Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2013, 23:09   #89
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Niedźwiedź obejrzał podarowaną broń. Cieszył się, że jakąkolwiek w ogóle dostał, ale i tak najlepiej walczyło mu się mieczem, czego smutne świadectwo dał w pojedynku z Buźką. Bez zastanowienia ruszyli w las. Rycerz nie był pewien jak szukać i gdzie szukać, starał się jednak ze wszystkich sił, bo, nawet pomijając już honor, strata któregoś z towarzyszy oznaczało dla nich mniejsze szanse na przetrwanie. W tej chwili zupełnie niespodziewanie Niedźwiedź zaczął myśleć nad szansami opuszczenia nieznanego lądu żywym przez siebie jak i całą grupę. Bał się o Buźkę, jeśli ktoś miałby zginąć to zapewne on. Obiecał sobie jednak nie myśleć teraz o tym wydarzeniu, trzeba było być skupionym. A Arthur? To był dziwny człowiek, zdaniem Niedźwiedzia ewidentnie nabawił się choroby psychicznej, kto wie, może stanowił niebezpieczeństwo? Od takich wniosków starał się jednak teraz powstrzymać. Szukał dalej.

Szli w całkowitej ciszy i bardzo dobrze. Rycerz miał swoje zmartwienia i khazad swoje. Chcąc nie chcąc, pomijając nawet honor, Niedźwiedź musiał iść z Helvgrimem – wycieczka do lasu w pojedynkę w środku nocy brzmiała nawet dla kogoś takiego jak on jak wyrok. Śmierć wytrawnego wojownika, jakim niewątpliwie był Sverrisson mogła mocno ugodzić w siłę grupy. Z zamyślenia wyrwał go właśnie khazad. Rycerz nasłuchiwał, a po chwili dostrzegł światło. Skrył się prędko za drzewem niedaleko krasnoluda, aby nie stracić go z oczu – rozdzielenie się w wypadku walki dobrze nie wróżyło żadnemu z nich. Zobaczył jak jego towarzysz zgasił swoją pochodnię. Niedźwiedź nie mógł tego zrobić, biorąc pod uwagę, że niekoniecznie musieli być to ludzie to człowiek w ciemnym lesie pozbawiony światła mógłby co najwyżej miotać się bezcelowo licząc, że coś trafi i to coś nie będzie Helvgrimem.

To byli oni. Jaka wielka ulga ogarnęła człeka, którego twarz jednak niewiele zdradzała. W czasie, gdy pytał i rozmawiał, Niedźwiedź cieszył się, że póki co zachowali życie. Spojrzał na Hansa – jego stan był zły, co znów uderzyło w siłę grupy rozbitków. Nie obdarzył reszty nawet spojrzeniem. Rzucił tylko krótko:
-Chodźmy, las nocą to nie miejsce na pogaduszki – wiedział, że nikt tutaj wielce nie zamierza, ale każda sekunda w tym ciemnym lesie, w którym człowiek nic nie widział przyprawiała go o ciarki. Gdy wracali nie mógł powstrzymać nachalnych myśli.
~A może złożę śluby milczenia? To powinno nauczyć mnie pokory ~
Nie miał wiele czasu na myślenie. Szybkie tempo narzucone przez niego samego jak i resztę sprawiło, że raz dwa byli na miejscu.
W chacie zgromadzili się wszyscy, przynajmniej tak się zdawało Niedźwiedziowi stojącemu w kacie i nie chcącemu rzucać się w oczy, szczególnie po ostatnich wydarzeniach. On sam nie chciał się pokazywać na zebraniu, ale ciekawość zmusiła go do sprawdzenia stanu Buźki. Żył – ta myśl póki co starczała rycerzowi, a odnaleziona mikstura sprawiła, że na jego twarzy pojawił się jakiś grymas, który można by od biedy nazwać uśmiechem. Wtem Helvgrim zabrał miksturę Buźce i napoił nią Hansa. Niedźwiedź nie dziwił się nic, a nic. Ta dwójka musiała wiele ze sobą przeżyć, bo dbali o siebie jak bracia. Ten obraz – krasnoluda, który poił Hohenzollerna – sprawił, że rycerz zobaczył zamiast nich tam swoją matkę. Stojącą nad nim samym i martwiącą się przedłużającym się przeziębieniem. Znów czuł jej wewnętrzne ciepło, jej miły uśmiech i troskliwe spojrzenie. Później zobaczył ojca i siebie na polowaniu – był taki dumny z pierwszego upolowanego dzika. Następnie zobaczył ją – dziewczynę o niebieskich oczach i blond włosach uśmiechającą się do niego przymilnie.
~Dość!~ pomyślał z całej siły.
Spojrzał na swoje dłonie – drżały. Poczuł pot na skroni. Jego oddech stał się nieregularny. To były już trzy lata, a każdy rok gorszy od poprzedniego…
 
MrKroffin jest offline