Inkwizytor, bat na legion jak i wiernych, niekoniecznie grzeszników. Przypomniał sobie swoje poprzednie spotkania z silnym ramieniem kościoła. Co prawda nie znaleźli w nim śladów spaczenia, ale ich podejrzliwość prawie wywróciła skołowany traumą mózg Cervantesa na nice. Mógł zrozumieć ich podejrzenia, chociaż może niekoniecznie gorliwość, z jaką próbowali się w nim doszukać ziarna legionu. Znaleźli jednak tylko zwykłą ludzką reakcję na krzywdę, która całkowicie przebudowała życie żołnierza. Tak czy inaczej, czekało go kolejne spotkanie z jednym z szeregów inkwizycji. *Radość o poranku, po tym można iść biegać po szkle i żuć gwoździe do wieczora i uznać że się miało udane popołudnie.* - Nie podzielił się co prawda z nikim ta myślą.
Po dłuższym oczekiwaniu, został wezwany do pokoju na rozmowę sam na sam.
- Usiądź Cortez. – Inkwizytor przeglądał papiery w czasie gdy capitolczyk zajmował swoje miejsce.
- Nie mam zamiaru wnikać w niefortunny wypadek z podpaleniem, przejdźmy jednak do incydentu, podczas którego po raz drugi uznano cię za martwego. Twierdzisz że w jaki sposób udało ci się przeżyć w czasie, kiedy po raz kolejny, oddział do którego zostałeś przydzielony, został zdziesiątkowany a wręcz wybity? – Człowiek kościoła zawiesił głos, czekając na odpowiedź, która z ust Puszki musiała paść już dziesiątki, jeśli nie setki razy.
- Mutanty skoncentrowały się na tym, żeby mnie zaciągnąć żywego, nie kłopocząc się nawet żeby wyłuskać mnie z pancerza, czy pozbawić czegoś poza główną bronią, odpaliłem więc wszystkie granaty termiczne jakie miałem przy sobie, wpychając je jednemu do gardła. Nie było ich wiele po starciu z naszym oddziałem, więc granaty dały radę wykończyć resztę. Ja z poważnymi obrażeniami zostałem znaleziony między ich szczątkami i popiołami. – Żołnierz wzruszył ramionami, spotkał się z niedowierzaniem odnośnie swoich opowieści tyle razy, że nie dziwiło go to, ani nie obchodziło w najmniejszym stopniu. Wiedział co widział, co się stało, chociaż sam czasami nie dowierzał w to że jeszcze żyje po tym wszystkim.
- To mnie właśnie interesuje, jakim cudem przeżyłeś wybuch, którego nie przetrwały te stwory. – Implikacje zawisły w powietrzu, niczym ostrze noża.
- Ogień oczyszcza. – Stuk. – Ogień pali. – Stuk, zapalniczka ponownie uderzyła o krzesełko. – Ogień łączy miłość, postęp i nienawiść. – Cortez opamiętał się i schował zapalniczkę do kieszeni. – Palimy naszych zmarłych, więc i te mutanty mają czasem problem z ogniem, możliwe że miałem więcej szczęścia niż rozumu, ale zwykle ciężko mnie zabić, czy powalić. Pewnie że się da, mam dość blizn i kart wypisu ze szpitala, żeby potwierdzić że to możliwe. Mam wolę życia i trzymam się go ze wszystkich sił, nawet kiedy zostaję w tym osamotniony na placu boju. – Ponownie wzruszył ramionami, nie miał żadnej lepszej, ani też innej odpowiedzi.
- Ciekawa odpowiedź. Teraz czas na testy woli, żeby poznać własne zalety, trzeba wiedzieć jak zwalczyć słabe strony. Zaczniemy delikatnie. Oddaj mi swoją zapalniczkę. – Inkwizytor spojrzał prosto w oczy żołnierza, czekając na reakcję.
Cervantes przez chwilę bił się z myślami, zapalniczka była z nim na prawie każdej misji. Kiedy zawodzili przyjaciele czy towarzysze broni, zawsze była na miejscu, żeby z radością odpalić miotacz ognia. Powiedzieć że był z nią emocjonalnie związany, było lekkim niedomówieniem. Puszka zacisnął zęby i podał ją inkwizytorowi.
- Doskonale, chciałbym uniknąć takich wypadków jak ten z panem Jonesem. Możemy zaczynać. – Twarz członka bractwa przybrała skupiony wyraz, zaś Cortez zrosił się zimnym potem. Nie był pewien ile czasu to wszystko trwało, ale wychodził z pokoju na trzęsących się nogach.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |