Żołnierz nie podniósł się od razu na odgłos alarmu, nadal zasłuchany w dźwięki muzyki płynącej w w słuchawkach zdawał się ignorować zamieszanie które wybuchło wokół niego. Powoli odwrócił głowę by spojrzeć na źródło problemów, jeden z dowódców został zamordowany i nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, żadnych komunikatów radiowych, żadnego ostrzeżenia. Kompletna cisza. Jedynymi którzy mącili spokój tego miejsca byli oni sami.
Richardson podniósł się i zaczął sprawdzać zasobniki amunicji, broń sprawdził już na samym początku gdy tylko usłyszał rozkaz o rozbiciu obozu. Suche racje które dostali na misję zdawały się smakować jeszcze gorzej niż żarcie w kantynie a jeszcze teraz to gówno z martwym dowódcą. Jeśli David usłyszał by że już gorzej być nie może pewnie wepchnął by te słowa właścicielowi głęboko z powrotem do gardła. Spodobało mu się że jego nowy dowódca wziął w końcu sprawy w swoje ręce, nienawidził słuchać idiotów którym tylko wydawało się że tylko dlatego że coś powiedzieli musiało się udać, a już szczególnie gdy coś szło nie tak albo zwyczajnie zwiewali albo stali w miejscu srając w gacie. żołnierz szybko władował się z powrotem do swojej jednostki odpalając systemy. Nigdy nie czuł się bohaterem ale bycie na szpicy zdawało się mu całkiem pasować, szczególnie że Katty zdążył już nieco poznać i jeśli była choć w połowie tak dobra jak w czasie ataku na bazę, no cóż mieli jakieś szanse. Kwestią było tylko by jego zmysły zareagowały szybciej niż zasadzka tych którzy czaili się w ciemnościach.
__________________ He who runs away
lives to fight another day |