No i byłem na nowym "dziele" Zacka Snydera.
Cóż, może wymagałem za wiele od tego reżysera, a może to wina tych wszystkich pogłosek, zwiastunów, które zapowiadały film o Supermanie jako kontynuacje stylu wykreowanego przez Nolana, ukazującego w komiksowym świecie coś więcej, niż proste naparzanie z lat 80 i 90. Niestety, nie sprostał hypowi, a może nigdy nie miał takiego planu? Tak czy siak, poza dobrymi efektami specjalnymi, nie potrafiłbym wykazać różnic pomiędzy Supermanem 2013 a poprzednimi wersjami.
Postacie wykreowane według schematu starego niczym greccy bogowie: Zod fanatyk i ten główny zły, Superman człowiek niosący żagiew nadziei i zmian, reporterka ta która pociesza tego dobrego, ojciec dobra rada i to chyba wszystkie ważne postacie ukazane w przeciągu prawie 3 godzin filmu. A co pozostało? BUM ! BANG, ŁUP! Zapętl, dodaj obcych, biedną architekturę Metropolis dostającą największą baty i jako jedną znaczącą ślady bitwy, oraz Supermana który obrywa na lewo i prawo.
Nie mogę powiedzieć że się nudziłem. Trudno o to, kiedy ekran bucha płomieniami, gruz lata jak styropian, a panowie w trykotach latają na lewo i prawo. Ale chyba spodziewałem się czegoś więcej, a nie typowego kina rozrywkowego.
Nie mówię że Batman jest głęboki jak Rów Mariański, ale ostatnimi czasy filmy o superbohaterach na tyle nas rozpuściły, że można wymagać czegoś więcej. Ba, nawet taki Iron Man, mimo że w podobnej konwencji nieprzerwanych pojedynków, potrafił wrzucić śmieszny gag, czy nawet ukazać jakoś postacie w bardziej kolorowy sposób. |