- Możliwym równie mocno jest - powiedział Arno - że karczmarz nieświeżego co wcisnął im. Szczególnie jako chłopak tako srać dalej niż widzieć będzie jak oni. Ale wejść szybko po wyjściu ich pierwszym można. Jeden do wychodka leciałby, a tam usypiaczem jakim twardym albo i specyfikowym dziugnąć dziada można. Wtedy dachem skiknąć do środeczka i poczekać chwilę czy drugi do wychodka wyjść zapragnie. Wylezie? W łeb, go jako poprzednika potraktować można i dzięki hasłu do środka wkroczyć.
- Jestem gotów ten plan poprzeć. Dlaczego? - Bert powiedział spokojnie. - Wiem, że człowiek, który chce do wychodka nie dba o nic. Tak samo jak jest głodny, czy jak czuje chuć. To czysta fizjonomia ludzka. Ile razy bandyci łapali się w sidła podczas wyjścia do wychodka, burdelu czy idąc kupić żarcie? Dobry plan, Arno. To może się udać...
- Dwie jeszcze zalety sranie ma. Jako parcie jest takie, że korkiem rzyć zatykać trzeba, to i nic nie widzi dookoła się - wyszczerzył się khazad.
- Nawet kiery pęcherz przawie rozrywa się, to szczegółów ile z otoczenia kto pamięta? Za to możliwości ulżenia sobie szuka się. Obuszek dostrzec raczą jako im na łbach pustych wyląduje. I druga zaleta jeszcze. Walczyć spróbujcie, kiedy ciśnienie wielkie jest...
- Jak tak o tym pomyśleć to faktycznie... - zaśmiał się Bert. - Panie detektywie, da radę załatwić jakieś mocne, ale ciężkie do wykrycia w jedzeniu czy piciu środki przetykające? - zapytał z dziwnym uśmieszkiem gawędziarz.
- Oui. Non probleme. - Gnom skinął głową zadowolony.
- Do piwa najlepiej byłoby to dosypać - wtrącił się Jost. - Dzieciaka piwem nie częstują to i się nie zdziwią, że nic mu nie jest.
- Ja bym zwiększył efekt umieszczając to we wszystkim. Dzieciak najwyżej się troszkę wypróżni, a oni... Jak nic młodemu nie będzie mogą się połapać, że coś jest nie tak - powiedział Bert. - Szatyn wyglądał jakby darzył pewnym zaufaniem tego karczmarza...
- Jeżeli się znają, to może być probleme. No i oni mogą robić nadmiar kupes do wiadra. Wołać przez okno do ustępu. Co byście zrobili na taki śmierdzący probleme jako kapitan tych `ultai, `e? - zapytał detektyw.
- Ja problemu nie widzę. Po co uderzać do pośredników jak można od razu uderzyć w kucharza? Mniej zarabia niż karczmarz więc łatwiej będzie przekupić i karczmarz będzie święcie przekonany, że wszystko gra nawet jak go zapytają. Szkoda, że tego środka usypiającego czy coś nie da rady załatwić. Tu by była pewność, a z wypróżnianiem... Jak wpadliśmy na ten pomysł to oni mogą wpaść na taki jak się tego problemu pozbyć. Też ludzie i też mogą mieć jakiś pomyślunek... - powiedział Bert zastanawiając się.
- Oui. Alfonso sprawdzi karczmę. A wy zastanówcie się, czy mając własną karczmę lub stałą pracę w takowej, dla łapówki ryzykowali reputacja jedzenia oraz własnym zdrowiem przeciwko pięściom niezadowolnych klientów. - Podkręcił wąsa. - Trzeba mes amis byłoby po kryjomu preparat z jedzeniem zmieszać, no? - dodal gnom.
- To również wchodzi w grę. Może ten preparat byśmy zmieszali z jakąś przyprawą i po prostu bym mu to zdrowo do koszyka dosypał? Albo we dwóch byśmy się z kimś wybrali i ja bym zagadał jegomościa, a ktoś by mu to przyprawił. Będzie ciężko, ale da radę zrobić... - Bert się zastanowił. - Poszedłbym z Gotte lub Erykiem. Na widok krasnoluda się za mocno speszy, a Rudi obserwowałby jego powrót do domu. Sprawdźmy ten przybytek i do roboty, moi mili. - dodał Winkel, gdy gnom wychodził do “Wściekłego Wilka”.
- Jakbyś szedł koło targu kup mi miecz. - Miller podał Winkelowi sakiewkę. - Masz tam prawie dwadzieścia karli.
- Nie ma sprawy, Rudigerze - powiedział Bert chowając sakwę. - Postaram się wytargować korzystną cenę - dodał z uśmiechem. - Masz pas aby na nim zawiesić pochwę czy go też kupić?
- Kup. Cukierki z melasy i osełkę jeszcze jak starczy pieniędzy. Jost mógłbym prosić twój miecz?
Zagadnięty skinął głową.
- Proszę. - Wyciągnął miecz z pochwy i podał Rudiemu. - Wiesz, a której strony się to chwyta, więc sobie nie pokaleczysz palców - powiedział z uśmiechem.
Rudi przez kilka chwil tłumaczył Bertowi, jak odróżnić dobry miecz od kiepskiego i jak sprawdzić, czy miecz jest naprawdę dobry, a nie tylko ładny.
- Hmm... Postaram się nie zawieść - powiedział Winkel patrząc na oręż. - Pamiętam, że brodacze zawsze robili najlepszą broń, więc jak kupię miecz od krasnoluda sprawa jakości zostanie wyeliminowana.
***
Gnom poszedł. Wrócił po trzech godzinach czyli o 3 nad ranem.
- Mes amis, w “Wściekły Wilk” gotuje żona z córką karczmarza. Opłaciłem pokój na dwa dni.
***
Do knucia planów Jost w najmniejszym stopniu się nie nadawał. Do podrzucania trucizny, czy też innego szkodliwego paskudztwa do jedzenia porywaczy również. Zdecydowanie nie był również w stanie choćby pomyśleć o przekupieniu kogoś w tej karczmie. Z pustą sakiewką byłoby to zaiste marzenie ściętej głowy.
Podobnie jak i próba uwiedzenie córeczki karczmarza, lub też - dla dobra sprawy - małżonki wcześniej wspomnianego.
- Który z was chce tam zamieszkać, w gospodzie, to proszę - powiedział Jost. - Ja wrócę do tego domku i sprawdzę, czy czasem u naszych przyjaciół nic się nie zmieniło podczas naszej nieobecności - zadeklarował. |