Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2013, 15:20   #129
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Oddech... chrapliwy i urywany. Pełen zmęczenia. Arturo czuł jak adrenalina w jego ciele słabnie. A ból narasta szybko i mocno. Bark palił żywym ogniem, rękę paraliżował ból. A Max wiedział, że to dopiero początek. Miał strzaskany bark, stracił dużo krwi i znajdował się w lodowatej dziczy, która znajdowała się w imperium o zasadach postępowania i etyce godnej mongolskiej hordy.
Było źle, było bardzo źle... Tym razem Max czuł pod skórą, że się z tego nie wywinie.
Nie był tak zwinny i silny jak kiedyś. Nie miał też kondycji tak jak kiedyś. I był ranny.
Może gdyby nie ta rana w barku, to by próbował się przemknąć. Ale szczęście Maxa opuściło tego dnia.
Strzaskany bark był wyrokiem śmierci, wkrótce wda się zakażenie, gorączka... i śmierć.
Co więcej...był wyrokiem śmierci, dla dwójki pozostałych podróżników. Był kotwicą która pociągnie ich na dno.
Niemniej uśmiechnął się mimo bólu i rzekł.- A to nam się upiekło. Ale chyba już czas do domu dzieciaki!

Robił dobrą minę do złej gry. Na pozór spokojny i przesadnie wesoły, dał się prowizorycznie opatrzyć.
Tryskał humorem, kryjąc swe intencje.
Musiał im bowiem uciec przy pierwszej okazji. Musiał odciążyć ich. Plan Iana wydawał mu się szalonymi urojeniami nie mającymi szans powodzenia. Ale to prawo młodości... stawiać na szalone plany i wygrywać.
A Max.... był już stary, zmęczony i ranny.
Był niepotrzebny.

Planował uciec i ruszyć na wschód, zagłębiając się w tą zimną i przerażającą krainę jaką była Syberia. Planował dotrzeć do jej brzegów i poprzez zamarznięte morze przedrzeć się na Alaskę. Wolał bardziej ryzykować życie w starciu z dziczą i autochtonami, niż ze zdziczałą radziecką rzeczywistością.
Gdzieś pod skórą czuł, że czeka go “ostatni marsz wojownika”.


Nie pamiętał gdzie usłyszał o tym zwyczaju, ani od kogo. Nie wiedział też czy jest on prawdziwy czy zmyślony.
Ponoć jednak, gdy stary wojownik któregoś z Plemion Wielkich osiągał odpowiedni wiek, zabierał swój łuk i konia i wyruszał na polowanie. Które było tylko wymówką do opuszczenia plemienia na zawsze w poszukiwaniu śmierci godnej wojownika. Takiej która zabierze go do Krainy Wiecznych Łowów.

Może to był jego ostatni marsz. Bo czyż życie profesora: awanturnika i hulaki, nadawało się do zakończenia w ciepłym domowym pieleszach, w pustym mieszkaniu i pustym domu?
Nie miał żony, nie miał dzieci... Nie miał nikogo, do kogo mógłby wrócić.
Nie miał... żalu. Wybrał swój los dawno temu i nigdy nie narzekał na niedogodności z niego płynące.

Ostatni Marsz Wojownika już na niego czekał.
Czekała Syberia.


I czekała Purga. A z nią Repnin, Chmurski, Chance, James... oni też czekali.
Ból w ramieniu się nasilał, siły słabły.
Ostatni Marsz czekał i Arturo wiedział, że nie może zwlekać z przyjęciem tego wyzwania.
Należało się tylko wymknąć dyskretnie dwójce młodzików.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline