Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-06-2013, 03:43   #21
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Hallex wiedział doskonale, że była to totalna hipokryzja, ale chętnie dowiedziałby się czegoś więcej o swoich towarzyszach, równocześnie nie zdradzając niczego o sobie samym. Z pewnością dałoby mu to pewną nad nimi przewagę. Nie chciał jednak nikogo prowokować, toteż nie ciągnął tematu, chociaż mruknął pod nosem, dość niewyraźnie:
Mam nadzieję, że to nic, co by się na nas miało później mścić...

Potem spojrzał na dziabiącą się dwójkę i pomyślał nagle, że powinien to w jakiś sposób przerwać. Zdecydowanie nie był osobą, która zwykła rozstrzygać spory ― ostatnio wiele sam powodował ― ale jakoś nie miał ochoty brać udziału w żadnej kłótni, której przyczyny go ani nie dotyczyły, ani nie obchodziły.
W porządku ― wtrącił się. ― Ponieważ Veraticus nie ma żadnych dodatkowych informacji, robimy tak... Trzeba się dowiedzieć, po pierwsze, kim był ten... kulawy w fezie, który odwiedził Mendosę; po drugie co to za dostawy otrzymał późną nocą. Ta druga rzecz nie tylko może być dość ważna ogólnie, ale moglibyśmy spróbować się dostać w ten sposób do środka. Ja i Veraticus jako dwóch młodzieńców opisanych przez Ashshaba... a Rusanamani może wejść dachem z drugiej strony. Żeby zdobyć informacje... ja będę udawał kogoś zainteresowanego handlowym układem z Mendosą i popytam w jakichś bogatszych sąsiedztwach.

Zamierzał przyodziać swój pancerz legionisty i udawać bogatego weterana, który właśnie wrócił z wyprawy przeciwko złodziejskim dzikusom ― wydało mu się to bardzo stosowne, choć auto-ironiczne, ale właśnie w takim ponurym nastroju był. Znalazłszy się w Burrovicum ― według tej zmyślonej opowieści ― chciałby zainwestować swoje zdobyte łupy w jakiś dobry sposób, a pewien znajomy twierdził, iż Mendozie interes powodzi się bardzo dobrze i że mógłby pośredniczyć w rozmowach. Hallex chciał jednak, rzekomo, najpierw dowiedzieć się nieco więcej o tym całym Mendozie, ludziach, którymi się otacza, i tak dalej.

Teraz... Ty popytaj swoich ludzi, na pewno coś wiedzą o naszym celu ― zwrócił się do Veraticusa. ― A ty z kolei rozejrzyj się po jakichś ciemniejszych lokalach... Pewnie dobrze się tam wpasujesz. ― Spojrzał z powątpiewaniem na Ashshaba. ― Także się rozpytaj; nie wierzę, że nikt nigdy nie próbował okraść dobrze prosperującego kupca. Pasuje wam taki plan? O ile nic się nie zmieni, dzisiaj w nocy uderzymy. A zatem mamy najpierw cały dzień na zebranie dodatkowych informacji.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 28-06-2013 o 04:31.
Yzurmir jest offline  
Stary 28-06-2013, 23:06   #22
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zapowiadał się pracowity dzień. A po nim równie pracowita noc. Wszytko po to aby jak najbardziej zadowolić Princepsa. Któż wie, jakie nagrody szykował za tak błyskawiczne załatwienie sprawy z Mendosą?


W mrocznych kątach i cuchnących zaułkach mieszkali ludzie wypluci na margines. Być może kiedyś byli kimś więcej, może to Apokalipsa zrobiła z nich nędzarzy, a może sami doprowadzili się do takiego stanu. Stanu upodlenia i wyzbycia się jakiejkolwiek godności. Fabius do nich na szczęście nie należał, ale miał wątpliwą przyjemność obcowania z takim elementem.

Tym razem postanowił pogadać z człowiekiem zwanym Smakosz. Podobno kiedyś był zamożnym mieszczaninem z Puntu, ale na skutek swojego uzależnienia od alkoholu, narkotyków i nisko płatnej miłości cielesnej, skończył na bruku. Bywały momenty gdy znajdował się nawet poniżej tego poziomu, unurzany we własnych i cudzych odchodach. W Burrovicum jednak był osobą, która wiedziała bardzo wiele. W jaki sposób, tego nie wiedział nikt. Smakosza spotkać można było niemal w każdej dzielnicy, gdy siedział na kawałku zawszonej, obsranej szmaty i wyciągał pokrzywione jakąś chorobą, brudne, owrzodzone łapska w oczekiwaniu na jałmużnę.

Veraticus aż się skrzywił, gdy go odnalazł. Smakosza najpierw się czuło nosem, a dopiero potem widziało. Ugnojony i jak zwykle pijany siedział w rozlatujacej się skrzynce, na skrzyżowaniu dwóch wąskich uliczek w zamieszkałej głównie przez cudzoziemców dzielnicy Exteras. Gdy zobaczył Fabiusa wyszczerzył bezzębne usta w parodii uśmiechu i coś mruknął pod nosem. Od razu też wysunął rękę po pieniądze, a Fabius wiedział, że bez tego się nie obejdzie. Zauważył, że w rękawie Smakosza zniknął tłusty robal, który do tej pory przebywał w okolicach jego dłoni.
- Cego sukas, strazniku? – zaseplenił żebrak, roztaczając wokoło siebie jeszcze ohydniejszy zapach. Vraticus wstrzymał oddech.

Veraticus – plotkowanie 22, sukces!

I oczywiście Smakosz miał informacje. A jakże, słyszał o Mendosie, ale niewiele. To „niewiele” kosztowało Veraticusa dwie srebrne monety i miał nadzieję, że owa inwestycja zwróci się z nawiązką. Poza lokalizacją domu kupca, Smakosz słyszał, że Pedro Mendosa mieszka w Burrovicum od samego początku istnienia miasta. Ponoć tuż po Apokalipsie był jednym z tych, którzy wraz z Trejanusem stawiali miasto. Jednak mimo swojego niemałego wkładu w doprowadzenie Gubernatora do potęgi, jaką ten miał obecnie, Mendosa nie miał żadnych korzyści ze znajomości z władcą. Torillo był zwyczajnym, średnio zamożnym kupcem, raczej nie mieszającym się w politykę. Ciułał grosz do grosza, ponoć na posag dla dwóch dorosłych już córek.


Hallex ubrany w pancerz i hełm, z gladiusem przy boku, pewnym, wojskowym krokiem maszerował przez miasto. Kierował się ku jednemu z pokaźnych targowych placów, na którym miał nadzieję, znaleźć kogoś, kto mógłby mu udzielić informacji na temat Pedro Mendosy. Uznał, że najlepsze informacje zdobędzie w dzielnicy, którą kupiec tekstyliami zamieszkiwał, a wiec Voi.
Pokaźnych rozmiarów rynek, znajdował się w centralnej części dzielnicy i mimo panującego chłodu, tętnił życiem. Wzdłuż placu rozstawione były, w trzech nierównych rzędach, zadaszone stoiska i kramy. Pomiędzy nimi przelewał się tłum kupujących i oglądających wystawione na sprzedaż towary. A tych było całe mnóstwo. Poczynając od starych, pochodzących sprzed Apokalipsy wyrobów takich jak garnki, broń czy meble, poprzez biżuterię, tkaniny, ubrania, znów naczynia, tym razem nowe, na warzywach, owocach i pieczywie kończąc. Każdy sprzedawca zachwalał głośno swój towar, dołączając się do panującego na rynku rejwachu.

Gnaeus, swoim ubiorem wzbudzając nieco respektu, niemal bez trudności zabrnął na sam środek placu i zaczął wypytywać o Pedro Mendosę.

Hallex – plotkowanie (+10) 60, sukces!

Niemal od razu zdobył wiele cennych informacji, gdyż osoba, którą spytał, a był nią niemłody już, siwiejący i o pokaźnej tuszy handlarz ciżmami, znał Mendosę osobiście.
- Spójrzcie panie tam – wskazał grubym niczym kiełbasa paluchem na sąsiedni rząd kramów, w miejsce gdzie skupiało się wiele kobiet. – Oto jest kram Pedro. Handluje on tkaninami i gotowym wyrobem, który kupuje u krawców z Aliar. Sam mieszka tu, całkiem blisko w Voi. Zatrudnia trzech ludzi i ma jednego niewolnego, który służy w domu. A może chcielibyście go poznać osobiście? Z pewnością tam jest teraz, przy kramie, gdyż zwykł sam nadzorować sprzedaż. Poznacie go łatwo, gdyż jest to osoba charakterystyczna. Dużo włosów i fezik na głowie, jak to Torillo noszą. Jak już tam zajdziecie, pozdrówcie go od Swentoniusza. To ja!

Hallex – spostrzegawczość (+20) 16, sukces!

Korzystając z okazji, Hallex przeszedł się ku wskazanemu kramowi. Jako, że handlowano tkaninami i sukniami, większość zainteresowanych stanowiły kobiety, co już wcześniej rzuciło się w oczy. Gnaeus zobaczył przy sporym kramie, trzech mężczyzn. Jeden z nich musiał być ochroniarzem. Siedział w kącie i dłubał sobie sztyletem za paznokciami. Drugi, młody chłopak uwijał się zbierając zamówienia i zapisując je na woskowej tabliczce. Trzeci z mężczyzn od razu zwrócił uwagę Hallexa, gdyż odpowiadał opisowi. Wystarczyło spojrzeć na jego bujną brodę i kręcone, gęste włosy nakryte czapeczką w kształcie walca. To musiał być Pedro Mendosa. Gnaeus od razu zwrócił uwagę na sposób poruszania się kupca – kulał na lewą nogę.


Również Rusanamani zawędrował do dzielnicy Voi, licząc na to, że znajdzie jakieś miejsce o szemranej reputacji, gdzie będzie mógł pogadać z miejscowymi, którzy byli na bakier z prawem. Po długich poszukiwaniach trafił w końcu do niewielkiej tawerny leżącej tuż pod murem miejskim. Nie było tu zbyt wielu gości, a twarze tych obecnych, raczej nie zachęcały do skorzystania z gościny. Ashshab miał jednak tutaj coś do załatwienia.

Ashshab – plotkowanie 34, porażka

Rusanamani starał się zdobyć jakiekolwiek informacje dotyczące Mendosy, jednak nieskutecznie. Natrafił na mur milczenia. Albo ci tutaj nic nie wiedzieli o kupcu, albo, co było bardziej prawdopodobne, nie mieli zamiaru dzielić się informacjami z nieznajomym i do tego obcokrajowcem. Fahimowi należało dziękować, że Ashshab nie zarobił noża pod żebro.
 
xeper jest offline  
Stary 29-06-2013, 20:05   #23
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Po rozmowie ze Smakoszem, Longinus skierował swe kroki do przybytku o chlubnej nazwie "Vinum". W tej bowiem gospodzie jeszcze jako strażnik miejski na służbie Trejanusa zwykł spędzać czas. Przybytek znajdował się na rogatkach Autumni, ale mało tu było bandziorów z piekła rodem, raczej przestępcza drobnica i, oczywiście, przedstawicieli gwardii miejskiej.
Rację miał pewien mędrzec twierdząc: Obcując z potworami, uważaj abyś nie stał się jednym z nich. Bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań może zacząć patrzeć w Ciebie. Rzeczywiście, dla niewprawnego oka, strażnik po służbie nie odróżniał się zbytnio od opryszka po pracy.

Longinus wszedł do gospody. O tej porze dnia była jeszcze opustoszała. Paru klientów popijało swe trunki. Strażnik nie chciał jednak towarzystwa. Chciał spłukać wspomnienie spotkania z obrzydliwym żebrakiem. Czuł się brudny jakby to po nim łaziło robactwo.

- Wina - zakomenderował oberżyście, który posłusznie postawił przed nim antałek i jeden kubek. Longinus od razu wychylił go do dna.

- Kogóż to widzą moje oczy? - powiedział klient siedzący przy sąsiednim stole.

Veraticus spojrzał na na niego i przyzwalającym gestem poklepał miejsce na ławie obok.

- Witaj i się przysiadaj, Patroxesie. Cóż porabiasz, jeśliś nie na służbie?


- Witaj, Longinusie. Odpoczywam po nocnej zmianie. A Ty jak widzę pracy nie szukasz? Odkąd odszedłeś mamy więcej roboty. Stary nie chce przyjąć nikogo na Twe miejsce. Tnie koszty.

- Ba!
- roześmiał się Veraticus. - Tani to ja nie byłem w utrzymaniu. Jadłem za trzech, srałem za dwóch. A pracy nie szukam. Sama mnie znalazła.

Patroxes zlustrował byłego kompana.

- A to novum. Cóżeś znalazł?

- Nie powiem Ci koleżko przynajmniej na razie. Nie chcę zapeszyć, ale może będę miał dla Ciebie lukratywne propozycje współpracy.


Nie dodał nic więcej, lecz Veraticus znał Patroxesa nie od dziś i wiedział, że połknie haczyk. Ten wszak lubił złote i srebrne monety.

Dopijał wino, gwarząc jeszcze z były kompanem o pogodzie i polityce Burrovicum. Gdy nadszedł czas spotkania z Hallexem i Ashshabem, pożegnał się i wyszedł kierując swe kroki ku ruderze, którą przydzielił im Princeps. Czas podzielić się informacjami i przygotować na akcję.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 29-06-2013 o 21:52.
kymil jest offline  
Stary 30-06-2013, 17:45   #24
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Starając się nie wzbudzać żadnych podejrzeń, Hallex powolnym krokiem przeszedł wzdłuż kramu, niby zerkając okiem na towary... choć w rzeczywistości co chwilę łypał ukradkiem na kupca i jego pracowników. Pochyliwszy się, by obejrzeć z bliska jedną tkaninę, odważył się spojrzeć wprost na Mendosę. Torillo dostrzegł jego wzrok i odwzajemnił spojrzenie; przez jakąś sekundę patrzyli sobie w oczy, a potem Hallex odwrócił głowę, wyprostował się i odszedł spokojnie. Jakieś piętnaście metrów od straganu obejrzał się jeszcze. Mendosa zdawał się być niezaalarmowany.

"Legionista" opuścił rynek i ruszył ulicą, aż minąwszy kolejny duży plac, dotarł do drogi prowadzącej na Mons Templi. Nie zamierzał odwiedzać świątyń, ale odnalazł ławeczkę u podnóża pagórka i postanowił się trochę zrelaksować i przemyśleć sprawy. Nie był co prawda przyzwyczajony do podejmowania decyzji, gdyż zazwyczaj miał nad sobą dowódcę, który mówił mu, co ma robić, i nie chciał wysłuchiwać jego propozycji. Ale Halleksowi wydawało się, że jest całkiem dobrym strategiem. Musiał tylko się dobrze zastanowić.

Kulawy mężczyzna okazał się nie jakimś wspólnikiem albo znajomym, jak myślał Hallex, ale nikim innym jak Mendosą. Wspominając to, co mówił Ashshab, Hallex starał się domyślić, co dokładnie widział Rusanamani. Dwóch młodzieńców, z pewnością tych zatrudnianych przez Mendosę ludzi, przyprowadziło wózek pełen towarów niedługo po zmroku. Najpierw jednak do domu powrócił sam kupiec. Według Swentoniusza Torillo lubił pracować przy swoim kramie. To znaczy, że wieczorem zamknął interes i wrócił do domu, a jego służący sprzątnęli towary i przywieźli je z powrotem do magazynu.

Hallex wraz ze współpracownikami mogliby w takim razie po prostu napaść na Mendosę w jakiejś uliczce, gdy będzie wracał z pracy. Ale oczywiście w ten sposób ryzykowaliby, że ktoś ich przyłapie... Znacznie lepiej byłoby skorzystać z prywatności domu. Hallex postanowił pozostać przy swoim wcześniejszym planie: ogłuszą dwóch służących, gdy ci będą wracać z targu, po czym jako oni dostaną się do magazynu Mendosy.

Wstał z ławki i ruszył z powrotem na targ, gdzie zakupił zwój liny. Następnie wrócił do zielonego domu, by podzielić się z resztą swoimi odkryciami oraz planem.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 03-07-2013, 13:42   #25
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Ashshab poszwędał się po Voi próbując dowiedzieć się czegokolwiek więcej o kupcu. Trzymał się ciemnych uliczek i szynków w piwnicach. Nie lubił dziennego światła, które mogło łatwo zdradzić jego tożsamość. Obecna sytuacja była dla niego nadzwyczajna. W całym mieście było aż 9 osób, które znały jego twarz - Princeps i jego najbliższa świta, a także mieszkańcy zielonego domu. Normalnie zabijał wszystkich, którzy mogli go rozpoznać, a pozbycie się dziewięciu osób byłoby bardzo trudne. Jednak obietnice Princepsa również były nadzwyczajne. Ashshab czuł, że pod Jego patronatem nie będzie musiał się więcej obawiać łowców głów z Sułtanatu. Miał również nadzieję na odbudowę zakonu. Tylko dlatego podjął takie ryzyko i nie krył swojej twarzy przed współpracownikami.

Jednak chodząc po mieście zakrywał swoją twarz. Wcale też go nie zdziwiło, że miejscowi nie chcieli mu nic powiedzieć. Spelunki co prawda już się zapełniały, ale bywalcy jeszcze nie zdążyli wypić tyle, żeby podzielić się informacjami z pierwszym lepszym przybyszem. Wiedząc, że niczego się nie dowie, Rusanamani wrócił do podarowanego domu jako pierwszy. W kuchni napotkał Julię, więc z wymuszonym uśmiechem życzył jej dobrej nocy i zaszył się szybko na strychu.

Ich towarzyszy nie interesowało najprostsze rozwiązanie. Szkoda, bo upozorowanie śmierci podczas rabunku byłoby bardzo proste i efektywne, a Ashshab lubił prostotę. Spośród wszystkich możliwości, Ashshab uważał, że najlepiej będzie zdybać kupca w którejś z ciemnych uliczek i porządnie nastraszyć. Tylko czego mógł się obawiać taki człowiek? Miał ładny dom, dobrze prosperujący interes, dwie córki, miał też życie. Chyba trzeba będzie zacząć grozić mu w takiej właśnie kolejności. Dobrze byłoby się dowiedzieć jak nazywają się jego córki. Tak samo dobrze byłoby poznać rozkład pomieszczeń w domu kupca. Gdyby coś miało pójść nie tak, to infiltracja budynku z pewnością stałaby się trudniejsza.
 
uday jest offline  
Stary 04-07-2013, 16:21   #26
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Hallex – plotkowanie 02, sukces!

Dalsze rozpytywanie o domowników Pedro Mendosy, przyniosło Gnaeusowi kilka imion. Dowiedział się, że jego żona zwie się Gaudencia, starsza córka Gabriela, a młodsza Juanita. Dowiedział się, że niewolnik Adoncio, jest również Torillo, pochodzącym z Borquelas. Ochroniarz, którego widział nazywa się Haspio i dawniej zajmował się ciesielką, a dwóch pachołków to Romius i Dontius. Z tą wiedzą Hallex mógł zdziałać wiele.


Dopiero wieczorem, gdy zaczynało się robić ciemno, opuścili dom w Autumni i skierowali się na drugi koniec miasta, do Voi. Umówili się, że spotkają się w rogu dużego rynku, tego samego, na którym Pedro Mendosa prowadził swoje interesy. Wieczorową porą miasto było spokojne, szczególnie w bardziej zamożnych dzielnicach, przez które szli. Na targu panował jeszcze ruch, ale klientów nie było już zbyt wielu, skupionych głównie przy stoiskach z żywnością, gdzie kupcy, licząc na zysk obniżali na wieczór ceny, zachęcając do kupienia niezbyt już świeżych produktów. Większość kramów właśnie się zwijała.

Prowadzeni przez Ashshaba postanowili zaczekać w jednej z bocznych uliczek, odbijających od alei, która prowadziła bezpośrednio do miejsca zamieszkania torillskiego kupca. Zaułek był pusty i cichy, tylko z jednej kamienicy, z mieszkania na piętrze dobiegał odgłos uprawiającej miłość pary. Co pewien czas w głębi zaułka miauczał też kot.

Zapadł już zmierzch i na ulicy, którą obserwowali było coraz mniej ludzi. Kupujący, którzy zabawili na targu do późna już nie mieli tam czego szukać i spiesznym krokiem wracali w domowe pielesze. Pojawiły się pierwsze wózki i tragarze z towarem, wracającym do magazynów, aby rankiem znów pojawić się w sprzedaży.

Hallex – spostrzegawczość 48, porażka
Veratius – spostrzegawczość 51 (PS 88), porażka
Ashshab – spostrzegawczość 26 (PS 19), sukces!


Wpatrując się w ciemność, czekali na dwóch chłopaków z wózkiem, którzy powinni pojawić się lada chwila. Oczekując na nich, nie zauważyli przechodzącego Mendosy, ani jego ochroniarza. Być może tamci wybrali inną trasę. Droga, którą obserwowali wydawała się idealna dla wózka, w zaułkach i wąskich uliczkach ciężko byłoby manewrować obciążonym pojazdem.

W końcu dwóch parobków pojawiło się. Szli powoli ciągnąc obładowany towarem wózek. Nie zwracali uwagi na to, co dzieje się dookoła nich, pochłonięci rozmową. Rusanamani zauważył ich pierwszy i wskazał pozostałym. Znajdowali się około pięćdziesięciu metrów od nich. Problem polegał na tym, że kawałek za nimi szło dwóch mężczyzn i kobieta, a zajmowane przez nich stanowisko w zaułku właśnie minął jakiś otyły przechodzień – ulica jeszcze nie była pusta. A świadków raczej mieć nie chcieli.
 
xeper jest offline  
Stary 06-07-2013, 20:04   #27
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Veraticus wysłuchał relacji Hallexa. "Centurion", tak w myślach począł przezywać go Longinus, spokojnym głosem wyjaśnił czego się dowiedział.

- No to wiemy już wszystko, kompani - stwierdził Longinus. - Teraz czas nam do roboty - przeciągłym wzrokiem przejechał po Thoerańczyku.

"Nie mogę go rozgryźć"
- uznał po namyśle strażnik. "Niby twardy, a przygarnął tych biedaków. Dziwny typ".

***

Veraticus z pewnym zdumieniem począł przyzwyczajać się do nowej roli. Roli silnorękiego na usługach księcia złodziei. Miał przecie łamać ludzkie gnaty jak szczapy drew na opał, grozić gwałtem i pożogą na zawołanie jakiegoś samozwańczego obwiesia. Doświadczenie, o dziwo, mimo że nowe, nie powodowało u niego poczucia winy czy wyrzutów sumienia.

- Człowiek jest jednak jak karaluch - uznał po chwili namysłu niedoszły strażnik miejski Burrovicum. - Przyzwyczai się do każdej sytuacji. Nie wiem tylko czy się cieszyć czy smucić.


***

Na nocną akcję przygotował się starannie. Wdział ciemne ubranie. Włosy spiął w kucyk, a na głowę wsunął głęboki kaptur. Gladius owinął szmatą, by stal nie błyszczała w świetle pochodni. Nie miał zabijać, lecz jedynie okaleczać. Długi nóż wsunął w cholewę buta. "Nigdy nie wiadomo" - jak mawiał koleżka ze strażniczej tiurmy. Zabrał ze sobą trzy worki.

- To na ziemniaki
- wyjaśnił kompanom.

***

W uliczce było w miarę cicho, lecz gwar miasta nie ustawał.

- Niedobrze, na bogów starych i młodych - syknął do skrytych w mroku kamratów. - Tłum jak na igrzyska tędy ciągnie. Może to być trudniejsze zadanie niż myślałem. Choć, może nie... - nawet w półmroku można było dostrzec wilczy uśmiech Veraticusa.

- Może po prostu bardziej krwawy - dokończył.

W takich momentach mężczyznę ogarniał żar dzikiej żądzy. Żądzy mordu. Zdusił ją jednak siłą woli. Jeszcze za wcześnie, zganił się w myślach. Zerknął po koleżkach czy coś dostrzegli. Jeśli tak nawet było, to nie dali po sobie poznać.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 12-07-2013 o 17:38.
kymil jest offline  
Stary 12-07-2013, 04:22   #28
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Plany się komplikowały. Ludzie przechodzili koło ich stanowiska. Mendosy ani widu ani słychu. Za to pojawili się jego dwaj słudzy.

- Jebana w dupę Twoja pierdolona mać mendowaty pokurwieńcu - skwitował fachowo Longinus całą sytuację.

- Nie możemy się teraz wycofać. Cackamy się wystarczająco długo jak na zwykłego kupczyka znikąd. Dla mnie to jasne, że Mendosa poszedł inną drogą. Dla Was też? Możemy jednak zmienić nasz plan.

Cholera ― szepnął Hallex, myśląc gorączkowo. ― Będziemy musieli improwizować. Ashshab, ty pozostań w ukryciu, ale podążaj za nami. Veraticusie... postaraj się grać razem ze mną. Chodź.

-Zaczekaj - Veraticus spojrzał bystro na Rusanamaniego.

- Ashshab, diable wcielony z pustyni, domyślam się coś Ty za jeden. Na ogrodnika mi nie wyglądasz, grabi na plecach nie nosisz. Na mój koncept jesteś raczej płatnym zbirem, szkolonym by mordować, czyż nie tak?

Nie czekając na odpowiedź asasyna, podjął dalej wyjaśniając swój pomysł.

- Ashshab upozoruje kradzież. Jesteś obcym przybłędą w oczach tutejszych. Pasujesz jak ulał. Wystarczy, żeby chłopak poczuł jak podcinasz sakiewkę. - wskazał w stronę dwóch przechodniów.

Ashshab uśmiechnął się. Takie chwile dawały mu najwięcej radości. Wtedy czuł, że kilkanaście lat ciężkiego szkolenia przyniosło efekty, i że niewielu jest takich, którzy czują się w cieniu tak dobrze jak on.

- Dobrze. Wystarczy, że jeden z was wspomoże chłopaka i pobiegnie za “złodziejem”. Trzymaj się zaraz zanim. Gdy wpadnę w ślepą uliczkę... będzie nas dwóch na jednego, i żadnych świadków.

- To jak? Graj muzyko?

Hallex skinął głową i jak gdyby nigdy nic wyszedł z zaułka i ruszył w dół ulicy, starając się wyglądać jak najnormalniej. Gdy znalazł się wystarczająco blisko ciągnących wózek młodzieńców, przystanął i wykrzyknął z pewnym zaskoczeniem:
Zaraz! Wy jesteście Romius i... em... Dontrius, tak? Widziałem jednego z was przy kramie Mendosy. Zakładam, że zmierzacie teraz do jego domu? My pracujemy dla pana Swentoniusza, mamy wiadomość dla waszego szefa. Co powiecie na to, żebyśmy zabrali się z wami?
- Dontius - poprawił wyższy z chłopaczków, chudy i pryszczaty. - Tego od butów?
Tego samego — potwierdził Hallex. —Podobno zna się z Mendosą. Dał nam list do przekazania.
- No to dawajcie, Panie ten list - odpowiedział Dontius. - Wracamy do starego, to dostarczymy.
- Za darmo - dodał drugi z parobków ze śmiechem.

Hallex prychnął z irytacją.
Myślicie, że jesteście jacyś cwani? Nie mogę wam dać tego listu. Wy byście mi dali ten wózek z towarami, gdybym powiedział, że go zaprowadzę na miejsce?

Pokręcił głową i równocześnie ukradkiem rozejrzał się, by sprawdzić, kto jeszcze znajduje się na tej ulicy. Otyły mężczyzna już gdzieś zniknął, a trójka, która szła za wózkiem, zbliżyła się na odległość jakichś dziesięciu kroków. Gnaeus słyszał kobietę, śmiejącą się z żartu powiedzianego przez jednego z jej towarzyszy. Właśnie zeszli ze środka ulicy, w celu ominięcia wózka, który tarasował przejście.
Hallex - przekonywanie 94, porażka
- Dobre, heh - znów zaśmiał się Romius. - Oczywiście, że nie! Nie oddamy ci wózka, cwaniaku. Pokaż no ten list.

Słuchaj, młodzieńcze — powiedział Hallex, robiąc jeden krok w stronę służącego. — Dostaliśmy wyraźne polecenie, by dostarczyć list w ręce Mendosy, i nie możemy wam go dać. Myślę, że doskonale to rozumiesz. Więc przestań chichotać i prowadź do domu szefa.

- Jak sobie życzysz - usłużnie odpowiedział parobek, cofając się o krok, aby zachować dystans od legionisty. Niemal wyrócił się, zaczepiając o burtę wózka i strącając z niego kosz wypełniony materiałem. - To całkiem blisko. Chodźmy.
- Przepraszam bardzo - Hallex usłyszał za sobą rozbawiony, kobiecy głos. W tym czasie Romius przystąpił do zbierania rozsypanego towaru i upychania go do kosza. - Czy mogę zadać niedyskretne pytanie, wojaku?
Co...? — bąknął zaskoczony Hallex, po czym odwrócił się i obrzucił spojrzeniem kobietę. — O co ci chodzi? ― spytał nieuprzejmie.
- Czy sprawność w machaniu gladiusem przekłada się... no wiesz, na sprawność władania innym męskim orężem? - zapytała odważnie, nie kryjąc uśmiechu na twarzy. Jej towarzysze ryknęli śmiechem. Wyglądało na to, że wszyscy troje są lekko wstawieni.

Hallex oniemiał na chwilę, spoglądając na Veraticusa, jakby chciał wiedzieć, co on o tym myśli. Po chwili jednak odzyskał głos.
Idźże stąd, kobieto, nie mam na to czasu — powiedział chłodno. Nie mógł pozwolić, by ta niewiasta o umyśle kurtyzany przeszkodziła w wykonaniu ich zadania. ― Dalej, już ― ponaglił, wyciągając palec w kierunku, z którego przyszła. ― Nie chcę was widzieć, idźcie stąd.

Tymczasem Ashshab powoli ruszył dalej uliczką w stronę domu Mendosy, trzymając się zachodniej ściany. Za sobą słyszał rozmowę, którą prowadzili Thoerczycy. Na pierwszym skrzyżowaniu skręcił w boczną uliczkę. Dwa metry od siebie zobaczył drzwi, a obok nich niewielkie okienko. Chciał się jak najszybciej dostać bliżej targu, żeby móc zajść tragarzy niezauważony. Podszedł tam szybko i zajrzał do pokoju. Był pusty. Z tego samego pomieszczenia wychodziło równie niewielkie okienko na uliczkę na której znajdował się obecnie wóz z belami materiałów. Rusanamani cicho nacisnął klamkę od drzwi licząc na naiwność obywateli dobrej dzielnicy.
Rusanamani przeliczył się w swoich oczekiwaniach. Drewniane, pomalowane na zielono drzwi, z których farba odłaziła sporymi płatami, okazały się zamknięte. Nie zauważył żadnego otworu w okolicach klamki, więc mógł podejrzewać, że są zamknięte od wewnątrz na zasuwę lub skobel. Jeśli chciał dostać się do środka, musiał skorzystać z znajdującego się na wysokości jego twarzy, osłoniętego na wpół przezroczystą błoną, wąskiego okienka.
Ciężko było zoczyć co się dzieje na ulicy, ale słysząc głośne rozmowy Ashshab zorientował się, że Hallex zdążył już narobić rabanu. - Chociaż w tym jesteś dobry, Thoerczyku. - Mruknął do siebie Rusanamani i ruszył biegiem, by okrążyć kamienicę.
 
uday jest offline  
Stary 15-07-2013, 21:33   #29
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Hallex oniemiał na chwilę, spoglądając na Veraticusa, jakby chciał wiedzieć, co on o tym myśli. Po chwili jednak odzyskał głos.

Idźże stąd, kobieto, nie mam na to czasu — powiedział chłodno. Nie mógł pozwolić, by ta niewiasta o umyśle kurtyzany przeszkodziła w wykonaniu ich zadania. ― Dalej, już ― ponaglił, wyciągając palec w kierunku, z którego przyszła. ― Nie chcę was widzieć, idźcie stąd.

Ciężko było zoczyć co się dzieje na ulicy, ale słysząc głośne rozmowy Ashshab zorientował się, że Hallex zdążył już narobić rabanu. - Chociaż w tym jesteś dobry, Thoerczyku.

- Mruknął do siebie Rusanamani i ruszył biegiem, by okrążyć kamienicę.

- Ejże, legionisto - pijany mężczyzna zbliżył się do Hallexa, kładąc dłoń na barku kobiety. Drugi stał z tyłu i wciąż się śmiał. Romius i Dontius przezornie wycofali się na drugą stronę wózka i przyglądali całemu zajściu. - Trochę szacunku dla damy!

Po prostu sobie idźcie. — Hallex machnął ręką, po czym spojrzał na Veraticusa, szukając u niego jakiejś pomocy.

Veraticus zmrużył wściekle oczy, kiwnął głową Gnaeusowi i paroma szybkimi krokami zbliżył się do pijaka. Ustawił się tak, by kamrata mieć za plecami, a przed sobą pijaczka. Longinus był zły. Wszystko się partoliło na jego oczach z powodu sprzedajnej dziewki i rycerza w lśniącej zbroi. Na bogów starych i młodych!

- Jeśli chcesz tej dziewki, mój Panie, to weźże ją ze sobą, zanim my ją zabawimy i dogodzimy po żołniersku tak, że przez tydzień usiąść na krześle nie zdoła. Wszak szacunek damie się należy, prawda? Jeśli zaś szukasz zwady, to - odchylił połę płaszcza ukazując masywny gladius przy pasie, nie spuszczając ze wzroku przeciwnika.

- To w każdej chwili możesz ją znaleźć, kapujesz... szlachetny Panie - ostatnie dwa słowa wysyczał, spinając się do skoku. - To jak będzie? Decyduj.

Veraticus - zastraszanie (+10) 44, sukces!

Podpity mężczyzna stężał momentalnie, a kobieta zaczerwieniła się i wyraźnie widać było, że gotuje się ze złości. Miała zamiar coś jeszcze powiedzieć, albo nawet rzucić się z pięściami na Fabiusa, ale jej towarzysze mieli chyba więcej oleju w głowie. Odciągnęli ją na kilka kroków.

- Wybaczcie - powiedział ten, który cały czas trzymał się z tyłu. Szepnął coś do kobiety, a ta skinęła głową, posyłając nienawistne spojrzenie Veraticusowi i Hallexowi. - Idziemy sobie! Już nas nie ma...
Po tych słowach ominęli wózek szerokim łukiem i już po cichu oddalili się.

- Myślałem, że im dowalicie - odezwał się butnie Dontius, który już zapomniał, że przed chwilą kulił się ze strachu przed Hallexem. Kładł na wózek ostatnie zwoje zielonego materiału. - Możemy już iść. Szkody naprawione.
Razem z Romiusem chwycili uchwyty pojazdu, stęknęli przy jego podnoszeniu i wolno ruszyli w drogę, kierując się ku domowi Mendosy. Podpita trójka znikała właśnie gdzieś w mroku. Wyglądało na to, że ulica jest pusta. Z domów dochodziły przytłumione odgłosy wieczornych zajęć, a nie naoliwiona ośka wózka skrzypiała przy każdym obrocie.

Rusanamani dotarł wreszcie do uliczki u wylotu której powinien zobaczyć wywalony wózek. Sęk w tym, że go nie zauważył, a oczy miał przecież bystre jak sokół. Musieli już się zebrać i pójść dalej. Ashshab dobiegł do większej ulicy i wyjrzał zza węgła. Na szczęście nie oddalili się zbytnio. Idąc odpowiednio szybkim krokiem powinien ich dogonić na wysokości uliczki, z której przybiegł.
 
kymil jest offline  
Stary 15-07-2013, 23:25   #30
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Hallex spojrzał na Veraticusa, próbując się jakoś porozumieć bez słów co do dalszego planu. Zaczął powoli podążać za chłopakami.
Macie w ogóle klucz do domu Mendosy? — spytał. Oblizał nerwowo wargi, po czym szybko dodał: — Swentoniusz to nas nawet nie chciał wpuścić do swojego domu, co dopiero powierzyć cokolwiek cenniejszego. Poza tym listem, oczywiście. Pewnie musimy sobie zapracować na zaufanie, prawda?
- Zaprowadzimy was do domu, gdzie mieszka nasz pracodawca. My też u niego mieszkamy - odpowiedział Dontius. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale umilkł gdy Romius popatrzył na niego groźnie.
- Poczekacie pod drzwiami. Adoncio was przyjmie i być może pozwoli na widzenie z Panem Mendosą - wyjaśnił chłopak.

Fabius Longinus Veraticus szedł krok w krok za Hallexem. Jego plan zakładał wyeliminowanie sług Mendosy jeszcze przed spotkaniem z kupcem. Silnoręki zagryzł wargi ze złości. Sęk w tym, że plany wzięły w łeb. Na dodatek dowiedzieli się, że oprócz Dontiusa, Romiusa i Pedra, mieszka tam jeszcze jakiś Adoncio.

“Trzech na czterech” - kalkulował. “Może być ciężko”. Przysunął się bliżej Hallexa, tak by ten widział jego dłonie. Pokazał mu cztery palce, a następnie zgiął dwa. Wtedy sugestywnie wskazał na idących przed nimi posługaczy.
- Adoncio... nam wystarczy aż nadto - dodał dwuznacznie na głos i wyszczerzył gębę ku Gnaeusowi. On tu, jak by nie było, podejmował decyzje. Na wszelki wypadek sprawdził, jak gladius wysuwa się z pochwy.

Jego uwagę przykuł ciemny zaułek. Wystarczająco szeroki by wtoczyć tam wóz z towarami Mendosy i wystarczająco wąski, żeby móc zatarasować wejście nieproszonym gościom.

No więc, eee... co z tym Adonciem? ― zapytał Hallex, zrównując się z chłopakami. Szedł teraz obok nich po przeciwnej stronie co zbliżający się zaułek. ― Co to za typ?
- To niewolny, który trafił do Pana Mendosy za długi - wyjaśnił parobek. - Usługuje w domu i w magazynie.

Gdy w końcu znaleźli się na wysokości zaułka wskazanego przez Veraticusa, przerwał im nagle, wskazując na wylot ciemnej uliczki.
Hej! Chyba kogoś tam zobaczyłem! ― syknął, wyciągając miecz.
Longinus od razu mu zawtórował.
- Ki diabeł? Sprawdźmy... - niedoszły strażnik zamykał całym sobą drogę, z której przyszli.
- Przecież tam nikogo nie ma - odezwał się Dontius. W jego głosie słychać było strach. Chyba w końcu zorientował się o co chodzi. - Czego od nas chcecie?
- Zostawcie nas! - zawtórował Romius, puszczając wózek i odsuwając się w głąb zaułka.

Hallex poczuł skurcz w żołądku. Nie podobało mu się to, jak postępowali; nie miał mentalności bandyty i napadanie na niewinnych ludzi nie leżało w jego naturze. Ale nie było innego wyjścia i trzeba było robić to, co było konieczne.
Współpracujcie, a nic się wam nie stanie — stwierdził. — Veraticusie, masz tę linę?

Longinus skinął głową, ale i tak wyjął gladius z pochwy.
- Dobra. Klękacie na ziemi. Tam pod ścianą. Stulić pyski a nic Wam się nie stanie.
 
Yzurmir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172