Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2013, 13:29   #20
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Wykład na temat Mrocznej Harmonii nie rozczarowywał. Mallory spodziewał się bleblania. I było bleblanie. Doktorek nie nudził się jednak. Spożytkował czas na obserwacji i analizie wniosków z niej płynących. Ponieważ obserwacja Świętej Straży była równie ciekawa co kontemplacja kolumn w katedrze, szybko skupił się na wykładowcy.

„Fiu. Fiu, ale nas zaszczyt kopnął. Przysłali aż Inkwizytora na pogadankę z szeregowymi. Coś mi tu śmierdzi.” – Rozejrzał się po reszcie drużyny, sprawdzając czy oni coś może wiedzą w tym temacie. Zarzucił to jednak i skupił się na Braciszku. Ożywił się na wieść o próbach, testach i treningach. Zazwyczaj to on przeprowadzał testy, ale nie miał wątpliwości, ze nawet gdy role się odwróciły będzie mógł się wiele dowiedzieć.

Chyba nigdy nie był tak bliski przeprowadzenia kilku testów na kimś władającym Sztuką. Dorwanie w łapy kogoś władającego Mroczną Harmonią było już prawie cudem. Cudem, który przy dużej dozie szczęścia, znajomości i pieniędzy można było osiągnąć. Poeksperymentowanie na Braciszkach to już jednak była inna liga. Za takie tym podobne pomysły dorobił się między innymi statutu banity. Bractwo nie kochało Cybertronicu. I wbrew propagandzie, jego ekskorporacji z wzajemnością. Mimo wszystko nawet w Cybertonicu przestrzegano pewnych granic. W sumie i Mallory się z tym z grubsza zgadzał. Po prostu jego granicę leżały gdzieś indziej.

Podekscytowany nie mógł doczekać się spotkania z Inkwizytorem. Było to dla niego wydarzenie jak Gwiazdka dla dziecka. Tylko w sierpniu. Sierpniowa Gwiazdka. Dwa w jednym.

Ściskając notes pod pachą chodził w tą i z powrotem na korytarzu czekając na swoją kolej. W końcu przyszedł czas na niego i stanął przed Inkwizytorem.

- Od czego zaczniemy? – przekręcił notes gotów w każdej chwili.


- Braxton... - Inkwizytor uśmiechnął się na jego widok. - Czekałem na Ciebie, choć myślałem, że jesteś rozsądniejszy... - Do sali weszło trzech przedstawicieli Świętej Straży i stanęło za “Konowałem”. Czuł na plecach ich oddech oraz zadowolenie jakby napawali się tą chwilą. - Wiem, kim jesteś, ale z chęcią poczekam aż sam mi to powiesz, albo wykrzyczysz, kiedy zabierzemy Cię do komnaty przesłuchań w Wielkiej Katedrze...

Obejrzał się za siebie. Sprawa wyglądała poważnie. Nawet przez chwilę nie pomyślał o walce. Gdyby nie jego krew pewnie teraz zmroził by go strach. Nawet jednak jego kontrola nad organizmem miała swe granice. Komnaty przesłuchań znane były z plotek. Przypuszczał, ze rozsiewanych przez samo Bractwo. Tyle, że kończyli w nich Heretycy. Zazwyczaj...

- Szeregowy Braxton. - Doktorek postanowił uciec w rutynę i zasalutował - Wydalony - Zająknął się - Wydelegowany z Cybertronicu do służby w Kartelu.

Skończył, założył ręce za sobą na plecach i starał się stać spokojnie. O ile to było możliwe w obecności kogoś takiego jak Inkwizytor.

- Bawisz się w Boga doktorze, za nic masz Księgę Praw, popełniasz grzechy z pełną świadomością, stąpając po cienkim lodzie, a pod lodem jest otchłań, widzisz tylko lśnienie nad głębią... - słodki głos Inkwizytora sprawił, że poczuł ciarki. - Trzeba oczyścić Twoje ciało z toksyn, które zainfekowały Twoją duszę... - Mallory poczuł się słabo, było to tak niespodziewane uczucie, że wykorzystywał całą siłę woli, by nie zemdleć...

Przełknął ślinę, ale to i tak nie pomogło. Czuł suchość w gardle i musiał odchrząknąć zanim odpowiedział.

- Nie bawię się w Boga. Wykorzystuję dary, które od niego dostałem. Każdy z nas walczy na swój sposób, ale mamy wspólnego wroga. Ty masz Panie Wiarę i Sztukę, oni... - kiwnął za siebie, w stronę korytarza, gdzie była reszta jego drużyny - Mają mięśnie i instynkt zabójcy. Ja mam rozum. Mimo to wszyscy jedziemy na jednym wózku.

Nabrał powietrza bo wszystko powiedział na jednym wydechu. Emocję sprawiły, że odzyskał odrobinę kontroli nad swoim ciałem i mógł ustabilizować poziom adrenaliny. Dla postronnego mogło by to wyglądać jak zwykłe ćwiczenia oddechowe.

Inkwizytor wszedł mu w słowo:

- Tobie zaś brak Wiary... - zaakcentował z lubością.. - A wózek, którym jedziesz, zaczyna się mocno kolebać, bo wybrałeś złą drogę Doktorze.. - Niezwykle łatwo na niej o wypadek... Z pewnością jesteś na tyle inteligentny, by to zrozumieć?


- Nie jestem głupi. - Dodał lekko obrażony. - Nie jestem ślepy. Wierzę w rozum i naukę, ale Naszą. Wierze w Człowieka. Nie w apostołów. Oni nie chcą dla nas nic dobrego. Jeśli oni wygrają to będzie koniec człowieka. Wiem jak wyglądają i zachowują się maszyny. Jeśli wygra ciemność to taki los nas czeka. Będziemy ich bezwolnymi maszynami. Trzeba temu zapobiec. Za wszelką cenę.

Zamilkł. Wiedział, że lepiej więcej nie mówić. Czasem trzeba trzymać język za zębami by lepiej czegoś nie palnąć. Ewidentnie słuchający Inkwizytor to była właśnie taka sytuacja. Nie mógł się jednak powstrzymać.

- W korporacjach tego nie widzą. Walczą między sobą. Tylko Wy... - Kiwnął głową w stronę Inkwizytora. - Kartel i może garstka ludzi. Dlatego wolę być tu.


- Stosujesz sprytne wybiegi uparcie zmieniając temat.. Rozmawiamy jednakże o Tobie, a nie o korporacjach czy wojnie. - To Twoja działalność nas interesuje.. zwłaszcza ta.. nieoficjalna.. No ale przyjdzie jeszcze czas na zwierzenia, prawda przyjacielu? - głos niósł ze sobą obietnicę spotkania w katakumbach Katedry, gdzie nieludzkie krzyki torturowanego odbijały się echem od zimnych ścian...

Teraz trochę przyjemności!

Mallory padł na kolana uderzony mocą, a nie jak mu się wydawało przez strażnika stojącego za plecami. Miotał się w spazmach, próbując powstrzymać wymioty. Krew trysnęła mu z nosa, zalewała gardło, zaczęła też sączyć się przez skórę. Miał uczucie, że krew pełzała po jego ciele niczym ohydne robactwo.
Z przerażeniem spostrzegł, że to rzeczywiście było robactwo! Okryty płaszczem z insektów padł na czworaka. Próbował przywołać siłę swego umysłu, by zapanować nad ciałem. Nie mógł! Pojął, że jest zabawką w ich rękach...

- Wrócimy po Ciebie, Braxton! - usłyszał jeszcze nim nagle znalazł się w lodowatej wodzie, bezskutecznie starając się złapać oddech. Nieudolnie próbował wydostać się z pułapki bijąc pięściami w szklaną taflę. Brakło mu powietrza, począł powoli opadać w mroczną głębinę... Nad sobą widział sylwetki Strażników Świątynnych...

Wycieńczony doktor wyczołgał się na pusty korytarz...

Spodziewał się prób zastraszenia. Spodziewał się, że użyją Sztuki. Spodziewał się subtelności i był gotów uważnie się pilnować. Nie spodziewał się jednak, że ktoś go brutalnie, prymitywnie wyżmie i wykręci na drugą stronę. Rzucony z jednego strachu, w drugi nie zdążył się tak na prawdę porządnie przestraszyć. Za to jego ciało było przerażone i zmęczone. Jakby ta walka trwała dwa dni. Telepiąc się spokojnie, na czworakach podpełzł do ściany. Równie spokojnie, opierając się o nią doprowadził ciało do pionu. Potem, jakby przemyślawszy co nieco, zjechał oparty plecami o ścianę i klapnął na podłogę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech gdy umęczony umysł uspokajał przestraszone zwierzę, ukryte gdzieś w środku.

“Cii. To tylko iluzja. Pieprzone halucynacje. Jak po gazie bojowym. Ciii. Już dobrze.”

Otworzył jedno oko. Prawe. Zerknął na resztę drużyny i rzucił.

- Następny. - Po czym zdaje się zapadł w sen.
 

Ostatnio edytowane przez malkawiasz : 29-06-2013 o 14:14.
malkawiasz jest offline