Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2013, 20:57   #59
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
To nie był dobry dzień i nie poprawił go nawet całkiem niezły obiad zjedzony w „Czystej Świni”, gdzie kompania ustalała plany na wieczór. Ojciec Goethe mówił o jakiejś brzytwie Ockhama, i trochę to trwało nim wytłumaczył zdezorientowanemu koczownikowi, że ów Ockham nie jest kolejnym grasującym w Averheim mordercą podrzynającym brzytwą gardła, ale altdorfskim filozofem.
Panie zaś nie chciały włóczyć się po nocy i Almos im się nie dziwił, chociaż był trochę zawiedziony, bo lubił mokre kobiety. Wydatny biust Hanny z pewnością prezentowałby się apetycznie pod przemokniętymi szatami. Poza tym chciał zaproponować dziewczynie udawanie zakochanej pary, co mogłoby z kolei zacieśnić ich znajomość. Ogólnie jednak było za dużo gadania i za mało konkretów, jak na gusta nomady. Kapitan Baerfaust też nie powiedział dziś wiele nowego. Jeździec równin zostawił za to trzy pensy staremu zielarzowi, licząc, że ów dowie się czegoś o użytej na Kellerze truciźnie.

***

Jeździecki strój z impregnowanej skóry na szczęście nie przemakał, ale twarz Almosa zalewała lejąca się z nieba woda. Gdzieś zza pleców usłyszał szczekanie Reksa - znak, że Klaus czuwał w pobliżu. Wtem poprzez ścianę deszczu koczownik dostrzegł jakiś ruch. Może spóźniony przechodzień śpieszący do domu, a może...?
Nomada potoczył się chwiejnie w tamtym kierunku i zaczął śpiewać, co było wcześniej umówionym sygnałem, by Klaus dyskretnie zdążał jego śladem:

Kolejny dzień, otwieram swe okno
Za oknem deszcz i wszystko zamokło
Znowu deszcz, znowu mgła
Niech się skończy, znowu sam


Jeździec Równin zawodził smętnie, pełnym pijackiej melancholii głosem, jednocześnie zaciskając jedną dłoń na rękojeści szabli, a w drugiej dzierżąc dobyty pod płaszczem nóż.

Jak wytrzymać wszystko to mam
Świat rozmyty deszczem i ja
Świat rozmyty deszczem we mgle
Niech się skończy wreszcie deszcz ten

Inne słowa na ustach mam
Ciągle czekam, słońca brak
Znowu deszcz, zn...osz kurwa!


Nie pierwszy raz uratował go jego bystry wzrok. Ciemność pozostawała ciemnością, ale przesuwająca się pośród niej czarna plama, ledwie wychwytywana przez oczy, jednak się od otoczenia różniła. Mimo tego Almos zauważył ją dopiero w ostatniej chwili, w tej samej, w której uskakiwał do tyłu, unikając długiego, zakrzywionego ostrza, które śmignęło obok jego uda. Przeciwnikowi nie zdążył się przyjrzeć, ten bowiem znów zniknął w ciemnościach. Czy był zdziwiony nagłą chyżością pijaka, tego Jeździec Równin wiedzieć nie mógł.
- Klaaaus! Tutaj!!! - Wydarł się Almos dobywając szabli i rzucając się co sił w nogach w pościg za napastnikiem. - Dorwę cię psi synu! - Zawołał za czarną plamą znikającą w deszczu.

Klaus zaczął się zbliżać do podejrzanego znacznie wcześniej, pomimo iż pies zachowywał się tak jakby znalazł “przyjaciela” - a właściwie jeszcze bardziej dlatego. W tym mieście było to praktycznie niemożliwe, aż tak długo z nikim nie przebywał, by zdołał go choćby polubić.
Gdy tylko jednak usłyszał zawołanie Alamosa, przestał się skradać i rzucił w kierunku krzyku.
Kimkolwiek zaś był napastnik, był szybki i zaczął zwiewać od razu, gdy zauważył, że Almos wcale zalany w trupa nie jest i zamierza się bronić. A co gorsza, woła wsparcie. Jeździec Równin rzucił się za nim, a gdzieś dalej ruszył Klaus. Niestety, ciemność i lejący się deszcz nie pozwalały na w pełni skuteczny pościg. Almos jakoś jeszcze się trzymał uciekiniera, którego w chwilowej smudze określił jako pochylonego i raczej niskiego, z czarnym zarzuconym na całe ciało płaszczem. Biegnący za nim treser szybko jednak zgubił obu mężczyzn, jego oczy nie przenikały czerni w wystarczający sposób, by dojrzeć z przodu biegnących. A Rex wesoło truchtał obok z wywieszonym językiem, nie próbując podjąć tropu.
Ulewa zmieniła ulice w rwące strumienie, lecz nomada nie zwolnił, choć kilka razy się poślizgnął, a raz o mało nie wywalił na wszechobecnym błocie.
- Straaż! Straaaaż! - Zakrzyknął, choć prawdopodobnie Klaus był jedynym, który mógł go teraz usłyszeć. Almos ścisnął mocniej nóż, zamierzając cisnąć nim w uciekającego, jeśli będzie miał dobrą okazję. Zaklął zdawszy sobie sprawę, że mógł to zrobić na samym początku, ale był wówczas zbyt zaskoczony atakiem.
Klaus miał problem z dogonieniem biegnących, kierował się tylko ich odgłosami, czyli w zasadzie wyłącznie krzykiem Almosa. Na który to nikt nie odpowiedział, co nie zdziwiło nawet nie znającego za dobrze miast Jeźdźca Równin. Tymczasem ten końcu złapał okazję. Uciekinier mocno skręcił, przez co znalazł się nieco bliżej, widoczny słabo, lecz wystarczająco. Nomada cisnął nożem i trafił. Do jego uszu dotarło coś na kształt bolesnego pisku. Ale może się przesłyszał? Spróbował skręcić w tę samą alejkę, ale tym razem pośliznął się i przewrócił prosto w błoto. Noża nigdzie nie było widać. Wstał i pobiegł dalej, lecz uciekinier, mimo, że trafiony, zyskiwał już dużą przewagę.
Odgłos jaki wydał z siebie trafiony sprawił, że Almosa przeszły ciarki. Jednak choć był coraz bardziej zmęczony szaleńczym pościgiem, postanowił dać z siebie wszystko i nie stracić przeciwnika z oczu. Był niemal pewny, że postać, którą gonił miała coś wspólnego z zaginięciem Miklosa i musiał dopełnić rodowej zemsty.
- Tędy Klaus! - Wołał.
W myślach zaś zwracał się o pomoc do Vereny i Ramocsa.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 19-06-2013 o 21:06.
Bounty jest offline