Zapowiadał się pracowity dzień. A po nim równie pracowita noc. Wszytko po to aby jak najbardziej zadowolić Princepsa. Któż wie, jakie nagrody szykował za tak błyskawiczne załatwienie sprawy z Mendosą?
W mrocznych kątach i cuchnących zaułkach mieszkali ludzie wypluci na margines. Być może kiedyś byli kimś więcej, może to Apokalipsa zrobiła z nich nędzarzy, a może sami doprowadzili się do takiego stanu. Stanu upodlenia i wyzbycia się jakiejkolwiek godności. Fabius do nich na szczęście nie należał, ale miał wątpliwą przyjemność obcowania z takim elementem.
Tym razem postanowił pogadać z człowiekiem zwanym Smakosz. Podobno kiedyś był zamożnym mieszczaninem z Puntu, ale na skutek swojego uzależnienia od alkoholu, narkotyków i nisko płatnej miłości cielesnej, skończył na bruku. Bywały momenty gdy znajdował się nawet poniżej tego poziomu, unurzany we własnych i cudzych odchodach. W Burrovicum jednak był osobą, która wiedziała bardzo wiele. W jaki sposób, tego nie wiedział nikt. Smakosza spotkać można było niemal w każdej dzielnicy, gdy siedział na kawałku zawszonej, obsranej szmaty i wyciągał pokrzywione jakąś chorobą, brudne, owrzodzone łapska w oczekiwaniu na jałmużnę.
Veraticus aż się skrzywił, gdy go odnalazł. Smakosza najpierw się czuło nosem, a dopiero potem widziało. Ugnojony i jak zwykle pijany siedział w rozlatujacej się skrzynce, na skrzyżowaniu dwóch wąskich uliczek w zamieszkałej głównie przez cudzoziemców dzielnicy Exteras. Gdy zobaczył Fabiusa wyszczerzył bezzębne usta w parodii uśmiechu i coś mruknął pod nosem. Od razu też wysunął rękę po pieniądze, a Fabius wiedział, że bez tego się nie obejdzie. Zauważył, że w rękawie Smakosza zniknął tłusty robal, który do tej pory przebywał w okolicach jego dłoni.
-
Cego sukas, strazniku? – zaseplenił żebrak, roztaczając wokoło siebie jeszcze ohydniejszy zapach. Vraticus wstrzymał oddech.
Veraticus – plotkowanie 22, sukces!
I oczywiście Smakosz miał informacje. A jakże, słyszał o Mendosie, ale niewiele. To „niewiele” kosztowało Veraticusa dwie srebrne monety i miał nadzieję, że owa inwestycja zwróci się z nawiązką. Poza lokalizacją domu kupca, Smakosz słyszał, że Pedro Mendosa mieszka w Burrovicum od samego początku istnienia miasta. Ponoć tuż po Apokalipsie był jednym z tych, którzy wraz z Trejanusem stawiali miasto. Jednak mimo swojego niemałego wkładu w doprowadzenie Gubernatora do potęgi, jaką ten miał obecnie, Mendosa nie miał żadnych korzyści ze znajomości z władcą. Torillo był zwyczajnym, średnio zamożnym kupcem, raczej nie mieszającym się w politykę. Ciułał grosz do grosza, ponoć na posag dla dwóch dorosłych już córek.
Hallex ubrany w pancerz i hełm, z gladiusem przy boku, pewnym, wojskowym krokiem maszerował przez miasto. Kierował się ku jednemu z pokaźnych targowych placów, na którym miał nadzieję, znaleźć kogoś, kto mógłby mu udzielić informacji na temat Pedro Mendosy. Uznał, że najlepsze informacje zdobędzie w dzielnicy, którą kupiec tekstyliami zamieszkiwał, a wiec Voi.
Pokaźnych rozmiarów rynek, znajdował się w centralnej części dzielnicy i mimo panującego chłodu, tętnił życiem. Wzdłuż placu rozstawione były, w trzech nierównych rzędach, zadaszone stoiska i kramy. Pomiędzy nimi przelewał się tłum kupujących i oglądających wystawione na sprzedaż towary. A tych było całe mnóstwo. Poczynając od starych, pochodzących sprzed Apokalipsy wyrobów takich jak garnki, broń czy meble, poprzez biżuterię, tkaniny, ubrania, znów naczynia, tym razem nowe, na warzywach, owocach i pieczywie kończąc. Każdy sprzedawca zachwalał głośno swój towar, dołączając się do panującego na rynku rejwachu.
Gnaeus, swoim ubiorem wzbudzając nieco respektu, niemal bez trudności zabrnął na sam środek placu i zaczął wypytywać o Pedro Mendosę.
Hallex – plotkowanie (+10) 60, sukces!
Niemal od razu zdobył wiele cennych informacji, gdyż osoba, którą spytał, a był nią niemłody już, siwiejący i o pokaźnej tuszy handlarz ciżmami, znał Mendosę osobiście.
-
Spójrzcie panie tam – wskazał grubym niczym kiełbasa paluchem na sąsiedni rząd kramów, w miejsce gdzie skupiało się wiele kobiet. –
Oto jest kram Pedro. Handluje on tkaninami i gotowym wyrobem, który kupuje u krawców z Aliar. Sam mieszka tu, całkiem blisko w Voi. Zatrudnia trzech ludzi i ma jednego niewolnego, który służy w domu. A może chcielibyście go poznać osobiście? Z pewnością tam jest teraz, przy kramie, gdyż zwykł sam nadzorować sprzedaż. Poznacie go łatwo, gdyż jest to osoba charakterystyczna. Dużo włosów i fezik na głowie, jak to Torillo noszą. Jak już tam zajdziecie, pozdrówcie go od Swentoniusza. To ja! Hallex – spostrzegawczość (+20) 16, sukces!
Korzystając z okazji, Hallex przeszedł się ku wskazanemu kramowi. Jako, że handlowano tkaninami i sukniami, większość zainteresowanych stanowiły kobiety, co już wcześniej rzuciło się w oczy. Gnaeus zobaczył przy sporym kramie, trzech mężczyzn. Jeden z nich musiał być ochroniarzem. Siedział w kącie i dłubał sobie sztyletem za paznokciami. Drugi, młody chłopak uwijał się zbierając zamówienia i zapisując je na woskowej tabliczce. Trzeci z mężczyzn od razu zwrócił uwagę Hallexa, gdyż odpowiadał opisowi. Wystarczyło spojrzeć na jego bujną brodę i kręcone, gęste włosy nakryte czapeczką w kształcie walca. To musiał być Pedro Mendosa. Gnaeus od razu zwrócił uwagę na sposób poruszania się kupca – kulał na lewą nogę.
Również Rusanamani zawędrował do dzielnicy Voi, licząc na to, że znajdzie jakieś miejsce o szemranej reputacji, gdzie będzie mógł pogadać z miejscowymi, którzy byli na bakier z prawem. Po długich poszukiwaniach trafił w końcu do niewielkiej tawerny leżącej tuż pod murem miejskim. Nie było tu zbyt wielu gości, a twarze tych obecnych, raczej nie zachęcały do skorzystania z gościny. Ashshab miał jednak tutaj coś do załatwienia.
Ashshab – plotkowanie 34, porażka
Rusanamani starał się zdobyć jakiekolwiek informacje dotyczące Mendosy, jednak nieskutecznie. Natrafił na mur milczenia. Albo ci tutaj nic nie wiedzieli o kupcu, albo, co było bardziej prawdopodobne, nie mieli zamiaru dzielić się informacjami z nieznajomym i do tego obcokrajowcem. Fahimowi należało dziękować, że Ashshab nie zarobił noża pod żebro.