Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2013, 18:59   #37
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Krasnolud był cały mokry od potu i bagiennej wody. Oblepione błotem nogi zdawały się być niczym z kamienia. Trudno było się poruszać i bez obciążenia, a z dwoma plecakami i naręczem włóczni, droga wydawała się katorgą a nie rekonesansem na bagniskach. Insekty nie dawały spokoku, a warstwa błota odpadała wciąż z twarzy, wymieszana z potem tworzyła swego rodzaju powłokę, ale komary i muszki ciągneło do tej brei jak pszczoły do miodu. Po twarzach kompanów, khazad dostrzegał że i tak, on sam, wydaje się być w dobrej kondycji i humorze. Inni zdawali się mieć jeszcze gorzej.

Helv prowadził grupę drogą dobrze już sobie znaną. Okoń i Lis wiedzieli że Helvgrim zna drogę i nie wtrącali się co do kierunku pochodu. Szli na flankach i przeczesywali zarośla, widać znali się na rzeczy bo odganiali sękatymi drągami co większe węże i ropuchy o trującym jadzie. Przeklęte Bagna to nie było miejsce dla tych którzy stworzeni byli z czegoś innego niż kamień i stal. Szczęściem wszyscy obecni teraz w grupie byli twardzi i to cieszyło khazada. Wszak jeśli same bagna odstraszyć dałyby radę najemników, to co dopiero ośmiornica sama w sobie? Ekspedycja miała szansę powodzenia, tak przynajmniej myślał krasnolud.

Najpierw na północ, a potem nieco na zachód. Tak wędrowali, a Okoń, Lis i Helv upewniali się że wszyscy zapamiętują drogę powrotną do Faulgmiere... tak na wszelki wypadek, gdyby się rozdzielili z jakiegoś powodu. Jednak znajomość drogi wcale nie pomagała w męczarniach. Głębokie kałuże zielonkawej wody, nieliczne wysepki o niepewnym gruncie, pojedyńcze, chylące się do mętnego lustra bagiennej wody drzewa, nie dające schronienia czy nawet suchego gruntu pod stopami. To dało się znieść, ale wciąż mokre buty i zapadająca się pod nogami droga, w połączeniu z niebezpieczeństwami tego miejsca i niemożnością wygodnej podróży ze względu na bagaż, sprawiały że khazad czuł się nieswojo.

Sverrisson sapał ciężko, zresztą podobnie jak reszta towarzystwa. Kiedy jednak znalazł się w miejscu dobrze sobie znanym zatrzymał pochód i przemówił.

- Uważajcie tutaj. Ostatnim razem opadły nas tu chmary robactwa, a po nich nadeszła gromada pająków bagiennych. Daliśmy im odpór, ale kosztem krwi i życia kompanów. - Po tych słowach khazad ruszył dalej, a samo wspomnienie wielkich pająków wzbudziło w nim wzmożoną ostrożność i dreszcz, który przebiegł mu po plecach.



Chwilę później, Lis zatrzymał podróżnych gestem dłoni. - Stać. - Dodał. - Okoń , sprawdź to, tam, po lewej, nie dalej jak sześćdziesiąt, może siedemdziesiąt stóp przed nami.

Okoń wytężył wzrok i ruszył cichaczem, skradał się... po kilku krokach, rozsunął geste trawy o zgniłym kolorze i wpatrywał się w dal przez chwilę. Helvgrim przykucnął na tyle na ile było to możliwe i również szukał śladów zagrożenia... jednak nic nie dostrzegał. Kilka chwil później, Okoń wstał i wrócił już idąc normalnie do grupy najemników.

- Miałeś rację Lis. Dobre oko. To pajęczyca. Matka obładowana jajami. Była sama. Ruszyła na zachód. Zbierajmy się stąd... na razie nam nic nie grozi. Jeśli pająk był sam to nam nic nie zrobi jeśli go nie zaatakujemy, a mniejsze zwierzęta wyczuwają te pokraki ośmionożne i też opuszczają obszar. Idźmy już. - Wyjaśnił Okoń i zajął miejsce na szpicy. Lis również ruszył i wszedł w zarośla po prawej stronie od Okonia.

Helvgrim takżeruszył, ale nie widział ni śladów pająka, ni samego pajęczaka. ~ Co doświadczenie to doświadczenie, tego nic nie pobije. Myślał khazad o obu tropicielach i szedł swym ciężkim i pokracznym krokiem. Dopiero teraz, cała grupa, mogła usłyszeć plusk wody i odgłos spruchniałego pnia, łamanego pod dużym ciężarem. Odgłos dochodził gdzieś z lewej strony, tam gdzie Okoń wskazywał że odszedł potężny pająk. Obaj łowcy nawet się nie owrócili. Sverrisson rzucił spojrzenie przez ramię, ale kojarząc szybko fakty, również ruszył w ślad za tropicielami.

Wkrótce oczom wszystkich ukazało się jezioro w którym mieszkała i żerowała potężna ośmiornica. Kiedy Vilis znalazła podejrzane ślady i razem z Alexem zbadała je, Helv wcale się nie zdziwił, wiedział że muszą to być współpracownicy Krege. Dużym zaskoczeniem dla krasnoluda było kiedy Alex, również doświadczony łowca i tropiciel, tak jak Okoń i Lis, stwierdził że to ślady orków. Sverrisson przecisnął się między zebranymi i spojrzał na nie. Zdjął plecaki z pleców i rzucił je na kawałek wątpliwie suchej ziemi. Po tym położył się na podmokłym gruncie i powąchał ślady.

- Świeże. Muszą tu gdzieś być. - Stwierdził konkretnie khazad. - Ze mnie jest żaden tropiciel, ale ślady wrogów mojej rasy rozpoznam wszędzie. Macie rację, to orki. - Helvgrim rozejrzał się uważnie po okolicy. Kiedy Alex stwierdził że ślady prowadzą do zawalonej jaskini, Helvgrim ucieszył się jakby... kto wie, może wspólników Krege spotkał przykry los z łap grobi i Uru'kazi, a teraz zieloni dostaliby sprawiedliwość ostrzami najemników? To byłaby zmazana uraza w iście khazadzkim stylu.

- Jaskinie i tak musimy sprawdzić żeby nam się rabusie czy zieloni na łby nie zwalili kiedy zabierzemy się do ośmiornicy. Wy... - Helvgrim zwrócił się do Okonia i Lisa -... zostańcie tutaj i pilnujcie dobytku. Orki poszły tam ... - krasnolud wskazał na Usta Morra -... zatem nie macie się czym przjmować. Jednak skryjcie się na wszelki wypadek i zważajcie na zielonych maruderów. Moga się tu kręcić. Zresztą, sami wiecie. - Sverrisson podopinał sprzączki i rzemienie. Chwycił mocno w dłonie kowalski młot i spojrzał na kompanów.

- To co ruszamy? - Zapytał. - Ja pójdę z tyłu, żaden ze mnie leśnik jest... hałasu sporo robię, ale przy wyłomie skalnym dajcie mi przewagę. O kamieniach i jaskiniach mam już lepszą wiedzę. - Sverrisson przetarł rękawem pot z czoła i zakrecił styliskiem młota w dłoniach w sposób przypominający zwijanie kart papieru.
 
VIX jest offline