Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2013, 20:03   #57
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mapy pachniały tym dziwnym zapachem starego papieru, który... hrabiance kojarzył się z czasami dzieciństwa i przesiadywaniem na kolanach papy. Szczęśliwe czasy...


Obecnie palec hrabianki krążył po mapie jej majątku w poszukiwaniu sposobu na jej fałszywego narzeczonego. Sposobu na wygrania zakładu.
Przecież nie może mu dać się malować i to nago.
Nie może przecież pozować mu bez ubrania ! Przecież... on by spoglądał tak dziko i drapieżnie na jej delikatne ciało, a i wątpiła by ograniczył się do patrzenie, lubieżnik jeden.
Poczułaby jego dłonie na plecach, pupie, piersiach!
Marjolaine zadrżała nie wiedząc, czy to wynik strachu czy ekscytacji. Może dlatego, że tej nocy... nie tulił jej do siebie? Może to wynik tego, że tą noc spędziła nie tuląc się do jego ciepłego ciała?

Wędrując palcem po mapie panieneczka westchnęła smętnie nad swym skomplikowanym z winy Gilberta życiem. Szkoda, że nie mogła jego wygrać. Trzymałaby go w... sypialni. I wypuszczała z szafy, gdy miałaby ochotę, na bycie obmacywaną, obdarowywaną błyskotkami i całowaną... tuloną do snu.
I mieć więcej przyjemności a mniej stresów z tego narzeczeństwa.
Kilka oddechów dla uspokojenia serduszka, które przyspieszyło podczas tych rozmyślań i znów do wędrówki palcem po mapie.

Wąwóz w lesie.

Duży i głęboki... dawał tyle możliwości, ale był ryzykowny. Trasa prowadziła w poprzek niego.
Mogła spróbować go przeskoczyć, ale mógł też tego spróbować jej narzeczony. Szkoda, że nie wiedziała jak dobrym jeźdźcem jest Gilbert. Nie wiedziała co on by wybrał.
Skok był ryzykownym, ale możliwym wyborem.
Niemniej Marjolaine zauważyła na mapce, dogodny i dość słabo widoczny zjazd do wąwozu z którego mogłaby skorzystać.Jeśli Maur nie zdobyłby się oczywiście na odwagę, by wąwóz przeskoczyć.
I ruszyłby naokoło. Wtedy przewaga naturalnie byłaby po stronie hrabianki.

Ale czy wąwóz sam z siebie wystarczy?

Marjolaine stukała paluszkiem po mapie przyglądając się kolejnemu obszarowi na nim. Musiała wszak znaleźć kolejną kartę do swego rękawa. Nie mogła dać wygrać Gilbertowi, prawda?
Ostatnie dni były stresujące przez tego łajdaka, jak choćby wczorajszy wieczór. Tak przerażający... choć.. niby czemu?
Wszak dobrze wiedziała, jak zbudowany jest mężczyzna. Tyle dzieł malarskich i rzeźb przedstawiało gołe postacie w tym męskie z dokładnie pokazanymi anatomicznymi szczegółami. Ba, nawet w jej biblioteczce wisiał obraz pokazujący nieco budowę męskiego ciała. No i miała też okazję przyjrzeć się nieco mężczyźnie który pozbawił ją dziewictwa... i jakoś nie czuła dużej ekscytacji na widok tego co on odsłonił.
Ale z Maurem było inaczej... Z nim wszystko było inne.

Bagienko... Na mapie przecinały nieduże bagienko, przecinane przez dziesiątki ścieżek i drużek. Można było się przez nie prześlizgnąć bezpiecznie i pozwolić Maurowi ugrzęznąć. Może nawet... całkiem.
Ach miło byłoby popatrzeć jak jest w tarapatach i łaskawie mu pomóc, w zamian... kolię, kolczyk... a może coś co ugodziło by w jego dumę. Ręcznik?
Wspomnienie ręcznika i torsu mężczyzny z wczorajszej nocy, uderzyło rumieńcem na jej liczko.
Skąd ten szalony pomysł? Na co jej ręcznik okrywający uda Gilberta? Non, non, non... Błyskotki, w końcu o co chodzi w tej całej znajomości, non?

O klejnoty zdobiące jej szyję, a nie podziw w jego oczach!

Tylko o to chodziło. Przez tego lubieżnika nabawiła się jakiegoś choróbska wywołującego gorączkę i szybkie bicie serca w jego obecności... Albo gdy myślała o nim... zbyt intensywnie.

Bagno było ryzykowne. Ścieżki tak dobrze widoczne na mapie, mogły nie być tak dobrze widoczne w naturze. Bagienko.. było ryzykowne. Ale przecież musiała wygrać, prawda?
Inaczej czekał ją przerażający los... Choć nie wydawał się tak przerażający, gdy przebywała w tej biblioteczce.

Palec hrabianki wędrował po mapie szukając kolejnej pułapki na Maura. Ale jak na złość znajdował tylko kolejne pola i wioski i...
… bród na rzece.

Uśmiechnęła się wesoło. Bród na rzece pozwalał skrócić wędrówkę przez wioski w kierunku mostu. Bród pozwoliłby na zwycięstwo, skoro ona wiedziała o nim, a Maur musiał wybrać drogę przez wioski.
Aż chichotała wyobrażając sobie rzednącą minę ukocha... narzeczonego, gdy zobaczy ją na mecie spokojnie czekającą na jego powrót.
Oczywiście była pewna, że w nagrodę obsypie ją pocałunkami i pochwałami... no i że da jej konia na własność. Ale może powinna zażądać coś jeszcze?

Oczywiście tą małą chwile triumfu mógł zakłócić mały detal. Właściwie taki drobiażdżek niczym ziarnko piasku, które jednak trafiwszy do pantofelka mogło być uciążliwe.
Jeśli woda w rzece będzie wysoko, to bród będzie nieprzejezdny. A Marjolaine pozostanie zawrócić w kierunku mostu posępnie wlokąc się ku pewnej przegranej.

Ach te wybory...



Mając już zaplanowaną trasę i podjęte decyzje Marjolaine pozostało odnaleźć narzeczonego.
A gdzież mógłby się znaleźć jej fałszywy narzeczony, jak nie przy stajniach?
Bo zapewne i on przygotował się do wyścigu, który miał mu dać jego narzeczoną drżącą i golutką niemal do łóżka!
Rzeczywiście tam był... tuż przy stajniach na ogrodzonym terenie sprawdzał swego konia.


Gniadą klacz arabskiej krwi, której szybkość sprawdzał popędzając jeno lekko od czasu do czasu.
Sprawdzał czy aby dość szybki, czy się nie męczy za szybko, czy jest w dobrej kondyji i zdrowiu.
Biegnący koń poruszał szybko i zwinnie. Nie biegał, a fruwał raczej dokoła swego właściciela.
Delikatne zwierzę, niemal uosobienie wiatru.
Oczka hrabianki niemal zabłyszczały na widok owej klaczy. Powinna należeć do niej. Już się widziała na jej grzbiecie. Delikatna hrabianka na delikatnej klaczy.
Choć kochała swoje fryzy, to rozumiała już czemu Gilbert był tak dumny ze swoich wierzchowców. Były pięknymi ozdobami.

Zerknęła na Gilberta d’Eon. Rozebrany do pasa mężczyzna pewną ręką trzymał uzdę zwierzęcia, opalony niczym dzikus. Pot rosił jego ciało, wędrując po pracujących mięśniach ciała. Narzeczony przypominał w tej chwili drapieżnika, może owego osławionego górskiego lwa z Nowego Świata, albo innego dużego kota. Silny, skupiony i niebezpieczny...

Powinien również należeć do niej... a co !

Nie potrafiła jednak zdecydować czy wolałaby go w roli czułego kochanka tulącego ją co wieczór i obdarowującego podarunkami co ranka. Czy też... tę jego groźniejszą i dziką wersję, tą chwytającą ją w ramiona, całującą i szepczącą sprośności... na które oczywiście się oburzała, ale też i rumieniła słysząc je.
Niemniej, Gilbert powinien należeć do niej. Był przecież jej narzeczonym, non?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-06-2013 o 19:25. Powód: poprawki
abishai jest offline