Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2013, 20:25   #1
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[D&D 3.5/Dragonlance] Miasto wśród mgieł

Potężna kula ognia strzaskała okutą żelazem drewnianą bramę miejską. Tysiące drzazg posypały się na przerażonych obrońców. Żaden z nich nie był wojownikiem, lecz w obliczu zagrożenia zmuszeni byli sięgnąć za broń aby bronić tego co budowali przez tyle lat. Ogień i gryzący oczy dym spowił bramę, zaś gorący jak siedem piekieł żar wydzierał tlen z płuc. Krzyki konających mieszały się z zawodzącym płaczem kobiet i dzieci. Stojący na głównym placu mężczyźni nie byli przygotowani na ten widok; prawdę mówiąc w obliczu zagłady tylko świr mógłby zachować jaja. Strzały niczym deszcz sypały się przez mury miasta odnajdując drogę do serc uciekających w popłochu mieszkańców - kładąc martwych już z łuskotem na ziemię niczym kłody drzew. Skierowane w górę włócznie i miecze drżały w rękach przerażonych żołnierzy dla których czas zatrzymał się w miejscu. Gwałtowny podmuch zza bramy zdmuchnął ognień niczym płomyk świeczki, w gęstym dymie ukazały się sylwetki znacznie potężniejsze od człowieka by chwilę później odsłonić ich właścicieli. Minotaury, potężne, pokryte fałdami stalowych mięśni istoty wylały się falą z mroku nocy na zbitych w ciasną garść członków pospolitego ruszania bez większego trudu dziesiątkując ich szeregi. Legendarni korsarze wód opływających Ansalon nie mieli sobie równych w walce. Lecz horroru końca nie było; potężny podmuch wiatru uderzył w mury krusząc je w drobny mak i zrzucając z nich obrońców. Zaraz po nim nastąpił potężny ryk, który zmroził serca ogarniętych paniką mieszkańców miasta. Ze smolisto-gęstych chmur wyłonił się straszliwy kształt – skrzydlata śmierć pradawna jak sama ziemia. „Lo'karr!” - odezwała się w języku magii i nieprzenikniona ciemność spowiła ulice miasta. Haven padło.

•••

Żelazny właz rozsunął się ze zgrzytem wpuszczając do nowoczesnego systemu kanalizacyjnego Haven nie tylko światło płonącego miasta, ale także siedem zdeterminowanych postaci. Nie znali się wcześniej, lecz nie widząc lepszego rozwiązania postanowili trzymać się razem. Przez odmęty cuchnących kanałów prowadził grupę pewien kagonesti który przybył do miasta by ostrzec mieszkańców przed zbliżającym się zagrożeniem. Prawie wszyscy wyśmiali dzikiego elfa. Wszyscy z wyjątkiem drużyny poszukiwaczy przygód, która teraz brodziła po pas w gównie.

Wydostać się z Haven było trudniej niż im się mogło wydawać. Droga przez kanały była kręta, raz wzbijała się, a raz opadała. Czasem trafiała do podziemnych komór tworzących bajora nieczystości, innym razem rozwidlała się w kilku kierunkach utrudniając nawigację. W końcu, po godzinach błądzenia po omacku udało znaleźć im się wyjście ze ścieków. Żelazne kraty zostały podważone wypuszczając na wolność siedem cuchnących istot. W całym tym odorze był jeden plus - ktokolwiek zechciałby z nimi zadzierać teraz będzie musiał zastanowić się dwa razy.






Wstęp: Miasto wśród mgieł



Stary pokryty popękanym brukiem gościniec wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Z każdym krokiem dało się odczuć coraz większe zmęczenie, a droga przed wami zdawała się nie mieć końca. Ciepło letniego dnia było błogosławieństwem, jednakże nawet ono przeminęło z czasem. Wielka kula ognia zawieszona w oddali wysoko na nieboskłonie powoli lecz nieuchronnie chowała się za horyzontem. Wraz z ostatnimi blaskami słońca nadeszły gęste i ciemne niczym skrzydła samej śmierci chmury. Szybko zrobiło się duszno, zaś w powietrzu czuć było napięcie. Gdzieś w oddali pojawiło się jasne światło, które zniknęło tak samo szybko jak się pojawiło, zaraz następne i jeszcze jedno, a błyskom na niebie towarzyszył głośny huk. Gęste chmury nie potrafiły utrzymać w sobie wielkich pokładów wody i tak też pierwsze krople zaczęły nieśmiało opadać ku ziemi.


Deszcz rozpadał się na dobre, a błyskawice rozświetlały mrok nocy. Przyśpieszyliście tempa smagani przez silny wiatr i lodowate krople deszczu. Wasze podróżne ubrania choć podobno przeciwdeszczowe zmieniły się w mokre szmaty w przeciągu kilku chwil. Taka pogoda nie wspomagała optymizmu, przeciwnie. W ulewie wszystko ukazane było w barwach szarości, twarze wykrzywiał grymas smutku oraz upór, włosy zlepiały się przylegając do ciała, zaś skórzane zbroje i ubrania wydawały charakterystyczny zapach. W takich oto warunkach przyszło wam podróżować drogami Abanasynii uciekając w samotności przed łupieżczą armią admirała Dagny.

•••

Gdzie okiem sięgnąć w okolicy nie było schronienia przed burzą. Stary brukowany gościniec ustąpił miejsca błotnistej brei, zaś krajobraz z początku nizinny teraz stał się mocno pagórkowaty. W oddali majaczyły górskie szczyty, a po waszej prawej stronie rozciągał się gęsty las porośnięty niezwykle starymi drzewami – było w nim coś osobliwego, coś co zniechęcało do zapuszczenia się w jego głąb. Wszyscy mieliście nieodparte wrażenie, że jakieś istoty obserwują was ukryte wśród cieni prastarego boru. Wraz z upływem czasu traciliście ostatnie iskry nadziei na znalezienie dachu nad głową. Brodząc z uporem w błocie dostrzegliście połamany znak leżący na skraju drogi. Był zapaskudzony błotem i dziwną cieczą która swym kolorem przypominała krew, lecz bez trudu dało się odczytać napis ,,Witamy w Darr”.

[MEDIA]http://youtube.com/watch?v=7IkvAb6THQY[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 26-06-2013 o 00:26.
Warlock jest offline