Zwierzoludzi ciągle było więcej niż ludzi, i nie tylko tych w lesie ale również tych za prowizoryczną barykadą. Magnus miał na sobie dwóch. Walka z jednym jeszcze nie była taka ciężka. Odbyła się krótka wymiana ciosów, po której zwierzoczłek odniósł rany. Chwilę później na domiar złego dobił do Magnusa kolejny zwierzoczłek. Czasu i sił robiło się coraz to mniej. Raufer zaatakował ponownie ale zbyt słabo - szkoda - i zaraz po tym musiał robić unik przed atakiem przeciwnika. Udało się uniknąć tego i kolejnego od drugiego stwora. Uchylając się nieco do tyłu przed toporem zwierzoczłeka zrobił zamach mieczem i ciął stwora w łeb. Tym razem celnie. Głowa stwora odleciała od reszty ciała i poturlała się gdzieś pod wóz. Magnus już miał bronić się przed kolejnym atakiem drugiego zwierzoczłeka, gdy ktoś trafił stwora strzałą prosto w czoło. Stwór osunął się na ziemie. Reszta zwierzoludzi popadała od ran, strzał czy innych broni albo po prostu uciekła tam skąd przyszła.
Zgiełk walki ucichło. Teraz do uszu dochodziły inne odgłosy: płacz dzieci, lament kobiet i marudzenie niziołka.
Nim Raufer zajął się swoją raną zobaczył co z jego koniem. Na całe szczęście koń był cały i zdrowy, nieco przestraszony i niespokojny ale żyw. Chwilę później - dwa, trzy kwadransy - byli już na trakcie i w drodze do karczmy.
***
-
Czasy parszywe, to prawda. A ze stworami tymi to pierwszy raz się mierzyłem i pewnie nie ostatni. Cały szkopuł tkwił w tym poronionym pomyśle. Mogliśmy się nie zatrzymywać... - powiedział ciszej by nie drążyć tematu -
Pogawędki są dobre, nie powiem, ale chyba nie o tej porze dla mnie. Idę spać - powiedział dopijając piwo z kufla