Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2013, 13:23   #15
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Widząc ich radosną gromadkę można było zauważyć pewną prawidłowość. Wszyscy którzy ocaleli z pogromu wyglądali na doświadczonych zabijaków z których każdy w potencjalnej walce zdawał się być wart był przynajmniej trzech zwykłych ludzi. Świetnie wytrenowani i zdyscyplinowani, znali się na swoim fachu jak mało kto. Wszyscy... lub niemalże wszyscy. Była bowiem jedna osoba, która wyróżniała się spośród najemników zarówno wiekiem jak i aparycją. Młody, bo o nim mowa, w przeciwieństwie do pozostałych nie specjalizował się w walce. Oczywiście, radził sobie w sytuacjach zagrożenia tak jak tylko potrafił a jego umiejętności strzeleckie może nie były tak imponujące jak pozostałych jednak wystarczyły by utrzymać go przy życiu aż do teraz. Mimo to był wręcz niezbędnym elementem grupy, kimś bez kogo jedynie Bashar miał szansę przeżyć na dłuższą metę. Głupcem byłby bowiem każdy kto zbagatelizowałby znacznie służb tyłowych - swoje braki Młody nadrabiał bowiem umiejętnością dbania o sprzęt, obsługi i w nieco mniejszym zakresie nawet konstrukcji mechanizmów, prowadzenia pojazdów czy nawet w skromnym zakresie łatania rannych towarzyszy. Może i w niczym się nie specjalizował jednak właśnie wszechstronność czyniła go cennym nabytkiem w każdej grupie. Nie wyjaśniało to jednak jak ktoś taki jak on znalazł się w jednej z najlepiej zorganizowanych grup najemników w tej części Stanów...

Opowieść tą należy rozpocząc od pewnego starzejącego się rusznikarza. Brian, zwany też przez swoje zamiłowanie do broni produkowanej przed wojną przez firmę FN Herstal ,,Belgiem”, był najstarszym członkiem oddziału najemników niemalże od początku jej istnienia. Zaczynali jako niewielki oddział ludzi którzy po najeździe bandytów zamiast z pokorą pasującą bardziej bydłu niż ludziom zaakceptować swój los powiedzieli ,,nie” i ruszyli szukać zemsty. Historia tego jak udało im się dopaść skurwieli po drodze rozrastając się w niewielki oddział który dał początek późniejszemu QRS musi poczekać na inny raz, zajęłaby bowiem zbyt wiele czasu i za bardzo odciągnęła uwagę od tematu, czyli Młodego. Jedną z bardziej charakterystycznych cech Briana poza złotą ręką do sprzętu i wyjątkowo ciężką łapą gdy się wkurwił był fakt, że pił. I nie chodzi tu o wychylenie kieliszka od czasu do czasu, gdy Belg wpadł w cug nie trzeźwiał czasem przez wiele dni. Nawet skrajnie najebany był jednak najlepszym fachowcem jaki kiedykolwiek gościł w tym przeoranym atomowym ogniem kraju. Co ma jednak fakt że rusznikarz w rozrastającej się grupie najemników miał tendencję do chlania z Młodym, złotą rączką pokrwawionych resztek wspaniałego niegdyś oddziału? Wszystko! Ciąg alkoholowy Briana miał zawsze trzy stadia: pierwsze w którym byle co go drażniło i nietrudno było dostać w mordę od wściekłego rusznikarza który co jak co, ale bić to się potrafił. Po jakimś czasie i odpowiedniej ilości wlanego w siebie alkoholu przechodził w drugie stadium w którym snując się po obozowisku nawalony jak messerschmitt przepraszał wszystkich którym wcześniej obił buźki jak i tych którym nie zdążył. Ogólnie rzecz biorąc stawał się wtedy kochany jak nigdy, pozytywnie nastawiony do świata gotów był rzucić wszystko w diabły by spełnić dobry w swoim mniemaniu uczynek. Trzecie stadium natomiast zaczynało się gdy wreszcie choć trochę dotrzeźwiał i zaczynał się kac morderca. Nie trzeba być geniuszem by zrozumieć że wyglądał on podobnie jak pierwsze stadium, tyle tylko że pomnożone razy dziesięć. Był właśnie w drugim stadium gdy ich grupa dotarła do wioski po ataku łowców niewolników. Wszyscy którzy do czegoś się nadawali już dawno zostali zabrani, nieprzydatni w opinii łowców zostali natomiast wymordowani. Nie wiadomo natomiast czy w jakiś sposób przeoczyli jednego dzieciaka czy po prostu zostawienie go wśród trupów i zgliszczy uznali za jakiś chory żart. Najemnicy nie byli bezduszni i pewnie po prostu odstawiliby go w najbliższej wiosce licząc że tam się ktoś nim zaopiekuje, jednak los w osobie Briana chciał inaczej. W przypływie pijackiej fantazji uznał że zawsze chciał mieć syna więc przygarnie dzieciaka i wychowa jak swojego. Pozostali próbowali mu to wyperswadować, jednak kłócić się z Belgiem, zwłaszcza pijanym, zwyczajnie się nie dało. I w ten właśnie sposób Młody, jako kilkuletni bachor znalazł się w grupie najemników.

Trzeba uczciwie przyznać, że Brian potraktował sprawę poważnie. Zawsze starał się by Młody nie stanowił ciężaru dla grupy, zgodnie z zasadą że każdy musi coś sobą wnosić dzieciak pomagał mu przy robocie. Oczywiście nie mówimy tu o jakiejś poważnej pomocy, przynajmniej na początku wyglądało to bardziej na zasadzie przynieś, wynieś, pozamiataj. Chłopak miał jednak złote ręce do roboty, co Belg zauważył dość szybko i kreatywnie wykorzystał ucząc go swojego fachu. Podczas normalne dzieciaki w choć trochę cywilizowanych rejonach Stanów po odfajkowaniu paru godzin roboty w domu miały czas dla siebie Młody, upieprzony smarem jak nieboskie stworzenie czyścił i smarował broń całej kompanii. Prawdę mówiąc był to dla niego naprawdę szczęśliwy okres, Brian choć z pozoru nieco szorstki był wspaniałym człowiekiem a pozostali członkowie oddziału w większości szybko przywykli do nowego członka ekipy. Może w obecności pełnego energii dziecka odnajdywali cień normalności której próżno szukać wśród najemników a może po prostu widzieli zbawienny wpływ jaki wywierał na rusznikarza który nawet pił coraz rzadziej. W takich warunkach nic dziwnego, że jego umiejętności praktyczne z zakresu naprawy sprzętu i rusznikarstwa stały na bardzo wysokim jak na tak młody wiek poziomie, Brian jednak nie zaniedbał części teoretycznej edukacji swojego podopiecznego. Po skończonej robocie obowiązkowo siadali nad kolejnymi katalogami broni, których trzeba wspomnieć Belg miał naprawdę sporo, by uczyć się na pamięć informacji o każdym modelu broni jaki można odnaleźć w całych pieprzonych Stanach. I mówiąc ,,każdym” mam na myśli dosłownie każdy produkowany seryjnie egzemplarz, niezależnie od tego jak krótka lub mało popularna byłaby jego seria. Mało tego, gdy po paru latach nauki przebili się w końcu przez ostatni z katalogów okazało się, że Brian ma jeszcze parę własnych, które opracował studiując różnorakie samoróbki i powstałe już po wojnie konstrukcje. W wolnych chwilach, bo i takie choć nieczęsto to jednak się zdarzały, Młody pomagał przy pracy medykowi. Niestety, konował był tylko jeden na cały ich oddział i po nieszczególnie udanych akcjach zwyczajnie brakowało mu rąk by zająć się wszystkimi poharatanymi więc każdą dostępną pomoc witał z radością. W ten sposób przybrany syn rusznikarza zdobył także nieco doświadczenia również z zakresu pomocy medycznej, choć nie na tyle by mógł to nazwać swoją specjalnością. Prawdziwym sprawdzianem dla Młodego była jednak śmierć Briana, nieco ponad dwa lata w tył od bierzących wydarzeń kiedy to nie do końca przygotowany do nowej roli musiał go zastąpić. Może i faktycznie miał talent, sam Belg czasem w przypływie dumy ze swojego podopiecznego przyznawał że ma szansę zajść naprawdę daleko, jednak nigdy wcześniej nie musiał brać w pełni odpowiedzialności za swoją pracę. Teraz nie było nikogo, kto sprawdziłby czy wszystko zrobił tak jak trzeba a każdy jego błąd mógł oznaczać ranę lub śmierć dla kogoś komu nagle broń odmówiła posłuszeństwa - nie mówiąc już o sytuacji w której zawiódłby naprawiany przez niego sprzęt lub pojazd powodując klęskę całej akcji, bo i tak się mogło zdarzyć.

W ten jednak sposób obecność Młodego w oddziale została wyjaśniona, był bowiem w nim zanim QRS, w takiej formie w jakiej było przed ostatnią akcją, się uformowało. Niemal wszystkie jego swoje wspomnienia, zarówno te dobre jak i te nieco gorsze, związane były z ich grupą. Ostatnie wydarzenia były więc dla niego porównywalne z utratą rodziny, jednak optymistyczne podejście do życia jakim cechował się rusznikarz bardziej niż martwić się stratą kazało mu cieszyć się z tego, że przynajmniej ktokolwiek ocalał. Taki właśnie był, w nawet najgorszej sytuacji zawsze był w stanie odnaleźć jakieś plusy i nigdy nie tracił ducha. Nawet w tej chwili, gdy inni w bunkrze widzieli przede wszystkim pozłacaną klatkę dla Młodego był to prawdziwy skarbiec. Tym, że sterująca kompleksem SI mogła wobec nich mieć złe zamiary nie był w stanie się przejąć, a fakt że Albert udostępnił mu tak ogromny zasób informacji których zdobycie nastręczałoby mu prawdziwych trudności w zniszczonym wojną świecie tylko utwierdzał go w tym przekonaniu. Zaraz też, gdy tylko zakwaterowali się w wyznaczonych przez płynący z syntezatora głos pokojach Młody zasiadł do jednego z komputerów i z drobną pomocą Alberta zajął się przeglądaniem katalogów zgromadzonych tu informacji.

W pierwszej kolejności częściowo by udowodnić Albertowi że wiedział o czym mówi, a częściowo dlatego że naprawdę go ciekawiło dotarł do danych technicznych modelu RB18. Zgodnie z tym co pamiętał w pierwszej kolejności trafił na skany broszury którą przeglądał parę lat wstecz z Brianem. Wzmocniony szkielet w stosunku do poprzedniego modelu, większy udźwig, więcej pamięci by móc zmieścić bardziej skomplikowany soft a to wszystko zasilane tą samą co w modelu 17 baterią. Oczywiście, to nie mogło się udać, zbyt duże obciążenie baterii prowadziło do drastycznego spadku wydajności a to nieuchronnie powodowało że na dobrą sprawę cały model nie nadawał się do użytku. Próbowano to rozwiązywać poprzez stosowanie kompozytowych materiałów w miejsce stali, ale wtedy problemem stawał się brak uziemienia, wcześniej bowiem puszczone ono było po prostu na masę. Zastosowanie większych ogniw energetycznych nie było możliwe przy obecnych ich gabarytach, a główną zaletą robomózgów był ich stosunkowo niewielki jak na możliwości rozmiar. By model 18 mógł wejść w życie konieczne byłoby zwiększenie go o 20% w stosunku do poprzedniego modelu, co owocowałoby znacznie większym kosztem produkcji - na tyle, by nie opłacało się wymieniać starych 17 na nowszy model. W końcu, niedługo przed wybuchem wojny zastosowano w nich eksperymentalne ogniwa najnowszej generacji, jednak wtedy pojawił się kolejny problem strat energii wynoszący ponad 23%, którego według oficjalnych informacji nie udało się ominąć. Albert jednak, prawdopodobnie chcąc pochwalić się technologią jaką dysponował w bunkrze udostępnił młodemu rusznikarzowi parę dokumentów wcześniej zastrzeżonych tylko dla wojska. Wynikało z nich, że wcześniejsze ogniwa energetyczne wyglądały tak, że rozdzielone płytką z perforowanego plastiku elektrody umieszczone były w rozpuszczalniku pochodzenia organicznego, który służy za elektrolit. Natomiast w nowszej wersji rozwiązano to w ten sposób, że elektrody otoczono elektrolitem opartym na polimerach. Rozwiązanie było świetne, tyle tylko że taka konstrukcja osiągała pełną funkcjonalność dopiero po lekkim podgrzaniu, a system chłodzący ogniwa w modelu 18 był po prostu zbyt skuteczny. Cała konstrukcja była zwyczajnie zbyt dobra, by mogła działać prawidłowo i dopiero po częściowym obniżeniu sprawności chłodnicy model 18 zaczął działać prawidłowo. Tak proste, a jednocześnie tak genialne. Jak zwykle wojskowi pierwsi położyli łapę na nowej technologii, a wersja cywilna zapewne pojawiłaby się parę lat później gdyby nie wybuch wojny.

Po tej lekturze i wymienieniu paru uwag z Albertem który wyjaśnił mu dokładniej jak się ma różnica pomiędzy elektrolitem organicznym a polimerowym przyszła kolej na kolejne dokumenty. Rusznikarz był kompletnie zdezorientowany ilością zgromadzonych informacji, nie wiedział nawet od czego na dobrą sprawę powinien zacząć jednak ponownie z pomocą przyszła mu SI bunkra podpowiadając kolejność w jakiej powinien je przeglądać tak, by móc zrozumieć bardziej skomplikowane zagadnienia. Później w ramach przerwy od męczącego oczy ekranu zasiadł do majsterkowania, a ich gospodarz najwyraźniej ucieszony perspektywą tego że choć jeden z jego gości dysponuje faktyczną wiedzą którą chce przetestować w praktyce dostarczył mu potrzebnych części. Młody zaczął więc swoją zabawę, rozpoczynając od czegoś prostego na rozgrzewkę co może jednak mu się przydać w późniejszym okresie jeśli opuszczą bunkier. Z dwóch tranzystorów typu NPN, termistora i kilkomu dodatkowych elementów stworzył układ Schmitta, trzeci tranzystor natomiast miał sterować przekaźnikiem do którego podłączona była grzałka. Wszystko to zamknął w prostej obudowie otrzymując w ten prosty sposób termostat, którym spokojnie mógł mierzyć temperatury w zakresie od 50 do 150 stopni celcjusza. Po chwili zastanowienia doszedł jednak do wniosku, że poza precyzyjnym urządzeniem mieniczym przyda mu się jeszcze jeden, tym razem po prostu do montowania w innych urządzeniach więc przygotował jeszcze jedną, tym razem opartą na bimetalu konstrukcję. Jej zadanie było dużo prostsze, po prostu przy zbyt wysokiej temperaturze będzie otwierała obwód by urządzenie się nie spaliło. Jeszcze nie wiedział do czego będzie mu to potrzebne, jednak aktywny kompleks zbieracza wszelkiego złomu podpowiadał, że prędzej czy później znajdzie swoje zastosowanie

W ramach przerwy zajął się treningiem z Cutlerem który kompletnie pozbawił go sił. Nowo poznana dwójka jakoś tak umknęła jego uwadze, jedynie co to zanotował w pamięci że jeden z nich jest hibernatusem więc automatycznie znalazł się na celowniku Młodego gdy tylko będzie miał nieco więcej czasu. Wcześniej jednak, zgodnie z tym co obiecał nożownikowi zajął się wyremontowaniem dwóch glocków, jednego dla siebie a drugiego dla najemnika. Nie było to zbyt wymagające zadanie, glock 17L ma naprawdę toporną konstrukcję a jakby tego było mało Albert dostarczył mu tyle części zamiennych że w sumie mógłby z nich skonstruować jeszcze dwa dodatkowe pistolety. Nieco trudniejsza była naprawa MP5, jednak było to konieczne skoro James nie miał żadnej broni poza swoim rzeźnickim nożem. Mimo, że Albert chciał by zatrzymał nowo przygotowany rozpylacz po prostu nie uzupełniając w nim amunicji to w ramach gestu dobrej woli Młody wolał zostawić broń pod jego opieką zatrzymując sobie tylko broń krótką. Dwugodzinna drzemka w którą zapadł z twarzą leżącą wśród porozrzucanych na stole części została mu przerwana przez SI które uprzejmie stwierdziło że wygodniej będzie mu spać w łóżku, jednak rusznikarz uznał że skoro już się obudził to wróci do pracy. Mocna kawa pozwoliła mu choć trochę odzyskać przytomność, później rozegrał mecz w szachy z Albertem ale jako że nigdy nie był w nie dobry dość szybko dostał łomot, co nie zniechęciło go jednak do próbowania szczęścia w przyszłości. Prawdę mówiąc jeśli chodzi o szachy to Młody wolał przegrywać z lepszymi od siebie niż wygrywać ze słabszymi, wiedząc że w ten sposób więcej się nauczy. Kolejna rundka przy komputerze gdzie zagłębił się w lekturze dotyczącej projektowania kompaktowych agregatów sprawiła że wpadł na genialny pomysł urządzenia które drastycznie zwiększy ich szanse na przeżycie a jednocześnie tak łatwego w obsłudze że każdy w drużynie sobie z tym poradzi. Był to jednak projekt na nieco większą skalę i czas który musiałby poświęcić na jego zrobienie był odpowiednio większy dlatego zostawił to sobie na później. Z kilku budzików które znajdowały się na wyposażeniu bunkra a które teraz nie były do niczego przydatne zebrał części i skonstruował parę mechanizmów zegarowych które być może potrzebne mu będą w przyszłości. Również dzięki uprzejmości Alberta który dostarczył mu tonę niepotrzebnych sprzętów, wyremontował nieużywane od lat krótkofalówki, które może i w bunkrze nie znajdą żadnego zastosowania to jednak poza nim mogą być bezcenne. Kolejny prysznic i drzemka, tym razem w normalnym łóżku, pozwoliły mu odzyskać nieco sił przed podjęciem się prawdziwie heroicznego zadania. Zamierzał stworzyć coś, co na pustkowiach potocznie było zwane czarną skrzynką
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline