Ojciec Tristan długo dochodził do siebie. Przez cały czas wizyty w ratuszu pąs nie schodził z jego twarzy, a oddech przypominał sapanie nosorożca. Kapłan mamrotał tylko coś o piwie, przeglądając co i rusz swoją księgę, być może mając nadzieję na znalezienie tam jakiegoś zaklęcia tworzenia ciemnego ale.
Podążał krok w krok za towarzyszami, czując, że powoli dochodzi do siebie. Oddech się wyrównał, a twarz przybrała naturalny kolor.
Isherwood wyglądał na standardowego łowcę. Tristan nie miał nic przeciwko dobremu łowczemu, zwłaszcza, że przy kuflu pienistego lubił zakąsić kiełbasą myśliwską.
*** - Beczka piwa! - Ojciec Tristan zakrzyknął głośno, widząc, że na dźwięk imienia smoka pojawiła się klapa w podłodze.
Żadna beczka, ani nawet antałek, czy chociażby kufel nie pojawił się na rozkaz kapłana. - Głupie czary mary... Gdzie leziesz, gówniarzu?!
Ale Randal już schodził po szczeblach drabiny, a zanim ładowała się reszta drużyny. - Przyrzekam, że jak coś wam się stanie, to pourywam łby i naszczam do szyi...
Wypowiedziawszy swoją typową dla takich sytuacji kwestię zszedł po drabince.
__________________ Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul! |