Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-06-2013, 08:09   #81
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na czym, jak na czym, ale na ziołach to już się Friedrich nie znał nic a nic. Potrafiłby odróżnić pokrzywę od, na przykład, babki, wiedział, do czego służy żywokost i że na gorączkę bierze się korę wierzby. Na tym jednak jego wiedza się kończyła. Dlatego też ruszył w las z Konradem nie jako współposzukiwacz ziół, a raczej jako towarzysz i ewentualna ochrona.

Czy wilk, który pojawił się na ich drodze, zaatakowałby, gdyby Konrad był sam? Trudno powiedzieć. Ale lepiej było założyć, że to właśnie obecność Friedricha zapobiegła atakowi i że Friedrich na cokolwiek się przydał.
Wilk, na szczęście, nie przywołał żadnego z kompanów.
Oczywiście nikt nie mógł zagwarantować, ze nocą sytuacja się nie zmieni. Równie dobrze zamiast jednego wilka mogło się znaleźć ich dwadzieścia, a wtedy z poszukiwaczy ziół zostałyby ogryzione kości.

Znaleziona w lesie chatka buła, zdaniem Friedricha przynajmniej, prawdziwym darem od niebios. Nie musieli obozować pod gołym niebem i była też nadzieja, że pod dachem Hans wróci do siebie. Bo opanowany przez gorączkę bredził trzy po trzy, zachowując się tak, jakby zaraz miał wydać ostatnie tchnienie.

Po zatarganiu Hansa do leśniczówki (czy czym tam była ta samotna chata) Friedrich miał zamiar wykonać jeszcze malutki spacerek, by zaopatrzyć domek w odpowiedni zapas drewna, który pozwoliłby im w cieple spędzić noc.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-06-2013, 01:04   #82
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Na sam pierw trysnęła krew o kolorze winnego szkarłatu. Potem buźka padł, raniony ostrzem rycerza. Za to człowiek, który nie dbał o swoje imię, który próbował nie dopuścić do rzezi, patrzył teraz z niemocą jak jego kolejny towarzysz pada. Z ręki tego samego rzezimieszka i okrutnika. Mordercy, który chowa się za swoją pozycją społeczną i czyści sobie przy jej pomocy ręce oraz sumienie.
Arthur zbyt osłabiony dzisiejszymi wydarzeniami, poczuł w końcu na swym poliku wilgotną łzę. Ta dotarła do kantu jego ust. Gdzieś nagle ożyło wspomnienie, w którym niezwykle nijaki głos, którego nie mógł do nikogo myślą dopasować Arthur, mówi do niego te słowa.

- Podobno, gdy płaczemy ze smutku, łzy mają słony smak.

Ta łza była bardziej słona niż morze, które wyrzuciło ich na ten brzeg. Jak gdyby była ona zrobiona z samej soli, w płynnej postaci. Gdy reszta pospiesznie zabrała się za ratowanie Buźki, mężczyzna wciąż klęczał na ziemi ze wzrokiem wbitym w runo. Gdzieś w oddali znów rozległo się po pewnym czasie wycie wilka, co nie zwykle ożywiło mężczyznę. Wstał i spojrzał na martwe ciała o bliźniaczych twarzach. Ruszył w kierunku człowieka, który jeszcze do niedawna wraz z nim na plaży siedział przy ogniu i dotrzymywał mu towarzystwa. Chciał po raz ostatni się mu jakoś za to odwdzięczyć. Dołączyli mu z pomocą mości Helvgrim i człowiek, którego mianowali Starkad. Arthur widział go po raz pierwszy ale nie zastanawiał się nad tym faktem zbyt długo. Gdy ułożyli stos, krasnolud pozwolił Arthurowi podłożyć pod nim ogień. Jeszcze na długo po tym jak ogień już zgasł, Arthur stał milcząc i przyglądając się popiołowi jaki pozostał po żywym jeszcze dotychczas człowieku. Śmiesznym było to, jak bardzo przejmował się losem człowieka, którego poznał zaledwie dzień wcześniej. Zacisnął pięść i odszukał wzrokiem rycerza-mordercę krążącego gdzieś po obozie.

- Obiecuję, że was pomszczę, obiecuję...

I tymi słowy pożegnał się opuszczając miejsce pochówku.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...

Ostatnio edytowane przez Tasselhof : 23-06-2013 o 13:26.
Tasselhof jest offline  
Stary 23-06-2013, 21:36   #83
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Światło zgasło.
Ostatnie, co pamiętał Buźka to moment, kiedy wraz z Niedźwiedziem stawali naprzeciwko siebie. Ściskał panicznie swoją siekierę, myśląc jak mógł się w to wpakować. Ani przez chwilę nie podejrzewał, że ma szansę w walce z rycerzem zaprawionym w pojedynkach.

Gdy nadszedł sygnał wydawało mu się, że czas zwolnił. Jak po jakichś podłych grzybach oglądał jak jego przeciwnik zniknął, by pojawić się tuż przed jego nosem. Widział dokładnie jak jego miecz wznosi się a po chwili zaczyna bardzo powoli opadać, niosąc Buźce porażkę lub nawet śmierć.

Dlaczego się nie ruszył? Dlaczego, to przecież był tak wolny atak...
Zobaczył fontannę krwi, swojej krwi, bryzgającej z jego piersi. Czas wrócił do właściwej prędkości a on upadł na ziemie. Umierał.
Co się do kurwy działo, czemu Niedźwiedź się tak zapomniał. Stracił przytomność.

Dalsze wydarzenia były tylko scenami, obrazkami widzianymi przez zalane krwią oczy. Leżał na ziemi, nieśli go do szopy. Widział jak mordowali czarodzieja.
- Wy.. wybacz.-spróbował powiedzieć, próbując wypluć szkarłatną pulpę, powoli zbierającą się w jego przełyku.
Kolejna ciemność.

Ocknął się ponownie, było już ciemno. Przy sobie widział Starkada. Ciekawe gdzie pozostali. Ciekawe... czy tu umrze. Na samą myśl znów odpłynął i tym razem nic mu się nie śniło.
 
Luffy jest offline  
Stary 24-06-2013, 22:03   #84
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Do wilczych śladów Sverrisson zaczął się już powoli przyzwyczajać... jak nie odbicia łap w ziemi, to ich ciągłe wycie... a to kamień ozdobiony malowidłem wilka lub dzieciak przez sforę otoczony. Tak, widać było że w tym lesie ludzie głosu nie mają, a włada tym miejscem jedynie dzika sfora. Znalezisko Warrena nie zrobiło zatem dużego wrażenia na khazadzie, skwitował to słowami.

- Choć herr Warrenie, nie ma co się kłopotać tymi śladami. Las ten pełen zwierzyny jest.

Wkrótce po tym znalezisku, obaj wrócili do osady ze smutnymi minami... wszak liczyli że sidła zafundują im kolację mięsną, a tym razem, okazało się że suszone ryby znalezione w osadzie będą musiały im wystarczyć. Przynajmniej na teraz. Helvgrim postanowił że sprawdzi wnyki i sidła o świcie... o zmierzchu i o świcie, te dwie pory dawały najlepszą szansę na schwytanie zwierzyny.

W jednej z chat, leżał nieprzytomny Burden. Kapłan i norsman doglądali rannego, a chłopiec znaleziony w lesie, siedział na jednym z posłań i wydawał się bardzo ospały. Krasnolud zdziwił się że cyrulik jeszcze nie wrócił... nie znał Konrada ale wiedział że ten na pewno nie ociągał by się kiedy życie Buźki jest warzone właśnie na szali przez bogów... gdyby znalazł zioła już by tu pewnie był. Podobnie sprawa miała się z Friedrichem i Hansem, obaj potrafili o siebie zadbać i na wojaczce się znali, zatem powinni być bezpieczni, więc czemu jeszcze ich nie było spowrotem?

Helv myślał o całej sytuacji i kręcił się po izbie nerwowo. Podszedł do chłopca najpierw i spojrzał na niego... właściwie to po raz pierwszy, tak na prawdę, z bliska. Pomysł jaki przyszedł do głowy khazadowi może nie był rozsądny nad wyraz, ale krył w sobie sens.

- Starkad... zapytaj dzieciaka czy zna okolicę. Jak zna to idzie ze mną. Poszukam Hansa, Friedricha i Konrada. - Helv zwrócił się do norsmena i czekał jego reakcji.

Starkad wstał ze stołka i podszedł do chłopca, spojrzał na Sverrissona zdziwiony. - Chcesz iść do lasu, po nocy? Do tego chcesz wziąć ze sobą chłopaka? To nie skończy się dobrze.

- Widzisz inne wyjście? Musimy znaleźć zaginionych, a ten dzieciak wie jak wrócić do osady. Tak przynajmniej my się nie zgubimy. Zapytaj go. - Wyjaśnił krasnolud i naciskał dalej by Starkad zrobił o co jest proszony.

- Dobra. Jak chcesz. - Odpowiedział Starkad i przemówił do chłopca językiem norsmenów. - þú veist svæðinu ltið? ... finna leið út úr skóginum til að fara aftur til þorpsins?

- Zapytaj go jak ma imię. - Dorzucił khazad. - Przecież musimy jakoś na niego wołać.

Starkad nie odwócił nawet wzroku, zadawał chłopcu pytania dalej. - Hvað er nafn þitt, drengur?

Dziecko spojrzało tylko na Starkada nieznacznie i podkuliło kolana... schowało twarz w dłonie i zaczeło się bujać, to w przód, to w tył odrobinę. Starkad pomachał głową i wstał mówiąc. - Eee...nic z tego nie będzie. Chłopak jest w szoku. W lesie się nie przyda.

- Dobra. Trudno. Ja idę szukać Hansa. To mój przyjaciel i nie spocznę póki go nie znajdę żywego lub martwego... on by to dla mnie zrobił, bez mrugnięcia okiem. Zatem nie ma o czym mówić. Kto chętny dołączyć do poszukiwań niechaj się szykuję. Broń jaką tam macie, dodatkowe okrycie i woda pitna... zabierzcie wspomniane rzeczy ze sobą. Ty zaś Starkadzie, synu Erlenda, ciebie prosze byś został przy Hansie Burdenie. Tylko ty znasz język tych ludzi, jeśli i my zaginiemy to tylko z tobą Burden ma szansę przeżyć. - Krasnolud zabrał z jednego z łóżek, leżącą tam koszulę i oderwał rękaw. - Czekam przy wilczym kamieniu. Ruszam za chwilę.

Sverrisson wyszedł z chałupy i skierował swe kroki w stronę zagrody. Tam odłamał trzy solidne pale od płotu i skrócił je szybko nogą. Jeden z końców, każdego z palików, owinął porwanymi kawałkami koszuli i okręcił, znalezionym wcześniej zardzewiałym drutem. Tak też wykonał szybko trzy, proste acz funkcjonalne pochodnie. Każdą a nich polał odrobinę alkoholem, po czym zatknął je w tobołku. Ruszył w kierunku chaty w której siedział samotnie Ur'z. Kiedy był u drzwi, Helvgrim zastukał trzy razy i powiedział.

- Ur'z, smutki niechaj cię nie opanują... żal na bok usuń. Nasi z osady zniknęli. Idę ich szukać. Dołącz do mnie pod kamienim wilka... za chwilę. Pomyśl teraz co ważniejsze jest dla ciebie, a co dla nich. Ruszam za kilka chwil, nie będę długo czekał. Hohenzolern zniknął, zatem będę szedł szybko i szukał uważnie... mój kamrat jest w potrzebie, nie każ na siebie czekać rycerzu, bo nie będę. Mój druh może być w opałach, coś czuję że tak jest. - Po tyradzie słownej, Sverrisson ruszył w stronę wilczego kamienia. Po drodze podszedł do resztek stosu pogrzebowego i rozdmuchał popiół... żar tlił się jeszcze lekko, wystarczająco by tchnąć w pogorzelisko ducha i by ogień znów zapłonął choć trochę. Mały płomień był czymś więcej niż trzeba żeby odpalić od niego pochodnię. Tak też zrobił krasnolud.

Po chwili khazad stał już obok kamienia naznaczonego wilczym malowidłem, zapalona pochodnia tkwiła w jego dłoni. Helvgrim spojrzał pod stopy i dostrzegł świeżo zakopany dół, w którym kilka godzin wcześniej, sam złożył głowę czarnoksiężnika.

- To wszystko twoja wina. To że Burden jest ranny i to że Hans zaginął. Jeśli stanie się komuś krzywda to... - Helvgrim nie wiedział co powiedzieć. Zabić Ulricha nie mógł już, przekląć też nie. Co mógł obiecać że złego zrobi czarownikowi skoro ten już dostał wszystko co najgorsze, wszystko co mu się należało? - Tfu... masz ci los. - Sverrisson jedynie splunął na ziemię, gdzie dwie stopy pod jej powierzchnią spoczywała głowa Ulrica. Spojrzał w stronę osady, miał nadzieję że nie będzie musiał ruszać sam na poszukiwania zaginionych... nadzieję miał również że Hans ma się dobrze, inaczej nie daruje sobie tego że nie poszeł z przyjacielem szukać tych przeklętych ziół.
 
VIX jest offline  
Stary 24-06-2013, 22:52   #85
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Obudził go krzyk krasnoluda. Niedźwiedź leżał na posadzce zlany potem. Wysłuchał słów kompana rozważając każde z nich. Aktualna sytuacja zadziałała na niego pozytywnie, przez co sam na siebie był zły. Nie wstał. Nadal myślał.
~Mam szansę na pokutę. Nieważne co się stało, ważne, żem jest Albrecht von Eppenstein rycerz z krwi i kości z rodu znamienitego i poważanego a oni potrzebują pomocy. Mym honorowym obowiązkiem jest im jej udzielić. Szczególnie herr Hansowi. Jeśli mnie poproszono o pomoc odmówić nie mogę. ~
Podziękował Sigmarowi za tę szansę. Doprowadził się do porządku, już chciał nacisnąć klamkę i wtedy ni z tego z owego spadła na niego pewna myśl.
~Moim najświętszym obowiązkiem jest ochrona ludności, nieważne czy są świadomi zagrożenia czy nie. Jestem strażnikiem bożego porządku. Plebs to głupcy, gdyby Sigmar chciał, aby to oni decydowali to szlachty by nie było. Po to jesteśmy my oraz Imperator, by tymi głupcami zarządzać, bo sami nie wiedzą co czynią brnąc w oparach absurdu, tonąc w niewierze i gusłach. ~ pomyślał i po chwilę powiedział sam do siebie, po cichu.
- Jeśli by trzeba zabił bym i tuzin tych, co stanęliby mi na drodze, bowiem nie wiedzą co czynią. Każde zwycięstwo okupione jest krwią, a zwycięstwo nad Chaosem jest szczególnie krwawe. Nie mogę zważać na żądania głupców, którzy nie wiedzą co czynią. Ja jestem ich światłością ku chwale Sigmara i Imperatora.
I wyszedł.


Światło pochodni ponuro oświetlało oblicze Helvgrima. Niedźwiedź szedł szybkim, nerwowym krokiem. Podszedł do krasnoluda obrzucając go chłodnym spojrzeniem bez jakiegokolwiek uczucia.
- Jam jest gotów. Jeśli zechcecie, jaśnie panie, wyposażcie mnie w jakiś oręż. Mogę jednak i bez niego wyruszyć.
Nie zamierzał mówić nic więcej, ale w głębi serca czuł lęk przed nocą i przed lasem. Cieszył, że stoi koło brodacza, który zdawał się nie raz walczyć z silnym przeciwnikiem.
-Jeśli Bóg z nami, któż przeciw nam? – dodał.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 26-06-2013, 11:22   #86
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Konrad już wcześniej szukał ziół i nie znalazł nic, co by mogło się przydać, dlatego nie robił sobie specjalnych nadziei i tym razem. Oczywiście zależało mu na zdrowiu i życiu kompanów i do pewnego stopnia czuł się odpowiedzialny za ich stan zdrowia, ale co mógł zrobić bez odpowiednich ziół? Raczej nikt go teraz za to nie winił.

Ranny Buźka leżał w chacie i powoli uchodziło z niego życie, dlatego czasu było mało. Nawet nie dało się zbytnio skupić na poszukiwaniu. Robili to pobieżnie przeczesując większy kawał lasu ale mnie dokładnie, czy dobrze zrobili - nie wiadomo.

Poszukiwania na chwilę zamarły, gdy cała trója zobaczyła wilka. W tym momencie Altman cieszył się że nie jest sam. Jeden wilki rzadko oznacza że jest bezpiecznie, bo przecież wilki trzymają się razem, jednak tym razem było inaczej. Wilk popatrzył trochę na ludzi, zawył i odszedł w swoją stronę. Było to zdarzenie niecodzienne. Zostawił ich w spokoju, a o to chodziło. Zawracać nie było co. Zwierze z pewnością wyczuło strach ludzi, dlatego gdyby chciał zaatakować to pewnie by to zrobił.
Szukali już tak długo, że nie mogli teraz się poddać i wrócić z niczym, bo to by oznaczało tylko jedno...

Wraz z zapadnięciem zmroku odnaleźli niedużą drewnianą chatkę, która teraz wydawała się idealnym miejscem na odpoczynek. Dopiero gdy weszli do środka Konrad zauważył pogarszający się stan Hansa.
- Majaczy, nie dobrze. - powiedział widząc jak towarzysz się trzęsie z zimna - Friedrich, musimy rozpalić ogień, w przeciwnym wypadku będzie z nim jeszcze gorzej. - spłycił skutek nurkowania w zimnej wodzie by nie straszyć bardziej Hansa - Niech on tu zostanie a my chodźmy jeszcze poszukać drewna i mchu. Nie ma on właściwości leczniczych ale ma inne zastosowania. Suchy mech będzie idealnym rozwiązaniem zamiast futer. Wsadzimy go sobie pod koszule, ogrzeje nas. Ale dobrze będzie jak znajdziemy go na tyle dużo by ogrzać chociaż Hansa.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.

Ostatnio edytowane przez wysłannik : 26-06-2013 o 11:30.
wysłannik jest offline  
Stary 28-06-2013, 19:31   #87
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Konrad, Hans, Friedrich

Stan Hansa był kiepski, korzystając rzecz jasna z delikatnych słów. Kompani wspólnie zdecydowali, że trzeba skryć się w chatce, by przez przypadek nie stracić tej nocy dwóch kompanów miast jednego. Cicho zbliżyli się do drzwi, zaś Friedrich wejrzał przez szparę w zabitych deskami oknie do środka. Widać było gołym okiem, że od dawna nikt tam nie urzędował. Okrągły drewniany stół był przewrócony na bok, zaś część mebli porozbijana w drzazgi, jakby w środku odbył się pojedynek trolli.
Kompani zdecydowali się wejść do środka. Nim Konrad złapał dłonią za zardzewiałą klamkę ich uszu dobiegł dźwięk wycia wilków. Nie jednego, nie trójki a kilkunastu, może nawet i dwudziestu. Z każdej strony lasku otaczającego malutką polanę gdzie stała samotna chatka. Szeleszczące krzaki dały jasno do zrozumienia, że gospodarze okolic są bardzo blisko. Bliżej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Mężczyźni wiedzieli, że to już nie były żarty. Błyskawicznie otwarli drzwi, nie bacząc na niebezpieczeństwa i wtoczyli się do środka, zamykając za sobą pospiesznie drzwi. Friedrich rozświetlił pomieszczenie pochodnią, zaś Konrad błyskawicznie zaryglował drzwi leżącym pod jego nogami krzesłem. Friedrich prędko wyjrzał przez okno. Wilki już nie kryły się w zaroślach a swobodnie je opuściły i hasały po polance, krążąc wokół domostwa.
Byli uziemieni i to z dala od wioski, gdzie przebywała pozostała część grupy rozbitków. Czas grał na ich niekorzyść. Rozpalony do czerwoności Hans oparł się o zakurzoną ścianę słaniając się wręcz na nogach.
Ich uwagę przykuły zabarykadowane od środka drzwi. Pewnie prowadziły do jakiegoś sąsiedniego pomieszczenia w domku. Drzwi były zabite kilkunastoma deskami i to tak na szybko, niechlujnie.

Kawałek odrzwi był na samej górze w rogu był ułamany, jakby ktoś od drugiej strony mocno w nie uderzył. Friedrich podszedł do drzwi i podniósł pochodnię by sprawdzić, co też może kryć się niebezpiecznego po drugiej stronie. Nagle coś uderzyło z wielkim impetem w owe drzwi, od drugiej strony. Friedrich prawie się przewrócił o nogę stołu robiąc nerwowe kroki do tyłu. Kolejne uderzenie w drzwi aż wstrząsnęło ścianami. Zza domu dobiegł ich dźwięk wycia wilków, które jakby czując co może się stać zaczęły już teraz świętować zbliżającą się ucztę. Nagle w szparze w drzwiach pojawiła się trupio blada ręka wymachując nerwowo bez większego celu, jakby chciała cokolwiek złapać w garść. Nie wiedzieć czemu mężczyzn przeszył śmiertelny strach. To było coś nienaturalnego. Przez chwilę poczuli się jak małe dzieci, które potworną opowiastką wystraszyła lokalna starka.
-Uciekamy stąd!- krzyknął Friedrich nawet nie wiedząc, czemu.

Coś co waliło po zabarykadowanych drzwiach budziło w nich niespodziewany lęk i grozę.
-Wilki wystraszą się ognia pochodni! Nie ma wyjścia!- krzyknął Konrad. Nie czekał na odpowiedź druhów. Kopniakiem posłał stołek w bok, otworzył drzwi i szarpiąc Hansa za koszulę wybiegł na zewnątrz. Friedrich już miał wybiegać za nimi, lecz kątem oka dostrzegł przy przewróconym stole, pod złamanym łóżkiem szklany flakon z czerwoną cieczą w środku. Człek jednym susem pokonał długość pokoju i złapał prędko w dłoń flakon, po czym jak rażony piorunem wybiegł z chatki, biegnąc przed siebie. Nie oglądał się przez ramię. Nie słyszał biegnącej za plecami sfory wilków, lecz widział uciekających towarzyszy. Hans, choć był rozchorowany biegł niczym elfi goniec. Pędzili ile sił w nogach. Gdzieś tam z dala, w okolicach chatki wciąż słychać było wycie wilków i jakieś zamieszanie, bogowie jedni wiedzieli czym spowodowane...

Helvgrim, Albrecht

Dwójka dzielnych mężczyzn maszerowała dziarskim krokiem przez gęsty i złowieszczy nocą las. Swe kroki kierowali w kierunku, w którym udała się trójka towarzyszy, licząc, że natrafią na jakiś ślad, lub cokolwiek, co podpowiedziałoby im gdzie dalej pójść, gdzie dalej szukać. Maszerowali dobrą godzinę nie zwalniając tępa. Z dala usłyszeli coś szybko przedzierającego się przez leśne gęstwiny. Przez chwilę przygotowali się na najgorsze, lecz po chwili dostrzegli blask pochodni. Już byli pewni, że to ich zaginieni kompani pędzili na łeb na szyję dysząc ciężko ze zmęczenia. Byli wszyscy cali, choć nie wszyscy zdrowi. Hans biegł resztą sił, stawiając kroki niczym spity na umór pijaczyna, roztrwaniający całe zarobione złoto w miejskiej spelunie...

Buźka

Gdy otwarł oczy, szybko zorientował się, że jest sam. Podniósł powoli głowę w górę, nie czując przy tym żadnego zmęczenia i bólu. Mężczyzna bez większych problemów wstał i rozejrzał się dookoła. Sceneria przypominała jakąś podziemną budowlę. Kompleks korytarzy, tuneli i mostów nad przepaściami, tak głębokimi, że ludzkie oko dna nie sięgało. Z resztą spory mrok skutecznie to utrudniał. Zimny wiatr, dawał do zrozumienia, że gdzieś tutaj niedaleko było wyjście. Dziwaczne malowidła i płaskorzeźby na ścianach w obcym dla Hansa języku dodawały miejscu mistycyzmu i tajemniczej aury. Buźka powoli ruszył przed siebie, zaś echo jego kroków niosło się wszystkimi korytarzami podziemi. Człek wkroczył niepewnie na kamienny most, wykuty w litej skale i w oddali dostrzegł jakąś budowlę, do której prowadziły liczne kamienne schody, zaś na ich szczycie znajdowała się tajemnicza istota o demonicznym wyglądzie.

~***~

Gdy Buźka otwarł oczy dostrzegł jak cała kompanija znajdowała się już w pobliżu łóżka. Mężczyźni rozmawiali energicznie gestykulując, zaś Gottfried trzymał w ręku flaszkę z czerwonym naparem, którego konsystencję, a po chwili i zapach badał.
-Bez wątpienia. To eliksir leczniczy... Masz zatem więcej szczęścia niż rozumu...- syknął spoglądając na ciężko rannego Buźkę...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 28-06-2013, 21:07   #88
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Krasnolud w czasie kiedy opuszczli osadę, oddał topór Burdena Ur'zowi. Czyja była broń, tego rycerzowi nie pwiedział, bo po co. Posępny wojownik mógłby nie przyjąć broni jeśli dowiedziałby się że ten topór należał do człeka który umierał teraz za sprawą ran zadanych właśnie przez Ur'za. Sverrisson chwycił w dłoń jedynie drąg który niósł ze sobą z plaży, na której się ocknął dnia poprzedniego. Wiedział że to licha broń ale lepszej nie miał.

Szli zatem we dwóch przez zarośla z pochodniami w dłoniach. Światło rzucane przez wspomniane pochodnie było słabe, szczęściem khazad dobrze radził sobie w ciemnościach, ale nie tak dobrze jakby tego chciał... ciemność górskich tuneli była przychylniejsza krępej rasie niż rozległe lasy. Nawet on, zwiadowca i zatwardziały wojownik dawi, nie widział zbyt dokładnie tego co ich otaczało... a mrok tego lasu był głęboki i złowrogi.

W czasie pochodu Helvgrim nie rozmawiał z Ur'zem wcale. Każdy miał swe myśli i problemy.. khazad wiedział że zbyt wcześnie jest by mówić o czynie zabójcy czarnoksiężnika. Tak wogóle to nie miał zamiaru wcale o tym mówić, każdy mężczyzna musi sam zmierzyć się ze swymi demonami... tego zdania był Helvgrim. Szli zatem w ciszy, i to działało na korzyść każdego z nich. Leśne odgłosy i ewentualne dźwięki jakie mogli robić poszukiwani towarzysze... to wszystko można było znacznie łatwiej wyłapać uchem jeśli dwójka poszukiwaczy nie zakłócała spokoju wokół siebie.

Kiedy pojawiły się pierwsze prześwity światła spomiędzy listowia, Sverrisson wstrzymał Ur'za stanowczym gestem. - Ktoś się zbliża, bądź czujny. - Powiedział i ukrył się za drzewem. Obserwował poruszające się szybko płomienie, gdyż światło dostrzegalne z daleka tym właśnie było... płomieniem na pochodni. Sverrisson szybko zgasił swoją pochodnię, rzucił ją na ziemię i stłamsił, podkutym stalą, buciorem. Helv liczył że rycerz zrobi to samo, ale nie odezwał się. Sytuacja była niepewna... wiedział że człek o zwierzęcym imieniu potrzebuje oświetlenia by trwać w ciemności. Postanowił tę decyzję zostawić samemu Ur'zowi. Jaka by nie była, tak też będą postępować.

Po chwili dało się usłyszeć odgłosy... ciężkie oddechy i szybkie kroki, łamane krzaki i trzaskające gałezie pod butami biegnących. - Gotuj się Ur'z... to nie muszą być nam przyjazne istoty. - Sverrisson powiedział cicho do rycerza i przygotował się do ataku na ewentualnych napastników. Kiedy uszu krasnoluda doszły słowa w reikspielu, rozpoznał też głosy Konrada i Friedricha. - To nasi. - Switował Helv i wyszedł im na spotkanie.

Radosny w duchu khazad zawołał towarzyszy, jednak strach na twarzach kompanów i wygląda Hansa, świadczyły o tym że sprawy nie mają się dobrze. Krasnolud rzucił wygaszoną pochodnię Konradowi i podbiegł do Hansa.

- Co się stało? - Zapytał krótko Sverrisson.

- Wilki i ... - Hans z trudem łapiąc oddech, wypowiedział słowa po których nie trzeba było nic wiecej dodawać.

- Wracajmy do osady. Tam będziemy bezpieczni. - Helvgrim powiedział to co i tak każdy wiedział... i to w co nikt nie wierzył wcale.

- Rozdzielcie ogień. - Helv wyjął pozostałe pochodnie i rzucił na ziemię. Sam zabrał się za Hansa który był w ciężkim stanie.

- Rannyś? - Krasnolud spojrzał w oczy Hohenzolerna pytając... Hans pokręcił tylko głową.

- To znaczy nic ci nie jest. Głupiec z ciebie Hans... stary druhu. Dobrze że żyjesz. - Helvgrim przerzucił Hansa nad jednym ze swych barków, tak że osłabione ciało człowieka, bezwładnie zwisało na plecach khazada, głową w dół. Sverrissn chwycił przyjaciela za nogi obiema rękami i zamknał je w stalowym uścisku... nie czekając na nikogo, ruszył biegiem w stronę osady.

***

Szczęśliwie dotarli do wiejskich zabudowań. Chwilę później wszyscy byli już w jednej z chat. Hansa Helv położył na jednym z prostych, drewnianych łóżek. Źle to wyglądało... ranny Burden, chory Hans i Arthur który... który co, no właśnie... też nie czuł się dobrze. Sytuacja zrobiła się tragiczna ze złej. Sverrisson postanowił że jesli dożyją do rana to trzeba poczynić jakieś konkretne kroki które przybliża ich do wyjścia z tej całej sytuacji... powoli zapuszczali korzenie w tym miejscu. Korzenie które jakiś nieznany ogrodnik postanowił wykopać i wyciąć za wszelką cenę.

Na razie jednak wynikła rozmowa, podnieconymi, głośnymi słowami, wszyscy mówili lub raczej przekrzykiwali się. Sverrisson skoncentrował się jednak na Burdenie i Gottfriedzie. Widział jak kapłan poddaje badaniom flakon zdobyty przez Freidricha. Wącha i sprawdza klarowność... wreszcie oznajmia że to lekarstwo. Krasnolud słysząc te słowa odetchnął głośno. Kapłan podał flakon do ust Burdena... a ten ostatni pił i pił. Sverrisson przełknął ślinę i obserwował. Poziom płynu we flaszce zmniejszał się w zawrotnym tempie. Złość i uczucie bezsilności były fałszywe w sercy krasnoluda. Przepchnął się pomiędzy towarzyszami i oderwał butelkę od ust rannego marynarza... płynu zostało jedynie odrobinę, na dnie.

- Wystarczy! - Helvgrim znów przepchnał się między zebranymi, bez uprzejmości... był wściekły. Podszedł do posłania Hohenzolerna i wlał mu resztkę płynu w usta.

- Będziesz żył Hans... kto inny będzie słuchał moich opowieści? Jak wstaniesz to obiecuję że zobaczysz Azgal... a niech tam. Zabiorę cię gdzie chcesz. - Helvgrim zrezygnowany usiadł na łóżku Hansa i spuścił głowę... nikt nie widział siennika ściskanego w dłoni khazada, tak mocno że aż mu kostki zbielały... w bezsilności swej siły.
 
VIX jest offline  
Stary 28-06-2013, 23:09   #89
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Niedźwiedź obejrzał podarowaną broń. Cieszył się, że jakąkolwiek w ogóle dostał, ale i tak najlepiej walczyło mu się mieczem, czego smutne świadectwo dał w pojedynku z Buźką. Bez zastanowienia ruszyli w las. Rycerz nie był pewien jak szukać i gdzie szukać, starał się jednak ze wszystkich sił, bo, nawet pomijając już honor, strata któregoś z towarzyszy oznaczało dla nich mniejsze szanse na przetrwanie. W tej chwili zupełnie niespodziewanie Niedźwiedź zaczął myśleć nad szansami opuszczenia nieznanego lądu żywym przez siebie jak i całą grupę. Bał się o Buźkę, jeśli ktoś miałby zginąć to zapewne on. Obiecał sobie jednak nie myśleć teraz o tym wydarzeniu, trzeba było być skupionym. A Arthur? To był dziwny człowiek, zdaniem Niedźwiedzia ewidentnie nabawił się choroby psychicznej, kto wie, może stanowił niebezpieczeństwo? Od takich wniosków starał się jednak teraz powstrzymać. Szukał dalej.

Szli w całkowitej ciszy i bardzo dobrze. Rycerz miał swoje zmartwienia i khazad swoje. Chcąc nie chcąc, pomijając nawet honor, Niedźwiedź musiał iść z Helvgrimem – wycieczka do lasu w pojedynkę w środku nocy brzmiała nawet dla kogoś takiego jak on jak wyrok. Śmierć wytrawnego wojownika, jakim niewątpliwie był Sverrisson mogła mocno ugodzić w siłę grupy. Z zamyślenia wyrwał go właśnie khazad. Rycerz nasłuchiwał, a po chwili dostrzegł światło. Skrył się prędko za drzewem niedaleko krasnoluda, aby nie stracić go z oczu – rozdzielenie się w wypadku walki dobrze nie wróżyło żadnemu z nich. Zobaczył jak jego towarzysz zgasił swoją pochodnię. Niedźwiedź nie mógł tego zrobić, biorąc pod uwagę, że niekoniecznie musieli być to ludzie to człowiek w ciemnym lesie pozbawiony światła mógłby co najwyżej miotać się bezcelowo licząc, że coś trafi i to coś nie będzie Helvgrimem.

To byli oni. Jaka wielka ulga ogarnęła człeka, którego twarz jednak niewiele zdradzała. W czasie, gdy pytał i rozmawiał, Niedźwiedź cieszył się, że póki co zachowali życie. Spojrzał na Hansa – jego stan był zły, co znów uderzyło w siłę grupy rozbitków. Nie obdarzył reszty nawet spojrzeniem. Rzucił tylko krótko:
-Chodźmy, las nocą to nie miejsce na pogaduszki – wiedział, że nikt tutaj wielce nie zamierza, ale każda sekunda w tym ciemnym lesie, w którym człowiek nic nie widział przyprawiała go o ciarki. Gdy wracali nie mógł powstrzymać nachalnych myśli.
~A może złożę śluby milczenia? To powinno nauczyć mnie pokory ~
Nie miał wiele czasu na myślenie. Szybkie tempo narzucone przez niego samego jak i resztę sprawiło, że raz dwa byli na miejscu.
W chacie zgromadzili się wszyscy, przynajmniej tak się zdawało Niedźwiedziowi stojącemu w kacie i nie chcącemu rzucać się w oczy, szczególnie po ostatnich wydarzeniach. On sam nie chciał się pokazywać na zebraniu, ale ciekawość zmusiła go do sprawdzenia stanu Buźki. Żył – ta myśl póki co starczała rycerzowi, a odnaleziona mikstura sprawiła, że na jego twarzy pojawił się jakiś grymas, który można by od biedy nazwać uśmiechem. Wtem Helvgrim zabrał miksturę Buźce i napoił nią Hansa. Niedźwiedź nie dziwił się nic, a nic. Ta dwójka musiała wiele ze sobą przeżyć, bo dbali o siebie jak bracia. Ten obraz – krasnoluda, który poił Hohenzollerna – sprawił, że rycerz zobaczył zamiast nich tam swoją matkę. Stojącą nad nim samym i martwiącą się przedłużającym się przeziębieniem. Znów czuł jej wewnętrzne ciepło, jej miły uśmiech i troskliwe spojrzenie. Później zobaczył ojca i siebie na polowaniu – był taki dumny z pierwszego upolowanego dzika. Następnie zobaczył ją – dziewczynę o niebieskich oczach i blond włosach uśmiechającą się do niego przymilnie.
~Dość!~ pomyślał z całej siły.
Spojrzał na swoje dłonie – drżały. Poczuł pot na skroni. Jego oddech stał się nieregularny. To były już trzy lata, a każdy rok gorszy od poprzedniego…
 
MrKroffin jest offline  
Stary 29-06-2013, 12:58   #90
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wilk to w gruncie rzeczy nic strasznego. Dwa wilki też by się dało przeżyć. Ale kilkanaście? To już zwiastowało poważne kłopoty. Jednak siedząc w zamkniętej chacie mieli jakieś szanse. Wilki zwykle nie przegryzały się przez ściany.
Zwykle...
Wnętrze chaty wyglądało jakby w środku szalał huragan, przynajmniej taki, jaki zmiótł z powierzchni ziemi "Purpurowy zachód". Wszystko było powywracane do góry nogami, a z mebli ostały się zaledwie dwa stołki, z których jeden natychmiast został wykorzystany do podparcia drzwi.

Friedrich skrzesał ogień, zapalił pochodnię i podniósł ją do góry, by dokładnie oświetlić pomieszczenie. Warto by było, tak na wszelki wypadek, znaleźć coś, co by mogło posłużyć do walki z wilkami lub też wzmocnić zastawione stołkiem drzwi.

- Możemy, w ostateczności, wejść na dach - zaproponował.

Gdyby udało się zrobić dziurę w suficie, podsadziłoby się Hansa, a pozostali jakoś by wyleźli. Wilki po ścianach raczej się nie wspinały, a sam domek był zbyt wysoki, by mogły ot tak sobie wskoczyć na dach.
A może mogliby schować się do drugiego pomieszczenia? Bo jakieś jeszcze było. Druga izba, z drzwiami zabitymi dechami, ale z takim problemem daliby sobie radę raz dwa.

Wilki dostały się do środka? pomyślał Friedrich, gdy potężne uderzenie zatrzęsło drzwiami, którym właśnie się przyglądał. Odskoczył odruchowo, gdy deski aż sie wygięły pod wpływem silnego ciosu.

- Chyba zajęte - powiedział odruchowo.

Tajemniczy lokator nie pozostał zbyt długo anonimowy. Przez dziurę w drzwiach wysunęła się dłoń.
Friedrichowi natychmiast odechciało się zawierania znaomości z zamkniętym w tamtej części chaty kimś.

- Na Mannana... - wyrwało mu się z ust.

Jeśli to był człowiek, to zapewne dawno przestał nim być. Teraz wyglądało to raczej na truposza, który miast spokojnie leżeć w grobie włóczy się po świecie, przedkładając nad trumnę izbę w leśnej chatce.
Może powinien był potraktować tę rękę włócznią lub nożem, może trzeba było to przypalić... Te jednak pomysły przyszło do głowy Friedrichowi dużo, dużo później.

- W nogi - syknął. Wolał stado wilków niż tamto coś zza drzwi.

W ostatniej chwili, tuż przed wybiegnięciem z chaty, zobaczył fiolkę z miksturą. Co w niej było? Nie miał zielonego pojęcia. Coś pożytecznego? Równie dobrze mogła to być trutka na szczury...
Wsadziwszy flakon za pazuchę, z pochodnią w jednej dłoni, z włócznią z drugiej popędził za Konradem i Hansem.

***

- Nie znaleźliśmy żadnych ziół, tylko starą chatę i wilki - powiedział Friedrich, gdy po dobiegnięciu do osady odzyskał wreszcie oddech. - I to. - Podał Gottfriedowi flakon. - Może się na coś przyda.

- W tamtej chacie coś było - oznajmił, gdy Gottfied badał zawartość flakonu. - Jakiś stwór, zamknięty w osobnej izbie. Nie znam się na tym ale założyłbym się, że to jakiś ożywiony truposz.
- Mam nadzieję, że się wydostał i wilki go dopadły
- dodał. - Jeśli tak, to zacznę je lubić.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172