Dirk nie pchał się do walki, tak jak część jego drużynników. To nie jego styl, by rzucić się z bojowym okrzykiem na wroga. On bardziej preferował, by przeciwnika pieprznąć jakoś znienacka. Nawet w nie do końca uczciwej walce. Zresztą dlaczego walka z zombiakami miałaby być uczciwa? Toteż nie miał nic naprzeciwko temu, że część kompanów od razu „wybyła” do przodu. On sam czekał… czekał… czekał na właściwy moment. I w końcu się doczekał. Jeden ze stworów, atakujący Wolfa, odwrócił się plecami do przygarbionego mężczyzny. Więcej Dirk nie potrzebował, podbiegł w paru susach i jak się zasadził z całej siły w truposze, to ożywieniec z pewnością pożałował tego, że jeszcze przed chwilą dość ciężko zranił Wolfganga. Ten sam Wolfgang miał problemy z pokonaniem truposza, toteż z pewnością nie zapomni, kto też pomógł mu zabić przeciwnika. Tak, to Dirk ocalił mu skórę! I Dirk będzie doskonale o tym pamiętał!
Ale Dirk nie miał zamiaru na tym spocząć. Teraz kątem oka spostrzegł, żeFernando, Fernando który pomógł mu jeszcze nie tak dawno temu w karczmie, musiał właśnie zacząć się bronić. W dodatku Zakapturzony usłyszał lekki, bo lekki, ale syk bólu z ust Torresa. Potrzebował pomocy Dirka! I to potrzebował jej prędko. Toteż Dirk większymi susami doskoczył do potencjalnej swej ofiary. Zamachnął się… ale co to… nie trafił. No tak, kolejny dowód, że Dirk wojownikiem nie był. |