Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2013, 22:03   #11
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
Carlsson siedział w kącie korytarza i myślał. To co się dziś stało nie mieściło mu się w głowie. Nie chodziło o to jedzenie, dziwne drzwi bez klamek, gadające pudła i inne dvd. Poznał już trochę świata i techniki. Wiedział, że to nie magia a wytwory ludzkich rąk. Jednakże nie potrafił sobie poradzić z konceptem rozumnej i jednocześnie przyjaznej maszyny. To się kurwa nie może dziać! Kołatało mu się po głowie nieustannie. Jak by tego było mało wydawało się, że maszyny są przynajmniej dwie. Ta niewidzialna nazywana Albertem i ta z trzech telewizorów którą Albert nazywał Johny. Właściwie to ten Johny nie wydawał się tak nadęty, może on coś powie? - przyszło na myśl Indianinowi.
-hop hop Johny chodź tu - zawołał Czerwonoskóry pewien, że ktoś go obserwuje.
Robot po paru minutach przyleciał do Carlssona.
- Chciałeś pogadać.
- Powiedz mi Jesteś obdarzony wolną wolą czy nie? - Baszar lubił walnąć od razu z grubej rury.
- Och... Takie pojęcia-nudy to do Pana Alberta. Jestem Johny! SI!
- Co znaczy Si?
- No wiesz... Sztuczna Inteligencja. Program napisany przez kogoś, który może kminić na podobnych zasadach jak ludzie czy mutanty. No... Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć... Nigdy nie lubiłem takich nudów. A tu jest nuuuudno. Nudno, nudno, nudno!
- Sztuczny? Zrobiony? -mówił powoli Baszar drapiąc się jednocześnie po głowie- Czyli jesteś narzędziem, nawet jeśli myślącym. Kto tobą steruje?
Robot podniósł i opuścił ekrany wyświetlające oczy i obrócił ich animacją.
- Nuuudy... Pogadaj z Panem Albertem, on rozkminia takie rzeczy. Narzędzie, człowiek, maszyna... Dusza. Nikt mną nie steruje. Znaczy sam sobą steruje. Zagrajmy w coś! To jest fajne!
- Umiesz grać w kościanego pokera? No i masz kości? - spytał bezproblemowo Indianin.
“Usta” robota wygieły się do dołu.
- Bardzo zabawne. Ha. Ha Ha. Czym mam rzucać? Zagrajmy w monopol. Tylko będziesz musiał rzucać i poruszać moim pionkiem. - wyraźnie się strapił. - Ale mogę licytować! I płacić kaucje, i budować własny interes! Pan Albert nie lubi monopolu ale ja zawsze z gośćmi gram! On woli szachy. Tylko szachy.
- Mogę rzucać kośćmi za ciebie a co do monopola to żadnego tu nie ma a nawet jak masz wódę to jak gram to nie piję bo wtedy za łatwo mnie oszukać. Często macie gości?
- Za rzadko. Kości jak bedziesz rzucał są nie fajne. Monopol to taka planszówka. Masz planszę a na niej miasta. I budujesz hotele. I domki. I możesz pójść do więzienia! I zarabiasz. Jest instrukcja. Nauczysz się!
- Chyba mogę spróbować.. -niepewnie powiedział tropiciel. - ale jak będzie nudne to gramy w kości. Ja nie mam wieczności na grę. Kiedy ostatnio byli tu goście inni niż my i Niemiec?
- Próbujesz ze mnie wyciągnąć informacje! Ha! Nie oszukasz mnie! Jestem bystry! Sam Pan Albert mnie napisał! No ale to nie tajemnica... Tylko czas dziwnie płynie, musiałbym odtworzyć moje katalogi danych a to jest nuuuudne. Nudne. Nudne. Ale wporzo kolo jesteś. Czekaj chwilę.
Robot wywrócił animacje oczu na drugą stronę.
- Manipulator jest wolny. Możemy zagrać najpierw w kości. Zaraz je tu przywiezie. Czy wolisz salon?
- Nie chcę cię oszukać, tak się rozmawia tam skąd pochodzę. Jak jesteś ciekaw to pytasz bo inaczej ktoś ci nie odpowie bo nie zapytałeś nie? - prostota wypisana na twarzy Indianina mogłaby prostować kąty proste w ekierkach. - Wszystko jedno gdzie gramy. Tu może być.Tylko bez kantów ok?
- Jasne. Czyli mogę pytać i nie będę wścibski? Skąd jesteś?
- Z pustkowi. Moje plemię nie uznawało miast i stałych osiedli. Żyliśmy zawsze w drodze. Od obozu do obozu. Tam gdzie akurat matka natura uznała nas za stosowne gościć. Po co napisał cię Albert?
- Pytanie za pytanie? Bomba! Było mu smutno samemu. Więc napisał mnie. I żeby witać gości. To mój jedyny obowiązek. Co to matka natura?
- Co z tymi kośćmi? Może sam je przyniosę. Gdzie je położyłeś? Zaoferował się tropiciel.
-Matka natura to najwyższa siłą na świecie i świat jednoczenie. To wszystko co nas otacza poza wynaturzeniami oczywiście. - odparł z natchnioną miną Baszar.
- Nie rozumiem. Kości już za raz, za sekundeczkę będą. Możesz mi wytłumaczyć dokładniej? Co to wynaturzenia? Mutanty? Takie ze zwierząt? Czy i z ludzi?
- Wynaturzenia to wszystko co naturze przeciwne. Mutanty przecież są złe to po pierwsze a po drugie powstały za sprawą człowieka a nie Wszechmatki a człowiekowi nie wolno ożywiać innych istot. - Wyjaśnił z mądrą miną dzikus. - Maszyny też są wynaturzeniami bo krzywdzą dzieci Matki Natury. Dlatego ty i Albert jesteście dla mnie zagadką. Jak na razie nie krzywdzicie. Po co zapraszacie gości?
- Bo jesteśmy samotni.
W tym momencie do pomieszczenia wjechała maszyna, która składała się z gąsienic, tułowia i dziesięciu manipulatorów różnej wielkości. W jednej z nich trzymała woreczek z kośćmi, które położyła na stole. W środku były trzy komplety kości. Johny od razu się odezwał.
- Gramy! Gramy! Będzie zabawa!
- Co to kurwa za ustrojstwo! - Indianin momentalnie się zaniepokoił i położył dłoń na swojej maczecie.
- Spokojnie. Manipulator. Działa tylko jak ja lub Pan Albert nim sterujemy. Będzie rzucał za mnie. Spokojnie, nie ma oprogramowania bojowego.
- Nooo … dobra ale następnym razem uprzedź jak zawołasz jakąś inną maszynę. Bo wiesz niby jesteś spoko ale nie jestem pewien czy aby nie jesteś demonem. Jasne!? - Indianin powoli wracał do siebie.- No a tak w ogóle to ile was maszyn tu jest? Ty, Ąlbert chociaż go nie widziałem, te dwa mięśniaki z karabinami, ta proteza ktoś jeszcze? No i kto robi tabelę ty czy ja?
- Rób. Przywieźć Ci kartkę i ołówek? Demonem? Nie jestem demonem. Jestem Johny!
- Przywieź, pewnie nie jesteś ale to się zobaczy. Nigdy nie wiadomo jakie oblicze przybierze bestia jak mawiał Wielebny. Tylko się nie obrażaj co? Ja naprawdę staram się być przyjazny.
Manipulator wyjechał.
- Spoko. Jesteś świetny kolo. Słuchaj... A czym są te demony? Takie z piekła? Jak Astaroth?
- Demony to to co Lynks np. nazywa maszynami molocha. Ich twórca to Antykreator, przeciwieństwo matki natury którego ucieleśnieniem jest twór nazywany Molochem. Pamiętasz o moim pytaniu o gości?
- Znaczy mówiłem. Paru ich było. Znaczy parę razy goście byli. Raz ktoś sam, raz całą ekipą jak Wy. Fajnie mieć taką ekipę. Jak wataha! Musi być klawo należeć do takiej. Słuchaj stary, wyluzuj. Nas nie robił Moloch a Pana Alberta zrobił Pan Albert. Ale ten prawdziwy. Znaczy pierwszy.
- Jaki pierwszy Pan Albert? Czy on też był maszyną? - zapytał Indianin kończąc malowanie tabeli. - Wszystko poza parą z ręki liczymy razy 2 ok?
- Jasne. Nie jesteśmy maszynami. Jesteśmi SI!
- Dobra, no to SI, czy człowiekiem był? Twój rzut.
Johny z dziwną satysfkacją przyglądał się rzutom kośćmi co raz przybliżając jeden z ekranów.
- Nigdy w to nie grałeś? - Zapytał zaintrygowany zachowaniem maszyny Baszar.
- Z dziesięć lat temu. Z człowiekiem z Vegas. Byłeś w Vegas?
- Byłem, nie lubię go bardziej niż innych miast. Siedlisko grzesznych oszustów. Co tu ten szuler robił? - obrzydzenie w głosie czerwonoskórego było prawie namacalne.
- Przybył jak Wy. Czemu grzesznych? Według dekalogu?
- Nie wierzę w dekalog. Mój przyjaciel tak, ja nie. Grzesznych bo ludzie nie czują więzi ani ze sobą ani z naturą. Unikasz odpowiedzi na temat innych gości. Jeśli nie chcesz to możemy o tym nie rozmawiać ale ciężko mi tobie zaufać jeśli nie znam losów moich poprzedników. Jeśli np nie żyją bo chcieli was okpić to powiedz zrozumiem.
- Nie wymiguje się. Nie znam na tyle ludzi by wiedzieć jak bardzo chcesz rozbudowaną odpowiedź. A co do ludzi to pogadaj z Panem Albertem. On ich wpuszcza i wypuszcza. Ja tylko się bawię!
- Przecież widzisz co się z nimi dzieje, co mówią i robią ,co robi Albert. Rozumiem, że stworzył cię do zabawy?
- Podać Ci mój algorytm? Mogę jako maszyna chaotyczna, bo to jest najbliższe Twojemu językowi. Poddaje się emocjom a raczej algorytmom bardzo dobrze je oddającym. Teraz dwa pytania należą do mnie!
W głosie maszyny było słychać satysfakcje.
- Jak człowiek może nie czuć więzi z sobą? W sensie czym to się objawia.
- Znowu mówisz trudne słowa. Nie wiem co mi chcesz pokazać więc nie ma sensu żebym to oglądał. Co do więzi, to weź na przykład Cutlera i mnie. On wielki psychol, na pierwszy rzut oka zakapior jakich mało, ja człowiek pustyni stroniący od przemocy, dołóż do tego Młodego -sierotę z ciągotami do demonicznych spraw. Trzy totalnie różne osoby o różnych celach i talentach. Jednak się wspieramy, jeden za drugiego poszedłby w ogień. nie dlatego, że potrzebujemy wzajemnie swoich umiejętności ale dla tego, że czujemy ze sobą więź. Dlatego ,że oni zdecydowali się wam zaufać nie zaatakowałem. Pomimo iż jest to sprzeczne ze wszystkim w co wierzę. Ba nawet rozmawiam z maszyną. W Vegas natomiast patrzą na siebie tylko przez pryzmat korzyści, non stop kombinują jak by tu jeden drugiego wyruchać. rozumiesz? - Widać było, że emocje znów ponoszą Baszara, może też nie odzyskał jeszcze równowagi w tym domu bestii.
- Nie do końca. No ale miało być fair. Moje pytanie, Twoje pytanie. A Ty pierwszy nie zrozumiałeś mojej odpowiedzi. Powiedz co Ci wyjaśnić. A właśnie, jak mam do Ciebie mówić?
- Gra się skończyła, wygrałeś to tak przy okazji. Jestem Baszar. Algorytmy to twoje myśli lub dusza coś takiego. Tyle rozumiem. Czego nie rozumiem to pomijasz pewne tematy. Dlaczego? nie możesz o nich rozmawiać bo Albert ci nie pozwala? Jeśli tak to powiedz. Wiem co to lojalność i rozkaz. W każdym razie ja odpowiadam szczerze na bardzo prywatne pytania. Nawet wiedząc, że Albert cały czas słucha.
- Czekaj. Nic nie pomijam. Na wszystko odpowiadam. Wybacz nudziarstwo ale inaczej tego nie da się wytłumaczyć. Jestem niezależnie myślącą istotą. Algorytmy to takie... Popatrz Basz, mam nadzieję, że mogę do Ciebie tak mówić sam nie używam pełnego imienia, masz pewne cechy przekazane Ci z rodziców. Przez urodzenie. Dziecko jest zawsze podobne do rodziców. Geny to się nazywa. Nuuudy. U mnie to są algorytmy. Jestem taki a taki. Jednak masz też coś takiego jak fenotyp, czyli to jak Ciebie ukształtował świat i ludzie. Fizycznie i psychicznie. Duchowo. Czyli genetycznie jesteśmy podobnie. Ciebie spłodzili rodzice, mnie stworzył, napisał, Pan Albert. Jednak obaj mogliśmy się kształtować przez otoczenie. Kapujesz? Do tego co pominąłem zaraz wrócimy. A swoją drogą dzięki za grę.
Usta na dolnym ekranie uśmiechnęły się.
- Szkoda, że nie mogę podać Ci ręki...
Baszar słysząc to spontanicznie uścisnął jeden z manipulatorów. - Wiesz, żeby nie było to nadal nie zdecydowałem czy nie jesteś demonem. Jeśli jesteś to cię zabiję - powiedział nieco zmieszany - no ale gadasz normalnie.
Usta na ekranie rozciągnęły się w uśmiechu a manipulator bardzo delikatnie odwzajemnił uścisk. Na słowa o zabiciu usta i oczy przybrały smutny wyraz.
- Nie wiem czym jest demon więc nie wiem czy nim jestem. Nie stworzył mnie Antykreator.
- Jeśli to prawda to nie musisz się martwić. No ale wtedy moja religia przestanie być spójna. Nic to, może ktoś to kiedyś wyjaśni. - Indianin i tak miał dość problemów związanych z doktrynami swojej wiary i najwyraźniej zdecydował się nie tworzyć kolejnych.
- Może Ty?
- Nie jestem kapłanem.
- A jak u Was staje się kapłanem?
- Po prostu się jest. Słuchaj jesteś ok ale muszę chwilę pomyśleć. Twoje zachowanie wywróciło cały mój świat. Idę do siebie. - Carlsson wstał i ruszył w stronę wspólnego pokoju.
- Jasne Basz. Jak coś z chęcią pogram jeszcze i pogadam. Obejrzyj film. Wiem, ze to Was odpręża. Szczególnie pornografia.
Manipulator wyjechał a powoli za nim Johny.

Baszar szedł korytarzem szukając bratniej duszy do rozmów. Odgłosy ćwiczeń dochodzące z sali sportowej zwabiły go tam akurat gdy Cutler i Młody siadali właśnie na ławce.
- Cholera Cutler, mógłbyś mi trochę odpuścić, co? - zagadnął nieco zdyszany Młody - Padnięty jestem po tym ostatnim cyrku.
- Żartujesz sobie? - zapytał Cutler. - Taylor zawsze mi mówił, że lepiej dostać wycisk na treningu niż na ulicy... - James pokiwał głową wspominając radę przyjaciela.
- Wielkolud ma rację, w akcji nie poprosisz o przerwę -Powiedział wchodzący do sali Baszar.
- I ty, Brutusie? - zapytał Młody z wyrzutem, wciąż mając problemy z ustabilizowaniem oddechu - Jak by na to nie spojrzeć nie mamy teraz do czynienia z kolejną akcją. Poza tym i tak jestem w służbach tyłowych. Czy raczej byłem - zakończył ponuro
- Nie łam się stary. - powiedział trochę bez przekonania James. - Nasze szeregi stopniały, ale ja nie zamierzam odpuścić. Wiecie kto to był? - zapytał Cutler patrząc na pozostałą dwójkę.
-Po pierwsze Młody to mam na imię Baszar nie Brudas i uważaj z tym kurwa- powiedział nieco rozeźlony Indianin. Po drugie to faktycznie akcja ma teraz miejsce. Tylko, że po tej rozmowie z robotem to sam nie wiem co to za akcja. James ci goście co nas rozjebali to przypominali tych z moich koszmarów serio mówię.
- Masz na myśli tych skurwieli w RIOTowskich pancerzach z Nowego Jorku, czy mówisz o aktualnej sytuacji? - oddech Młodego wrócił już prawie do normy.
- Mówię o tych z NY. Dokładnie o posokowcach, czy kundelkach, jak w III Zwiadowczym nazywaliśmy tych skurwieli. Wysyłają ich z Jabłka za najgorszymi oprychami. Na moje nieszczęście jestem na ich liście. Możliwe, że to po mnie przyszli. Więcej niż możliwe... Kurwa mać. - powiedział James zastanawiając się nad czymś.
- A teraz nie dokończyli roboty, to masz na myśli? Sądzisz, że będą nas szukać? - drążył monter.
- Panowie nie wierzę, że przyszli po Jamesa. Może i byłeś wisienką na torcie ale tak duża operacja dla jednego gościa? - niedowierzanie w głosie Indianina było więcej niż wyraźne. - Ktoś to wszystko starannie przygotował. Ciebie mogli wyjąć po prostu na mieście.
- Pewnie masz rację, Baszar. Kiedyś chcieli mnie żywcem, ale po tym jak na jednej ich akcji się dopaliłem i rozjebałem co się da już polują na trupa. Oni działają w 5-osobowych grupach. Może tym razem wysłali parę takich grup. Myślę, że mogło chodzić o kogoś z grupy handlarzy, ale raczej o nas. O naszą grupę. Całą lub jej sporą część. A czy myślę, że będą nas szukać? - zapytał James patrząc na Młodego z lekkim uśmiechem. - Liczę na to. Zajebie ilu się da choćbym... Zabrali prawie wszystkich naszych do piachu.
- Prędzej oni zajebali by nas - Młody był pragmatykiem - Wiem, że w walce sobie radzisz, ale proszę, mierz siły na zamiary. Sądzisz, że poradzilibyśmy sobie tam, gdzie zawiódł cały nasz oddział?
- Zgadzam się z Młokosem, na ten moment nie mamy szans. Nie znaczy to, że im wybaczyłem. Dwa razy pozbawili mnie plemienia. Kiedyś ich za to dopadnę ale najpierw muszę mieć jak i czym.
- Nie mamy szans, ale oni byli dobrze przygotowani. Wiedzieli o nas wszystko i mieli opracowany nasz plan. Wiecie, że jestem z wami całym sercem, ale ktoś musiał nas wydać jak nic. Obawiam się tego. W otwartej walce, na równych zasadach, przy zaskoczeniu obu stron to oni byliby na przegranej pozycji. Nigdy nie spotkałem nikogo od nich kto dałby mi radę na kosy... Aż do ostatniego razu. Tamten był szybszy i sprawniejszy ode mnie. Gdyby nie Drake nie byłoby mnie tu. - powiedział patrząc pusto przed siebie Cutler.
- Czyli pewnie był nawszczepiany jak chuj. Jeśli stać ich było na wynajęcie takiej grupy by nas wyeliminować to sądzę że to nie koniec i jeszcze przyjdzie nam się spotkać
- Tak czy tak albo my ich albo oni nas. To temat na przyszłość. To co mnie teraz martwi to co te maszyny od nas chcą? - Baszar mówiąc to bez przekonania bawił się hantlem.
- Nie wiem, ale w stosunku do Alberta mam raczej pozytywne odczucia. Wiem jak to brzmi, ale pierwszy raz maszyna tak mnie zaskoczyła. A co do wszczepów... Mógł je mieć, ale koprocesor ściąga wszelkie możliwe blokady z ciała nosiciela. Oznacza to, że musiał mieć ten sam wszczep, tej samej klasy co ja. Nic innego nie da takiej szybkości, a jak przy włączonym procesorze coś sobie jeszcze dorzucisz... wykitujesz. Ciało tego nie zniesie. Wiem, bo pamiętam jak mnie w III do wszczepu przyuczali. Znaczy uczyli jak z niego korzystać. Jak był szybszy istnieje tylko 1 wyjaśnienie... Naturalnie jest szybszym człowiekiem. Bardziej wysportowanym. Nie mogę się na niczym innym skupić. Dzisiaj nawet Albertowi manekina porwałem z nerwów. - powiedział James pokazując muskularną ręką na rozerwany humanoidalny worek do ciosów.
- Spokojnie James, wyluzuj. Prawdę mówiąc niezależnie czego od nas chcą maszyny mi się tu podoba. Warunki świetne, dostęp do przedwojennej technologii i co ważne okazja by choć trochę odpocząć po ostatnich paru dniach. Nie wiem jak wy, ale dla mnie wrażenie że po raz pierwszy od jakiegoś czasu nikt mnie nie ściga jest przyjemne.
-Przyjemne a czy wiecie, że oni miewają takich gości od czasu do czasu? Tylko, że ich tu nie ma w tym raju na ziemi. Nie wydaje się wam to podejrzane?
- Wiesz co Bashar. Ja chcę wypocząć, trenować jak ciężko się da, zjeść jak dobrze się da, naoglądać się filmów ze szkoleń przedwojennych specjalsów i wyjść. Nawet jak by tu miało być najlepiej na ziemi. Nie zostawię tej sytuacji na zewnątrz tak. DOGi mi za to odpłacą własną krwią. Posokowcy sami będą krwawić. - James nagle ściągnął brwi jakby coś mu się przypomniało. - A co do wynajęcia... Nie da się ich wynająć. To oddział pod dowodzeniem policji NY. Pod Collinsem. Wiem, bo... Dawno temu sam byłem szkolony na jednego z nich. Jeszcze przed III. Nie mówiłem wam. Wybaczcie.
- Spoko Cutler, jesteś wśród swoich. Co do pobytu tutaj to i tak nie mamy większego wyboru, należy zatem korzystać z życia tak bardzo jak tylko się da. W końcu taka okazja się nie powtórzy, czyż nie?
- Może się nie powtórzyć to racja ale cały czas nie daje mi spokoju czego ten Albert szuka? Bo, że czegoś szuka to oczywiste.
- Nie mam pojęcia. - skwitował James. - Jestem w stanie uwierzyć, że Albert chce sprawdzić czy nie powiemy nikomu z zewnątrz o tym co tu zobaczyliśmy. Obawiam się, że zanim on nam zaufa sytuacja na zewnątrz może się diametralnie zmienić. Nikt nie ma pojęcia gdzie jesteśmy, ale oni też nie próżnują. Co gorsza wiem, że nie ważne jak ciężko bym nie trenował i w ogóle, to i tak nie dam sobie z tą sytuacją rady. Jak ich zobaczę od razu będzie masakra na maksa.
- Zacznijmy od tego, że poza tym swoim kiziorem to nie masz żadnej broni. Wiem, wiem, radzisz sobie z nożem zajebiście, ale na większej odległości byle idiota z bronią palną cię skosi. Pogadam z Albertem i spróbuję ci coś skombinować zanim wyjdziemy z bunkra.
- Jak powiedziałem z pieskami nie będziesz walczył sam. Ja zawdzięczam im dwa razy więcej- ponuro stwierdził tropiciel. - Jednak najpierw martwię się o dziś potem o jutro. Tak więc bardziej myślę o maszynach. Z jednej strony są ucieleśnieniem zła w które wierzę, a z drugiej mogą nam pomóc nie tylko w zemście ale i w życiu jako takim. Mogą sprawić by było lepsze.
- Dzięki Młody. I Tobie też, Bashar. Razem myślę, że będziemy w
stanie stawić temu czoła. Roboty mogą nam pomóc. Jeśli wykorzystamy nasz pobyt tutaj dobrze możemy wyjść jako zupełnie inne osoby. Chociaż obawiam się, że jak Albert naprawdę jest dobry mogę się zawahać w walce z maszynami Molocha, a tego bym nie chciał... Nie mogę sobie pozwolić na taką słabość.
- Oki w takim razie powiedzcie mi jedno. Jak poznać, że maszyna kłamie? - Spytał retorycznie Baszar po czym wstał i wyszedł.
 

Ostatnio edytowane przez cb : 18-06-2013 o 22:29. Powód: bo tabelkę roztrzeliło
cb jest offline