Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-06-2013, 20:25   #1
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[D&D 3.5/Dragonlance] Miasto wśród mgieł

Potężna kula ognia strzaskała okutą żelazem drewnianą bramę miejską. Tysiące drzazg posypały się na przerażonych obrońców. Żaden z nich nie był wojownikiem, lecz w obliczu zagrożenia zmuszeni byli sięgnąć za broń aby bronić tego co budowali przez tyle lat. Ogień i gryzący oczy dym spowił bramę, zaś gorący jak siedem piekieł żar wydzierał tlen z płuc. Krzyki konających mieszały się z zawodzącym płaczem kobiet i dzieci. Stojący na głównym placu mężczyźni nie byli przygotowani na ten widok; prawdę mówiąc w obliczu zagłady tylko świr mógłby zachować jaja. Strzały niczym deszcz sypały się przez mury miasta odnajdując drogę do serc uciekających w popłochu mieszkańców - kładąc martwych już z łuskotem na ziemię niczym kłody drzew. Skierowane w górę włócznie i miecze drżały w rękach przerażonych żołnierzy dla których czas zatrzymał się w miejscu. Gwałtowny podmuch zza bramy zdmuchnął ognień niczym płomyk świeczki, w gęstym dymie ukazały się sylwetki znacznie potężniejsze od człowieka by chwilę później odsłonić ich właścicieli. Minotaury, potężne, pokryte fałdami stalowych mięśni istoty wylały się falą z mroku nocy na zbitych w ciasną garść członków pospolitego ruszania bez większego trudu dziesiątkując ich szeregi. Legendarni korsarze wód opływających Ansalon nie mieli sobie równych w walce. Lecz horroru końca nie było; potężny podmuch wiatru uderzył w mury krusząc je w drobny mak i zrzucając z nich obrońców. Zaraz po nim nastąpił potężny ryk, który zmroził serca ogarniętych paniką mieszkańców miasta. Ze smolisto-gęstych chmur wyłonił się straszliwy kształt – skrzydlata śmierć pradawna jak sama ziemia. „Lo'karr!” - odezwała się w języku magii i nieprzenikniona ciemność spowiła ulice miasta. Haven padło.

•••

Żelazny właz rozsunął się ze zgrzytem wpuszczając do nowoczesnego systemu kanalizacyjnego Haven nie tylko światło płonącego miasta, ale także siedem zdeterminowanych postaci. Nie znali się wcześniej, lecz nie widząc lepszego rozwiązania postanowili trzymać się razem. Przez odmęty cuchnących kanałów prowadził grupę pewien kagonesti który przybył do miasta by ostrzec mieszkańców przed zbliżającym się zagrożeniem. Prawie wszyscy wyśmiali dzikiego elfa. Wszyscy z wyjątkiem drużyny poszukiwaczy przygód, która teraz brodziła po pas w gównie.

Wydostać się z Haven było trudniej niż im się mogło wydawać. Droga przez kanały była kręta, raz wzbijała się, a raz opadała. Czasem trafiała do podziemnych komór tworzących bajora nieczystości, innym razem rozwidlała się w kilku kierunkach utrudniając nawigację. W końcu, po godzinach błądzenia po omacku udało znaleźć im się wyjście ze ścieków. Żelazne kraty zostały podważone wypuszczając na wolność siedem cuchnących istot. W całym tym odorze był jeden plus - ktokolwiek zechciałby z nimi zadzierać teraz będzie musiał zastanowić się dwa razy.






Wstęp: Miasto wśród mgieł



Stary pokryty popękanym brukiem gościniec wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Z każdym krokiem dało się odczuć coraz większe zmęczenie, a droga przed wami zdawała się nie mieć końca. Ciepło letniego dnia było błogosławieństwem, jednakże nawet ono przeminęło z czasem. Wielka kula ognia zawieszona w oddali wysoko na nieboskłonie powoli lecz nieuchronnie chowała się za horyzontem. Wraz z ostatnimi blaskami słońca nadeszły gęste i ciemne niczym skrzydła samej śmierci chmury. Szybko zrobiło się duszno, zaś w powietrzu czuć było napięcie. Gdzieś w oddali pojawiło się jasne światło, które zniknęło tak samo szybko jak się pojawiło, zaraz następne i jeszcze jedno, a błyskom na niebie towarzyszył głośny huk. Gęste chmury nie potrafiły utrzymać w sobie wielkich pokładów wody i tak też pierwsze krople zaczęły nieśmiało opadać ku ziemi.


Deszcz rozpadał się na dobre, a błyskawice rozświetlały mrok nocy. Przyśpieszyliście tempa smagani przez silny wiatr i lodowate krople deszczu. Wasze podróżne ubrania choć podobno przeciwdeszczowe zmieniły się w mokre szmaty w przeciągu kilku chwil. Taka pogoda nie wspomagała optymizmu, przeciwnie. W ulewie wszystko ukazane było w barwach szarości, twarze wykrzywiał grymas smutku oraz upór, włosy zlepiały się przylegając do ciała, zaś skórzane zbroje i ubrania wydawały charakterystyczny zapach. W takich oto warunkach przyszło wam podróżować drogami Abanasynii uciekając w samotności przed łupieżczą armią admirała Dagny.

•••

Gdzie okiem sięgnąć w okolicy nie było schronienia przed burzą. Stary brukowany gościniec ustąpił miejsca błotnistej brei, zaś krajobraz z początku nizinny teraz stał się mocno pagórkowaty. W oddali majaczyły górskie szczyty, a po waszej prawej stronie rozciągał się gęsty las porośnięty niezwykle starymi drzewami – było w nim coś osobliwego, coś co zniechęcało do zapuszczenia się w jego głąb. Wszyscy mieliście nieodparte wrażenie, że jakieś istoty obserwują was ukryte wśród cieni prastarego boru. Wraz z upływem czasu traciliście ostatnie iskry nadziei na znalezienie dachu nad głową. Brodząc z uporem w błocie dostrzegliście połamany znak leżący na skraju drogi. Był zapaskudzony błotem i dziwną cieczą która swym kolorem przypominała krew, lecz bez trudu dało się odczytać napis ,,Witamy w Darr”.

[MEDIA]http://youtube.com/watch?v=7IkvAb6THQY[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 26-06-2013 o 00:26.
Warlock jest offline  
Stary 25-06-2013, 23:19   #2
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Życie i śmierć przeplatały mu się między palcami niczym moneta, wczoraj zarobiona, a dzisiaj wydana. Los raz był łaskawy dla podróżującego minstrela, raz zaganiał go do ciepłych karczm oferujących posiłek, napitek oraz chętne uda, a raz do miejsc gdzie zazwyczaj zostawiało się sakiewkę oraz powybijane zęby.
Młody, choć nie tak bardzo bard, rad był nawet z tych mało chwalebnych oraz bardziej niż zazwyczaj niebezpiecznych zdarzeń. Koniec końców płynęła z nich nauka, a życie nadal pozostawało przy nim. Do czasu...

Tego dnia nie spodziewał się zastać tak, jak go przywitał. W owej mieścinie liczył na odpoczynek, chwile inspiracji, ulotną znajomość a nie, przeprawę przez kanały zbiegając z barykad obrony miasta, które już na starcie było stracone. Wycofując się widział ostatnie odruchy solidarności mieszkańców, akty odwagi okupione krwią wielu. Już wtedy poprzysiągł sobie, iż pamięć ich nie zostanie zapomniana.

Zrzeszony w małej grupce uciekinierów parł przed siebie, zadumany po tym co zobaczył, zastanawiając się czy cało wyjdzie z tego konfliktu. Chcąc odegnać złe chmury ciążące nad nim, starał się przypomnieć sobie chwile radosne niczym poranek, czy też dające nadzieje jak narodziny dziecka. Prąc przed siebie przypomniała mu się melodia której już od dawna nie grał.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=774ke-bKIf4[/MEDIA]

Zdrętwiałe nogi nie przeszkadzały już, nie czuł ich. Jak i smrodu bijącego od niego i pozostałych. Przy świadomości trzymała go bliskość drugiego człowieka, oraz pragnienie, iż za następnym pagórkiem znajdzie strawę i schronienie.
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 25-06-2013, 23:34   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Argaen - przedstawił się, gdy wreszcie udało im się znaleźć wyjście z kanałów i znaleźli się pod zachmurzonym niebem.
Wyglądało na to, że los złączył ich przynajmniej na jakiś czas - łatwiej i bezpieczniej było podróżować w grupie, choćby niewielkiej. I choćby w tak zróżnicowanym składzie. A dość dziwnie by wyglądało, gdyby mówili do siebie "Hej, ty!"

Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała ucieczce. Ale nie sprzyjała również pościgowi. Poza tym... czy ktoś w ogóle wiedział o ich ucieczce? Pewnie nikt.
Mimo tego Argaen od czasu do czasu obracał się za siebie, jakby się spodziewał, że gdzieś z tyłu, pojawią się żółnierze admirała Dagny. Co było oczywistą głupotą - kto biegałby po leśnych traktach w poszukiwaniu byle jakiej zdobyczy, skoro do dyspozycji było bogate, ludne miasto.

Argaen spojrzał w niebo, chcąc się przekonać, czy może zanosi się na koniec ulewy, ale wynik obserwacji nie był zbyt optymistyczny. Deszcz padał coraz mocniej, utrudniając marsz wędrowcom, stale jednak było go za mało, by spłukać z głów i z szat odór, jaki pozostał na nich po ucieczce przez kanały.

- Czy ktoś z was wie coś o tym miejscu? - spytał, gdy natrafili na przewróconą tabliczkę. Jako nietutejszy nie miał pojęcia, czy to nazwa jakiejś miejscowości, czy może samotnej oberży w środku lasu.
- Chyba powinniśmy uważać - dodał. - Tabliczka raczej nie wywróciła się sama z siebie.
"I pewnie nici z naszego schronienia na dzisiejszą noc" dodał w myślach.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-06-2013, 00:02   #4
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Wśród tych wszystkich smutnych i zmęczonych grymasów, jedna buźka z pewnością była uśmiechnięta - należała ona do kendera zwącego się Arlie Zwinnopalcy - nawet pomimo tego, że śmierdział, a pogoda była paskudna. Wszak poznał szóstkę nowych, ciekawych osób, a przed nimi widniała przygoda! Jeśli było coś, co Arlie lubił bardziej od grzebania w cudzych rzeczach, tym czymś niewątpliwie były przygody.
Arlie przedstawił się swym towarzyszom już w kanałach - i to kilka razy, żeby nie zapomnieli. Najczęściej w zestawieniu "O, chyba ci to wypadło. A tak w ogóle, to nazywam się Arlie Zwinnopalcy.".

Zwinnopalcy był niski i szczupły, jak na kendera przystało. Miał całkiem przystojną, wiecznie uśmiechniętą twarz (gdyby był normalnego rozmiaru pewnie miałby powodzenie wśród kobiet), spięte w wysoki kucyk jasnoblond włosy oraz modne bokobrody. Uwagę przyciągały jego roześmiane, orzechowe oczy, wyglądające zupełnie niewinnie, tak jakby ich właściciel właśnie nie dobierał się do twojej sakiewki czy plecaka.
W przeciwieństwie do większości swych pobratymców odziewał się w stonowane, spokojne kolory - głównie brązy, które, jak sam twierdził, pasują mu do oczu. Jego modna skórznia wyposażona była w wiele kieszeni (podobnie zresztą jak plecak) kryjących prawdziwe skarby - od muszelek i kamyków, przez rzeczy osobiste towarzyszy ("Ukradłem? Ja? Musiało ci upaść, a ja podniosłem, żeby nikt tego nie zabrał! Powinieneś mi podziękować!"), na błyskotkach i wartościowych kamieniach kończąc. Brązowe nogawice wpuszczone były w wysokie, skórzane buty, a na dłoniach malec nosił rękawice bez palców ozdobione dziwnymi ornamentami. Prawa dłoń zaciskała się na sławnej kenderskiej broni - hoopaku, połączeniu włóczni, kija i procy - którym podpierał się podczas wędrówki.

- Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało... - oświadczył zupełnie szczerze, spoglądając na znikające w oddali Haven. - Wiecie, mieszka tam przyjaciel mojego dziadunia, krasnolud Tarn. Wydaje się nieco gburowaty, ale ma złote serce. Razem z moim dziaduniem poszukiwał niegdyś przygód. Zabawna sytuacja, też kiedyś uciekali z miasta, ale z trochę innego powodu... - Piskliwy głosik kendera już na samym początku historii mógł być irytujący. A on dopiero się rozkręcał i zamierzał umilać towarzyszom podróż swymi opowieściami przez całą drogą.
... i wtedy wujo Tarn (nie jest moim prawdziwym wujem, ale wiecie, to przyjaciel dziadka, no i tak śmiesznie się złości jak tak do niego mówię, aż mu się broda trzęsie!) mówi do dziadunia "Chyba coś ci na łeb padło, szalony kenderze!". A dziadunio na to...
... dlatego właśnie... O, patrzcie!
- Zawołał głośno widząc przewrócony znak. Nie zważając na zmęczenie podbiegł do niego, przeczyścił go nieco wyciągniętą nie wiadomo skąd chusteczką i spróbował odcyfrować napis.
- Witamy w Darr. Widzicie? Witają nas! - Uśmiech na twarzy blondyna stał się jeszcze szerszy niż wcześniej. - Jak sądzicie, mają tu gospodę? Lubię deszcz, ale chętnie wrzuciłbym coś na ząb i ogrzał się nieco przy kominku. - Rozejrzał się, po czym pociągnął znacząco nosem. - No i niektórym przydałaby się kąpiel...
 
Wnerwik jest offline  
Stary 26-06-2013, 00:50   #5
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Szykujące się do napadu wojska spragnione krwi, nie uszły uwadze Izaakesza. Haven spłynęło krwią tysięcy niewinnych istot. Jednak nikt nie chciał słuchać leśnego przybłędy i uwierzyć w to co widział ...
Nikt poza grupą śmiałków, z którą teraz brną w błocie i niepogodzie. "Sześć uratowanych dusz" - tak myślał Kagonesti. Po przeprowadzeniu ich przez cuchnące kanały ściekowe miast mógł ich opuścić i ruszyć w swoją drogę, wytyczaną mu przez leśnych bogów. Jednak został przy nich by te "sześć dusz" mogło trwać jak najdłużej. Trwać i przeciwstawiać się bestialskim siłom i wspierać strapionych na duszy potrzebujących.

Najszybciej tę okazję wykorzystał jeden z kompanów, który jakby stając twarzą w twarz z bogiem burzy i piorunów, zaczął grać cudowną pieśń. Utwór dodający siły i nadziei.

-Piękna melodia, kompanie. Dodaję otuchy i wiary jak zielona oaza otoczona przez bezkresne piaski pustyni. - zwrócił się do muzyka z lekkim uśmiechem, który zrodziła melodia na zmęczonej podróżą twarzy.

Stres wywołany wydarzeniami w Haven, mordercze tempo i warunki pogodowe nie sprzyjały orientacji w terenie. Izaakesz jednak robił co mógł i starał się poprowadzić swych kompanów w najbliższe bezpieczne miejsce. Połamany i poplamiony krwią znak jednak nijak nie kojarzył się z bezpieczeństwem.

- Czy ktoś z was wie coś o tym miejscu? - Zapytał jeden z członków kompanii.

- Tak Argaenie. Darr to dom biednych wieśniaków, utrzymujących się z tego co zrodzi i ofiaruje im Duch Ziemi. Wieś ta stoi na drodze między Haven a Cytadelą Gadera. - Odpowiedział uprzejmie i palcem orientacyjnie wskazał położenie owej cytadeli.

- Masz słuszność Argaenie. Zachowajmy czujność. - Wypowiadając te słowa nie patrzył na kompana lecz na zakrwawiony znak. Z jego wyrazu twarzy można było wyczytać, że elf ewidentnie zamartwia się losem mieszkańców owej wsi.
 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline  
Stary 26-06-2013, 12:18   #6
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca szedł powoli, stawiając pewnie nogę za nogą. Wydarzenia dzisiejszego dnia przytłaczały go. Nieczęsto bywał zmuszony do ucieczki by ratować życie. Najczęściej to on zwyciężał. Był w końcu nieustraszonym nomadą z Que-shu. Liczne blizny jakie miał na twarzy świadczyły o jego odwadze, zaś potężne ramiona i muskularna sylwetka o jego sile. Z pewnością dwuręczny topór, który niósł przewieszony w pętli na plecach, był tam nie od parady. W plecaku niósł jeszcze misternie wykonaną, elfią, mithrylową kolczugę. Nie założył jej na razie ze względu na wygodę. Raz po raz przeczesywał palcami swoją białą brodę.

Szedł tuż obok kendera będąc zdanym na gderanie Zwinnopalcego. Nie lubił kenderów lecz zadał sobie tę pokutę za tchórzliwy odwrót z Haven. Bacznie jednak miał go na oku. Najcenniejsza rzecz jaką posiadał, pierścień tarcza mocy, mógł mu się jeszcze przydać i nie chciał, by stał się zabawką kendera.
Musiał wysłuchać kilka razy przedstawiania się Arliego. Za każdym razem on też się przedstawiał bo tak nakazywał zwyczaj. Zapamiętał też imiona reszty towarzyszy niedoli.

- Coś takiego. Ja gwardzista z Haven uciekam kanałami jak jakiś pieprzony cywil. Powinienem polec razem z moimi towarzyszami. Syn Ulmsa z Que-shu ucieka jak tchórz.

Co jakiś czas wygłaszał temu podobne zdania, po czym spuszczał łysą głowę i wpatrywał się w rozchlapujące się błocko pod nogami.

Gdy dotarli do przewróconego drogowskazu, wydał z siebie gardłowy pomruk. Zdjął plecak i pelerynę, którą miał otulony nagi, pokryty tatuażami tors. Wyjął i założył kolczugę.

- Dobra chodźmy do tego Darr.- zwrócił się do towarzyszy.
 
Ulli jest offline  
Stary 26-06-2013, 17:22   #7
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Jej pierwszy problem polegał na tym, że straciła wierzchowca. Jej dzielny rumak został w mieście i najpewniej skończył jako gulasz dla tych rogatych monstrów. Nie zostawiłaby go, wolałaby zginąć razem z resztą obrońców Haven. Wysoka, w miarę ładna kobieta o brązowych włosach i niebieskich oczach, jaką była rycerz patrzyła gniewnie na mroczne niebo, starając się ignorować swój drugi problem.
- Jestem głodna! - Zawołała Elisa LightWood. Była ładną dziewczyną o jasnych włosach, przyzwyczajonym do luksusów.
- Wszyscy jesteśmy głodni - odparła Serena. Elisa była jedynym powodem dla którego nie poświęciła swego życia broniąc Haven. Była narzeczoną Tego-Który-Nie-Był-Jej-Bratem, i musiała ją odeskortować do Solamni. Dziewczyna ją irytowała, lecz nie to było jej największym zmartwieniem... chciałaby nienawidzić jej całym sercem...
- Cała przemokłam! zimno mi jeńczała
Serena westchnęła i zwróciła się do kendera
- Nie pożyczyłbyś dziewczyny pewnej dziewczyny? Przenośnia... mało je
Po chwili dodała
- Barbarzyńca ma rację. Nie ma co się czaić. Miłobyłoby ogrzać się ognisku - rzekła
- I wykąpać - dodała Elisa.
- Tiaa
-
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline  
Stary 27-06-2013, 02:44   #8
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Pan Wonka nie lubił pożarów. Traciło się wtedy, często bezpowrotnie, tyle wiedzy. Któż może też oszacować jaka jej część byłaby przydatna magowi. Nie lubił też, kiedy wokół niego latały płonące pociski z trebuszy, strzały. Nie lubił też owłosionych i rogatych osobników, którzy najchętniej rozerwali by go na strzępy. I chociaż nie lubił dużych grup (chyba, że byli jego podwładnymi) to z ulgą przyjał możliwość przyłączenia się do ludzko-elfiej grupy uciekinierów. Później zauważył, że wśród nich był jeszcze kender. Ci irytowali go szczególnie. Już kilka razy bezczelnie podkradli mu rzeczy, dlatego gdy tylko ręka Arliego niebezpiecznie się zbliżała, dostawała drągiem po łapach.

Pan Wonka nie lubił gówna, ani niczego co brzydko pachniało. Był schludnym porządnym gnomem. Nawet Wonka - jego szczurek nie mógł znieść tego odoru i schował się w kapeluszu czarodzieja.

Gnomowi ciężko było brnąć przez kanały, więc z ulgą przyjął wydostanie się na świeże powietrze. Pan Wonka nie aprobował również burzy. Szkoda, że nie było tu Mistrza Gokona z jego burzowstrzymywaczem - zaiste przydatna rzecz w tak niemiłych warunkach. Kiedy wróci na ojczystą wyspę będzie musiał pożyczyć, na dzień czy dwa, ów wynalazek. Tymczasem jednak znaleźli znak świadczący, że gdzieś w w tej dzikiej okolicy znajduje się przyczółek cywilizacji. - Ooo tak! Do Darr. Nie zdzierżę ani minuty dłużej ponad to, co konieczne, jeśli będę musiał wąchać te prześmierdłe ubrania.
 
uday jest offline  
Stary 27-06-2013, 19:32   #9
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Las ustąpił za zakrętem odsłaniając widok na małą wioskę ulokowaną w dolinie między dwoma masywami górskimi. Wąska oświetlona przez latarnię ścieżka prowadziła przez sam środek małej osady, zaś po jej bokach stały zabite dechami chłopskie chaty. Już z tej odległości można było dostrzec ich słaby stan - część domostw popadła w ruinę jakby ich właściciele przestali w nich mieszkać. W okolicy było sporo pól z których wioska się utrzymywała; teraz gęsto porośniętych dziką roślinnością. W oddali - wiele mil stąd - swój cień rzucała Cytadela Gadera.


Ruszyliście ostrożnie przed siebie trzęsąc się z zimna. W gęstych strugach deszczu pole widzenia było bardzo ograniczone - zwłaszcza tu w dolinie gdzie nie osłaniały was drzewa. Poruszaliście się w całkowitym mroku orientując się głównie dzięki błyskawicom rozświetlających ciemności przez ułamki sekund. Po chwili ręka elfa uniosła się w górę zatrzymując cały pochód; pochylił się przed siebie próbując wypatrzeć coś z mroku. -Tam ktoś chyba jest... - tropiciel gestem ręki wskazał ledwo widoczne domostwa oddalone od was o jakieś pięćdziesiąt metrów. Rzeczywiście, kiedy jedna z błyskawic roświetliła wioskę dostrzegliście postacie stojące na zewnątrz chat. Niestety działo się to tak szybko, że nie sposób było stwierdzić czy to mieszkańcy czy też wrogowie.
 
Warlock jest offline  
Stary 27-06-2013, 19:42   #10
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Silverwolf na razie nie dobywał swojego topora. Na znak elfa przystanął, ale zaraz ruszył z miejsca wysuwając się na czoło kolumny.

- Jedyny sposób by sprawdzić kto zacz to podejść i się zapytać- rzucił za siebie.

Taki już był. Myślenie go męczyło, wolał działanie. Ruszył śmiało ku nieznanemu.
 
Ulli jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172