Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2013, 17:23   #323
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Gwardzista Boga założył ręce na piersi gdy wkroczył do świątyni i rozejrzał się. Znajome obrazy cierpienia i nieszczęścia natrętnie pchały mu się w oczy i świadomość tego że we dwoje z Laoną skutecznie obronili przybytek i rannych, i że nie stracili następnych dusz spośród obrońców, była jedyną pociechą. Dla kapłana Obrońcy wczorajsza walka była kwintesencją jego powołania.

Teraz czekał uprzejmie aż jasnowłosa druidka oderwie się od rannych, których od zeszłego wieczoru jeszcze przybyło. Przy okazji przyglądał się jej z uwagą, temu jak opatrywała rany wraz z kapłanką Chauntei. Przyglądał się i zastanawiał.

Jak daleko sięgają wpływy Seere Uzdrowicielki? Czy wszyscy druidzi są jej posłuszni, czy jedynie część? Miał nadzieję na to drugie, pierwszego nie mógł wykluczyć, pamiętając kim była Kyrilla...

- Pani - pochylił uprzejmie głowę gdy niewiasta wreszcie spojrzała na niego. - Czy mogę się przydać w świątyni? Chciałem również porozmawiać przy okazji, jeśli czas na to pozwoli.

Kobieta odgarnęła z twarzy kosmyk umazanych krwią włosów, po czym spojrzała na kapłana. Jej jasne oczy biły niewyobrażalnym, jak na człowieka, spokojem. Skinęła jedynie głową, układając dłoń na ramieniu Baelraheala.
- Każda pomoc przyda się w chwili takiej jak ta. Rannych jest wielu, zaś nawet istota tak łaskawa jak Wielka Matka nie może obdarować swych sług niewyczerpaną siłą.

Pokiwał głową.
- Zajmę się rannymi. Niestety, tym którzy upadli na duchu nie pomogę tak skutecznie. Obyście wy, panie, miały z tym więcej szczęścia - westchnął i nie nagabując już druidki ani drugiej boskiej służki ruszył do zadania któremu wczorajszy atak przeszkodził. Dzięki zdolnościom Laony lecznicza aura i poświata nadal promieniowała od niego.
- Pozwolisz, że zrobimy to razem kapłanie Ojca Elfów. Wtedy będziemy mogli porozmawiać, o co prosiłeś. - chociaż poczuł w jej głosie nutę serdeczności, twarz pozostała nieskalana emocjami.
- Oczywiście - Baelraheal uśmiechnął się do kobiety, choć o wesołość było mu trudno tuż po kolejnym pogrzebie. Uprzejmie przepuścił ją przodem, ona lepiej wiedziała komu i w jakiej kolejności potrzebna jest pomoc.

Kobieta zbliżyła się do jednego z rannych wojowników lorda, który wciąż nie odzyskał przytomności. Jego rany, choć powierzchownie złagodzone łaskami bogini, w dalszym ciągu zagrażały życiu. Najwidoczniej czas miał okazać się tutaj najlepszym z lekarstw, jasnowłosa nachyliła się bowiem nad nieszczęśnikiem, delikatnie zdjęła opatrunek z jego rozciętego ramienia i ostrożnie poczęła obmywać ją namoczoną w wodzie ścierką.
- Czuję, że tłumisz w sobie wiele pytań elfie. - przemówiła cicho wpatrując się w ruch swej dłoni po zaczerwienionej skórze, dookoła głębokiej rany.

- Jesteś, pani, żoną wojownika. Czasami niektórych pytań lepiej nie zadawać - westchnął kapłan i podszedł do żołnierza lorda, by ten znalazł się w zasięgu bladego światła. - Moi towarzysze powiedzieli twemu mężowi ile mogli powiedzieć … nie wiem czy miałaś już z nim okazję rozmawiać. Nieważne, wybacz gadulstwo, to zmęczenie się odzywa. Jeszcze dziś wyruszymy z Mudstone i nie wiem czy będę miał okazję uzupełnić zapasy składników do modlitw - czy moge prosić o sprzedanie mi odrobiny kadzidła? Byłoby mi wielką pomocą w przyszłości.
- Rozmawiałam ze swym mężem... - spauzowała na chwilę, zerkając na elfa. - I rozumiem waszą decyzję, co więcej - szanuję ją. Nawet serca kryształowe jak strumienie dalekiej północy łatwo skorumpować. Moje, mego męża. A nawet wśród was są tacy, którzy sięgnęli tam, gdzie żadnemu śmiertelnikowi sięgnąć nie godzi. - powróciła do opatrywania rany. - W świątyni tej kadzideł nie powinno brakować, jestem pewna że kapłanka podzieli się z tobą. Jeśli nie, oczywiście odstąpię ci kapłanie część moich zapasów. Bez zapłaty... Na nic złoto człowiekowi, któremu zawisł nad karkiem katowski topór.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić, pani, proponując zapłatę - elf pochylił głowę. - Nie jesteśmy żebrakami.

Zastanawiał się przez chwilę.
- Jesteś, pani, druidką.
- Jestem służebnicą Wielkiej Matki, nazwij to jak uważasz. - odrzekła spokojnie.
- Więc służebnicą Wielkiej Matki, wedle życzenia. Obrońcy Mudstone przed atakiem ogrów i gigantów zostali najpierw zaatakowani przez ludzi wydających się być opętanymi czy pod wpływem jakiegoś rodzaju magii. Miałaś może, pani, nieszczęście widzieć osoby z takimi objawami? - zapytał ze zmarszczonym czołem.
- W pewnej wiosce, na północy... Tak. - jej głos zadrżał. - Dla mieszkańców było za późno. Dzieło wiedźmy zamieszkującej las nieopodal miało to być. Ile w tym prawdy? Mój mąż posłał ludzi, ci odnaleźli chatę. Pustą niestety. Kobieta nie była kapłanką, jednak miejscowi traktowali ją jak znachorkę czy zielarkę... Jeśli prawdą są słowa ocalałych. To okrutne. - potrząsnęła lekko głową. - Ktoś kto niósł im pomoc i ukojenie zaprzedał ich duszę. Teraz to wiem, po rozmowie z mężem. - chwyciła za świeży bandaż, po czym obłożyła nim ranę żołnierza. - Tym bardziej nie chcę aby kolejni spośród ludu Ghaalena poszli ich śladem.

Baelraheal wpatrywał się w kobietę z taką intensywnością jakby chciał wyrwać z samej jej duszy odpowiedź na pytanie czy kłamie, czy też mówi prawdę. Nie był znawcą ludzkiej natury a i nie wiedział czy niewiasta nie jest aby wyśmienitą aktorką, ale wydawała się szczerze przejęta tym by podobny los do opisywanego nie spotkał poddanych jej męża. Oczywiście, ciągle w jego duszy pozostawała wątpliwość czy to wszystko nie jest grą...
- Widziałem już podobne przypadki, jest ich więcej - powiedział wreszcie, nadal się jej przypatrując. - W samym Cair Calidyrr tak się dzieje. Wydaje mi się że ta magia, to opętanie, jest powiązane z jakiegoś rodzaju rytuałem specyficznym dla Wysp. Konkretnie z magią druidów, jakkolwiek by mi nie było ciężko tego powiedzieć służebnicy Wielkiej Matki. Mogę się mylić - podniósł obronnym gestem otwartą dłoń. - Nie jestem znawcą.
- I mi nie są znajome tajemnice tutejszych druidów kapłanie. Aczkolwiek zachowam w pamięci twe słowa. - powstała od rannego, skupiając całą swą uwagę na złotowłosym elfie.
- Będę wznosiła modły o powodzenie waszej misji. Wielka Matka nie ingeruje otwarcie... Najważniejsza jest wszak równowaga, jednak czy bestia, o której opowiadaliście nie jest właśnie nienaturalną ingerencją? Wielkie wyzwanie przed wami stoi. Ty zaś kapłanie musisz dokładniej wpatrywać się nie w ścieżkę przed sobą, a w towarzyszy u swego boku. Tam bowiem wkraść się może zło potężne. Tam wróg szukać będzie twej słabości.
- Zranić mnie jest łatwiej niż mi się to w ogóle wydawało możliwe jeszcze parę dni temu - Baelraheal spojrzał na druidkę z bólem. - Dziękuję, pani, za ostrzeżenie. Czułem że coś jest nie tak, ale … tak, sam to będę musiał wyjaśnić. Mam jeszcze jedno pytanie, o Seere Uzdrowicielkę - ona to opiekuje się niedomagającą królową albo i resztą rodziny królewskiej, prawda? Czy jest ci ona znana? To rodzaj przełożonego wszystkich służebnic i sług Wielkiej Matki?
- Nie jestem członkinią kręgu z Moonshae... Jednak jeśli dobrze pamiętam, mistrzami kręgu Gwynneth są bracia twej krwi. Starzy niczym zapomniane lasy wyrastające nad brzegami zakazanego jeziora. Seere... - przymknęła oczy.- Imię to nic mi nie mówi. Jeśli zatem ta, która nosi to imię jest czyimś przywódcą, pozostaje mieć nadzieję że jedynie ograniczonej grupy. Serce pęka mi na samą myśl, że cały krąg - tak stary i znamienity - mógłby wpaść w ramiona takiego zła.

Gwardzista Boga z trudem zachował zimną krew. Pamiętał z wizji odzianą na czarno postać i rozmowę w elfim języku … czy raczej wyzwanie jakie Kyrilla rzuciła w elfiej mowie. Dlaczego właśnie w tym języku?
- Dlaczego powiedziałaś, pani, że to zakazane jezioro? - zapytał, siłą woli narzucając sobie spokój - I czy pamiętasz może imiona tych elfów? Albo gdzie ich szukać? - wiedział że swymi pytaniami zdradza zbyt wiele, ale jeśli mógł się czegoś przydatnego dowiedzieć...
- Nie wiesz? Lasy Kręgu to zawsze miejsce święte... Druidzi z Gwynneth są jednymi z najbardziej tajemniczych. Sami Kendrickowie, których Gwynneth jest wyspą ojczystą, nigdy w ich sprawy nie ośmielili się ingerować. Na ziemie kręgu nie ma wstępu nikt nie zaproszony. A nawet w czasach wielkich wojen, jakie nasączyły te wyspy krwią żaden z pyszałków nie ośmielił się złamać tego starożytnego zakazu. W sercu ich gaju znajduje się wielkie jezioro, tak głosi legenda. Piękne i surowe a jedynie oczy braci i sióstr kręgu mogą je podziwiać. - na koniec pokręciła jedynie głową. - Musisz mi wybaczyć. W swej ludzkiej ułomności nie jestem w stanie spamiętać imion starszych niż całe pokolenia mego ludu. Imiona te są mi nieznane... Nie jestem pewna czy i one nie są swego rodzaju tajemnicą. Spotkałam się z sługami Wielkiej Matki, którzy ziemie kręgu opuścili, nigdy jednak nie wspominali o swych mistrzach. Ja zaś nie chciałam pytać.

Elf skrzywił się w duchu gdy kobieta przyznawała się do niedoskonałości. Tak jakby jego rasa składała się z ideałów! Jeśli jego podejrzenia były słuszne, to niedługo kolejny raz się przekona jak bardzo Tel’quessir są podatni na zepsucie. Naraz końcówka słów druidki szczególnie przykuła jego uwagę.
- Jesteś, pani, wieszczką? - zapytał. - Wiesz gdzie można odnaleźć tych którzy opuścili Gwynneth? Byli uciekinierami?
- Nie jestem wyrocznią, jeśli to masz na myśli.
- pokręciła spokojnie głową. - Widzę jedynie to co zechce pokazać mi Wieka Matka. A są to ślady subtelne... Szeptane przez wiatr, który niesie czerwono-złote liście, trudne do ujrzenia w pokruszonym lustrze wody. - zajrzała kapłanowi w oczy. - Musisz być cierpliwy.
Jakby rozważając coś niezwykle istotnego, stała z uczepionym pustki spojrzeniem.
- Uciekinierami? Być może... Równie dobrze mogą okazać się wygłodniałymi wilkami, które ruszyły na łowy. Jeśli chcesz ich odnaleźć szukaj tam, gdzie niechętnie zapuszcza się człowiek. Pośród gęstwin, w ciemnościach pieczar. - westchnęła - Wielką pomocą zapewne ci nie jestem. Wiedz jednak, uciekinier czy bestia... Po wyobcowaniu pośród lasów Gwynneth nie szukali schronienia pośród kamiennych wież.

Czempion Corellona zastanowił się nad tymi słowami i zapisał je w pamięci.
- Czy znałaś może Kyrillę, znaną też pod imieniem Rubinowej Tancerki?
- Wybacz, niestety nic mi nie mówią te imiona.

Baelraheal skinął głową.
- Dziękuję, pani. Zajmę się teraz innymi rannymi - powiedział i ukłonił się. Oprócz tego że był kapłanem Obrońcy, to również uzdrowicielem i swe umiejętności zamierzał zaprząc do użytku. Zatrzymał się jednak w pół kroku.
- Jeśli mogę prosić, sprawdź wieś zaklęciem wykrywającym Splot, pani - dodał.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline