Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2013, 22:54   #59
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil szybko przeszła od głębokiego snu, do całkowitego wybudzenia. Zerwała się na równe nogi, skinęła strażnikowi głową na zgodę i zapytała profilaktycznie.
- Dasz mi jakąś broń? - jakakolwiek by się jej przydała.
Rolf zawahał się przez moment.
- No nie wiem - odpowiedział dziewczynie - będą z Tobą uzbrojeni strażnicy... Umiesz się w ogóle posługiwać bronią?
- Byłam łowczą - wzruszyła ramionami - Daj mi łuk, a nie pożałujesz.
Strażnik nie wyglądał na zdecydowanego.
- Zastanowię się - odpowiedział - A teraz chodźmy. Moi ludzie już czekają.
Cathil przeciągnęła dłonią po nagle spiętym karku.
- To niebezpieczni ludzie - mruknęła pod nosem. Zdecydowanie wolałaby mieć coś do obrony, ale wzruszyła ramionami bez specjalnego przekonania - Chodźmy.
Wyszli z karczmy tą samą droga którą dostali się do środka. Na zewnątrz czekał na nich Kurt.
- Idziemy - zakomenderował Rolf po czym poprowadził ich między domami biedoty.
- Czy wiesz ilu z całej bandy możemy się spodziewać poza murami miejskimi? - spytał Cath.
Pokręciła głową.
- Nie jestem pewna. Jeżeli chodzi o ludzi, to jestem mało spostrzegawcza. Na pewno dwóch, czy ktoś jeszcze? - wzruszyła ramionami.
- Dobrze - strażnik mówił idąc - moi ludzie mają czekać na pozycjach. Zameldowałem moim przełożonym o akcji i otrzymaliśmy wsparcie od innych patroli. Chciałbym pozbyć się tej bandy od razu ale zdaję sobie sprawę, że to nie bedzie możliwe. Dlatego zależy mi na tym by dopaść któregoś z nich żywcem i móc go przesłuchać.
Szli brudnymi ulicami i na ile Cathil mogła się zorientować kierowali się w stronę bramy, przez którą w pierwszej wersji planu łowczyni chciała dostać się do miasta.
Po chwili dołączył do nich kolejny strażnik niosąc coś co podał Rolfowi.
Ten odwrócił się w stronę Cathil i powiedział:
- Proszę, ubierz to. mam nadzieję że przez to mniej będziesz rzucała się w oczy i nasz cel nie zauważy Cię zanim my zlokalizujemy jego.
Tym co podał jej strażnik okazał się być płaszcz z kapturem, który po założeniu dobrze zacieniał twarz. Podobne płaszcze były bardzo często używane przez podróżnych dlatego też Cathil ubierając go nie rzucała się w oczy.
Rolf powiedział coś po cichu do strażnika, który dostarczył płaszcz, po czym ten skinął głową i udał się wgłąb miasta.
- Już blisko - lepiej załóż płaszcz. Powiedział strażnik
Cathil narzuciła odzienie na plecy i przez chwilę bawiła się jego skrajem. Dawno nie miała nic tak ładnego i dobrego. Mogłaby sobie go zachować. Wciągnęła kaptur na twarz i postarała się wyglądać, jak zmęczony podróżny.
- Musimy zaczekać jeszcze chwilę. - powiedział Rolf po czym uśmiechnął się do siębie.
NIe czekali długo. Po chwili bowiem wrócił strażnik, który dostrczył płaszcz z kolejnym pakunkiem. Podał go Rolfowi, a ten dał go Cathil. Było to cos podłużnego zawiniętego w materiał. Gdy Cathil rozwinęła wierchnią warstwę jej oczom ukazał się łuk i kołczan strzał. Nic nadzwyczajnego. Zwykły żołnierski łuk bez żadnych zdobień i kołczan z dwudziestoma strzałami.
- To pożyczka. Po akcji łuk wraca do nas. Daję Ci to bo z jakiegoś powodu Ci ufam. Postaraj się tylko nie zastrzelić nikogo z nas. Pamiętaj to akcja straży a Ty nam pomagasz.
Zacisnęła palce na łuku i skinęła głową. Wolała nic nie mówić, bo by jeszcze jej się głos załamał, albo wymsknęło jej się coś równie żałosnego. Zarzuciła kołczan na ramię i sprawdziła łuk. Żaden porządny łucznik nie lubił strzelać z nieprzetestowanej broni, ale na to nie było już czasu. Poza tym strażnik mówił, że nie będzie musiała. Mimo to, czuła ogromną wdzięczność i powracający spokój, gdy trzymała broń w ręku.
Klet gdzieś zniknął. Rolf, drugi strażnik i Cathil ruszyli dalej zbliżając się do bramy.
- Wyjdź pierwsza -powiedział do Cath - na zewnątrz znajdziesz Kleta. W sumie to on znajdzie Ciebie. Wskażesz mu dyskretnie kogo mamy złapać, a potem już my zajmiemy się resztą.
Cathil zrobiła jak kazał. Z jakiegoś dziwnego powodu i ona mu ufała. Gdy tylko przekroczyła bramę, zaczęła się rozglądać za przemytnikiem i jego towarzyszem. Starala się nie machać łbem, jak wzburzona klacz tylko powoli taksowac spojrzeniem tłum. Nie zatrzymywała się też, bo wiedziała, że i to może zwrócić uwagę. Szła powoli, nigdzie się nie spieszyła.
Nagle poczuła że ktoś się do niej zbliża. Inna postać w płaszczu podróżnym. Podchodziła coraz bliżej. W końcu podniosła głowę i Cath zobaczyła w głębi kaptura twarz Kleta i jego pytające spojrzenie. Podszedł bliżej i zapytał:
- Znalazłaś go?
Pokręciła powoli głową i ponownie omiotła spojrzeniem tłum. Szukała tych, którzy nie mogli się dostać do miasta. Może wśród nich będzie się kręcił ten sęp.
I dostrzegła go. Bardzo blisko - o ile była w stanie stwierdzić - miejsca w którym spotkała go po raz pierwszy. Stał nie rzucając się w oczy i lustrował tłum szukając kolejnej ofiary. Zauważyła też, że do strażników przy bramie dołączył Rolf z towarzyszem.
- Tam, z boku, stoi i obserwuje Rolfa - syknęła i wkazała dyskretnie kierunek. Odruchowo zacisnęła dłoń na łuku. Gotował się w niej gniew - To on.
- Zostań tutaj powiedział jej Klet po czym ruszył poprzez tłum znajdujący się przy bramie oddalając sie od obwarowań. Rzucił spojrzenie przez ramię w stronę Rolfa, który to spojrzenie zauważył. Klet podszedł powoli do przemytnika i zaczął z nim rozmowę. W tym samym czasie dowódca strażników wraz z dwoma ludzmi również zaczęli się kierować w tamtą stronę. Tłum rozsępował się przed nimi jak morze które przecina dziób okrętu. To poruszenie w tłumie zwróciło uwage przemytnika, który zauważył zbliżających się strażników. Strach zagościł na jego twarzy. Rzucił spojrzenie na rozmawiającego z nim Kleta po czym rzucił się do ucieczki przewracajac strażnika w płaszczu. Pozostała trójka żołnieży rozpoczeła pogoń za uciekającym. Tłuszcza rozstepowała się robiąc im przejście.
Cathil, widząc ruch przemytnika, rzuciła sie za nim, jak pies gończy. Szkoda że nie miała psa gończego. Te bestie były dobre w przyciąganiu unieruchomionej, ale wciąż żywej zwierzyny. Łowczyni mogła jednak liczyć tylko na siebie. Skupiła cała swą uwagę na uciekającym celu, był tylko oddalający się przemytnik, ona i malejąca między nimi przestrzeń.
Pech znów dał o sobie znać gdyż tłum, ktory rozstąpił sie przed strażnikami zatarasował drogę łowczyni. Musiała przeciskać się przez ludzką masę. Strażnicy zdołali ją wyprzedzić i pobiec za przemytnikiem. Ten uciekał w stronę zagajnika do którego wcześniej prowadził Cathil i matkę z dzieckiem.
Łowczyni w końcu wydostała się z tłumu. Przemytnik wciąż uciekał. Zbliżał się do ukrytego tunelu, a strażnicy wciąż go nie dopadli. Cathil swędziła ręką. Cięciwa śpiewała do niej swoim kuszącym głosem. Łowczyni obiecałą sobie jednak, że poczeka do ostatniej chwili. W końcu miała nie strzelać. Poza tym efekt nie był pewny. Równie dobrze, celując w kolano z obcego łuku mogła przeszyć ofiarze czerep.
Wpadła w otaczające zagajnik krzaki. Nie zważając na zadrapania i smagające po twarzy witki wyrwała się wreszcie z drugiej strony. Strażnicy byli blisko uciekiniera, a ona była blisko strażników. Przez chwilę oceniała sytuację. Gdzie ten drugi?
Widziała jak strażnicy dobiegają do polany na której grupa innych przedstawicieli tej profesji trzyma szamoczącego sie przemytnika. Musieli czekać tam na niego.
Cathil zwolniła kroku i zobaczyła ruch kątem oka. Z krzaków za strażnikami łucznik którego wcześniej wypatrywała mierzył w plecy Rolfa.


Nie myślała, wyrwała strzałę z kołczanu i naciągnęła cięciwę. Krzyknęła, by choć na chwilę odwrócić uwagę napastnika i strzeliła. Celowała w sam środek korpusu. Miała nadzieję, że strzała mocno nie zboczy z planowanej trajektorii.
Wystrzeliła. Cała sytuacja rozgrywała sie bardzo krótko choć wydawało się że trwa całe wieki. Jej krzyk przykuł uwagę straników, jednak widać było ze nie zdekoncentrował strzelca. Ten napinał łuk do granic jego mozliwości. Strzała z łuku Cathil nieznośnie wolno leciała do celu.
Jęk bólu. Świst strzały.
Łowczyni ujrzała jak jej pocisk trafia napastnika pierś. Impet uderzenia sprawił że ten puścił cięciwę i wystrzelił. na szczęście ten sam impet spowodował że ręka trzymająca łęczysko przesunęła się i strzała o bardzo niewiele minęła głowę zaskoczonego Rolfa.
Dopiero w tym momencie strażnicy zauważyli co faktycznie się stało. Podbiegli do strzelca by sprawdzić czy żyje. Strzał Cathil był jednak zbyt dobry. Martwy łucznik leżał w miejscu z którego wcześniej celował. Rolf wypuścił powietrze z płuc. Widać było że dopiero teraz dotarło do niego, że ledwie uniknął śmierci.
- Dzię.. dzię...kuję - wydukał w stronę Cathil - uratowałaś mi życie... Jestem Twoim dłużnikiem.
Cathil opuściła łuk i patrzyła na niego, czując wielką radość, że przeżył.
- Hn - mruknęła - Żebyś potem nie żałował tych słów.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline