Moi rówieśnicy zwykle ze mną grają, bo innych gdzieś po drodze życiowej pogubiłem. Nieco ode mnie młodsi znajomi ze studiów niewiele o tym wiedzą. Zarejestrowali tylko parę razy, że jakieś typy do mnie przychodziły, robiłem im kawę i turlaliśmy kostkami. Nie chcę wyobrażać sobie nawet, co myśleli o naszej wesołej, zarosniętej czeredzie...
Większość pozostałych kontaktów koleżeńskich staram się jednak utrzymywać ze znajomkami od kostek, więc problemu nie ma.
Kiedyś ojciec pytał, gdy wracałem rano z sesji, czy wygrałem? Heheheh, nieustannie mnie to bawiło, a on nie mógł zrozumieć, że to nieco inna rozrywka niż łupanie w brydża czy remika.