Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2013, 19:56   #65
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Po zasadzce z dnia poprzedniego, akolita miał mieszane uczucia. Czuł że cała ta obserwacja nie przyniesie specjalnie żadnych owoców... miał rację, a zarazem się mylił. Z jednej strony trzeba było coś robić, działać, ale czy to był odpowiedni rodzaj podejścia do sprawy? Wątpliwe. Obijali się tylko z miejsca na miejsce, a jakiekolwiek wskazówki wpadały im w ręce jakby przypadkiem. Zupełnie jakby ktoś to zaplanował i się z nimi bawił. Przecież logicznym było że Kaptur ma całe towarzystwo na oku, powinien wykonać ruch. ~ Czemu zatem tego nie robił? Zastanawiał się nad tym akolita. ~ Czyżby uważał że cała szóstka najęta przez Baerfausta nie zagraża mu nic a nic? To nie był dobry znak. Wcale się nie liczyli, a przecież powinni. Powinni zrobić coś... aktywnie, razem, coś co da im kontrolę nad tym co się dzieję... skoro już w tym siedzą po uszy. Jednak wyglądało na to że tylko żywią się na skrawkach informacji i starają się łączyć punkty, które wydawały się, nie mieć żadnego ładu i składu. ~ Wydawały się. Podkreślił własną myśl Goethe.

Szczęściem Almosowi nic się nie stało. To drobne zajście o którym mówił koczownik mogło go kosztować życie. Rozważnie jednak zrobił członek klanu Ramocsa, jakim był Almos... miał wsparcie w postaci doświadczonego Klausa i jego towarzysza, Rexa. Akolita wyraził swą radość z faktu że jeźdźcy nic się nie stało podczas potyczki w zaułkach. Obiecał również że pójdzie tam, z innymi chętnymi, i obejrzy miejsce zdarzenia za dnia. Idąc drogą, w stronę mostu Gryfona, Goethe opowiadał o tym jak powinni wziąć wodze we własne ręce i zaplanować coś więcej niż obserwację. Mówił o prowokacji, o zasadzce... o tym że żadne z nich nie ma takiej wiedzy śledczej by tropić i szukać banitów po mieście. Oczywiście poza Ekhartem i Klausem, oni znali miasto, rozumowali w sposób poniekąd przypominający oprychów... Almos sprawdzał się jako wojownik, to bez dwóch zdań, ale raczej mało miał wyszukany sposób na tropienie... na szlaku, to pewnie było by co innego. Jednak Irmina i Hanna... uczennica czarodzieja i służka... oraz on sam, podstarzały akolita. Oni byli jakby nie na miejscu. Robiąc szybki rachunek, Thomas wywnioskował że mają zły kąt działania. Powinni użyć swych przewag, a nie starać się być kimś kim nie byli zupełnie. Teraz jednak zajścia ostatniej nocy pozostawiły za soba zmęczenie i lekki katar. Goethe miał nadzieję że choroba nie ulegnie eskalacji... to byłoby bardzo nieporządane. Szedł zatem ze wszystkimi. Kiedy powiedział co myślał, wyciszył się. Skoncentrował na otoczeniu i modlił cicho do wszystkich bogów, o pomyślność śledztwa i przychylność dobrych ludzi.

Zajście na moście Gryfona nie nie było jakoś specjalnie zaskakujące dla Thomasa. Każdy rozsądny człowiek, który miał już jakąś wiedzę na temat zajść ostatnimi czasy w dzielnicy doków, w Averheim, mógł się tego spodziewać. Było tylko kwestią nieustaloną gdzie i kiedy. Widać właśnie tego dnia i na moście Gryfona. Wiedza Thomasa była wystarczająca by zidentyfikować, obecnego na moście mężczyznę jako magistra kolegium magii. Świetlistych i błękitnych... tych zawsze łatwo było rozpoznać. Często magowie tych kolegiów wchodzili we współpracę ze świątyniami, a także jako jedyni, magistrowie tych kolegiów byli w miarę akceptowani. Choć zwykły chłop rolny o tym nie miał pojęcia, to jednak szlachta szanowała sobie zdanie białych czarodzieji i kalendarze i horoskopy tych błękitnych. Thomas nie zignorował magistra kolegium który spoglądał na ciało zamordowanego człowieka ale w tym czasie wypatrzył w tłumie gapiów osobę przypominającą człowieka znanego pod nazwiskiem Grosz. Dał do zrozumienia kompanom że zajmie się tym... ruszył zatem w jego stronę i stanął obok wspomnianego człowieka. Patrząc na zajście na moście, zagaił do wąsatego jegomościa jakim był ów Grosz.

- Jestem Thomas... wie pan może co tu się stało? - Zapytał stary akolita.

Mężczyzna popatrzył na staruszka, którym niewątpliwie musiał mu się wydać pytający, a potem popukał się w czoło.

- Ślepyś, czy głupi?

- Hmm... niech pan posłucha co powiem. Ja i moi znajomi szukamy herr Grosza. Dużo dodawać nie muszę, pan wyglądasz jak ten właśnie przez nas Grosz szukany. - Akolita uśmiechnął się na wspomnienie o dwoistości znaczenia tych słów.- Mogę się jednak mylić. Jeśli ty jednak panie, znasz może pana Fredericka, to szepnij mu słówko że w południe, w Trumnie Kowala będą ludzie którzy mogą mu pomóc z kłopotów w jakie wpadł się wyplątać... bo jeśli nie on do zajścia na tym moście doprowadził to pewnie jest gdzieś na liście tych co takie zdarzenia powodują, i raczej na szczycie tej listy nazwisko Grosz się znajduję. - Goethe kontynuował, mowił szybko ale ściszonym głosem. - Proszę pamiętać... południe, Trumna Kowala. Żegnam. - Thomas oddalił się szybko i dołączył do grupy towarzyszy.

Frederick wytrzeszczył oczy na mówiącego, chyba upewniając się w pierwszej opinii, którą najpewniej zdobył po pierwszym pytaniu Thomasa. Skierował tylko spojrzenie na tłum, szukając owych towarzyszy. Na jego obliczu nie malowała się wiara w to, że jeśli pozostali są podobni, to mogą pomóc w czymkolwiek.

Thomas zbliżył się do ciała zabitego mężczyzny i począł je oglądać z pewnej odległości... niczego nie dotykał, jedynie patrzył z zaciekawieniem. Rany które doprowadziły do śmierci mężczyzny były identyczne jak te które zadane zostały Kellerowi. W tym czasie magister kolegium odszedł na bok, rozmawiał z Hanną. Ciełem również zainteresował się Klaus. Chwilę później straż zajęła się martwym, a Goethe rozejrzał się uważnie po gapiach, szukając znajomej lub podejrzanej twarzy. Chciał nie chciał, dostrzegł Grosza rozmawiającego z Ekhartem i Almosem. Zdziwiło to akolitę nizmiernie. Człowiek o takiej reputacji jak Frederick Grosz, rozmawiający z dwójką śledczych, którzy już na pewno są nieco znani w okolicy. Przecież to takie nierozsądne dla człowieka formatu Grosza. Akolita uśmiechnął się... nawet on będąc świątynnym sługą podejrzewał że to nie jest zachowanie na miejscu. Widać za wysokie noty dał Groszowi. Grosz był albo bardzo butny albo głupi, albo obie te możliwości. Jednak nie ma tego złego... Goethe był bardzo zadowolony z faktu że Ekhartowi i Almosowi udało się nawiązać dialog. Wszak o to tu szło, o powodzenie, a nie pustą dumę.

Thomas ruszył zatem w ślad za kompanami rozmawiającymi z oprychem. Wypadało by dać znać herr Frederickowi że nici ze spotkania w Trumnie Kowala... ale czy wogóle by on się tam zjawił. To było trudne pytanie. Czy wogóle zjawiłby się tam Thomas? To było prostsze, ale też nie do końca pewne. Akolita zaplanował swój najbliższy czas. Wpierw pójdzie z towarzyszami, obadają miejsce potyczki Almosa. Później zgodnie z założeniami Ekharta, trzeba by sprawdzić doki i poszukać statku, być może zacumowanego gdzieś w górze lub dole rzeki. Na koniec, akolita zaplanował że postara się przekonać innych do tego by za celnym spostrzeżeniem pani Irminy zbadać zalane garbarnie. Wszystkie tropy były wątłe... ale wiele nitek o niewiadomych końcach nie pozostawało na widoku. Trzaba było działać punkt po punkcie, sumiennie. Jak na mężczyznę przystało.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 26-06-2013 o 19:59.
VIX jest offline