Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2013, 23:30   #55
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Każdy kojarzy tę dziecięcą zabawę w dopasowywanie kształtów. Do odpowiedniego otworu w drewnianej desce należy docisnąć właściwy klocek – trójkąt, koło, lub prostokąt. Zadanie względnie proste; podobne testy stosuje się bodajże w szpitalach psychiatrycznych, by określić mentalne przymioty pacjenta. Adam obecnie znalazł się w posiadaniu tworów o najdziwniejszych kształtach – i choć z całej siły próbował przypasować je do czegokolwiek – nie potrafił.

Może po prostu nie był wystarczająco inteligentny, by obmyślić odpowiedni plan. Zestawić elementy, które krążyły wokół niego – Joannę, MMS, wielki dąb na końcu jedynej drogi, nie mówiąc już o dwóch cipkach – w jakąś logiczną wizję przyszłości. Wszystko zgrzytało. Z cholernym piskiem, indukującym deliryczne mamrotanie w głowie.

„Znasz ją jeden dzień. Zabij sukę i odzyskaj zguby“ – tyle chciała przekazać myśl, która pierwsza wpadła do głowy. Adam oczyma duszy widział małego, uroczego diabełka z petem w kąciku ust. Stworek uporczywie kiwał głową – bo spodobała mu się ta opcja.

„Nie możesz“ – jakże lakonicznie, lecz z niezrównaną pewnością w głosie odrzekł aniołek. Zanim zniknął w odmętach podświadomości, wyświetlił jeszcze krzepiący wizerunek Joanny mówiącej o byciu stróżem.

Adam miał jakieś doświadczenie w kwestii pochopnie podejmowanych decyzji. Żałował napaści na byłego Leny - nie chciał teraz żałować napaści na Joannę. Prawdopodobnie uczyniłby to tylko po to, by dowiedzieć się, że pajac na rowerku jedynie chciał zadrwić sobie z niego i nigdy nie zamierzał wypuścić porwanych kobiet. A jednak Adam wciąż pamiętał słowa Mirobora. Należy coś poświęcić, aby coś uzyskać. Może to byłby odpowiedni rytuał? Złożenie głowy anioła stróża pod dębem brzmi wystarczająco romantycznie. Po dziesięciu latach Adam nie pamiętałby, że ktoś taki, jak Joanna kiedykolwiek istniał.

To była ta optymistyczna wersja – sugerująca, że sumienie Molińskiego potrafiłoby pozbyć się całej tej smolistej, kleistej substancji, która wypełniłaby je od środka.

Adam przed samym sobą nie przyznawał się do jednej, drobnej rzeczy. Spychał ją do podświadomości, ignorował. Niczym struś chowający głowę w piasek, lub przestraszone dziecko wczołgujące się pod poduszkę – uznał, że jeśli nie będzie spoglądał w jej stronę, to przestanie istnieć.

Problem dotyczył jego motywów ratowania Ewy i Leny.

Nie był pewny, czy robi to, bo powinien, czy dlatego, bo chce.

Czy czyniło go to potworem? Nigdy nie był szczególnie związany ze swoją siostrą – nie był z tego dumny, ale po tamtym wypadku pieczołowicie omijał rodzinny dom. Nie chciał szlochów, jęków, płaczów, smutku, żalu... ani innych synonimów udręki emocjonalnej. Wcześniej też nic go nie łączyło z Ewą – nie mieli wspólnych zainteresowań, bazowali jedynie na więzi przyzwyczajenia, która integruje ludzi znających się od wczesnego dzieciństwa. Więc dlaczego tkwił w tej cholernej pogoni za nią? Bo była jego siostrą. Bo powinien. Bo musiał. Bo źle by się poczuł, gdyby coś złego przytrafiłoby się jej, a on do tego dopuścił. Jednakże, gdyby wydarzyło się najgorsze, a on wrócił do normalnego życia... nie poczułby żadnej różnicy. Może nawet byłby lekko, obrzydliwie zadowolony, że pozbył się niewygodnej więzi z przeszłością. Niczym potwór. Dlatego nie mógł się do tego przyznać, nawet o tym myśleć.

Z Leną natomiast było inaczej. Była jego przyjaciółką – niczym więcej, niczym mniej - i ją też chciał chronić. Spędzili razem wiele wspaniałych chwil, przecież grali w zespole. Kochał ją na swój sposób. Ona go jednak okłamała, w wyniku czego biedny Jacuś stracił swoją największą dumę. Nie był pewny, czy wcześniej też nie taiła różnych prawd – w końcu tym razem poznał faktyczny stan rzeczy jedynie dzięki głupiemu szczegółowi. Wiele lat znajomości jednak rekompensowały cały ten syf – choć trochę. Nie zmieniało to faktu, że Adam nie czuł entuzjazmu na myśl o morderstwie dobrej, niewinnej osoby.

Obecna sytuacja – co nie było do końca nieuzasadnione – zmieniła Molińskiego w paranoika. Na zmianę, jak w sinusoidzie, ufał Joannie i był podejrzliwy. Obawiał się, że w pewnej chwili oprze się na niej, a ona wtedy okaże się zdrajczynią. Cały czas odczuwał tę niepewność, choć wszystko mówiło, że Joanna jest przyjacielem. Jego „aniołem stróżem“. Paranormalnym dobroczyńcą. Charytatywnym – bo nie miał pojęcia, co kobieta zyskiwała z całego tego wysiłku, który podejmowała. To też zaostrzało jego wahanie – nie przywykł do takiej postawy. Ludzie zawsze robią coś z jakiegoś powodu – dla pieniędzy, miłości, zemsty... Nie mógł tylko rozpoznać motywów Joanny. Bo skoro jego pobudki były takie wątłe... to co sprawiało, że ona wciąż tkwiła w ruchu? Krążyła zupełnie sama w środku nocy po budynku, w którym mógł kryć się psychopata.

Adam nie potrafił przyporządkować klocków do drewnianej podstawki, lecz – musiał.

Po otrzymaniu MMSa spacerował jeszcze po ponurym korytarzu, w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku. Rozpylone środki dezynfekujące unosiły się z podłoża, by drażnić śluzówkę i kąciki oczu. Adam starał się chodzić bezgłośnie, lecz nie miało to większego sensu – jego serce wygrywało głośny marsz turecki – odbijający się od ścian i niknący w mroku.

W tej samej chwili do głowy przyszło mu luźne skojarzenie. Kiedyś, nie pamiętał już ani kiedy, ani w jaki sposób – bo bynajmniej nie interesował się historią - natrafił na wzmianki o szaleństwie w starożytnym Izraelu. W tych czasach uznawano, że zaburzenia umysłu i emocji są spowodowane „siłami nadprzyrodzonymi“, czy rozgniewanym Bogiem, który karał za grzech, lub łamanie przykazań. Żydowscy prorocy byli także psychologicznie nienormalni, co skutkowało w niezrozumiałym przepowiadaniu przyszłości.

Kurwa, tu było kilka paraleli.


Adam uważał, że jest obserwowany. Kamery pozostawały umiejscowione tuż przy suficie - mógł nimi sterować porywacz. Moliński nie miał zielonego pojęcia, gdzie znajdowałaby się taka „baza monitoringu“ z przełącznikami, ekranami i innymi wajchami. Brak stróża również coś oznaczał. Biedak mógł być zabity, związany i ułożony w kanciapie, czy też porwany i umieszczony w tym samym miejscu, w którym tkwiły Ewa i Lena. Mógł też zerwać się wcześniej do domu – bo jak każdego dnia od ponad dwudziestu lat – nic się tutaj nie działo.

Wiele pomieszczeń było zamkniętych, inne natomiast łatwo poddawały się ruchowi nadgarstka. Adam nie miał większych problemów, by zdobyć drewniany sztyl od miotły – uprzednio stojącej tuż przy topornym wózku i szafce z chemikaliami. Na początku myślał o nim, jako o broni – na wypadek, gdyby amunicja się skończyła. Później przyszło do głowy znacznie mniej brutalne rozwiązanie.

Adam musiał znaleźć swoją towarzyszkę. W tym jednym zgadzał się zarówno on, jak i pajac na rowerku.

Wszedł na pierwsze piętro, nadstawiając uszu. Na początku nic nie usłyszał – Joanna była ostrożna. Później zresztą też żaden dźwięk do niego nie dotarł. Adam przypomniał sobie, że ma tylko trzydzieści... teraz już dwadzieścia... minut na dostarczenie głowy we wskazane miejsce. To było chore.

Czystym szczęściem natrafił na Joannę – stała do niego plecami. Wszedł do sali wykładowej, w której przebywała. Kijem przychylił obiektyw kamery, czyniąc z co najmniej połowy pomieszczania martwe pole, niedostępne dla zdobyczy technologii.

Spojrzał na kobietę i wiedział, że mógłby ją powalić. Nie miałby z tym większego problemu – Joanna nie zauważyła jego wejścia. Już nawet lekko uniósł ręce, jak do baseballowego strzału. W końcu jednak rozluźnił mięśnie. Nie potrafił jej skrzywdzić.

Podszedł i złapał ją za ramię. Kobieta powstrzymała okrzyk przestrachu, gdy rozpoznała jego twarz.

- O co chodzi? Znalazłeś coś? – zapytała.

Adam pokręcił głową. Wyszperał z kieszeni komórkę, przesunął palcami po klawiaturze i pokazał MMSa.

- Nie mam już wiele czasu – szepnął. – Może to nieodpowiednia chwila, ale... może ty coś znalazłaś?

Joanna jedynie pokręciła głową.

- Musimy... - zaczął. - Szczerze mówiąc, nie mam planu. Może udasz martwą i zaniosę cię w to wskazane miejsce? Zaskoczymy go... lub ich.

- Ale to... kłamstwo. Kłamstwo nigdy nie przyniesie nic dobrego.

- Czyli nie kłamałaś, podając się za Broniewską? Czasami trzeba skłamać, dla szczytnego celu. Ostatecznie lepsze to niż morderstwo. Powiedz lepiej... czemu ktoś chciałby twojej głowy?

- Bo wtedy nikt by cię już nie chronił. jesteś wyjątkowy - dlatego twoje dobre i złe czyny mają teraz tak wielką moc. Zrobiłeś coś bardzo złego i tym sprowadziłeś na siebie nieszczęście. Kolejny zły uczynek sprawi, że dwie Twoje bliskie zapewne zginą.

- Tylko czy istnieje jakikolwiek dobry uczynek, który by je uratował?

- Dobre uczynki przestałyby być dobre, gdybyśmy wiedzieli zawsze, że zostaniemy za nie nagrodzeni. Wtedy to czysty biznes.

Adam skrzywił się, po czym oparł o ścianę, unikając kontaktu wzrokowego. Na kilka długich chwil jedynym dźwiękiem, jaki unosił się między nimi, było tykanie zegara. Cholernie nieznośne.

Mężczyzna nie miał wielu opcji w puli dobrych uczynków. Dysponował właściwie tylko jednym. Jedynym.

Napisz wiadomość SMS -->
Cytat:
Rozumiem, że chcesz mojej towarzyszki, bo mnie ochrania. Czemu nie zrobić tego prościej? - sam pójdę pod dąb i to moją głowę dostaniesz. Do rąk własnych.
Wyślij -->
Do: +48 666 696969


Nie do końca odpowiadało to trzem katolickim Najważniejszym Dobrym Uczynkom - modlitwie, poście i jałmużnie - lecz wciąż musiało tkwić wysoko w hierarchii.

Adam syknął z zadowoleniem. Odlepił się od ściany i ruszył ku wyjściu.

- Nawet nie zamierzam się bronić. Będzie to w pełni dobry uczynek - rzekł, spoglądając za ramię z niepozbawionym wesołości uśmiechem. - I wcale nie oczekuję na twój dobry uczynek, mój aniele stróżu.

Ostatnie słowa zabrzmiały miękko, aksamitnie. Joanna mogła wyczytać z nich lekką drwinę, lecz nie taka była intencja Adama.

- Niech ma "wyjątkowość" przeminie - rzucił jeszcze w drzwiach, kłaniając się niczym rasowy dżentelmen. Teatralnie i w zamierzeniu - z gracją.

Sam nie był pewny, czy blefuje. Może jedynie testował Joannę - czy też jej determinację do pełnienia roli anioła stróża. W chwili obecnej sinusoida jego zaufania podrygiwała bardzo wysoko - aż w okolicy strzałki należącej do metaforycznej osi rzędnych.

I nagle wszystkie klocki zaczęły pasować. Choć Adam odniósł wrażenie, że zachował się trochę dziecinnie.
 
Ombrose jest offline