Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2013, 17:44   #15
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Elizjum, około godziny 22...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2SxGWruH0Bc[/MEDIA]

Amon przyglądał się od dłuższej chwili rozmazanemu , rozmytemu odbiciu swojej twarzy, jakie malowało się na trzymanej przez niego szklanicy. Kiedyś tak ceniony przez niego trunek w kolorze bursztynu, który ją wypełniał i teraz stanowił tło dla karykaturalnie zdeformowanej twarzy, nigdyś był dla niego ulubionym wytchnieniem po ciężkim dniu pracy. Obecnie jego wartość w jego oczach zdewaluowała do poziomu porównywalnego z uryną. W zasadzie, przegrywała z uryną, dla której Amon potrafiłby znaleźć w tym miejscu więcej zastosowań...

Z wielu zalet jego obecnego stanu, Amon doceniał w tej chwili tak trywialną, a jakże przydatną zmianę w sposobie postrzegania świata w słabym oświetleniu. Jego wzrok nigdy nie należał do najlepszych za życia. Gdyby nie wpływy jego rodziny i płynące wraz z nimi pieniądze, nigdy nie dostałby się do wojska i nie kontynuowałby pewnie potem pewni w wybranym przez siebie kierunku. Siedział teraz, w swoich ciemnych okularach, mogąc widzieć mimo ich szkiełek lepiej niż przed śmiercią, z miną człowieka zadowolonego z życia. Tylko dzięki wypełnionej alkoholem szklance w ręku, nie wyglądał przy tym jak uśmiechający się do siebie idiota. Za zasłoną przeciw słonecznych okularów, patrzył na rozpoczynające się przed nim przedstawienie, pogrążony na razie we własnym świecie. Jego myśli błądziły gdzieś daleko, nie w przestrzeni jednak, a czasie, gdyż mimo że ciągle dotyczyły tego miejsca w którym się teraz znajdował, przed jego oczami malował się obraz jego odbić sprzed wielu lat...

Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że sam jest obserwowany. Malkawianka w wielkim cylindrze na głowie, z masą łańcuszków i przywieszek na staromodnym surducie, patrzyła na niego*, uśmiechając się psotnie. Jakby uważała jego obecność za świetny żart. A może z niego samego się śmiała?

Kiedy Irmina wpatrywała się w aurę Amona, widziała silne, mocno zarysowane halo, które wyraźnie przechodziło z jasnoniebieskiego wewnątrz przez najmocniej reprezentowany ciemnoniebieski pas, tuż przy sylwetce mężczyzny - wyraźnie obramując ją fioletową obwódką. Kolory wydawały się blade, jak to u członków Rodziny, jednak różnice między nimi zaznaczały się wyraziście. Kolory aury wampira zdawały się non stop się wibrować, a nawet mieszać czasem ze sobą, niczym atrament mieszający się z wodą. Nagle uśmiech znikł z ust Malkawianki, kiedy wpatrując się w te zawirowania, dostrzegła w nich jakieś kształty. Przez mgnięcie oka wydało jej się nawet, że widziała rozmyte, upiorne sylwetki...To ją zaciekawiło. Zeskoczyła ze swojego miejsca na parapecie okiennicy i podeszła do niego.

- Irmina Ditrich, jeśli nie kojarzysz. Rzadko się widujemy Amonie. Czy raczej... to ciebie rzadko można ujrzeć. - mrugneła do niego porozumiewawczo.

- Nie pokazuję się zbyt często w takich lokalach. -Amon zaszczycił najstarszą, o ile dobrze pamiętał, w tym mieście Świruskę oderwaniem wzroku od szklanego naczynia. Nieznacznie uniósł głowę tak, by pomimo ciemnych okularów spojrzeć w jej kierunku. - Pani, jak rozumiem wprost przeciwnie... -dodał po kilku sekundach ciszy.Grymas jaki zagościł na jego twarzy, z trudem ale jednak, przy odrobinie dobej woli można było uznać za przyjazny.Amon sprawiał wrażenie osoby która nie stosuje go zbyt często, jednak w tej chwili uznał go za stosowny...

Irmina zachichotała dziewczęco, aż cylinder na jej głowie przekrzywił się nieznacznie.- Skąd możesz wiedzieć, skoro cię tu nie ma? No i gdybyśmy stanowili całkowite przeciwieństwa, to chociaż jedno z nas wyglądałoby jak... jakby tu pasowało. - rozejrzała się, patrząc na twarze w pobliżu, po czym znów zwróciła do Amona - Lubiłeś truskawki za życia?

-Myślę, skoro już przy tym jesteśmy, że to miejsce nie jest dobrym wyznacznikiem różnic. Miejsca takie jak to, mają rzekomo je zacierać, stawiać wspólny mianownik, roztaczać iluzję wielkiej szczęśliwej Rodziny. - Amon odłożył szklanicę na swoj stolik i gestem mającym wyglądać zachęcająco i przyjaźnie, a w rzeczywistości idealnie dopasowanym do swojej sztywnej mimiki, zaprosił Irminę by się przysiadła. - Truskawki? To bardzo intymne i osobiste pytanie. Lubi Pani zaczynać z grubej rury. - spróbował zażartować. Z naciskiem na: spróbował.

- Starczy Irmina. - usiadła z gracją na miejscu obok, od razu też podparła podbródek dłońmi obutymi w zgrabne rękawiczki - Mogłabym przejść do sedna, ale po co psuć sobie wieczór czy uzurpować miejsce jego gwieździe? Nie nasza to rola. My dziś mamy być szarzy i w tle. Niech więc szczytem perwersji będzie temat truskawek i ogórków z babcinego ogródka. Pamiętasz jeszcze ich smak? Jakikolwiek smak?

-Mam dobrą pamięć. Zarówno do smaków z dzieciństwa, jak i mojej babki. Te tematy jednak nie wiążą się ze sobą. Niegrzecznie jednak byłoby nie odpowiadać na pytanie... tak, lubiłem ich smak. Jeśli już jednak drążyć ten temat, to wyraźniej rysuje się w mojej pamięci smak czarnych porzeczek. Czasem kiedy posilam się, chciałbym znów poczuć go w ustach. - Amon westchnał nabierając powietrza. Zrobił to w jakiś nienaturalny, niepokojący sposób, świadczący o tym, że zapominał już o tym podstawowym odruchu u kogoś, kto powietrza w płuchach potrzebuje juz tylko do rozmowy. -Kurczowo trzyma sie Pani, och proszę wybaczyć, kurczowo trzymasz się Irmino czegoś. Życia, albo tylko jego wspomnień...

- Czegoś trzeba się trzymać, a obmacywanie w towarzystwie jest podobno w złym tonie. I... bywa niebezpieczne. Zwłaszcza tutaj.

-Myślę, że masz rację, jednak, nie rozumiem czemu trzymać się akurat życia. To jakby motyl, lub w naszym wypadku może lepiej powiedzieć ćma, nie chciał lecieć, bo zbyt kurczowo trzymał się swojego życia jako larwa, albo co gorsza - tutaj Amon spojrzał znad okularów na Irminę, parodiując przy tym jej wcześniejsze mrugnięcie oka- poczwarka. - Odchylił się ponownie na swojej kanapie i rozjerzał po sali. - Trzymając się życia, nie odrzucając go jako zamkniętego rozdziału, skazujemy się na egzystencje w skorupie lęku. Co wręcz śmieszne dla osoby która już raz umarła, jest to lęk przed śmiercią. Żeby się oszukać, trzymamy się, jako rasa czy też gatunek, takich głupot jak polityka, tytuły, wpływy, domeny, elizja i inne tego typu śmiechu warte wartości. - jakby od niechcenia zmieniając temat dodał pytanie. - Widzę, że jesteśmy jednymi z pierwszych gości. Mamy więc dobre miejsca w tym kabarecie. Co dziś w programie? Poza tym, co wypisano na zaproszeniach?

Malkavianka nie przestawała się uśmiechać, choć z każdym słowem Amona, cień w kąciku jej ust jakby się pogłębiał. - Więc czego Ty się trzymasz mój przemyślny towarzyszu? A może dryfujesz? Czy to aby lepsze? Gdy nie ma celu... każda podróż jest bez sensu. - przeciągnęła się powabnie, po czym podsunęła bliżej rozmówcy. Na karminowych wargach znów igrał uśmiech - To tylko zaproszenie. Nic więcej na nim nie ma... chyba, że sami wpiszemy coś małym druczkiem... My, postacie tła, szarzy obywatele. Ty pisz, a ja będę pilnować czy nikt nie widzi... jak za szkolnych czasów.

-Trzymam się Irmino, bardzo mocno, pędzla, niczym malarz spadający z drabiny. Za życia poświęcałem się nauce. Uczyłem się, eksperymentowałem i wyciągałem wnioski. Śmierć, niewiele zmieniła w tej materii. Po prostu nie przywiązuję wagi do osobistych tytułów. Ba! Ja je lekcewarzę, ja mam je za nic. - uśmiechnął się w sposób mało przyjazny, ale przynajmniej szczery i najwyraźniej dla jego osoby bardzo naturalny. - Dryfuję? Och, Irmino, nie chciałbym cię urazić, nie z powodu Twojego statusu, banajmniej z tego powodu,ale to raczej Ty jesteś bliższa dryfowania w stronę brzegów Narragoni. Aczkolwiek, biorąc pod uwagę jakich gości się dziś możemy spodziewać w naszej domenie, to okręt lada chwila się zapełni i czas będzie odbijac od brzegu... - Amon ponownie westchnął. -W moim wypadku Bosch wiele by nie musiał zmieniać w portrecie, bym nie odstawał od reszty jego karykaturalnych obrazów...

-Zmieniając nieco temat. Wiele się w mieście zmienilo jak widzę w ostatnich latach. No, ale z drugiej strony, Berlin też ładnie się podniósł po upadku...

- Nie znam się na tym. - machnęła ręką lekceważąco, a zawartość jej pierścionka zabrzęczała cicho - Wolę rozmawiać o dryfujących okrętach. Ich budowa... to fascynujące. Twoja wiedza musi być fascynująca, a ja... mam pewne fascynujące zapiski... Czy zgodzisz się spędzić ze mną noc Amonie? Może nie tą, może następna, ale naprawdę myślę, że... może być fascynująco. - po chwili dodała - Tak, to już jest ta gruba rura.

-Oczywiście Irmino, wezmę ze sobą swoją kolekcję znaczków pocztowych, koniecznie. - odpowiedział Amon, bez mrugnięcia okiem i większego namysłu. -Tylko musisz mi podać adres swojego prywatnego schronienia, gdyż nie wiem jak do Ciebie trafić, a takich rarytasów, jak te które kryję w swoim klaserze nie godzi się pokazywać w byle jakim lokalu, to kuszenie licha. Takie rzeczy trzeba czynić wyłacznie w cztery oczy i zamkniętych, dobrze osłoniętych pomieszczeniach. - jego głos był całkowicie pozbawiony ekspresji i ciężko było odróżnić, czy żartuje, czy jest równie szalony co jego rozmówczyni. Przez kilka sekund jego twarz była niczym kamienny posąg. Potem mrugnął do Irminy okiem. Przypominało to bardziej tik nerwowy, ale ciągle pozostawał wąski margines pozwalający na zinterpretowanie go jako przyjaznego

- Przedstawiciel TEGO klanu pyta o adres? Och, doprawdy dziwne czasy nastały. Rozumiem jednak nastawienie. Znaczki potrafią być naprawdę cenne. I fascynujące. Jak mówiłam. Proszę mnie odwiedzić. Odwiedź mnie Amonie. Mieszkam skromnie, opiekuję się pania Bauman. Pewnie o niej słyszałeś. Starsza pani, niegdyś śpiewaczka operowa, znana w całej Europie. Może z nią nawet sypiałeś... albo i coś więcej. W tamtych czasach prowadziła bardzo barwne życie... Tu się urodziła i tu pewnie umrze.

-Klanu, który cechuj zdystansowanie do polityki Rodziny, a jeśli już weź wplątanego, zachowującego nakazywaną przez rozsądek nautralność i powściągliwość w działaniu, Irmino. Od tego zacznijmy, a zakończmy temat mojego klanu w miejscu, w którym powiem, że reprezentuję tutaj raczej siebie, niż kogokolwiek innego. Nie po to zostaliśmy wybrani by rozkwitnąć ponad szare bezmyślne masy, by zlewać się w jednolitą masę, której kształt nadaje naczynie, utworzone na kształt skorupy ze stereotypów i pomówień...
- Dobrze więc- dodał już jakby przyjaźniej i spokojniej - przyjmuję Twoje zaproszenie i zjawię się u Ciebie jutrzejszej nocy. Pod warunkiem oczywiście, że dziś nie zostaniemy wciągnięci w jakiś wir wydarzeń i w ta waszą wielką politykę. Mam przeczucie, że czeka nas coś więcej niż zwykły kabaret...

Irmina przywołała ruchem dłoni kelnera, który po chwili przyniósł jej kieliszek czerwonego wina.- Wypijmy za kabaret - wzniosła toast w stronę Amona. Wampir odpowiedział jej uśmiechem i sięgnał do swojej szklanki. Wziął ja jednak tylko w swoją trupio bladą dłoń i zaczął przyglądać zdeformowanemu odbiciu, tym razem już dwoch twarzy.


* Nadwrażliwość
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline