znów podziałała jego zdumiewająca szybkość reakcji, wspartej częściowo umiejętnością wyczytywania myśli. Nie miał zbyt wielu możliwości. Nie mógł ani sekundy dłużej przebywać w formie rozproszonej, wszelki ładunek elektrostatyczny był dla niego pewną śmiercią. Jedyne co mógł więc zrobić, to zmaterializować się przed zbrojnym.
Dzięki przyspieszonemu trybowi myślenia, zdołał jednakże wcisnąć na generatorze przycisk generujący molekularny drąg, który momentalnie wydłużył się do podłogi. Drugą dłonią chwycił zaś przeciwnika. Utworzył obwód zamknięty ze stosownym uziemieniem. Gdy doszło do rozładowania energii, bezlitośnie użył mocy dematerializacji na twarzy wroga. Jego bezwzględność była zdumiewająca, ale o tym będzie rozmyślał gdy już ciśnienie opadnie. Bo wciąż pozostanie jeden przeciwnik do pokonania... Być może nawet zabicia... Czyżby Minton zamieniał się w jakiegoś potwora?
Należało to poważnie rozważyć. Za jego plecami leżała martwa kobieta, która w chwili śmierci była całkowicie bezbronna. Przed nim padł mężczyzna bez twarzy. Jego czaszka wyglądała jak jeden z tych plastikowych modeli anatomicznych, używanych w szkołach. Przez chwilę, nim wgłębienie zalała krew, widać było dokładny przekrój czaszki od skóry, przez kość, aż po mózg.
Czuł się dobrze, ale brakowało mu czegoś bardzo ważnego. Było miejsce w jego sercu, które trzeba było zapełnić natychmiast.
Kobieta, która wyczuwała go w postaci chmury milczała. Chciał jeszcze raz usłyszeć jej głos.
Wtem zdołał odzyskać na moment swoją świadomość... Pozostając w formie mgły widział twarz tej kobiety. Jej wyraz szokował go... Nie, to nie było zwykłe przerażenie. Tak patrzył człowiek, który widział coś bardzo strasznego, szokującego i jednocześnie przekraczającego granicę ludzkiej tolerancji... Tak było gdy trauma i niedowierzanie pokonywały nawet pierwotny lęk... Ona patrzyła w ten sposób, dokładnie w ten... Patrzyła, ale na co? Na kogo? Na niego?! Nie, on nie był taki przecież. Zwykły nerd z sąsiedztwa, nic nie znaczący programista, człowiek który urodził się z mocami których nie chciał. To nie mógł być on. Więc, dlaczego? Dlaczego...? Dlaczego...? Pytanie odbijało się od ściany jego umysłu niczym piłka... Popadł w amok. W jakimś chwilowo świadomym odruchu, przypomniał sobie o zbrojnej. Zdołał tylko wytworzyć widzialny mglisty napis: “UCIEKAJ”.


- Już w porządku - usłyszał jej łagodne słowa. Zdjęła hełm i uśmiechnęła się słodko - Wszystko będzie dobrze. Znalazłeś mnie …
Rozłożyła ręce. Chciała go objąć, ale nie był w odpowiedniej formie.
On tego nie rozumiał. Ta kobieta była dla niego całkowicie obca i nawet mimo swej urody, to czuł że to może być podstęp. Jego molekuły walczyły ze sobą. Jedne próbowały wyrwać się do przodu i zniszczyć przeciwnika. Drugie ciągnęły te pierwsze z powrotem i chciały żeby ta kobieta żyła... Gdzieś pośrodku tego zagubiony niczym dziecko we mgle George, próbował skonsolidować myśli i zrozumieć motyw działania tej kobiety. Z mgły wyłoniła się ludzka sylwetka twarzy Mintona. Nie chciał się materializować, w obawie że nie będzie w stanie się kontrolować.
- Nic nie jest w porządku! - odparł - Nie wiem kim jesteś, nie wiem czego chcesz ode mnie, ale oszalałaś chyba! Zostaw mnie, nim moje “złe ja” zrobi coś co “dobre ja” będzie potem żałować.
- Dlaczego miałbyś mnie skrzywdzić ... George? - nie rozumiała, nie wierzyła, że byłby w stanie - Nie pamiętasz mnie? Przecież mówiłeś, że mnie kochasz? - nie pamiętał, ale czuł w tym stwierdzeniu prawdę.
- Że co? - kompletnie tego nie rozumiał. Czuł za to jednak, że potwornie się męczy w tym stanie i długo już nie pociągnie - Nie rozumiem nic, nie wiem skąd znasz moje imię... Nawet jeśli mówisz prawdę, to tylko potwierdza że mogę stawać się kimś kogo nikt nie chciałby znać, a co dopiero kochać...Proszę, nie wytrzymam dłużej w tym stanie. Muszę... Muszę... Zniszczyć to... miejsce. Uratować... innych - w głosie Mintona było słuchać wyraźne oznaki wycieńczenia, ale też jakiejś desperacji i smutku.
- Dlaczego miałbyś to robić, George? Dlaczego chcesz niszczyć nasz dom? - coś dziwnego działo się z rzeczywistością. Otaczające George’a gładkie ściany laboratorium zaczęły się poruszać w dziwnym rytmie, przypominającym bicie serca. Z głośników, które do tej pory ogłaszały alarm, popłynął szum morza, zaraz przerwany irytującym skrzypieniem i głosem Loyda Llowery’ego.
- Nie daj się George! Nie pozwól im wejść do swojej głowy! - zdawało się, że mówi z dna oceanu. Nagle, wizje przerwało syknięcie drzwi za plecami George’a. Ciało martwej badaczki, pozbawione wsparcia łupnęło bezceremonialnie na linoleum. Niewysoki mężczyzna w skórzanym płaszczu, ze staroświeckim sześciostrzałowym w dłoni przekroczył próg i trupa. Drzwi spróbowały się za nim zamknąć, ale zwłoki skutecznie temu zapobiegały.
- Co my tu mamy? - zapytał mężczyzna. Był rozluźniony, ręka z bronią zwisała mu swobodnie wzdłuż ciała - Co tu robisz młody człowieku?
Zaklął w myślach. Dał się wrobić w tak banalny trik, jak atak mentalny. Jednocześnie nie był w stanie dłużej zostać w formie mgły. Zresztą, skoro wszyscy go widzieli, to nie było sensu się ukrywać. Leżał na podłodze i ciężko oddychał.
- W pojedynkę infiltruję tę bazę, chcąc zniszczyć wszystko co tu zastanę - odparł bezceremonialnie i szczerze Minton, co paradoksalnie mogło zabrzmieć jak ironia lub żart - Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - Minton spuścił głowę, by łatwiej było mu wziąć kolejny oddech. To było trochę grą na czas, którego potrzebował by móć choć na moment znowu powrócić do formy mgły i uciec - A co mógłbym tu innego robić? Miałem być obiektem testowym, kiedy dwóch zbrojnych zaczęło strzelać do mnie i do badaczki. Kompletni wariaci - tym razem Minton rżnął głupa - Przez ten cały chaos nikt tu nie wie, do kogo strzela i po co. A ty, kim jesteś?
Mężczyzna przechylił głowę na bok, tak jak robią to zaciekawione ptaki. Zwrócił się do kobiety stojącej spokojnie obok George’a.
- Wciąż nie zdaje sobie sprawy o co idzie gra?
- Nie jest świadomy - oznajmiła kobieta.
- Jeszcze jest szansa … - głos Lowery’ego zamilkł, gdy mężczyzna zastrzelił głośnik.
- Pokaż mu - rozkazał kobiecie, opuszczając rękę powoli.
- Jak Pan sobie życzy doktorze Mauser - kobieta podeszła do drzwi prowadzących do właściwej przestrzeni badawczej. George ponowie był świadkiem skomplikowanego rytuału przejścia. Po chwili drzwi były otwarte, a kobieta zapraszała go gestem do środka.
Minton posłusznie udał się z Mauserem. Choć w głowie odbijały się słowa Lloyda, coś kazało mu tam iść. Tak, już wyczuwał że nie tylko on podejmuje decyzje za siebie. Tylko czego to “coś” mogło chcieć od jakiegoś dziwaka w płaszczu? Tak czy owak, zyskał trochę na czasie. Pomyślał, że w takich chwilach w filmach czy komiksach, zły lubi się chwalić swoimi zamiarami. Może warto go posłuchać? Powolnym krokiem kierował się do pomieszczenia obok.
Oświetlenie musiało być wyposażone w czujniki ruchu, ponieważ laboratorium ożywało z każdym korkiem, który Minton robił. Bliżej znajdowały się zwykłe urządzenia laboratoryjne, dalej, na całej przeciwległej ścianie, jedna wielka oszklona szafa wypełniona szarymi ampułkami, ułożonymi w zestawach po dziesięć, w równych rządkach. Przed szafą stało stanowisko badawcze, a przy nim krzątała się znajoma postać. Gdy naukowiec w kitlu odwrócił się w jego stronę, George poczuł się, jak w złym śnie. Patrzył prosto na siebie, rozluźnionego, zadowolonego, uśmiechniętego Georga Mintona.
W pierwszej chwili pomyślał, że to znowu jakaś sztuczka umysłu. Pokiwał głową, ale coś wewnątrz wyrywało się w stronę sobowtóra. To musiało oznaczać, że prawdopodobnie drugi Minton był z krwi i kości. Ta sama siła, która przejmowała powoli kontrolę nad jego ciałem i umysłem, chciała posiąść również jego kopię.
- Co to ma znaczyć?! - wykrzyknął - Co to za jakieś iluzje?! Nie zamierzam się dać drugi raz nabrać. Darujcie sobie...
- George - zagadał George - Nie histeryzuj. Już po wszystkim, zdałeś egzamin.
- Świetnie, to poproszę o ocenę panie profesorze Minton, i przy okazji wyjaśnienie gdzie są ukryte kamery i kiedy mam zacząć się śmiać - ironizował ten prawdziwy George.
Był sfrustrowany. Nie podobało mu się, że ktoś z nim tak pogrywał. Nie zamierzał więc być specjalnie miły. Czekał na wyjaśnienie i czuł, że lada moment wróci do pełni sił i będzie mógł dokonać przemiany w mgłę.
Siły rzeczywiście wracały, również te, które czerpał z DNA telepatycznego błota. Mrugnął i przez ułamek sekundy znalazł się w zupełnie innej rzeczywistości. Leżał, widział jak pochyla się nad nim Specjalna, czuł jej dłonie na skroniach, w powietrzu unosił się zapach krwi. Zdał sobie sprawę, że to krew spływająca po twarzy kobiety, rubinowymi łzami. To ona do niego mówiła, jego własnym głosem. Wszystko to było jak intensywna migawka, po chwili znów stał przed swoją kopią.
- Przeszedłeś symulację śpiewająco - uśmiechnął się do siebie - Teraz musisz jedynie aktywować nanoroboty. To część zadania. Gdy to zrobisz, będziemy mogli oficjalnie uznać cię za agenta …
- A więc mam zostać narzędziem w waszych dłoniach. Mogę choć zapytać, po co? Co chcecie tym osiągnąć? Przejąć władzę w kraju, albo nad światem? A i jeszcze jedno, czy ta kobieta obok mnie, może przestać bawić się moim umysłem?
Twarz jego kopii zamarła, a następnie powoli wykrzywiła się w grymasie gniewu.
- A więc mentalista? - mruknęła jego mroczniejsza wersja - Trudno. Nie chcesz sugestią, to pogadamy inaczej. Zmuszę cię, choćbym miała zdechnąć.
Nagle wszystko dookoła runęło i odbudowało się na jego oczach, jak grafiki w grach. Dookoła było ciemno i zimno, a w cieniu czaiła się para krwistoczerwonych oczu.
- Albo zrobisz, co do ciebie należy, albo umrzesz ze strachu, mutancie - syknęła kobieta.
- I tak czeka mnie śmierć... - odparł spokojnym, choć smutnym tonem - Ale byłbym ostrożny z atakowaniem mnie mentalnie. Sam czasami nie kontroluję, co robi mój umysł... Jedyne, czego się boję teraz, to tego co za chwilę zechcesz mi zrobić, oraz to co się stanie potem - w głosie Mintona nie było ani groźby, ani pewności siebie. Mówił to zupełnie neutralnie, albo wręcz ponuro. Nie chciał krzywdy tej kobiety, a mimo to wiedział że jego telepatyczny byt może równie dobrze rozerwać jej psychikę na strzępy...
- To co zamierzasz?
Wiedział, że jest na łasce mentalistki. Choć gdyby odnalazł kontrolę nad ciałem, mógłby rozproszyć się na mgłę i w ten sposób rozproszyć również jej atak. Z drugiej strony Minton pragnął zrozumieć dlaczego ta kobieta tak go nienawidzi? Dlaczego oni traktują go tak podle? I kim był ten drugi Minton.
Czerwone oczy zaczęły się zbliżać, powoli z ciemności wyłoniła się postać. Przed Georgem stał ponownie on sam, idealne odbicie jego obecnego Ja. Nawet worki pod oczami były na miejscu. Tylko ręce i ubranie miał zakrwawione. Rozpryski krwi tworzyły niepokojący wzór na koszulce, a czerwone krople spływały po palcach na ziemię. Przenikliwe kapanie odbijało się pustym echem po tej dziwnej rzeczywistości.
- Zabiliśmy ich wszystkich - powiedziała zjawa głosem George’a.
- My?! Jacy my?! Nie ma nas, jesteś tylko iluzją, pokręconym eksperymentem! Odejdź!
Próbował się rozejrzeć po otoczeniu. Wszędzie ciemność. Próbował być spokojny, ale siłą rzeczy budziło to niepokój. Spróbował przyjrzeć się swojemu drugiemu ja pod względem molekularnym.
W tej iluzji było to zupełnie niemożliwe. Tu nie było molekuł, tylko zjawy. A w cieniu pojawiły się istoty, które George zabił w trakcie tej misji. Naukowiec, która wpuściła go na górę, Specjalni, których pozbawił życia na pierwszym piętrze. Żołnierze, którzy zginęli podczas ataku na Detroit. Wszystkie twarze, które Minton znał, i których nigdy nie widział. Wszystkie zamarłe w niemym oskarżeniu i bezbrzeżnym żalu.
- Dlaczego mnie nie uratowałeś? - zapytała kobieta w kitlu. Na jej piersi wykwitały krwawe kwiaty.
- Jak miałem to zrobić!? - krzyknął zrozpaczony - Nie jestem żadnym pieprzonym superbohaterem, słyszysz?! Jestem zwykłym... Zwykłym człowiekiem, zwykłym... tchórzem! - schował twarz w dłoniach, do oczu naszły łzy - Oni wszyscy zginęli... Z mojego powodu. Fina, Jerusalem, zbrojni, naukowiec.
Zginęli bo wyściubiłem nos poza przyjemny grajdołek, a jednocześnie brak mi było sił lub odwagi. Co ja sobie myślałem?! - pokiwał głową i uderzył płaską dłonią w twarz.
- Ale dałeś też życie - usłyszał w głowie znajomy głos.
- KISS... - wyszeptał - Szkoda, że cię tu nie ma.
- O mnie też zapomniałeś?

I wtedy kobieta przed nim zniknęła, została tylko szarość. Szara, nieskończona głusza. Minton wpatrywał się martwym wzrokiem w tą dal. I przed nim zarysowała się uśmiechnięta buźka.


- Hej - usłyszał głos, który już kiedyś tak go pozdrowił.

- Więc jednak żyjesz... A tak zapomniałem. Nie żyjesz... Jesteś świadomy...

- Dałeś się nabrać... - w przestrzeni uniósł się wielokrotny chichot - Jesteś w iluzji.

- Dzięki kapitanie oczywisty. Doceniam twoją pomoc.

Szlamowata twarz nie odpowiedziała, za to usta w ciągu sekundy zdołały naprzemiennie

kilkanaście razy zmienić swój wyraz, ze smutku po radość.

- Więc to ty próbujesz przejąć kontrolę nade mną?

- Tak - byt ponownie zachichotał, ale już znacznie ciszej.

- Cóż, masz prawo się mścić...

- Mścić? Nie. Taki już jestem. Po prostu.

- Wolę nie pytać kto i po co cię stworzył... Ale jeśli myślisz, że pozwolę ci przejąć władzę nade mną, to się grubo mylisz. Prędzej wolę zginąć...

Telepatyczny byt zjeżył się, a twarz przybrała grymasu złości. Glut urósł, i stał się tak wielki, że przytłoczył i jednocześnie przeraził Mintona. Wielkie usta niemalże pochłaniały małego jak mrówka George’a. Jednak po chwili twarz znowu wróciła do swojej poprzedniej formy.

- Rozumiem. -odparł ze spokojem.

- Świetnie. Teraz muszę się jakoś stąd wyrwać...

- Żaden problem. - twarz znowu wygięła się w szerokim uśmiechu, a oczy zwęziły się do wielkości cieniutkich szparek.

- Co masz na myśli?

- Jeszcze nie. Obiecaj mi najpierw. Pozwolę ci być, a ty pozwolisz mi na coś więcej.

- Że co? Mógłbyś mówić jaśniej? Czego ode mnie oczekujesz?!

- Powiem w odpowiednim momencie. Ty się zgodzisz.

- Ale nawet nie wiem... Wiesz, to jakby... - spojrzał na zniecierpliwiony byt - Ok, niech będzie. Powiedzmy, że mamy umowę. Teraz wyrwij mnie z tego... czegoś.

- Mogę przeciążyć połączenie mentalne.

- Aha, i co wtedy? Jak rozumiem kobieta umrze? Nie, dzięki za radę, ale jakoś nie chcę kolejnego trupa. Już za dużo ich spowodowałem...

- Nie umrze - krótko odpowiedział mu byt.

- Hm. No dobrze, jeśli dasz słowo że nie umrze... Ma żyć, rozumiesz? Albo z naszej umowy nici.



W tym momencie twarz rozprysła się niczym bańka, i Minton nawet poczuł jak części gluta odpryskują jego twarz. Potarł policzki dłonią, lecz o dziwo nie było żadnego śladu po bycie. Telepatyczne błoto postanowiło zgodnie z propozycją rozprawić się ze specjalną mentalistką. Wykorzystując energię telepatyczną zgromadzoną w przejętych komórkach, doprowadził do wyładowania i przesłania ogromnego impulsu mentalnego. Jednocześnie glut zadbał o to, by energia ta nie naruszyła umysłu swojego właściciela, a jedynie uderzyła w mentalistkę. Jeśli ta nie zdąży się wycofać, a wymagałoby to ogromnego refleksu lub ingerencji z zewnątrz, jej umysł otrzyma potężną dawkę mentalną, która wypierze jej mózg. Kobieta nie umrze, ale też raczej nie będzie do niczego zdolna. Doprawdy, byt nie kłamał, ale chyba nie o to chodziło Mintonowi.
George otworzył oczy akurat w momencie gdy nachylająca się nad nim kobieta, straciła przytomność i odrzucona przez skurcz towarzyszący mentalnemu bólowi runęła do tyłu, jak marionetka z podciętymi sznurkami.
Zaraz po tym George poczuł ból, który znał bardzo dobrze - ktoś zaatakował go wyładowaniem elektrycznym. Atak był jednak za słaby by wywołać jakieś permanentne zniszczenia w organizmie mutanta.
- Hm, atak mentalny - głos Mausera był niemal klinicznie pozbawiony emocji - Tego nie było w aktach.
Agent zmieniał ustawienia w jakimś dziwnym urządzeniu, które prawdopodobnie było odpowiedzialne za elektryczny atak.
George osłonił się tarczą molekularną, lecz energii w niej starczyło tylko na część ładunku zbrojnego. Poczuł jak resztki wyładowania przeszywają jego ciało. Upadł i na moment stracił przytomność.
W tym momencie drzwi do laboratorium pękły, choć nie miały prawa i przez szczelinę do środka dostali się Feedback i jego Alice.
- Przeszkadzacie! - wrzasnął wściekły Mauser i wycelował w nich swoim porażającym sprzętem.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 17-06-2013 o 12:36.
Rebirth jest offline