Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2013, 18:04   #96
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Meg podążyła za skrzatem mając nadzieję, że ten zaprowadzi ją... sama nie wiedziała gdzie... do wyjścia? Oczywiście nie dogoniła go, co w sumie było do przewidzenia. Podobnie, jak do przewidzenia było, że gdy tylko straci z oczu swych towarzyszy, zgubi ich bezpowrotnie. Tym oto sposobem została sama pośrodku lasu, który nagle dziwnym trafem przemienił się w istną gęstwinę.

Przycupnięcie na jakimś kamieniu i pomstowanie na własną głupotę było kuszącym pomysłem, któremu jednak magini z trudnem się oparła, bowiem dostrzegła w oddali mogiły.

Im bardziej zbliżała się do grobów, tym bardziej rósł w niej niepokój. Było to w zasadzie dość irracjonalne, bowiem, gdyby coś złego czaiło się w tym miejscu, od razu by to dostrzegła. To była jedna z niezaprzeczalnych zalet Umbry. Tutaj wszystko było widoczne, jak na talerzu.

Mogiły były w różnym stadium nadgryzienia przez ząb czasu. Na tych dość świeżych widniały dobrze jej znane nazwiska: Edward Barrow, Olivia Lamb, Laura Chisholm, Mireia de Mendizába, Victoria Kempe, Aoife O'Brian. Pozostałe, zwykłe kopczyki z ziemi lub kamieni bez krzyży, skrywały w swym wnętrzu ciała ludzi zupełnie jej obcych. Wszystko jednak wskazywało na to, że i to byli Przebudzeni. Wydawało się to dość logiczne. Asura nie byłby przecież pierwszym demonem wysysającym z magów Awatary, tak jak wysysa się mięczaka z jego skorupki. Niestety, pewnie nie byłby też ostatnim.

Przez chwilę pani Twisleton zastanawiała się, czy rozkopanie grobów nie byłoby dobrym pomysłem. Może znalazłaby wówczas odpowiedź przynajmniej na część nurtujących ją pytań. Brak łopaty był akurat najmniejszym z jej problemów. W takim miejscu mogła ją z łatwością wyczarować z powietrza, dosłownie. Schody zaczęłyby się dopiero później, bowiem machanie łopatą jakoś nigdy nie było jej mocną stroną. Owszem, wychowała się na wsi, nie raz widziała ludzi pracujących w polu, czy też przy zwierzętach, ale “widziała” jest tutaj słowem wartym podkreślenia. Tak więc, nawet z łopatą, rozkopanie jednego grobu zajęłoby jej całą wieczność, co dopiero kilku. Przy czym Margaret miała przeczucie graniczące z pewnością, że w tym miejscu wieczność trwałaby o wiele dłużej niż w realnym świecie.

Poza tym, zakładając oczywiście, że miałaby na tyle sił, by rozkopać grób, nie miała absolutnie żadnej pewności, że w środku są jakiekolwiek ciała. Równie dobrze mogiły mogły być atrapą, iluzją, czy jakkolwiek by tego nie nazwać.

Właśnie w takich chwilach Margaret zaczynała żałować, że jej edukacja pod okiem Christophera potoczyła się tak, jak się potoczyła. Ale któż mógł wiedzieć, że kiedyś zostanie uwięziona w Umbrze przez jakiegoś postrzelonego Rzymianina.

- I co, zamierzasz tak stać i czekać aż jakiś rycerz na białym koniu cię oswobodzi? - Usłyszała za sobą dobrze znany głos.
- A jakie mam wyjście? - powiedziała beznamiętnie, odwracając się.
- No chyba kpisz - mruknął kolejny głos, na chwilę przed tym, zanim Margaret poczuła jak coś twardego uderza ją w głowę.

Pacnięcia po głowie kijem Meg się nie spodziewała, tak jak i tego, że miast jednej, stały przed nią wszystkie trzy: Dziewica, Matka i Starucha. Ta ostatnia uważnie przyglądała się swojej lasce, by upewnić się, że nie ucierpiała ona na skutek zderzenia z głową magini.


- Nie jesteś już dzieckiem, żeby cie trzeba było prowadzić za rączkę - tym razem głos zabrała najmłodsza.

Słuchanie od niej rad o dojrzałości zawsze nieco denerwowało panią Twisleton. Jakoś nigdy nie mogła się pogodzić z tym, że ktoś o aparycji podlotka może mieć od niej o wiele bogatsze doświadczenie.

- To co waszym zdaniem mam ze sobą zrobić?
- Czy ty w ogóle słuchałaś tego, co mówił ten leprechaun? - wypaliła starucha wyraźnie poirytowana bezwiedzą Verbeny.

Magini już miała z rozbrajającą szczerością przyznać, że otóż nie słuchała go ani trochę, kiedy jednak przypomniała sobie, że skrzat wspominał iż jedynym sposobem na znalezienie drogi ucieczi jest “spojrzenie w głąb siebie” i “cofnięcie się do początku”. Tylko jak, na Boga, Margaret miała zaglądać w głąb siebie, kiedy wszystkie trzy wcielenia jej Avatara trajkotały jej nad uchem? Zazwyczaj pojawiały się pojedynczo, właściwie nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziała je naraz. Za to doskonale pamiętała moment, kiedy ujrzała je po raz pierwszy. To był prawdziwy Początek, nie tylko dla niej.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 25-06-2013 o 21:37.
echidna jest offline