-
Za ostatnim razem było ich około trzydziestu. Nim odstąpili zdołaliśmy zabić około trzeciej części. Znaczy dziesięciu – objaśnił Opius. –
To co zostało zebraliśmy. Wysłałem ludzi na Siwe Uroczysko aby pozbyli się zwłok. Jeśli tak można je określić... A jak umierają? Zwyczajnie. Wygląda na to, że pociski wielkiej szkody im nie czynią, ale porządny cios w głowę tak.
-
Raczycie żartować – sołtys zwrócił się do Rusanamani, aby osłabić niemiłe słowa podniósł kufel w geście toastu. –
Co najwyżej mogę wam rzec, co i gdzie jest. Jak pojedziecie na południe, zobaczycie po paru godzinach szeroką, płytką dolinę między dwoma wzgórzami. W jej wylocie leżała Dalancia. W pobliżu osady przepływała rzeka, teraz całkiem zabagniona i ledwo ciurcząca. Wzgórze na zachodzie to Mons Giasa. Potem jest Łysiec i Plaska. Na zboczu tego ostatniego, obok kamieniołomu znajdowało się Vernio. Esperegum było jeszcze dalej na zachód, na południowych zboczach kolejnego wzgórza. Aby dotrzeć pieszo z Dalancii do Esperegum, trzeba było półtora dnia.
Jeszcze przez chwilę Opius przedstawiał okoliczną geografię, a Naim starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W pewnym momencie twarz zarządcy rozjaśniła się, jakby spłynęła na niego łaska Adanirosa.
-
Słuchajcie – niemal zakrzyknął. –
Jest tutaj pewien człowiek. Przybył niedawno. Zamieszkuje po kątach, za robotę dostaje miejsce do spania i coś do jedzenia. Weźcie go ze sobą. Wygląda na tęgiego rębajłę, mimo że lata już swoje ma. To Relhad, a oni we krwi mają wojaczkę. Poślę po niego. Ofelia!
Dziewczyna zjawiła się niemal natychmiast, co pozwalało sądzić, że przez cały czas kryje się za kuchennymi drzwiami i podsłuchuje rozmowę jaką toczył jej ojciec z przyjezdnymi. Wysłuchała polecenia przyprowadzenia Thondasa i opuściła chatę.
Jakiś czas potem zjawiła się w towarzystwie olbrzymiego, rudobrodego mężczyzny w średnim wieku. Thondas swoją sylwetką wypełnił niemal całe drzwi, a wprowadzająca go do wnętrza dziewczyna wydała się przez to jeszcze mniejsza.
-
Witajcie, Thondas – powitał Relhada Opius. Od razu też podał mu kubek z piwem. –
Nasi goście zgodzili się, abyś im towarzyszył. Wyprawiają się na ożywione trupy. Pomożesz? Naim – Ogd 20, sukces!
Zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, spacerujący po wiosce Naim nieprzypadkowo natknął się na Ofelię. Dziewczyna rzuciła mu ukradkowe spojrzenie i zniknęła w drzwiach sporego spichlerza. Rusanamani, rozochocony nadchodzącym spotkaniem podążył za nią.
-
Nie możecie go zabić – Naim zdziwił się niezmiernie, gdy dziewczyna wybuchnęła płaczem i przysiadła na worku ziarna. Zalała się łzami i szlochała tak, że trudno było jej mówić. –
To moja wina. On... On tu był... Ma na imię Heinrich... On chciał, żebym poszła z nim. I ja... Chciałam, ale się bałam. I ojciec... Ojciec nas zdybał tutaj w spichlerzu... I strasznie się zezłościł. I teraz Heini się mści...
-
Ofelia! Na Morthesa! Gdzieżeś jest? – łzawe wywody dziewczyny przerwał nieodległy krzyk jej ojca. Ofelia strachliwie spojrzała na Naima i w panice rzuciła się do wyjścia ze spichlerza. Rusanamani został sam.