Rozsiedli się przy długiej, masywnej ławie biegnącej wzdłuż ściany domu. Drobna, ciemnowłosa dziewczyna, rzucając im ukradkowe i trwożliwe spojrzenia, położyła na stole dzbanek z piwem i kubki. Opius nalał trunek do naczyń i sam wypił pierwszy. Tak jakby chciał pokazać, że nie mają się czego obawiać. Otarł pianę z ust i wskazał na drzwi prowadzące do kuchni, gdzie krzątała się dziewka.
- Moja córka, Ofelia – wyjaśnił, wodząc oczami po siedzącej trójce mężczyzn. Ten wzrok wyrażał groźbę „tknijcie ją a zabiję”. Po chwili napięcia, uśmiechnął się. – Pijcie, świeżo warzone. Trupy były już tutaj trzy razy. A wszystko zaczęło się dwa dni po tym, jak byliście tu przejazdem z tymi legionistami. Pierwszy raz nie spodziewaliśmy się niczego. Ożywieńcy podeszli do bramy i zabili strażników, a ciała zabrali. Od tego czasu mieliśmy się na baczności. Po raz drugi, już większą grupą zaatakowali nocą pięć dni temu. Było ich kilkunastu, a wśród nich, na Treię, dostrzegliśmy naszych strażników Loptiusa i Anselmo. Byliśmy czujni, więc obyło się bez strat. Zdołaliśmy zniszczyć kilku z nich. Rankiem resztki jakie po nich zostały, spaliliśmy, a popioły rozsypaliśmy na Siwym Uroczysku. To niedaleko stąd, dwie godziny drogi na północ. Wiele tam dzikich bestii i teren nieprzyjazny. Trzeci atak nastąpił dzisiaj w nocy i jego efekty widzieliście. Nieumarłych znów było więcej niż ostatnim razem, do tego byli bardziej zapalczywi, jakby kierowała nimi obca wola. Światło Adanirosa! Ktoś nimi musiał kierować. I ten ktoś miotał ogniste kule w palisadę i do wnętrza osady. Stąd ogień. Trupom udało wedrzeć się na ostrokół i zabili znowu dwóch naszych. A w jednej z chat spłonęło dwoje ludzi...
- Oni przychodzą z południa... – Opius zaczął odpowiadać na kolejne pytanie, ale umilkł gdy przy stole znowu pojawiła się Ofelia. Dziewczyna tym razem przyniosła pokrajany w grube kromki bochen chleba na tacce i miskę sosu gurum. Naczynia postawiła na stole, rzucając trwożne spojrzenie swojemu ojcu, który odwdzięczył się nieprzyjaznym grymasem twarzy i odeszła wolnym krokiem, strzygąc uszami. Zarządca jednak odczekał ze wznowieniem rozmowy, do czasu aż zniknęła w kuchni. – Z południa, tak. Niegdyś u stóp niewysokiego wału wzgórz, biegnącego ze wschodu na zachód, porośniętego lasem, znajdowały się trzy osady: Vernio, Dalancia i Esperegum. Najbliższa z nich – Dalancia, była zaledwie o dzień drogi z Scentio. Paru osadników stamtąd pochodzi. Wszystkie trzy miejscowości zostały doszczętnie zniszczone. To co pozostało, przetransportowaliśmy tutaj, aby wznieść naszą osadę. Myślimy, że gdzieś tam zalęgło się zło i to zło teraz nęka naszą osadę. Chyba tylko po to, żeby nas zniszczyć. Nie widzę innego powodu.
- Wszyscy powiedzą wam to samo – dodał na koniec. – Nie pytajcie ludzi, bo i tak są wystarczająco przestraszeni. Poza tym, wiecie... Teraz nikt nie lubi obcych, nie ufa im. Żyjecie chyba tylko dlatego, że byliście tu już wcześniej... To jak, pomożecie? W zamian damy wam zapasy na drogę, gdziekolwiek się udajecie i konie, bo chyba macie ich deficyt... |