Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2013, 08:54   #122
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Dick


Może bogowie, gdyby zechcieli...
Nic ani nikt inny nie mógł pomóc Fionnarowi, zwanemu Kiścieniem. Dick dobrze to wiedział, w końcu to z jego rąk wyszła ta trucizna, która zaciskała teraz serce Fionnara w ciasny supeł. Zaciśnie i puści jeszcze kilka razy, aż serce Fionnara tego nie wytrzyma. Jasne włosy Kiścienia, rozsypane na mchu wokół jego twarzy były mokre od potu, cienkie i kruche jak jego życie, które Dick zabrał, bo tak było trzeba.

Nenneth siedziała w kucki przy rannym. Obserwowała jego drgawki i spazmy tak, jak ktoś inny obserwowałby górskie szczyty, albo bijący w niebo dym domostw odległej osady. Jakby tu wcale człowiek nie umierał... Była nienaturalna. Była nienaturalna aż do szpiku kości i nie chciała przestać. Obróciła ku niemu obojętną twarz, przymrużyła ciemne oczy i Dick dostał dreszczy. Nachylił się nad umierającym, szybko, zbyt szybko, ale inaczej nie mógł ukryć grymasu, jaki skrzywił mu usta.
-Przykro mi wojowniku, tak musiało się stać. Czaszka i Skagosi rżną ludzi pod moją opieką. Walka w innych okolicznościach u twego boku z pewnością byłaby zaszczytem. Masz jakieś ostatnie życzenie?
Nenneth nachyliła się nad ustami konającego, wsłuchała się w szept. Wyprostowała się po chwili i spojrzała Mocnemu w oczy.
- Spal ciało - rzekła twardo. - Jego. I wszystkich padłych. Upewnij się, na własne oczy, że na kościach nie został ni skrawek mięsa.
-Co powiedział?

Przestała mrugać. Oczy miała szkliste jak jeziora w głębokich jaskiniach pod Mroźnymi Kłami, gdzie nigdy nie zagląda słońce.
- Powiedział, że on i jego ludzie nie poszli za Raymundem, bo on taki wspaniały. Oni uciekali.
- Przed czym?
- Powiedział, że widział na własne oczy ślady poza granicą wiecznego lodu, tam gdzie nie żyje żaden człowiek.

Dick nachylił się do rannego, na ustach miał kolejne pytanie, setki pytań, setki wątpliwości, ale Fionnar na żadne nie mógł mu już odpowiedzieć. Nieruchomymi oczami patrzył już na drugą stronę nocy, gdzie, jak wierzyli wolni ludzi – zawsze panuje lato, a zima nigdy nie nadchodzi.

- Obiecałeś zabrać mnie za Mur – przypomniała mu Nenneth. A potem zrobiła coś, czego się po niej nie spodziewał. Nachyliła się sztywno i zamknęła zmarłemu powieki.

***


Dick zawsze uważał Qhorina Półrękiego za człowieka pełnego niezwykłej finezji. Nie wiadomo kiedy i od kogo owej finezji się nauczył, nie wiadomo jakim cudem nie wyzbył się jej na Murze, gdy już ją posiadł... ale zawsze pokazywał, że umie działać w sposób subtelny i delikatny i nie uciekać się do brutalnej siły.

A teraz pokazał, że potrafi i inaczej.
Kiedy rozbity rozmową z konającym Fionnarem Dick udał się do jeńców, Półręki wybrał sobie jedną ofiarę. Zanim Dick zebrał się w sobie, przetrawił uzyskane informacje i zorientował się, co się dzieje wokół niego, zwiadowca zatłukł już jednego jeńca kijem. Nie zadał przy tym ani jednego pytania. Odezwał się dopiero, gdy okrwawione zwłoki przestały drgać.
- Powiedz im, dziewko, że mają odliczyć do dwóch. Połowę zatłuczemy jak tego tu. A połowę przywiążemy nago do drzewa i zostawimy.
Nenneth zachichotała i przetłumaczyła. Dickowi bardzo się nie podobało badawcze spojrzenie, jakim na zmiennokształtnej wisiał zwiadowca... tym bardziej, że Mocny doskonale wiedział, że Półręki biegle mówi w starszej mowie. Bieglej i lepiej niż Dick, choć Dick żył wśród wolnych ludzi od lat.

Na razie jednak część jeńców wybuchnęła błagalnymi prośbami, a ich obiektem był Dick, który miał ich wziąć pod swe skrzydła, bronić i chronić, a oni powiedzą wszystko, wszyściutko... Więc Dick pozwolił im mówić, ale po prawdzie to wiedział, że bardziej wartościowi, warci starań, by przeciągnąć na swoją stronę, bronić i chronić, i walczyć ramię w ramię – byli ci, którzy zatrzasnęli się w sobie, zasznurowali usta, zacisnęli zęby i milczeli.

Dowiedział się Dick zatem, że Raymund Tocząca się Czaszka jest największym wodzem wolnych ludzi od ponad pół wieku, kiedy to wrony powiesiły za żebro niejakiego Yrbada o Oczach ze Stali, który to Yrbad sforsował Mur w czterech miejscach naraz i niemal doprowadził do upadku Straży. Dowiedział się, że Czaszka skrzyknął ludzi, by uderzyć na Mur właśnie w tym momencie... a trzeba przyznać, że moment był dobry. Na południu trwały najważniejsze, bo ostatnie zbiory, ściągnięcie ludzi na pomoc nie byłoby łatwe. A spiżarnie Straży były puste, bo południowcy przypominali sobie o wronach dopiero wtedy, gdy śnieg zaczynał im sięgać powyżej kostek. Dowiedział się, że magnar Skagos, jak to magnar Skagos, miał wszystko w dupie i pierdział smętnie w swój kamienny tron w Królewskim Domu, dopóki się nie okazało, że przy Czaszce zebrało się tyle luda, że miał szansę, że niczym Yrbad sforsuje Mur. Wtedy Endehar pchnął ludzi i zaczął bardzo pragnąć przyjaźni wolnych ludzi. Płacił za tąże przyjaźń solą, co było generalnie przedziwne – Skagi od wieków mordowały wolnych ludzi, a teraz posypywali rany solą... Czaszka dawał się posypywać, ale do boćkania się z Endeharem jakoś mu śpieszno nie było, co mogło oznaczać tylko jedno – nie był taki głupi. Ale niedawno magnar do soli dołożył jeszcze swoją siostrę, siedzącą obecnie na Długim Kurhanie. I o dziwo, Raymundowi się odwyrtnęło zupełnie i gębę do boćkania Skagosowi wystawił. Dick mógł tylko pluć sobie w brodę... jedynym, który mógł wiedzieć więcej, był Kiścień, który co najwyżej ze swoimi przodkami teraz gadał. Ci zaś nie wiedzieli nic o pobudkach, jakimi kierowali się ich wodzowie. Ci dzicy chcieli dostać się za Mur, jak właściwie wszyscy dzicy, w ogólności i szczególności. A Skagosi chcieli dać komuś po mordzie, nagrabić i porwać jakieś ładne dziewki. Jak właściwie wszyscy Skagosi, w ogólności i szczególności.

Dick był w kropce. Półręki w tym czasie zatłukł kolejnego jeńca, a od pozostałych uzyskał informację, że Grigg Cierń w sile czterystu chłopa podąża na przedzie Raymundowej menażerii w kierunku Długiego Kurhanu, a ostatnio był widziany w pobliżu Uroczyska Zielonej Panny. Więcej pytań zwiadowca nie miał. Część jeńców patrzyła na Dicka błagalnie. Reszta, ta bardziej wartościowa, patrzyła z tępą, zaciekłą wrogością.

- Jeszcze jedno, Mocny – Qhorin rozejrzał się wokół i przykląkł przy siedzącym Dicku.
- Tylko jedno? Dzięki wam, bogowie...
- Dziewka?
- Nenneth? Co z nią?
- Co robisz z dziewką Henka Trzy Pchły?

Dick zamilkł. Henka co prawda nigdy w życiu nie widział na oczy, ale Ostra owszem, i wypowiadała się o starym zmiennoskórym znad morza przyciszonym głosem kogoś, komu zdarzyło się niezgorzej oberwać. Henk był kimś, z kim trzeba się było liczyć, słynnym i piekielnie potężnym wargiem... i, co dziwne, nie przypominał przy tym zwierzęcia...
- Nie wiedziałem, że to dziewka Trzech Pcheł– mruknął Dick. - Wziąłem ją ze sobą, bo sprytna jest...
- A o tym, że zabiła Henkowi syna i spaliła sadybę, wiedziałeś?
Dickowi w gardle stanęła wielka gula zdumienia i strachu. Właśnie ją przełknął, gdy Półręki spojrzał mu prosto w oczy i dobił go do samej ziemi.
- A o tym, żeś własnymi rękoma jej brata zabił?
 
Asenat jest offline