Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2013, 04:37   #6
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Halleksie... Kim jest ten mężczyzna?

Thoer zastał wyraźnie speszoną Julię wciąż w kuchni, gdzie stanęła nieśmiało przy stole znajdującym się na środku pomieszczenia. Jej dzieci trzymały się blisko niej, niepewnie rozglądając się dookoła. Cała trójka wyglądała tak, jakby spodziewała się, że zaraz może się pojawić więcej zakapturzonych nieznajomych.
To... ktoś, z kim muszę na razie pracować. Będzie z nami mieszkał przez jakiś czas. Nie martwcie się, wygląda na ciemnego typa, ale zdaje mi się, że jest niegroźny.
Co się dzieje, Halleksie? — spytała Julia, po czym zerknęła na swoje nerwowo splecione dłonie. — To ma być nasz nowy dom?
Tak...

Miał już powiedzieć “tak mi się zdaje”, ponieważ nie był całkiem pewien, czy ten prezent Princepsa należeć miał do nich na stałe. Ugryzł się jednak w język.
A przynajmniej na razie — rzekł zamiast tego. Wydało mu się to dużo lepszym sformułowaniem. Julia spojrzała na niego jednak z rozpaczą, po czym znacząco obrzuciła wzrokiem otoczenie.
Czy ty to widzisz...? — wyszeptała łamiącym się głosem. — Czy ty widzisz, jak to wygląda?

Hallex oczywiście rozumiał w pełni, o co jej chodzi. Zielony dom nie wyglądał na skromny przybytek, nie wyglądał nawet na taki, który widział lepsze czasy. Wyglądał raczej tak, jakby przetoczyła się przez niego horda barbarzyńców z północy. Był zupełnie spustoszony i poniewierało się po nim więcej śmieci niż użytecznych mebli lub przedmiotów. Kuchnia miała co prawda kilka prostych kredensów, ale ich drzwiczki były powyrywane lub wisiały na pojedynczych zawiasach. Większa część podłogi zasłana była skorupami garnków, mis i dzbanów, które wcześniej musiały znajdować się w owych szafkach i na półkach, jednak teraz tylko parę było wciąż zdatnych do użytku. Kilka znajdujących się tutaj krzeseł także zostało połamanych. Powietrze ciężkie było od kurzu, a pajęczyny zdawały się wisieć w każdym rogu pomieszczenia, przyczepione do poobijanych ścian.

Julia chwyciła dzieci i powiedziała im, żeby wyszły. Choć lekko się opierały, udało jej się wyprowadzić je na dziedziniec, po czym powróciła do milczącego Halleksa.
No i? — zaczęła, wyraźnie próbując zachować spokój.
Co mam ci powiedzieć? — syknął Hallex, sam pokazujący teraz podirytowanie. — Dom wygląda tak, jak wygląda, ale to wszystko da się naprawić, odbudować. Nie rozumiem twojego problemu — wycedził.
Nie tak miało być! Obiecywałeś, że będzie nam się żyło tak dobrze! Mówiłeś o wspaniałościach miasta! A zamiast tego trafiliśmy do tej zaszczurzonej dziury?
Na początek! Jeszcze niedawno nie miałaś żadnego domu; nie sądzisz, że to jest poprawa? Zresztą w jaki sposób jest to tutaj gorsze od chaty, którą miałaś w głuszy?
W głuszy mieliśmy przynajmniej niepołamane sprzęty oraz zwierzęta hodowlane! Tutaj nie mamy niczego... Niczego! A z drugiej strony nie wiemy, co się tu stało, ktoś może w każdej chwili tu przyjść, jakiś obcy ma z nami spać...

Halleksowi zdawało się, że może zobaczyć, jak łzy gromadzą się w oczach Julii, chociaż jeszcze żadna nie spłynęła. Był pewien, że to tylko kwestia czasu, ale w tej chwili niewiele o to dbał.
Skąd w ogóle masz ten dom?! — wykrzyknęła.
Otrzymałem go od człowieka, z którym pracuję — przyznał, bo w tym przypadku nie widział sensu w skrywaniu prawdy. — Dla którego — poprawił się z tego samego powodu.
Powiedz mi, co to za praca! — zażądała.
Nie mogę tego zrobić — odparł wściekle.
Jak to nie możesz?! Czy nie widzisz, że ja się boję? O siebie i o moje dzieci!
Czemu jednak nie możesz mi zaufać?! Jak dotąd przecież nie stała wam się żadna krzywda, póki byliście przy mnie. Ja to wszystko robię właśnie dla ciebie i dla nich!
Naprawdę?! Wcale nie, w ogóle nie dbasz o moje dzieci! Banus prawie się nie odzywa od czasu porwania! Ciekawa jestem, czy chociaż zauważyłeś!

Hallex nie zauważył. Jeśli już miał jakikolwiek kontakt z dziećmi, to głównie w tej postaci, że ukradkiem spoglądał na tyłek Julii Młodszej. Chociaż zwrócił uwagę na to, że nigdy nie słyszy Banusa, uznał po prostu, że jest on nieśmiałym chłopcem, i nie zastanawiał się nad tym wiele. Nie podejrzewał nawet, że to może być jakiś poważny problem. Ale nie zamierzał się teraz do niczego przyznawać.
No to co, że się z nimi nie bawię czy cokolwiek byś chciała?! Jakbyś nie zauważyła, przez większość swojego czasu broniłem was przed niebezpieczeństwami! Wciąż to robię! Poświęcam się dla was!
No i świetnie na tym wychodzimy! Dzięki tobie skończyliśmy w najgorszej części miasta, gdzie nie wiadomo, co się z nami stanie następnym razem, gdy wyjdziesz z domu! TYLE WARTA JEST TWOJA TROSKA!
JESTEŚ PO PROSTU NIEWDZIĘCZNĄ SUKĄ!
MOŻE BYŁABYM BARDZIEJ WDZIĘCZNA, GDYBYŚ NAPRAWDĘ COŚ DLA NAS ROBIŁ!

Tego było dosyć. Hallex obrócił się i momentalnie wypadł z kuchni, trzaskając za sobą sponiewieranymi drzwiami tak mocno, że odbiły się od framugi i walnęły o ścianę. Ale choćby się miały połamać, Hallex o to nie dbał. Wymaszerował z domu i zagłębił się w pierwszą lepszą ulicę, nie wiedząc w ogóle, co robi. Choć wkrótce wrócił do niego rozum, wciąż się nie zatrzymał; szczerze mówiąc, miał ochotę zgubić się w licznych bocznych alejkach i ślepych zaułkach stolicy. Nawet, gdy zaczęło zachodzić słońce, nie chciał wracać — wciąż czerwony ze złości, wolał włóczyć się po mieście przez całą chłodną noc. Zachowując się jak jakiś zupełnie inny człowiek, szukał zaczepki, jakiejś sposobności, by wyładować ten gniew, który trzymał w sobie.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 18-06-2013 o 04:53.
Yzurmir jest offline