Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2013, 15:02   #11
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Ostateczne upokorzenie

Tego dnia Henry po lekcjach ponownie odwiedził placówkę badawczą. Tym razem jednak jego celem było dowiedzieć się co się stało z jego zwiadowcą, więc zamiast wejść do środka, zaczął okrążać budynek, aż w końcu znalazł salę w której poprzedniego dnia pracowała Geenie. Przycupnął za jednym z okien i ostrożnie zajrzał do środka. Spróbował też skontaktować się ze swoim robotem za pomocą PSI, by ustalić jego położenie.
Zerkając do środka Henry dojrzał samą Geenie. Wciąż była w swoim pomieszczeniu. Tym razem jednak nieco mniej aktywna.
Owcza hybryda spała naprzeciw jakiejś doniczki. Jej głowa spokojnie leżała na stole.
Rozglądając się dalej po pełnej biologicznych próbek sali, Henry ujrzał jej dziwaczne czarne stworzenie, z jego dronem przywiązanym do kabla. Partner Geenie bawił się szpiegiem Henriego jakby to było jojo.
- Ten przeklęty zwierzak - warknął pod nosem naukowiec, unosząc do góry zaciśniętą ze złości pięść. - Traktować mój niezwykle wyrafinowany wynalazek jak zwykłą zabawkę. Niewybaczalne!
Henry wyprostował się i odchrząknął, po czym wyciągnął przed siebie otwartą dłoń.
- Sezamie, otwórz się! - rozkazał, gdy w sterowanym elektronicznie oknie coś kliknęło i otworzyło się przed nim na oścież. Naukowiec zaś przeszedł przez nie bezszelestnie i skradając się zaczął podchodzić coraz bliżej dziwacznego stworzenia. - Kici kici. Dobry zwierzaczek. Oddaj mi to, dobrze? To jest dla mnie bardzo ważne.
Stworzenie słysząc Henriego odwróciło się do niego. Zamrugało dwukrotnie po czym wystawiło jęzor.
Szybkim ruchem czarny stwór złapał ogonem za szklankę wody i ustawił ją nad głową śpiącej Geenie, jak gdyby grożąc naukowcowi, że może ją w każdej chwili obudzić.
- Nie! Tylko nie to! - zawołał Henry z przerażeniem w oczach, po czym złożył ręce w błagalnym geście. - Proszę, zrobię wszystko, tylko oddaj mi tą kulkę.
Stworzenie zmrużyło oczy gdy w jego umyśle zaczęły rodzić się jakieś diabelskie plany.
Ostatecznie wskazał na karton przy ścianie. Gdy Henry zerknął w tamtą stronę, spostrzegł w nim sporo damskich ubrań.
- Chyba sobie żarty robisz - stwierdził naukowiec, mierząc wzrokiem pudło. - Nie ma mowy żebym...
Nagle Henry poczuł jak na moment staje mu serce. Obrócił powoli głowę drżącą niczym nienaoliwiony mechanizm i spojrzał z powrotem na zwierzaka ze strachem.
- Nie mów mi... że to... jej... ubrania - wydukał, spoglądając na śpiącą dziewczynę. - Jeśli się dowie, że ich chociaż dotknąłem, to jestem martwy. Miej litość!
Stworzenie uśmiechnęło się diabelnie szeroko po czym przytaknęło ruchem głowy...torsu...głowotorsu. Twarzotorsu?
Jeżeli rasizm wywodził się z przekonania, że czarna skóra to skóra diabła, to stworzenie mogło być tego największym dowodem.
Henry przełknął głośno ślinę i rozejrzał się po sali nerwowo szukając jakiegoś miejsca w którym mógłby się schować w razie gdyby kujonka się obudziła.
Sala miała kształt prostokąta. W prawym rogu znajdowały się drzwi. Naprzeciw nich była ściana z oknem, przez które wszedł. Dalej, w lewym rogu pomieszczenia znajdowało się kilka kotar. Zapewne rozłożonych aby zrobić ciemnię. Nie wszystkim eksperymentom pomaga światło.
O ile było tu sporo umeblowania z blatami, to stół pod który można by wleźć był tylko jeden i spała na nim Geenie.
Jakkolwiek jednak spora liczba kartonów też była jakąś opcją. Można zwyczajnie się za nimi położyć a może dziewczyna nie podejdzie dość blisko by go ujrzeć...
Naukowiec westchnął, po czym ostrożnie zaczął zbliżać się do pudła. Policzył w głowie do dziesięciu i odwracając wzrok sięgnął do środka dłonią, szukając czegoś co mógł łatwo na siebie nałożyć i jednocześnie nie wyglądać zbyt idiotycznie. W końcu musiał tylko udobruchać zwierzaka i zmyć się stąd tak szybko jak potrafił.
Szybko spostrzegł, że ubrania były ładnie posegregowane. Bielizna, suknie, topy. Wszystko miało swoje miejsce w pudle. Najprościej byłoby chyba nałożyć coś jednoczęściowego? Jednak w tym wypadku miał tylko różową suknię-piżamę. To tak jakby definiował właśnie wygląd ucieleśnienia wstydu jakim zaraz zostanie.
Młody mężczyzna dłońmi drżącymi niczym w febrze wziął do rąk suknię i uniósł wysoko. Wciągnął mocno powietrze i powtarzał sobie w głowie, że prawdziwy naukowiec nie zatrzyma się przed niczym i przejdzie nawet po trupach aby osiągnąć swój cel. Obawiał się tylko, że w tym konkretnym przypadku trupem może okazać się on sam.
Henry odłożył na bok różową sukienkę, a jego ciałem wstrząsały ciarki gdy zdejmował swój ukochany kitel i który zdezintegrował jednym kliknięciem na panelu CMU. Teraz zaś wiedział, że przyszedł czas by zrobił najbardziej upokarzającą rzecz w swoim. To było gorsze nawet niż moment w którym został wyrzucony z uczelni. Wtedy mógł chociaż zachować prostą twarz i odwrócić uwagę znajomych kilkoma żartami. Teraz jednak mimo iż nikt go nie widział, czuł jak jego policzki robią się czerwone gdy wsuwał na siebie sukienkę niczym skazaniec idący na szubienicę. Po chwili która zdawała się być wiecznością odwrócił się w końcu z powrotem do zwierzaka z wymalowanym na twarzy wstydem i pięściami zaciśniętymi tak mocno że aż pobielały mu kłykcie..
- No, zadowolony? - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Czy teraz oddasz mi moją własność?
W jednym momencie woda spadła na głowę Geenie, a stworzenie zaczęło podskakiwać jak szalone, chichocząc co niemiara.
- Jab! - w swoiście rozpaczliwym głosie jęknęła Geenie unosząc się z stołu i łapiąc za głowę. - Wełna mi się skołtu...ni...- gdy dojrzała Henriego zamrugała delikatnie. Zapadła niezręczna chwila. A może po prostu trzy, najdokładniej odczute w życiu Henriego, sekundy.
Naukowiec wstrzymał oddech. Zareagował odruchowo, wystukując kilka klawiszy na swym podręcznym komputerku, po czym nagle kulka trzymana przez zwierzaka ożyła i zaczęła się rozkładać. Wyszły z niej cztery pająkowate nogi, a w środku pozostała niewielka kamerka, a może jakieś inne urządzenie?


Robocik wierzgał przez chwilę nóżkami wciąż zawieszony na kablu, gdy jego elektroniczne oko obróciło się w kierunku szafki z różnokolorowymi chemicznymi odczynnikami i wystrzeliło w jej stronę cienki czerwony promień, który natychmiast potłókł kilka z próbek, co miało za zadanie odwrócić uwagę Geenie. Henry zaś w tym czasie z nienaturalną wręcz prędkością jednym ruchem zrzucił z siebie różową sukienkę i popędził w stronę wyjścia, gdy robocik oddał następny strzał w przytrzymujący go kabel i dla odmiany ruszył w stronę okna przez które zamierzał uciec.
-ZBOCZENIEC! - wrzasnęła Geenie, gdy nagle zrobiło się gorąco.
Po pomieszczeniu zaczął rozchodzić się dym, a szafka na której stały chemikalia zapłonęła. Dziewczyna-owca nie wiedząc co ma robić patrzyła to na ogień, to na Henriego, to znów na ogień, to wtem na miejsce w którym Henry był pół sekundy temu.
Przynajmniej chłopakowi udało się uciec razem z robotem. Pytaniem było: co teraz?
Naukowiec miał tylko jedno wyjście i nie było ono delikatnie mówiąc najlepszym na jakie liczył, jednak radykalne sytuacje popychają człowieka do radykalnych działań. Henry widząc co się dzieje zmienił kierunek swojego biegu i zamiast jak pierwotnie planował uciec na korytarz, pojawił się tuż za dziewczyną.
- Manewr #073 - mruknął do komputerka na swoim przedramieniu, a chwilę później w jego dłoni zmaterializował się kawałek tkaniny, którym zakrył nos i usta Geenie. Wiedział, że zaraz włączą się zraszacze, więc pożar nie był wielkim problemem. Nie mógł jednak pozwolić by prawda o tym czego dokonał wyszła na jaw. Chusteczka nasączona chloroformem powinna skutecznie uciszyć dziewczynę, a przy odrobinie szczęście gdy się obudzi nie będzie już pamiętała owego zdarzenia lub uzna je za zwykły sen.
Geenie się wierzgała, uderzała nogą w stopę Henriego i próbowała sięgnąć rośliny, przed którą wcześniej spała, jak gdyby to miało jej pomóc. Jednakże po zaledwie kilku sekundach rozbrzmiał alarm. Woda zaczęła lecieć z sufitu, stworzenie młodej profesor ugryzło w prawą kostkę Henriego, wywołując mały jęk bólu, a drzwi do pomieszczenie uchyliły się.
Ktoś usłyszał alarm i postanowił wejść na pomoc.
Henry prędko schował chustkę do kieszeni, po czym wziął mutantkę na ręce i z przerażoną miną zaczął kuśtykać w stronę drzwi ze zwierzątkiem wciąż przyczepionym do kostki. Na całe szczęście nie potrafiło ono mówić, gdyż inaczej chłopak byłby w prawdziwych tarapatach. Teraz jednak miał okazję żeby wyjść z sytuacji w jednym kawałku.
- Pożar! - krzyknął nadzwyczaj zdesperowanym głosem. - Przyślijcie pomoc! Dziewczyna straciła przytomność!


Drzwi otworzyła czarnowłosa kobieta średniego wzrostu. Miała na sobie specyficzny strój, przypominający kombinezon ochronny. Cechował ją tatuaż - kwiatek pod prawym okiem.
- Matko jedyna. Zanieś ją pędem do pokoju lekarskiego. Ja zajmę się pokojem. - poprosiła kobieta. Wyglądała na zadbaną, ale coś sugerowało Henriemu, że nie jest wcale uczniem. Między innymi mogła być to plakietka "nauczyciel".
- Nie, proszę tam nie wchodzić! - zawołał Henry, gdy wybiegł z pomieszczenia i przystanął na moment obok nauczycielki. - Zapaliły się substancje chemiczne. Zaraz może nastąpić większa eksplozja. Lepiej niech nikt nie wchodzi do środka dopóki nie wyłączą się zraszacze.
Ostrzeżenie naukowca brzmiało niezwykle poważnie, a twarz wyrażała szczerą troskę. Nie czekając jednak na odpowiedź popędził korytarzem i pytając o drogę kilka miniętych po drodze osób szybko znalazł drogę do gabinetu lekarskiego.
W tym czasie bot znajdujący się bezpiecznie na zewnątrz zdążył usadowić się na jednej z niższych gałęzi pobliskiego drzewa i obserwował przez okno sali laboratoryjnej czy drzwi się zamkną, czy też ktoś jednak zamierzał wejść do środka mimo ostrzeżenia Henrego.
Henry biegł ile sił w nogach. Jego android stał uważnie na baczności. Wszystko wydawało się iść dobrze.
Niestety nauczycielka natychmiastowo weszła do pomieszczenia Geenie. Poruszała się wewnątrz półprzezroczystej, prostokątnej figury. Swoistego zabezpieczenia z Psi.
Kobieta rozglądała się po pomieszczeniu uważnie, przyglądając się głównie resztce pożaru, która po chwili sama zniknęła.
Mason zaś wpadł do pokoju pielęgniarki, która okazała się być androidem.


Był to robot o niebieskich włosach, grubych blachach i uroczej twarzy. Gdy tylko zobaczyła pacjentkę na rękach Henriego, otworzyła mini-komputer w swoim ramieniu, który wystrzelił holograficznym wyświetlaczem.
- Jak pomóc? - zapytała metalicznym głosem.
- Utrata przytomności wskutek szoku - stwierdził Henry, wskazując wzrokiem na trzymaną w rękach dziewczynę. Wiedział że nie ma sensu silić się na uprzejmości w rozmowie z androidem, więc postanowił od razu przejść do rzeczy. - Żadnych uszkodzeń ciała. Gdzie mam ją położyć?
Otwartą dłonią Android wskazał na łóżko. - Proszę ją położyć i wyjść. - poinstruował Henriego. - Spokojnie, zrobią co w mojej mocy. - zapewniał mężczyznę.
- Właściwie to ja też jestem pacjentem - rzekł naukowiec, podwijając nogawkę spodni, by odsłonić kolistą ranę na kostce po ugryzieniu rzędem ostrych ząbków. - Jej zwierzątko zdenerwowało się widząc pożar i trochę mnie pogryzło. Nic poważnego, wątpię czy ma wściekliznę, ale mimo wszystko sądzę że powinno się zdezynfekować i opatrzyć ranę.
- Proszę usiąść. Środki dezynfekcyjne są w szafce pod ścianą. Może się pan obsłużyć samemu lub poczekać na moją pomoc. - odparł Android, po czym zaczął skanować leżącą na łóżku dziewczynę, nadając jej priorytet wyższy niż doktorowi.
- Dam sobie radę - odpowiedział Henry, podchodząc do szafki. Zwlekał jednak długo z opatrzeniem rany, chcąc zobaczyć reakcję Geenie po jej obudzeniu. Nigdy przedtem nikogo nie odurzał, wiedział jednak że dziewczyna powinna się obudzić najdalej po kilkunastu minutach.
Rosjanka zapukała dwa razy w drzwi i przeszłą przez próg. Rozejrzała się dookoła, od razu wyłapała Henry’ego i jakąś dziewczynę która miała wiele wspólnego z owcą. Naukowcowi posłała tylko jadowite spojrzenie, po czym usiadła na najbliższym krzesełku. Ktoś potrzebował pomocy bardziej od niej samej więc mogła chwilę zaczekać
- Wyglądają paskudnie - oznajmił Henry, podchodząc do Nikity ze środkami dezynfekującymi i opatrunkiem. - Te rany na plecach. Ciebie też zaatakowało jakieś zwierzę?
Chłopak przyglądał się przez chwilę dziewczynie, wyraźnie coś rozważając. W końcu jednak westchnął z rezygnacją i odezwał się do Nikity:
- Może ja się tym zajmę? Jestem naukowcem, umiem opatrywać rany.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - Wrzasnęła Rosjanka, zaciskając pięści.
- Już dobrze, nie denerwuj się - rzekł ze spokojem chłopak, siadając na krześle z dala od dziewczyny. - W takim razie zajmę się swoimi obrażeniami. Nie jestem w nastroju na kłótnie.
Chłopak usiadł na krześle z dala od Nikity i zaczął z ociąganiem opatrywać ranę kostce. Wyglądał przy tym na mocno przybitego i co chwila spoglądał na dziewczynę leżącą w łóżku.
- Czy w laboratorium znajdował się chloroform? - zapytał Android przyglądając się holograficznemu ekranowi. Odwrócił się on w stronę Henriego. Ten zaś zauważył, że za plecami androida Geenie powoli otwiera oczy.
Andorid dojrzał również Nikitę. - Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Możliwe - potwierdził naukowiec, a na widok otwierających się oczu mutantki wstał z krzesła i podszedł do niej z rękami złożonymi za plecami. Mimo iż starał się tego nie okazywać, to czuł się okropnie z powodu tego co zrobił. - Nic ci nie jest? - zapytał spokojnym głosem, gdy stanął nad łóżkiem Geenie.
Wołałaby chyba wypić szklankę kwasu i zagryźć żyletkami niż dać się opatrzyć temu szajbusowi. Cholera jedna wie co takiemu w głowie siedzi.
- Rany cięte na plecach, niezbyt głębokie mogę poczekać dopóki nie zajmiesz się tą dziewczyną. - Jakoś pomacała się po ranie i spojrzała na dłoń na której była odrobinka niebieskiej cieczy.
- Niee. - zabeczała na swój sposób Geenie. Spoglądając rozkojarzenie na Henriego. Mason był pewien, że dochodzenie do pełnej świadomości zajmie jej chwilę.
- Proszę leżeć, a będzie dobrze.- rzekła do Geenie po czym spojrzała na Henriego. - Proszę wyjść. - aby równie mechanicznie spojrzeć na Nikitę. - Proszę zdjąć koszulę.
To była jego szansa. Henry wiedział, że musi zasiać w głowie dziewczyny bardziej realistyczną wersję wydarzeń. W ten sposób dopisze sobie to czego nie pamięta, a jeśli nawet później przypomni sobie tą surrealistyczną scenę z nim w różowej sukience, to z pewnością uzna ją za majaki.
- W sali naukowej wybuchł pożar. Wydaje mi się że twoje zwierzątko majstrowało coś przy probówkach gdy spałaś. Wybacz, że nie zdążyłem go powstrzymać - wyjaśnił na prędce ze speszoną miną, po czym podrapał się za głową. - Przyszedłem bo chciałem z tobą porozmawiać o dołączeniu do kółka naukowego, a wyszło na to że musiałem cię ratować. Pechowy dzień, co nie?
Naukowiec chciał kontynuować, jednak widząc natarczywe spojrzenie androida stwierdził, że lepiej będzie czym prędzej opuścić pokój.
- Pogadamy gdy dojdziesz do siebie - dodał jeszcze otwierając drzwi gabinetu - Do zobaczenia.
Kravchenko poczekała aż ten opuści pomieszczenie, dopiero wtedy ściągnęła bluzkę by pokazać jakich doznała obrażeń.
- To nic wielkiego, ale wolałabym nie krwawić. - Rzuciła uśmiechając się niemrawo.
Za wychodzącym Henrym padło jedno zasadnicze pytanie.
- Skąd miałeś...kod do drzwi?
Andorid szybko podszedł do Nikity. - Proszę się nie ruszać. - rzekł, aby za pomocą wacika i płynu odkażającego zacząć oczyszczać ranę. Lekko to piekło. - Cóż ci się stało? - spytał android.
Gdy Henry wyszedł w sali, spostrzegł na swoim komputerze, że jego bot właśnie obserwuje jak nauczycielka przygląda się z zastanowieniem różowej kuchni, mając na ramieniu zwierzątko należące do Geenie.
- Cóż, pomagałam zejść z drzewa pewnej kocicy. Trzymała się tak mocno że... no właśnie widać. - Wzruszyła ramionami. Była pewna że posądzą ją o jakąś bójkę czy coś.
- Długo to zajmie? Musze jeszcze klub odwiedzić. - Dorzuciła po chwili.
Podczas tej przemowy Android zaczął owijać ją bandażem. Zaledwie po chwili usłyszała. - Powinno być dobrze. - machina machiną, ale pielęgniarka szkolna była dość dobrze zaprogramowana. Jedyne o co mogła martwić się Nikita to fakt, że bandaż nieco obniżał jej proporcje. - Proszę na przyszłość uważać. Zawsze łatwiej przynieść drabinę, niż ryzykować upadkiem z drzewa.
- *Da, spasiba* - Podziękowała androidowi w ojczystym języku i opuściła salę, uprzednio oczywiście zakładając bluzkę. Zamierzała zameldować w swym sukcesie do Meer’a, więc tam się udała.
Henrego na moment zamurowało. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zwierzę puściło go zaraz po tym jak opuścił pokój Geenie.
- Ten cholerny pchlarz - wycedził z irytacją w głosie. - To wszystko przez niego! Jak tylko go dorwę, to pożałuje że się urodził... Czy też wylazł ze swojego słoja.
Chłopak postanowił jednak zostać i wytłumaczyć dziewczynie wszystkie szczegóły gdy tylko opuści gabinet pielęgniarski. Poza tym ktoś mógł chcieć z nim porozmawiać o całym zajściu, więc dobrze jeśli będą go mogli łatwo znaleźć. Im szybciej wszystko się wyklaruje tym mniejsza szansa, że ktoś go przyłapie. Pomięta suknia nie była wielkim dowodem. Woda powinna była zmyć jego zapach i odciski palców. Pozostało mu jedynie powtórzyć zmyśloną historyjkę każdemu kto go o to zapyta, a kłamstwo powtórzone tysiąc razy stanie się w końcu prawdą. Lub przynajmniej na to liczył Henry. Wpatrując się w monitor swojego CMU nie zauważył nawet mijającej go Nikity. Zresztą w tym momencie w ogóle go ona nie interesowała. Miał dużo ważniejsze sprawy na głowie niż jakaś przewrażliwiona dziewczyna.
Jednak w pewnym momencie jego rozmyślania przerwało pikanie komputera, a na dole ekranu dojrzał migający napisa: "Incoming transmission from: Lazy Assistant". Henry rozejrzał się nerwowo po korytarzu, aczkolwiek mimo iż nikogo nie dostrzegł stwierdził że bezpieczniej będzie schować się w kantorku znajdującym się tuż za rogiem. Co prawda drzwi były zabezpieczone zamkiem elektronicznym, który jednak nie okazał się wielkim wyzwaniem dla szalonego naukowca. Chłopak upewnił się że w środku nie ma żadnych kamer ani pluskw, po czym usiadł na jednym z licznych pudeł wypełniających pomieszczenie niewiele większego od schowka na miotły. Nacisnął migającą na dotykowym ekranie zieloną słuchawkę, a pokoik natychmiast rozświetliła poświata trójwymiarowego hologramu.


W centrum znajdowała się fioletowowłosa dziewczyna otoczona tuzinem komputerowych ekranów wyświetlających zarówno strony internetowe, jak i okna z liniami kodów. W ciemno można było założyć że pasją asystentki Henrego była informatyka.
- Widzę, że zdążyłaś się zadomowić - stwierdził Mason.
- Henry, do czego był ci potrzebny chloroform? - zapytała Juliet z przejętą miną. - Nie mów mi tylko że porwałeś jakąś dziewczynę po to żeby...
- Haha, dobrze żarty - przerwał jej z powagą naukowiec. - Oczywiście, tak jak od początku przypuszczałem, jakiś agent próbował sabotować moje plany. Musiałem go uciszyć i wyciągnąć z niego wszystko co wie.
Informatyczka przewróciła oczami.
- A tak na serio?
- Bardzo dobrze, moja asystentko! - zawołał Henry, wskazując palcem na hologram. - To był test twoich zdolności dedukcyjnych! Tak naprawdę byłem na sekretnej misji by wydobyć z komputera dyrektora informacje o broni masowej zagłady która...
- Ekhem - Juliet przerwała Henremu głośnym chrząknięciem i przyszpiliła go przeszywającym wzrokiem. Temu natomiast z twarzy powoli zszedł uśmiech i zwiesił głowę tak że opadające włosy zakryły jego twarz.
- Odurzyłem dziewczynę, bo zobaczyła mnie w sukience - rzekł morowym głosem.
- Co zrobiłeś? - zapytała Juliet i przez moment siedziała z otwartymi ustami, po czym niespodziewanie wybuchła salwą śmiechu tak głośną, że Mason musiał aż ściszyć głośnik by nikt na zewnątrz ich nie usłyszał. Prawie minutę zajęło jej dojście do siebie, nim była w stanie z powrotem kontynuować rozmowę.
- Skończyłaś? - zapytał Henry z wyraźnym zniecierpliwieniem. - Skąd wiedziałaś, że tym razem nie kłamałem?
- Nikt nie wymyśla tak idiotycznych kłamstw, więc to musiała być prawda - stwierdziła asystentka, ocierając łzy cieknące z oczu, gdy nagle ktoś w domu Henrego zawołał:
- Czy mogę zjeść tą potrawkę z kurczaka!?
Juliet obróciła się na krześle i odkrzyknęła:
- Pewnie, i tak jest ohydna!
- Czy to był Bill? - zapytał Henry. - Co on tu robi i czemu dajesz mu moje jedzenie?
Dziewczyna obróciła się ponownie i wzruszyła ramionami.
- Zanim wrócisz i tak całe zdąży się przeterminować. Mówił że chciał cię odwiedzić nim wyślą cię do akademii, ale widać nie zdążył dojechać na czas.
- Hej braciszku! - głos powoli się zbliżał, aż w końcu w zasięgu kamery holograficznej znalazła sie wielka machająca łapa, a zaraz potem wyłoniła się reszta ciała.


- Sorki, że się spóźniłem, ale byłem na konwencie w Californi i tak jakby zapomniałem o tobie - rzekł przepraszającym tonem.
Billy Mason był o rok starszym bratem Henrego i znacznie mniej uzdolnionym. Skończył szkołę zawodową i obecnie był mechanikiem pojazdowym. To od niego Henry dostawał większość części które wykorzystywał w swoich wynalazkach.
- Dawno żeśmy się nie widzieli - stwierdził zawstydzony.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział mu Henry.
- Słyszałeś co on zrobił? - wypaliła niespodziewanie Juliet, odwracając się do Billa. - Odurzył dziewczynę, bo ta zobaczyła go w sukience.
Po kolejnej burzy śmiechu brat Henrego usiadł na drugim obrotowym krześle przy jednym z monitorów i zapytał:
- Macie tu jakieś gry?
- Sprawdź w folderze "Stymulacja neuronowa mózgu za pośrednictwem oprogramowania rozrywkowego" - odpowiedziała mu Juliet.
- Nie wiedziałem, ze foldery mogą mieć tyle znaków.
- Nie chcesz wiedzieć jak nazwał swój folder z por...
Tym razem to Henry odchrząknął przerywając swojej asystentce. Postanowił opowiedzieć dwójce szczegóły całego zajścia, zaś gdy skończył Bill nie odrywając wzroku od monitora na którym widniała jakaś gra wyścigowa rzekł do niego bez cienia współczucia:
- Jesteś okropną osobą. Życzę ci żebyś zgnił za kratkami, ty potworze.
- Czy ty aby nie przesadzasz? - żachnęła się Juliet. - Mówisz o swoim bracie.
- Od dzisiaj nie mam brata - odpowiedział Bill tym samym bezlitosnym głosem.
- Zignoruj go - poinstruował asystentkę Henry. - Ten nerd ma fioła na punkcie mutantek. Naczytał się za dużo tych chińskich komiksów.
- To są japońskie mangi - oświadczył Bill. - A ja jestem otaku.
- I jesteś z tego dumny? - zapytał naukowiec.
- Nie rozmawiam z tobą dopóki jej nie przeprosisz.
- A niby jak mam to zrobić nie przyznając się do winy?
- To już twój problem.
Po chwili niezręcznego milczenia Juliet postanowiła zadać swojemu przełożonemu dość rzeczowe pytanie:
- Czy dziewczynie nic nie jest?
- Zabrałem ją do pielęgniarki. Właśnie dochodzi do siebie - odpowiedział Henry.
- Cóż, masz szczęście że znajdowaliście się w laboratorium biologicznym - oznajmiła informatyczka i po chwili przeglądania internetu dodała. - Chloroform powstaje w procesie chlorowania metanu, więc dość łatwo wytworzyć go przez pomyłkę w trakcie eksperymentów ze związkami organicznymi. Przynajmniej przez to nie powinieneś mieć problemów.
- Dobrze wiedzieć - odetchnął z ulga naukowiec.
- Następnym razem po prostu wejdź przez drzwi i poproś o robota. Oszczędzisz wszystkim zamieszania i nerwów - pouczyła go Juliet. - A na razie upewnij się że sprawa nie wyjdzie na jaw, bo mógłbyś mieć przez to niemałe kłopoty.
- Wiem o tym - odpowiedział z powagą Henry. - Muszę wracać przed gabinet lekarski. Android medyczny powinien ją niedługo wypuścić. Będziemy w kontakcie.
Asystentka przytaknęła i rozłączyła się, a chłopak wstał z pudła, ostrożnie uchylił drzwi kantorka i upewniwszy się że nikt go nie podsłuchiwał, wyszedł i wrócił na swoje miejsce pod drzwiami gabinetu.
Gdy ledwo się pod nimi znalazł od razu dojrzał Geenie idącą spokojnie korytarzem, będącą właściwie na jego krańcu. Niewiele brakowało a przegapił by ją w całości.
- Hej, Geenie! - zawołał Henry, ruszając pędem za dziewczyną aż w końcu po krótkim biegu się z nią zrównał. - Już wszystko z tobą dobrze? Nawet nie wiesz jak się cieszę! Może postawię ci dzisiaj śniadanie, a potem pomogę posprzątać cały ten bajzel? - zaoferował jej z szerokim przyjaznym uśmiechem. - Musiałaś wczoraj naprawdę ciężko pracować. Spałaś tak mocno że nawet nie usłyszałaś mojego pukania i wołania. Słyszałem jak ze środka dochodziły jakieś postukiwania, ale nikt nie odpowiadał, więc użyłem pewnej sztuczki żeby otworzyć drzwi. Bałem się, że mógł się zdarzyć jakiś wypadek.
Geenie patrzyła na Henriego. Miała dość zamulony, zaspany wyraz twarzy.
- Nie drzyj japy baranie. I kim jesteś? - jęknęła drapiąc się po głowie. Wtedy też i Henriemu lekko się zamotało w nozdrzach. Był to nietypowy, specyficzny zapach. Nieco słodkawy choć przypominający płyn do dezynfekcji. Chloroform. - I nie podchodź. - dorzuciła Geenie, a naukowiec zdał sobie sprawę, że ten zapach wychodzi z jej ciała, jak gdyby był jej naturalnym odorem.
- Henry Mason - przedstawił się naukowiec, cofając się o krok gdy na ekranie CMU pojawiło się ostrzeżenie o groźnej substancji wraz z jej wzorem chemicznym i opisem właściwości. Zauważył też że nie ma na sobie swojego zwyczajowego kitla, więc prędko wystukał na CMU odpowiednią kombinację by ponownie go zmaterializować i zarzucić na siebie. Wciąż jednak szedł niedaleko dziewczyny. - Spotkaliśmy się wczoraj... i dzisiaj. Jaka jest ostatnia rzecz którą pamiętasz?
- Co? Ktoś mi wodę na łeb wylał. I pamiętam, że kogoś...zaraz- dziewczyna natychmiast się zatrzymała i spojrzała agresywnie na Henriego. - O cholerę ci chodzi pierwszaku? - zapytała dość agresywnie. - Wpieprzasz się do laboratorium dzień przed otwarciem, wpieprzasz się do mojego mieszkania dzień później i jeszcze pytasz o jakieś brednie. - dziewczyna była zła. Bardzo. Złapała nawet Masona za kołnierz. - Jesteś jakimś stalkerem!? - spytała odpychając go na ścianę. - Idź w cholerę. - mruknęła ruszając dalej.
Naukowiec zacmokał z dezaprobatą, poprawiając swój kitel.
- Uparta jak sam diabeł - stwierdził, odprowadzając wzrokiem odchodzącą Geenie. Zaraz potem sprawdził ponownie wizję swojego bota, by dowiedzieć się jak wygląda sytuacja w sali należącej do dziewczyny. Sam ruszył też powoli z powrotem do ośrodka naukowego z zamiarem obejrzenia reszty sal badawczych i odnalezienia siedziby klubu naukowego. Modlił się przy tym w duchu by nie był to pokój Geenie, gdyż wiedział, że wspomnienia tego dnia będą go dręczyć jeszcze przez wiele najbliższych tygodni.
Wedle bota, pokój Geenie był pusty. Różowa suknia znaleziona przez nauczycielkę wisiała na oknie, schnąc po 'deszczu' a samo pomieszczenie wydawało się już suche. Najprawdopodobniej ktoś natychmiastowo wyczyścił pomieszczenie.
Klasa klubu naukowego znajdowała się mniej-więcej w środku budynku. Była to wielka sala badawcza z mnóstwem przyrządów i wielkich stołów do pracy. Była jednak niestety pusta. Na jednym z stołów widniała kartka "zaraz wracam".
Henremu nie pozostało więc nic innego jak poczekać przed salą. Czuł że jego ciało nie byłoby już w stanie znieść więcej wrażeń tego dnia. Wyglądało na to, że wszystkie dowody w sprawie incydentu zostały zabezpieczone i teraz sprawy szły już własnym torem na który nie miał wpływu. Mimo to postanowił nie zaprzestawać szpiegowania swojej potencjalnej rywalki. Robocik zaczął szybko przebierać nóżkami po gałęzi, zbliżając się do pnia w którym szybko znalazł niewielką dziuplę z widokiem na pokój geniuszki. Chwilę potem bezpiecznie się w niej usadowił i ponownie powrócił do swojej złożonej formy pod postacią metalowej kulki, pozostając w trybie czuwania.
Chwilę później, nauczycielka którą wcześniej Henry spotkał w pokoju Geenie pojawiła się na korytarzu i podeszła do niego.
- Oh, znowu pan. Dziękuję za pomoc. - uśmiechnęła się miło do Masona. Wydawała się być dość spokojną i dobroduszną kobietą. - Zainteresowany kółkiem naukowym? - spytała. - Zapraszam do środka. - po chwili otworzyła drzwi aby wejść do sali. Gdy Henry przyjrzał się dokładniej, zobaczył, że na końcu korytarza czekał ktoś jeszcze. Jakaś postać zaczajona przyglądała się dwójce zza rogu.
- Jak najbardziej - naukowiec odpowiedział nauczycielce uśmiechem. - Proszę tylko chwilkę poczekać. Muszę skoczyć do toalety.
Gdy kobieta weszła do sali Henry rozejrzał się dookoła i pogwizdując zaczął iść w kierunku pomieszczenia z napisem WC, jednak w pewnym momencie zmienił kierunek, by z nadludzką prędkością opuścić korytarz. Biegnąc okrężną drogą chwilę później pojawił się za podglądaczem i postukał go palcem w ramię.
- Szukasz kogoś? - zapytał z poważną miną.
A chwilę później Henry masował się w policzek opierając się o ścianę. Chyba nic mu nie wypadło.
Osoba którą spotkał była dość dobra w sztukach walki. Chyba nawet take-won-do, bo jaka inna sztuka uczy rozdawania liści za pośrednictwem nogi?
- Ah! Przepraszam....proszę mnie nie straszyć... - gdy spojrzał w górę, Mason dostrzegł osobę równie przerażoną co i w słodki sposób przejętą. Osobą tą był Tanu. Delikatnie i nieco zwierzęco wyglądająca postać z jego klasy. - Etoo...pomóc ci? - padło pytanie gdy postać wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Nie... trzeba... - naukowiec podniósł się z ziemi. Widział jeszcze przez moment gwiazdki przed oczami, jednak udało mu się utrzymać równowagę. - To ja przepraszam. Wziąłem cię za śledzącego mnie agenta, ale zapomniałem że ten tak łatwo nie dałby się przyłapać.
Henry bacznie zlustrował osobnika od stóp do głów. Wcześniej był zbyt zaabsorbowany by przyjrzeć mu się w klasie. Czyżby kolejny mutant? W tej szkole aż się od nich roiło!
- Też interesuje cię dołączenie do kółka naukowego? - zapytał Mason nagle zaciekawiony osobnikiem, czy też może raczej nowym okazem. - Przypominam sobie że miałaś podobne zainteresowania co ja.
- Eh...tak. Dużo ludzi jest w klasie? - padło pytanie a oczy Tanu podróżowały z lewej na prawą a nigdy na Henriego. - Jak nie to możemy iść....Jak tak to wpadnę potem... - zasugerowała.
- Jest tylko opiekunka - rzekł Henry, przewracając oczami. - Jesteś nad wyraz płochliwa jak na kogoś kto zamierza zostać super-żołnierzem. Czy to jakaś twoja zwierzęca cecha?
Naukowiec oparł delikatnie dłonie na plecach dziewczyny i zaczął ją pchać w stronę sali. Widać nie zamierzał pozwolić jej uciec. Nie chciał też jednak dostać znowu po twarzy, więc tym razem był gotowy by w razie niebezpieczeństwa wykonać unik.
- Nie mógłbym spać po nocach gdybyś przeze mnie się wycofała. Co ty na to żebyśmy zostali przyjaciółmi? - zaproponował pogodnym głosem, aczkolwiek unoszące się w uśmieszku kąciki ust których naturalnie Tanu nie mogła widzieć zdradzały jego bardziej niecne zamiary.
- Ah? Eh? Dobrze. - zgodziła się Tanu odskakując od siły pchającej ją po podłodze i wchodząc do klasy.
Nauczycielka siedziała w pomieszczeniu popijając kawę i przeglądając wczorajszą gazetę. Nie wyglądała na specjalnie pochłoniętą niczym istotnym.
- Witajcie. Przysyła was Geenie czy sami zainteresowaliście się kółkiem? - spytała, nie odwracając wzroku od tekstu.
- To ona zajmuje się rekrutacją? - zainteresował się Henry również wchodząc do sali i zamykając za sobą drzwi. - Mnie raczej próbowała zniechęcić. Ale się jej nie dałem. Nic nie powstrzyma prawdziwego głodu wiedzy!
- Jak komuś się udają wszystkie projekty i ma klucze do każdej klasy to nie sądzę aby ktoś z innego powo...pff. - Nauczycielka zakrztusiła się kawą, oblewając swoją gazetę. Po chwili nagłym obrotem skierowała się w stronę dwójki. A raczej Henriego. Tanu znajdował się tuż za nim bardzo dokładnie z punktu widoku nauczycielki ukryty. - Świetnie, więc chcesz zrobić własny oddział w klubie? Biologia czy mechanika? - jej postawa zmieniła się dość radykalnie a szeroki uśmiech dodał jej nieco energii w porównaniu z poprzednią postawą.
Henrego nieco zdziwiło zachowanie nauczycielki, jednak szybko odzyskał rezon i biorąc się pod boki oświadczył: - Ależ oczywiście że chcę! Po cóż innego bym tu przybył? Moja specjalność to robotyka. Już ja pokażę tej egocentrycznej, zarozumiałej, niewdzięcznej geniuszce z kim ośmieliła się zadrzeć! - naukowca chyba poniosła chwila, gdyż na moment wybuchnął opętańczym śmiechem, który wszakże szybko opanował.
- Więc? Kiedy mogę zaczynać? - zapytał z pewnym siebie uśmiechem.
- Jak tylko mi coś wypełnisz i przyniesiesz projekt. - odparła nauczycielka szybko podchodząc do biurka i wyjmując z niego mały dokument, który podała Henriemu. Tanu w moment zaczęła zaglądać przez ramię naukowca. Po tym jak wyszła z konta w którym zastanawiała się, czemu Mason się śmiał.
Dokument prosił o takie nazwy jak "nazwa wydziału" "specjalność" "lista członków" i "lider oddziału". Poza tym, był to głównie regulamin. Jak się okazuje szkoła nie bierze odpowiedzialności za szkody zaistniałe podczas pracy ale zarazem zrzuca koszty za uszkodzenia na uczniów, o ile tylko ktoś będzie w stanie udowodnić im, że byli za coś winni. - Aby zacząć pracę nad projektem musisz mi udokumentować opis tego, co chciałbyś opracować z jakimiś wstępnymi założeniami. - objaśniła nauczycielka wracając na swoje miejsce.
Henry zręcznym ruchem wyciągnął z kieszeni kitla czerwony długopis i od razu wpisał siebie jako lidera oddziału, jako nazwę wydziału wpisując: "<wstaw: długa i wyszukana nazwa nie mająca kompletnie żadnego sensu>".
- Rozumiem, że ty też się wpisujesz? - zapytał Tanu, odwracając się do niej by wcisnąć jej do rąk kartkę wraz z długopisem. Uśmiechał się przy tym szeroko, ukazując jej swoje nienaganne uzębienie.
- Oh. Ok. - odparła równie pasywnie co poprzednio, po czym położyła kartkę na stole i dopisała swoje imię, aby następnie podać ją nauczycielce. - Co prawda nie mam pomysłów nad czym możemy pracować. - przyznała Tanu.
- Nie przejmuj się, szczegółami zajmę się ja. Dam ci znać gdy będę miał gotowy projekt. Wtedy pomożesz mi go skonstruować - poinstruował naukowiec swoją podopieczną i ruszył w stronę wyjścia. - A teraz pomóż mi znaleźć więcej członków. Musimy mieć co najmniej tylu co Geenie. W końcu nie możemy z nią przegrać. Ku świetlanej przyszłości! - Henry zawołał rześkim głosem, wychodząc na korytarz. Resztę dnia spędził przeszukując resztę sal badawczych w poszukiwaniu ludzi chcących się zapisać do jego wydziału. Niektórych próbował przekonać swoją gadaniną (“Czy rozważałeś kiedyś perspektywy jakie może ci dać współpraca z kimś kto niebawem zostanie światowej klasy pionierem w dziedzinie robotyki? Nie? W takim razie spróbuj i się przekonaj! Gwarantuję ci że nie pożałujesz!”), innych maskotką wydziału której rolę odgrywała Tanu (“Sami spójrzcie! Prawda że jest przeurocza? I dobrze zgadliście, to bynajmniej nie jest przebranie!”), a jeszcze innych wizją zdetronizowania pompatycznej geniuszki, która zapewne przez ponad dwa lata zdążyła sobie narobić więcej wrogów niż tylko jedną opiekunkę kółka naukowego. Krótko mówiąc - był gotowy wykorzystać wszystkie asy jakie tylko miał na swoim podorędziu.
Z smutkiem jednak nie znalazł nikogo...
Nie licząc potwornego zawstydzenia Tanu, misja zwiększenia laboratorium zakończyła się głównie zdobycie oficjalnego miana wariata i dziwaka dla Henriego, parę osób mruczało coś o Geenie posyłając go w diabli, a raz była nawet scena, gdzie ktoś chciał uwolnić Tanu od jarzma zwariowanego naukowca. Chyba jedynym jej problemem był fakt, że Tanu zniknęła zaraz na początku tego wydarzenia.
Szczęście w nieszczęściu Henry mógł zawsze liczyć na pomoc swojej asystentki za pośrednictwem komunikatora...

* * *

Tej nocy Henry widocznie nie zważając na swe liczne porażki spał o dziwo lepiej niż przez ostatnich wiele miesięcy. Z ust rozdziawionych w szerokim uśmiechu ściekały mu strużki śliny, a jego ciche chrapanie przerywały co jakiś czas urywane chichoty. Bez wątpienia śniło mu się coś przyjemnego. Jedynie brak charakterystycznego wybrzuszenia na pościeli sugerował że nie był to typowy miły sen. Oczami wyobraźni naukowiec widział siebie siedzącego w pierwszym rzędzie auli, czekającego na ogłoszenie werdyktu, gdy nagle wszystkie światła skierowane zostały na niego, a stojący na mównicy dyrektor Ao ogłosił, że zdobywcą tytułu Geniusza Roku zostaje nie kto inny jak Dr. Ignatius! Rozległy się gromkie brawa, a rozpromieniony Henry powstał ze swojego miejsca i z dumą wkroczył na scenę, by wymienić z dyrektorem uścisk dłoni oraz otrzymać złotą statuetkę. Potem zaś naukowiec sam stanął na mównicy i z satysfakcją obrzucił pogardliwym spojrzeniem kipiącą ze złości Geenie, która również siedziała w pierwszym rzędzie, tak że nie mogła nigdzie uciec przed jego tryumfującym wzrokiem.
- To dla mnie wielki honor i zaszczyt otrzymać szansę zostania chlubą tej jakże zacnej placówki - przemówił dumnie. - Po pierwsze chciałbym podziękować całemu mojemu zespołowi, jak i nauczycielom. Jednak to że zaszedłem tak daleko zawdzięczam jednej szczególnej osobie, która od samego początku była moją inspiracją i przez cały czas dawała mi motywację do działania.
Przez tłum przelała się fala szeptów, a dziewczyna-owca wierciła się niebezpiecznie na swoim siedzeniu. Po chwili Henry nie mogąc dłużej trzymać wszystkich w niepewności zawołał gromkim głosem:
- Mówię oczywiście Geenie Geit, która pokazała mi jak być prawdziwym liderem. Dzięki jej niezłomnej sile woli która niezmiennie pchała mnie naprzód, nie zatrzymałem się ani na moment nawet w najcięższych chwilach i zawsze będę jej za to dozgonnie wdzięczny.
Naukowiec odłożywszy z namaszczeniem złotą statuetkę pierwszy zaczął klaskać, a zaraz potem dołączył do niego tłum uczniów i nauczycieli. W tym momencie twarz Geenie zrobiła się aż purpurowa ze złości i zacisnąwszy dłonie na oparciach swego siedzenia zaczęła jednocześnie dygotać na całym ciele w niemej furii. Resztę przemówienia Henrego stanowił wyłącznie jego szalony śmiech, zagłuszany niekończącymi się oklaskami.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 26-10-2013 o 18:50.
Tropby jest offline