Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2013, 13:53   #118
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wolmar pogratulował sobie celnego trafienia. Śmierć bestii odwróciła uwagę pozostałych dwóch od rzygającego jak żak w juwenalia Markusa. Nim jednak zwierzoludzie wykryli obecność Kleina stracili zapał do walki i rzucili się do bezwładnej ucieczki. Wolmar jakoś bardziej podejrzewał, że bardziej chodziło o brak sterującego nimi przywódcy. Czarownika niechybnie...

Wciąż ze strzałą na cięciwie, gotowy do napięcia łuku i posłania pocisku w jakiegoś odważniejszego napastnika zbliżył się do wozów. Będąc już blisko rozproszył zaklęcia, jakimi był otoczony - jego sylwetka stała się całkowicie widoczna, a oczy przestały łzawić od latarni oraz płonących tu i ówdzie szczątków. Nawet kiszona kapusta okazała się łatwopalna - stwierdził zdumiony.

Podszedł do Oppela uważając, żeby być widocznym dla osłabionego torsjami uczonego. Pchnięcie sztyletem mogło być równie zabójcze, co maczuga zwierzoludzia.
- Wszystko dobrze, Markusie? - upewnił się.

Niektórzy szeptali o czarodzieju, który uratował podróżnych przed śmiercią z łap zwierzoludzi. Pełne podziwu i strachu spojrzenia były wskazówką, kto stał za niszczycielską mocą, która złamała morale napastników. Wolmar przyjrzał się dokładnie magowi - zarówno zwykłym, jak i wiedźmim wzrokiem. Obserwował, ale nie odzywał się ani słowem. Dobrze rozumiał zasadę, żeby pozostawać nierozpoznanym tak długo, jak to możliwe.

Adept zaoferował swoją pomoc przy opatrywaniu rannych, nie zapominając również o rannych zwierzętach. Dzięki swoim umiejętnościom niemal czuł przerażenie i strach mniejszych braci. Również jego umiejętności, nieco tylko wspomagane zaklęciami pozwoliły uspokoić i przyprowadzić błąkające się w pobliżu zwierzęta.

Na koniec, kiedy karawana ponownie ruszyła w drogę - zajął się opatrzeniem rannej wcześniej nogi. Niespokojna podróż sprawiła, że niemal o tym zapomniał, ale nie zamierzał ryzykować niemocy z powodu zabrudzonej rany.

Nim jednak ruszyli, nie kryjąc wstrętu obejrzał kilka ciał poległych zwierzoludzi. Szukał czegokolwiek dziwnego, czegoś, co mogło służyć do kontrolowania tych przepełnionych nienawiścią istot, jakiś znaków szczególnych wspólnych wszystkim.
Zajął się również pochówkiem poległego strażnika. Uczynił to w pewnym oddaleniu od drogi tak, by nie było postronnych świadków. Miało to oszczędzić innym okropnego stanu zwłok, jak i pozwolić na zajrzenie do kieszeni zmarłego.
- Tobie się to już nie przyda, a nam być może pozwoli ocalić życie... - tłumaczył się stojąc nad płytkim grobem, zabezpieczając pistolet, proch i amunicję, a także inne przedmioty zabitego.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline