Jak się okazało, liczniejsza kompania nie oznaczała bezpieczeństwa. Towarzysze podróży byli również w tarapatach i to poważnych. Na tyle poważnych, że ten czy ów znalazł sie na ziemi.
Nie było jednak czasu na narzekania, ani też innego sposobu na wyjście z kopotów jak eliminacja przeciwników. Najlepiej z daleka.
Lotar uniósł kuszę, starannie wycelował i strzelił do najbliższego, zajętego Galvinem, zombie.
Żywy trup okazał się jednak na tyle odporny, że bełt, choć wbił się na ponad połowę swej długości w jego ciało, nie zrobił na nim większego wrażenia.
Lotar naładował pospiesznie kuszę i ponownie strzelił.
Spiesz się powoli, mówiło mądre powiedzenie. I sprawdziło się, jako że bełt poszybował w świat. Dopiero kolejny pocisk zdołał pozbawić zombie jego fałszywego życia.
Kolejny zombie, kolejny strzał. Celny, ale i tak nie na tyle, by powalić żywego trupa. Na szczęście byli jeszcze inni kompani, co stali na nogach i pomogli pozbyć się gnijącego paskudztwa.
- Lezą za mną kolejne - Lotar ostrzegł wszystkich, z gotową do strzału kuszą obracając się w stronę korytarza. I przesuwając się bliżej swych towarzyszy. Zdecydowanie nie miał zamiaru stać się obiektem zainteresowania całej człapiącej z nim piątki zombiaków. |