Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2013, 22:03   #84
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Do wilczych śladów Sverrisson zaczął się już powoli przyzwyczajać... jak nie odbicia łap w ziemi, to ich ciągłe wycie... a to kamień ozdobiony malowidłem wilka lub dzieciak przez sforę otoczony. Tak, widać było że w tym lesie ludzie głosu nie mają, a włada tym miejscem jedynie dzika sfora. Znalezisko Warrena nie zrobiło zatem dużego wrażenia na khazadzie, skwitował to słowami.

- Choć herr Warrenie, nie ma co się kłopotać tymi śladami. Las ten pełen zwierzyny jest.

Wkrótce po tym znalezisku, obaj wrócili do osady ze smutnymi minami... wszak liczyli że sidła zafundują im kolację mięsną, a tym razem, okazało się że suszone ryby znalezione w osadzie będą musiały im wystarczyć. Przynajmniej na teraz. Helvgrim postanowił że sprawdzi wnyki i sidła o świcie... o zmierzchu i o świcie, te dwie pory dawały najlepszą szansę na schwytanie zwierzyny.

W jednej z chat, leżał nieprzytomny Burden. Kapłan i norsman doglądali rannego, a chłopiec znaleziony w lesie, siedział na jednym z posłań i wydawał się bardzo ospały. Krasnolud zdziwił się że cyrulik jeszcze nie wrócił... nie znał Konrada ale wiedział że ten na pewno nie ociągał by się kiedy życie Buźki jest warzone właśnie na szali przez bogów... gdyby znalazł zioła już by tu pewnie był. Podobnie sprawa miała się z Friedrichem i Hansem, obaj potrafili o siebie zadbać i na wojaczce się znali, zatem powinni być bezpieczni, więc czemu jeszcze ich nie było spowrotem?

Helv myślał o całej sytuacji i kręcił się po izbie nerwowo. Podszedł do chłopca najpierw i spojrzał na niego... właściwie to po raz pierwszy, tak na prawdę, z bliska. Pomysł jaki przyszedł do głowy khazadowi może nie był rozsądny nad wyraz, ale krył w sobie sens.

- Starkad... zapytaj dzieciaka czy zna okolicę. Jak zna to idzie ze mną. Poszukam Hansa, Friedricha i Konrada. - Helv zwrócił się do norsmena i czekał jego reakcji.

Starkad wstał ze stołka i podszedł do chłopca, spojrzał na Sverrissona zdziwiony. - Chcesz iść do lasu, po nocy? Do tego chcesz wziąć ze sobą chłopaka? To nie skończy się dobrze.

- Widzisz inne wyjście? Musimy znaleźć zaginionych, a ten dzieciak wie jak wrócić do osady. Tak przynajmniej my się nie zgubimy. Zapytaj go. - Wyjaśnił krasnolud i naciskał dalej by Starkad zrobił o co jest proszony.

- Dobra. Jak chcesz. - Odpowiedział Starkad i przemówił do chłopca językiem norsmenów. - þú veist svæðinu ltið? ... finna leið út úr skóginum til að fara aftur til þorpsins?

- Zapytaj go jak ma imię. - Dorzucił khazad. - Przecież musimy jakoś na niego wołać.

Starkad nie odwócił nawet wzroku, zadawał chłopcu pytania dalej. - Hvað er nafn þitt, drengur?

Dziecko spojrzało tylko na Starkada nieznacznie i podkuliło kolana... schowało twarz w dłonie i zaczeło się bujać, to w przód, to w tył odrobinę. Starkad pomachał głową i wstał mówiąc. - Eee...nic z tego nie będzie. Chłopak jest w szoku. W lesie się nie przyda.

- Dobra. Trudno. Ja idę szukać Hansa. To mój przyjaciel i nie spocznę póki go nie znajdę żywego lub martwego... on by to dla mnie zrobił, bez mrugnięcia okiem. Zatem nie ma o czym mówić. Kto chętny dołączyć do poszukiwań niechaj się szykuję. Broń jaką tam macie, dodatkowe okrycie i woda pitna... zabierzcie wspomniane rzeczy ze sobą. Ty zaś Starkadzie, synu Erlenda, ciebie prosze byś został przy Hansie Burdenie. Tylko ty znasz język tych ludzi, jeśli i my zaginiemy to tylko z tobą Burden ma szansę przeżyć. - Krasnolud zabrał z jednego z łóżek, leżącą tam koszulę i oderwał rękaw. - Czekam przy wilczym kamieniu. Ruszam za chwilę.

Sverrisson wyszedł z chałupy i skierował swe kroki w stronę zagrody. Tam odłamał trzy solidne pale od płotu i skrócił je szybko nogą. Jeden z końców, każdego z palików, owinął porwanymi kawałkami koszuli i okręcił, znalezionym wcześniej zardzewiałym drutem. Tak też wykonał szybko trzy, proste acz funkcjonalne pochodnie. Każdą a nich polał odrobinę alkoholem, po czym zatknął je w tobołku. Ruszył w kierunku chaty w której siedział samotnie Ur'z. Kiedy był u drzwi, Helvgrim zastukał trzy razy i powiedział.

- Ur'z, smutki niechaj cię nie opanują... żal na bok usuń. Nasi z osady zniknęli. Idę ich szukać. Dołącz do mnie pod kamienim wilka... za chwilę. Pomyśl teraz co ważniejsze jest dla ciebie, a co dla nich. Ruszam za kilka chwil, nie będę długo czekał. Hohenzolern zniknął, zatem będę szedł szybko i szukał uważnie... mój kamrat jest w potrzebie, nie każ na siebie czekać rycerzu, bo nie będę. Mój druh może być w opałach, coś czuję że tak jest. - Po tyradzie słownej, Sverrisson ruszył w stronę wilczego kamienia. Po drodze podszedł do resztek stosu pogrzebowego i rozdmuchał popiół... żar tlił się jeszcze lekko, wystarczająco by tchnąć w pogorzelisko ducha i by ogień znów zapłonął choć trochę. Mały płomień był czymś więcej niż trzeba żeby odpalić od niego pochodnię. Tak też zrobił krasnolud.

Po chwili khazad stał już obok kamienia naznaczonego wilczym malowidłem, zapalona pochodnia tkwiła w jego dłoni. Helvgrim spojrzał pod stopy i dostrzegł świeżo zakopany dół, w którym kilka godzin wcześniej, sam złożył głowę czarnoksiężnika.

- To wszystko twoja wina. To że Burden jest ranny i to że Hans zaginął. Jeśli stanie się komuś krzywda to... - Helvgrim nie wiedział co powiedzieć. Zabić Ulricha nie mógł już, przekląć też nie. Co mógł obiecać że złego zrobi czarownikowi skoro ten już dostał wszystko co najgorsze, wszystko co mu się należało? - Tfu... masz ci los. - Sverrisson jedynie splunął na ziemię, gdzie dwie stopy pod jej powierzchnią spoczywała głowa Ulrica. Spojrzał w stronę osady, miał nadzieję że nie będzie musiał ruszać sam na poszukiwania zaginionych... nadzieję miał również że Hans ma się dobrze, inaczej nie daruje sobie tego że nie poszeł z przyjacielem szukać tych przeklętych ziół.
 
VIX jest offline