Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2013, 22:18   #57
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację


Kiedy straż wprowadziła dziewczynę, Bernard znów zdał sobie sprawę, jaka ona jest mała i drobna w porównaniu do więziennych strażników. I jak jej delikatność ostro kontrastuje zarówno z ponurymi ścianami lochu, jak i wagą zarzutów, wyłuszczonych w papierach. Dotknął dłonią piersi: wyczuł amulet, który miał chronić przed urokami, zawieszony pod koszulą. Uspokoił się; wiedźma go tak łatwo nie zwiedzie...

Odkaszlnął lekko i spojrzał na niższego mężczyznę.

- Możemy zaczynać, sekretarzu? - zapytał. Głos miał niespodziewanie głęboki i przyjemny.

Zapytany, starszy człowiek zajął miejsce przy biurku stojącym pod jedną z wolnych ścian, tej nie zajętej przez rozłożone katowskie narzędzia. Poprawił knot w zapalonej lampie, przesunął kałamarz, rozłożył papier na blacie, złapał za pióro.

- Czyńcie swoją powinność - odrzekł formalnie

Bernard kiwną na strażników, by posadzili oskarżoną na krześle i odstąpili kawałek. Podszedł, stając tak, by nie zasłaniać widoku skrybie. Chwilę przyglądał się siedzącej dziewczynie, jakby coś oceniając. Młode to i delikatne...może nie trzeba będzie szarpać, ino postraszyć starczy...

W końcu wyrecytował urzędową formułę:

- Prawem nadanym mi przez radę miejską Dendonowego Trudu, będę pytał cię na okoliczność zbrodni, których się dopuściłaś. Oskarżona jesteś o czarostwo, rzucenie klątwy i wywołanie zarazy w wiosce Trzódka, która nastu ludzi zabrała, jak i za umordowanie niejakiego Skiby, takoż mieszkańca Trzódki - przy wzmiance o rzucaniu czarów mimowolnie się wzdrygnął tfu, tfu zaraza na czarowników i ich pomiot, tfu...

- Jeśli nastanie obawa, iż wzbraniasz się odpowiadać, kłamiesz, lub inaczej nas zwodzisz, by śledztwo gmatwać, w mej gestii jest użycie wszelkich sposobów, by prawda wyszła na jaw, a sprawiedliwości stalo się zadość - westchnął przy ostatnim zdaniu. Za każdym razem, gdy to powtarzał, wierzył w to chyba coraz mniej.

- Niech panienka odpowiada szczerze i bez jakowyś wykrętów, tedy wszystko będzie i przyjemniejsze, i prostsze. I rychlej się sprawimy... - dodał ciszej. Co tu mówić, żal mu było trochę dziewczęcia - Oskarżona wszystko pojmuje i będzie odpowiadać z własnej woli, czy od razu przechodzić mam dalej...? - dodał już głośniej i stanowczo. Niech Kranz zapisze, że wszystkim etapom śledztwa stało się zadość. Mniej potem będzie sąd się krzywił, że kat coś przeciągał.

- Do ukrycia nic nie mam panie kacie, przeto pytać możecie, a ja odpowiem, jeśli odpowiedź na wasze pytanie znać będę – odpowiedziała dziewczyna
- Tedy nie ma co zwlekać. Wasz miano, panienko, skąd żeś jest i jaki wasz fach?
- Zwą mnie Nena Deacair panie, pochodzę ze Wzgórz Lawendowych, a fachu nauczył mnie mój opiekun i wychowawca. Druidem jestem panie.
- Druidem? - Bernard był szczerze zdziwiony. Coś tam o druidach, leśnych dziwakach posłyszał, ale raz, że panna do wyobrażenia tego nie pasowała, dwa – co taka borowa baba robiła w mieście, z dala od dziczy?

- Tedy przyznajecie się, iż paracie się czarostwem, urokami i magiją wszelaką? Z tego żyjecie...?
- Nie rzucam uroków nijakich, moim życiem, miłością i zajęciem jest przyroda. Potrafię ze zwierzętami dzikimi obcować tak, aby mi krzywdy nie uczyniły, czytam aury i zmiany w ich zachowaniu. Leczę też rany i choroby wszelakie ziołami. Na tym się znam, lecz nie utrzymuję jak twierdzicie. Pieniądz dla mnie znaczenia żadnego nie posiada. Pomagam jak mnie kto poprosi i nie żądam zapłaty. Skrzywdzić żadnego stworzenia nie potrafię, czy człowiek to czy zwierzę.
- Czyli na czarostwie się znacie. I chorobach wszelakich - powtórzył głośniej na użytek skryby. Do czarostwa się sama przyznała, to znacznie upraszczało całą sprawę - Coście w Trzódce robili?
- Do wsi wieśniaki mnie i moich towarzyszy z drogi sprowadzili. Syn jednego z nich zachorzał podobno i o ratunek dla niego proszono. Tom poszła. Ludziska stosy z martwymi zwierzętami we wsi palili. Dzieciaka w chałupie już nie było. Jego matka powiedziała, że chłopak umarł i że jego ciało już zabrano. Po wyjściu z chaty zaczepił nas sołtys, który twierdził, że w jego chacie ów Skiba, o którym mówiliście, chory leży. Poprosił o leczenie, więc poszłam do niego razem z kobietą, która mi towarzyszyła. Ale zanim do łoża podeszłam dostrzegłyśmy, że mężczyznę tego ktoś udusił. Na szyi pręgę siną widać było, a ciało już zimne było jak lód. Kiedy na zewnątrz wyszłyśmy i do sołtysa zagadnęłam, ten wrzasnął że to my mordercami jesteśmy i wieśniaków na nas napuścił. Dwóch moich towarzyszy w starciu zginęło. Mnie i jeszcze dwojgu poszczęściło się w ucieczce.

Historia brzmiała jak bajka jaka. Gdyby Bernard posłyszał ją od kogo innego, bez chwili wahania dałby go na męki. Ale lata pracy wyczuliły katowskie ucho na to, kiedy kto łga bezczelnie, by skórę ratować, a kiedy prawdę szczerą mówi. W głośnie dziewczyny, mimo słyszalnego strachu, brzmiało nic innego, jak tylko niezachwiana pewność.

Podszedł do Neny i złapał ją za ramię. Chwyt był stanowczy, ale na tyle delikatny, by nie sprawić bólu.

- Panienka pozwoli - poprowadził ją bliżej paleniska, do stołu, na którym leżały rozłożone w idealnie równych rzędach metalowe narzędzia. - Wskazał na nie dłonią - Mam tłumaczyć, który przyrząd czemu służy? Panienka nadal się upierać będzie, że takoż to wszystko wyglądało...?

Nena spojrzała katu prosto w oczy. Nie ze strachu czy złości. W spojrzeniu jej smutek tylko i spokój widać było. Jasnobłękitne oczy kata nie wyrażały nic, prócz uważnego skupienia. Może strach jej do rozsądku przemówi i otrzeźwieje...

- Nic innego jak tylko prawdę powiedzieć wam mogę. Jeśli zeznania inne w bólu wymusić zechcecie, to zmienić tego nie mogę. Ale gdybyście panie zechcieli towarzyszy moich sprowadzić, to oni poświadczą jak było.
- Sekretarzu - zwrócił kat się do skryby - zapiszcie proszę, iż oskarżona, mimo okazania narzędzi, nadal się swego zdania trzyma. A panienki towarzysze - skierował pytanie do Neny - są w mieście tera...?
- Taką mam nadzieję. Kiedy mnie straż w lesie siłą pojmała z oczu ich straciłam, ale wierzę, że podążyli za mną by dowiedzieć się co się ze mną stało.
- Tedy panienka opisze ich dokładnie i ze wszelką starannością tu obecnemu sekretarzowi. - podsunął Nenie krzesło z drugiej strony stołu skryby - W jego też woli jest zarządzić, ile czasu trwać mają poszukiwania. Kranz - zwrócił się do skryby - na świadków chcesz czekać, czy indagować mam pannę dalej...?
- Eee.... tego, co? - staruszek oderwał się od papierów. - A... Myślę, że na dziś wystarczy. Mistrzu.
- Słyszeliście, co sekretarz powiedział. Teraz wróci panna do celi. I niech się panna lepiej namyśli...Jak się bowiem ci towarzysze nie znajdą, albo inne słowo dadzą...Oj, to już przyznać się lepiej, sąd na skruchę łaskawiej patrzy. Kiedym się drugi raz zobaczymy, to już nie słowami będę panienkę pytał, a tamtymi narzędziami...

- Opis dam panie, dokładny na ile potrafię. A namyślać się nie muszę. Prawdę rzekłam i wierzę w sprawiedliwość - odpowiedziała, niezbita z tropu dziewczyna

Bernard uśmiechnął się krzywo w duchu na tą deklarację. Ciekaw był, co by panna powiedziała, jakby się wywiedziała, że w tym mieście jest chyba jedyną, co żywi taką wiarę niezachwianą w te wytarte słowa?

Gdy wyprowadzono przesłuchiwaną, Kranz podszedł do Wolnera.

- Wiesz, że jeśli świadkowie się nie znajdą, te zeznania nie wystarczą?

Bernard wzruszył ramionami. Tyle ile mógł dla ocalenia skóry dziewczyny i swego sumienia, to zrobił. Nie było potrzeby dalej się litować, ani igrać z prawe i cierpliwością rajców.

- To na stół pójdzie...Wiem, Kranz, wiem. Nie pierwszą będzie, którą towarzysze w potrzebie prędko opuścili....Przynajmniej szansę jakąś ma, choć wiary nie mam, że ich ktokolwiek odszuka...Dałbyś ze dni trzy, cztery na to...? Ja i tak mam dość roboty tutaj, a z wiedźmą się nie pali chyba? - zażartował cierpko.

- Nikt mnie nie naciska. Na razie... Jeśli jednak chcesz rzeczywiście świadków odnaleźć, powinieneś sam się tym zająć.

Bernard obruszył się na tą sugestię.

- Co to, ja jej brat czy swat? Jakbym miał się nad każdym litować, kto tu trafia, to by mi i życia, i kiesy na to nie starczyło...Zresztą, wiesz Kranz, co ja magiji myślę...toć to wynaturzenie jakie, tfu. Z porządkiem natury niezgodne. Panienka wyglądać może niewinnie, ale kto wie, jakie to ziółko jest...te druidy, słyszałem, że faktycznie żywią do ludzi nienawistne myśli. Że im szyszka jaka czy inna wiewióra bliższa niż człek żywy...no, sam powiedz, jak kto z bydlętami gada, toć on normalny...? - machnął ręką - tej zarazie mogę dać wiarę...ino czemu człeka własnymi rękami umordowała, nie rozumiem. I że żywina padła, też dziwne...Nic to. Niech sąd się tym głowi. A! - przypomniał sobie coś na koniec - który chłopek z tej wioski jest na miejscu? Jak panna o bitce mówiła, dziw, że nikt tego nie wspomniał...a to też gardłowa sprawa...

Ja tam nie wiem - skryba wzruszył ramionami, pakując swoje manatki. - Raport przedłożę gdzie trzeba a reszta... Po chłopów trzeba by było kogo posłać do Trzódki. Ale czy kto tam jechać zechce skoro tam zaraza? Wątpię. A co do bitki, wiesz jak jest. Jeśli prawdą jest co mówi, to jak sami sprawiedliwość wymierzyli, to i nikomu nie spieszno, żeby o tym powiadomić. Bo po co sobie kłopot robić? No po co?

Bernard pokiwał głową. - Ano racja. Dość mam już swoich zmartwień, coby jeszcze czyjeś na łeb brać...Przyjdą, nie przyjdą, nie mój to kłopot. Jak się znów zobaczymy, to będziesz miał już na piśmie jej winę, i po sprawie całej... - Bernard pożegnał się ze skrybą.

Mimo spokoju, jaki przed Kranzem okazywał, coś go gryzło od środka. Z jednej strony – powtarzał sobie – nie kata robota to szukać jakiś łapserdaków po mieście. I nie kata zmartwienie, czy kto głowę da słusznie czy nie. Sądem nie jest, sprawiedliwość to nie u niego. Z drugiej...dość widział, by przywołać w pamięci tyle spraw, co to były kaprysem jakim którego rajcy, sądu, czy możniejszego mieszczanina. Ot, może panna komu zabruździła i teraz głowę ma dać za coś, czego i może nie popełniła?

Z drugiej żarła go złość, że tak się miękki zrobił. Że w ogóle takie myśli rozważa. Może się dał tej niewiastce po prawdzie oczarować? Urok jaki rzuciła? Oczętami niewinnymi katowskie serce skruszyła? A może ludzka słabość właśnie..Tfu, tfu. Ciapa się na starość robisz, Bernard – upomniał sam siebie. I żeby to nieprzyjemne uczucie zmyć, do kolejnych swych „gości” przyłożył się nadzwyczajnie. Do wieczora po lochach niosły się krzyki przesłuchiwanych, a kat bardziej niż zwykle był dociekliwy i nie dowierzał wyjaśnieniom.



Gdy skończył robotę i szorował narzędzia (przenigdy nie zostawiał tego pomocnikom, jeszcze gotowi coś popsuć, partacze), miał nadzieję, że dobrze wykonana robota odegna od niego wątpliwości. Ale licho nie dało się tak łatwo ubić.

Wrócił do domu, zjadł i zasiadł nad księgami. Do swojej pracy potrzebował zajrzeć do kilku starych inkunabułów, dzieł klasycznych w jego fachu. Traf chciał, że wertując jedną z nich, natrafił na opis poprawnego ułożenia stosu, tak by nie zaczadzić dymem ofiary, a jednocześnie nie rozbuchać zbyt wielkiego płomienia. Myśli Bernarda znów powędrowały do przesłuchania wiedźmy...Wstał, zniechęcony i nalał sobie solidny łyk orzechowej nalewki. Nie pomogło...jasne spojrzenie dziewczyny i pewność, z jaką wypowiadała swoje słowa wisiały wciąż przed oczami rozdrażnionego kata.



W końcu, zły jak osa, wybrał się do karczmy. Był już późny wieczór, kiedy wychodził z domu. Spytam się tylko, nic i tak z tej hecy nie będzie – tłumaczył się sam przed sobą. Ot, ciekawość zwykła, przeca nie będę za skazaną się wstawiał....I to wiedźmą, wiedźmą przecież!

Sam nie miał gdzie zasięgnąć języka; ze złodziejskimi gildiami miał dawne spory, nawet żebrak spod muru odmówiłby katu przysługi, choćby płacić miał szczerym złotem. Ale Bernard domyślał się, że jego kompan Angus pewnikiem powinie wiedzieć więcej z tego, co w miejskich murach się dzieje...A i sam Bernard czuł, że potrzebuje czegoś mocnego na swoją skołataną głowę...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 25-06-2013 o 23:50.
Autumm jest offline