Klub Niebo i Piekło oraz jego okolice, noc 17 kwietnia 1987 r. Schnee wahała się krótko, kiedy przyszło do wyboru nowego pana...
Młody wampir był w porządku..ale im wyżej, tym lepiej.
Harald pachniał psami, skórą i dzikością, jego bezpośredniość i podskórne okrucieństwo przypominały
Schnee jej dawnych władców. Nie czuła się przez to wcale bezpieczniej: to były jednak reguły gry, którą znała i w której żyła.
Pierwsze zadanie okazało się dużo prostsze niż sądziła: znudzona przemykała po barze, kiedy jej uszy wychwyciły brzęk tłuczonego szkła. Od razu zwróciła uwagę na
dziewczynę, która sprowokowała całe zajście. Jej aura płonęła gniewem i niemal zwierzęcą intensywnością skupionej woli życia. Pachniała ziemią, betonem, brudem z drogi: znak, że przywędrowała tutaj skądś indziej, że przywiały ją kapryśne wiatry. Młody, waleczny śmiertelnik, pełen buntu i zapału, z którego wprost tryskało życie...idealny materiał na potomka...lub ofiarę.
***
Noc 17 kwietnia, las w okolicach Gelsenkirchen
Nie zawiodła się. Szalona gonitwa, którą przeżyły później, tylko utwierdziła
Schnee w przekonaniu, że wybór był słuszny. Owszem, pomogła
śmiertelnej, ale wyłącznie w swoim własnym interesie; chciała wypaść dobrze przed swoim
nowym panem. Nie żywiła złudzeń co do wampirzej wdzięczności i nie przywiązywała się zbytnio do nowych nocnych ludzi: świeżo odmieniony nocny człowiek był potężny, ale tak kruchy i nieporadny jak ślepe kocię...i wielu nie udawało się przeżyć tych pierwszych, samodzielnych nocy. Słabi ginęli, by oddać pola silnym. Takie było prawo natury i porządek świata.
Jej
nowy pan musiał to rozumieć, skoro poddał
dziewczynę takie próbie. I
Schnee razem z nią. Nie wątpiła, że gdyby nie udało się uciec,
wilki rozszarpałby obie. Nie miała mu tego za złe. W jej trójkątnym kocim łebku nie było miejsca na długie plany i rozmyślania: najpierw działał instynkt, potem przychodziła myśl o konsekwencjach. Ocierała się o śmierć wystarczająco często, by nie martwić się jutrem: jej
pan nie zabił jej od razu na polanie, to znaczy, że zaakceptował jej działania. Dostała milczące pozwolenie na przeżycie kolejnych dni we względnym spokoju...i zamierzała wykorzystać je w pełni.
***
Noc 17 - dzień 18 kwietnia, klub motocyklowy "Raven"
Klub motocyklowy był wspaniałym miejscem dla kota. Owszem, śmierdziało smarem i benzyną, a ludzkie głosy i muzyka z głośników nieustannie drażniły wyczulony koci słuch, było jednak ciepło, nie kapało na głowę, a samo miejsce oferowało miliony zakamarków, w których można było się schować. Ludzie mało ją obchodzili: to jednak, że czasem była w centrum uwagi, jako obiekt do głaskania czy zabawy, było jednak miłym urozmaiceniem.
Raz czy drugi wpadła na
Flokiego; ghoul najwyraźniej nie żywił do niej urazy za zdarzenia z ostatniej nocy, i
Schnee odwdzięczyła mu się tym samym. Należeli teraz do jednego pana: jakkolwiek wiele ich dzieliło, łączyła ich służba pod tym samym jarzmem, te same cele i te same obowiązki.
Schnee odkryła kiedyś, że ghoule, nawet blisko związane ze swoimi władcami, są bardziej podobne do siebie nawzajem, niż do kainitów. Czuła pewną gatunkową więź z
Flokim: udowodnił, że jest bezwzględnym drapieżnikiem, podobnie jak ona, zamierzała więc szanować jego ścieżki, tak długo, jak on będzie szanował jej wybory.
***
Dzień 18 kwietnia, okolice klubu "Niebo i Piekło"
Do południa wylegiwała się beztrosko, odsypiając trudy wczorajszej nocy. Potem pokręciła się po klubie, aż w końcu wybrała się na spacer po mieście: skoro wyglądało na to, że spędzi tu trochę czasu, dobrze jest poznać dokładnie teren łowów. Szwendając się tu i tam po szarych, rozkopanych ulicach, dotarła w końcu w okolice budynku, z którego zeszłej nocy rozpoczęła swoją podróż.
Powietrze było gęste od różnych woni: wczorajsza impreza zostawiła w powietrzu niemal namacalny ślad alkoholu, potu, perfum, gorączkowego seksu, wymiocin i innych zapachów ludzkiej aktywności. Gdzieś ostały się jeszcze pojedyncze nutki charakterystycznej woni
kainitów: wczoraj musiało być ich tu nadzwyczaj dużo.
Gdy tak stała, obwąchując chodnik*, jej nos podrażnił charakterystyczny, słodko-ostro-przypalony zapach karmelu i migdałów. Ślad rozmył się w powietrzu:
Schnee złapała go tylko dlatego, że przywoływał wspomnienia: wielki dom; jeden z jej panów; zdeformowani, pokraczni słudzy; puste pokoje, ciągnące się w nieskończoność olbrzymie sale, w nich sylwetki ludzi, ghuli i wampirów...wspomnienia były mgliste; jeden obraz zawisł w umyśle kota na dłużej: ciemna, przestronna piwnica, wysypana ziemią; drgające płomyki świec; śpiący
wampir.
Zapach...tak, pamiętała: tak pachniały jego dłonie. Często jadł coś, co tak pachniało; potem, gdy głaskał
Schnee, tłusty olej zostawał na jej futrze, naznaczając ją tą wonią. Rozejrzała się z niepokojem: mimo wszystko była swego rodzaju zbiegiem, i miała świadomość, że jej
dawni panowie nie będą zadowoleni z takiego braku lojalności.
Zapach uleciał, wspomnienie znikło: to była tylko wisząca w powietrzu kropla woni, zbyt mała nawet, by iść jej tropem. Kolejna zagadka w tym dziwnym mieście.
Schnee czmychnęła z powrotem do klubu i przeleżała tam do wieczora. Kiedy
Floki przyszedł ją zabrać do
Haralda, nawet zamruczała na jego widok. Bądź co bądź, przebywanie w towarzystwie
kainity z całą sforą sług zwiększało znacząco szanse na przeżycie. Jednak nawet ta świadomość nie wystarczyła, by choć trochę polepszyć podróż autem. Kiedy w końcu wyskoczyła z samochodu, czuła się po prostu chora.
***
Noc 18 kwietnia, las w okolicach Gelsenkirchen
Dopiero po chwili zorientowała się, że przyjechali na polanę, na której skończyły się wczorajsze łowy. Zaciekawiła ją świeżo ruszona ziemia. Obwąchała starannie kopczyki: jeden z nich pachniał tą upartą, dziką
śmiertelniczką...
---
* Auspex: Heightened Senses