Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2013, 11:08   #16
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Syn Alariele zakrył twarz dłońmi, palce wbił w oczodoły i policzki, jakby chcąc wyrwać z pamięci okropne wspomnienie wraz z obliczem. Dopiero gdy ochłonął odsunął dłonie i spojrzał na nie z uwagą, pragnąc się upewnić że na daną chwilę “mara” tylko marą była a sam nie ulega ohydnemu rozkładowi.

Nie to żeby wizja nie zrobiła na nim wrażenia czy żeby miał zamiar ją zignorować...

Wręcz przeciwnie.

Ukucnął i obejrzał rękę, szukając ranek i zadrapań. Poderwał głowę i rozejrzał się naokoło. Przenosił spojrzenie z jednego drzewa na drugie, z krzaka na krzak, odkrywając zmiany w porównaniu z wczorajszym widokiem.

Był gdzieś w głębi, w prawdziwej głębinie puszczy. Był pewien że nawet gdy zacznie szukać śladów pobytu ludzi czy elfów, takowych nie znajdzie. Przez moment strach nim owładnął i serce mu zabiło gwałtowniej - był sam, zdany tylko na własne siły. A w Visenie dowiedział się z jakim zwierzyńcem może mieć do czynienia...

Zacisnął zęby, wbił paznokcie w skórę i odetchnął głęboko raz, drugi … dziesiąty, zbierając odwagę i powstrzymując drżenie. Strach w niczym mu nie pomoże, a wręcz przeciwnie - będzie zgubny. Po chwili wrodzona pewność siebie i wiara we własne siły z powrotem doszły do głosu. Nethadil rozluźnił chwyt dłoni i porwał z ziemi swój ekwipunek. Rozejrzał się i przemknął jak wąż między gałęziami drzew. Na wszelki wypadek wolał się oddalić od “miejsca noclegu”.

Musiał wszystko przemyśleć ale i przygotować się na ciąg dalszy tak niezwykle rozpoczynającego się dnia. Strumienia nie dojrzał w pobliżu, więc wody z manierki użył do zaparzenia herbaty. Pochylając się nad kociołkiem zawieszonym nad ogniem pachnącym słodkawym brzozowym dymem i na przemian czujnie rozglądając się, obracał w głowie ostatnie wydarzenia, zastanawiał się nad ich znaczeniem.

Zastanawiał się z marsem na czole, bowiem nie zgadzało mu się choćby to że w kierunku w którym zmierzał miała mieszkać elfia druidka, na pewno potężniejsza od niego czy to magią, czy innymi możliwościami. Dlaczego niedoświadczonemu tropicielowi i bardowi w jednym ukazała się ta wizja … prośba o pomoc czy cokolwiek innego to było? Byłoby jego pochodzenie kluczem do wyjaśnienia? Może...

Poskubał opuszkami palców nasadę nosa w zamyśleniu. Problemem było: co począć w takiej sytuacji? Jeszcze raz rozejrzał się po otoczeniu. Ewidentnie było to inne miejsce niż to do którego dotarł z Viseny. Skoro jakaś moc go przeniosła w to miejsce to oznaczało … nie, to mogło oznaczać że albo znalazł się we właściwym miejscu - i gdzie, dzięki niech będą Sehanine - jego pomoc mogła się przydać, albo te przenosiny były aktem desperacji, przedśmiertnym krzykiem rozpaczy jego onoone, krewniaczek ze strony matki. I wtedy miał przegrane, bo mógł wylądować gdziekolwiek.

A może jest chory i to wszystko - Visena, wędrówka, sen - są tylko jakimś wytworem gorączkującego umysłu? Nethadil był umiarkowanie pewien że nie choruje, ale na wszelki wypadek rozejrzał się za ziołami zbijającymi gorączkę.

“Właśnie, przeklęta polana...” - przypomniał sobie. To sprawiło że zaczął się zastanawiać nad naturą niebezpieczeństwa które dojrzał w wizji. Zrazu odrzucił to co dojrzał jako najprostszą odpowiedź, doszukując się alegorii; dopiero po chwili odgrzebał w pamięci szczątkową wiedzę zasłyszaną od marynarzy na temat Królestwa i jego dziejów, dziejów wojny z przeszłości. Czyżby widok umierających drzew i ich mieszkańców był właściwą odpowiedzią i należało go odbierać jak najbardziej bezpośrednio?

Uderzył pięścią w udo czując jak jego nastrój zmienia się i zamiast zmieszania i niepewności do głosu dochodzi zawziętość i gniew. Czym prędzej zjadł i wypił gorący napar, ukrył ślady pobytu, po czym przygotował się do drogi. Upewnił się że broń gładko wychodzi z pochwy i że nic na nim nie błyszczy czy nie dźwięczy, co mogło zdradzić jego obecność. Z ponurą determinacją błyszczącą w zielonych oczach, cicho i bez pośpiechu, rozpoczął poszukiwania wskazówek poruszając się po spirali wokół “miejsca noclegu”.

Był tropicielem, zwiadowcą, a na razie miał tylko domysły, których kurczowe trzymanie się mogło mu tylko zaszkodzić. Musiał się dowiedzieć więcej. Poznać prawdę.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline