Walka zmieniła się w bezwładną rzeź – właściwie to obu stron. Gdy Fernando wykończył zombiaka zmagającego się z Dirkiem rzucił się na pomoc obleganemu krasnoludowi. Chwilę później sam znalazł się w identycznej sytuacji. Potężny cios zombiaka powalił szermierza na ziemię nim upadł poczuł , że świat mu wiruje a kopalnię pogrążała większa ciemność niż do tej pory. Nie wiedział nawet , że to możliwe...
Ocknął się gdy już było po wszystkim, właściwie chwilę po walce gdyż przytomniejąc jeszcze słyszał ostatnie dźwięki zadawanych ciosów a chwilę później cisza. Pamiętał, że zanim padł widział jak padali także inni. Zmagania w kopalni drogo ich kosztowały i zwyczajnie nie miał ochoty na więcej. Usiadł , wyciągnął z torby bandaże i zioła i począł się opatrywać najlepiej jak mógł widać jednak było, że nie jest to jego specjalizacja. Rozejrzał się by po chwili odnaleźć kapłankę - Szkolili was tam w opatrywaniu ran? Zapytał z lekką nadzieją w głosie, wolał nie ryzykować lecz skorzystać z pomocy kogoś kto potrafił się tym zając porządnie. Sam jedynie wiedział iż rany należy odkazić alkoholem – którego sobie nie żałował. Polał rany gorzałką upijając też solidnego łyka chwilę wcześniej.
Był prawie pewny, że w tak licznej ekipie znajdzie się ktoś znający się na leczeniu, wraz z Fernanda bandażami ziołami i gorzałką byłoby to niezłe połączenie, być może wystarczające do tego aby jakoś wydostać się z kopalni. Mimo iż rana nie była tak poważna jak początkowo przypuszczał to jednak dobrze wiedział, że w chwili obecnej byle truposz może go wykończyć. Zapowiadało się kilka dni rekonwalestencji o ile w ogóle uda im się opuścić tą przeklętą kopalnie. |