Marianka nie odchodziła daleko od portu. Kuśnierza znalazła tam, gdzie jej bosy nastoletni chłystek wskazał. Przyjął zlecenie, bo na ten wieczór już nic do roboty nie miał a Millerówna nie targowała się. Miała wrócić za godzinę lub dwie. Wstąpiła do przydrożnej knajpy. Głodna była i spragniona. Szyld głosił „Ciepłe Kluchy”. Na desce wymalowane na kolorowo były dwie kluchy, z których jedna przebita była srebrnym widelcem a druga takimże nożem. Weszła bez zastanowienia na kolację, bo do zachodu słońca została ledwie godzina.
Dwuręczny topór oddała ochroniarzowi, który chyba nie mógł być większy. Jego liczne blizny na twarzy i szyi trochę onieśmielały, ale to wszak miasto było. To nie Beczka Piwa tylko portowa oberża. W miastach panoczki pewnie bawią głośniej, szybciej i ostrzej niż chłopy w Biberhof. Zresztą co jej było oceniać. Ona wsiowa dziołcha a tez miała takie sznyty na buzi, ze niejeden weteran by się zawstydził. Ochroniarz o niechlujnym zaroście nie bardzo wiedział co zrobić w sprawie pustułki.
- Psom wstępu nie ma. – mruknął. – To i innym zwierzom też.
- Nogi ma związane. Kapturek na łebku. Toć pisklę jeszcze. – Marianka uśmiechnęła się błagalnie.
Ochroniarz pokręcił głową niezdecydowany.
- Narób kłopotu a łeb ptaśkowi ukręcę. – powiedział spokojnie dając szybko za wygraną i coś dziewczynie mówiło, że to nie była pogróżka bez pokrycia.
Atmosfera w oberży była ciężka. Ciemnawo było. Dym z marynarskich fajek wisiał nad stolikami. Gości było sporo. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Chyba nigdy nie widziała aż tylu podejrzanie wyglądających mord. Na dodatek wielu przyglądało się jej niby obojętnie a jednak czuła, że z zaciekawieniem. Siedzą i piją.
Marianka zajęła miejsce przy stoliku, który właśnie się zwolnił. Brudny był od okruchów chleba walającego sie po blacie i resztek niedojedzonego mięsa w drewnianym półmisku. Szybko usiadła plecami do drzwi woląc patrzeć w okno, a i Blitz po chwili wyraźnie ożywiła się czując resztki soczystego steka.
- Lata? – zapytał młodzieniec o małych czarnych oczkach i rozbieganym wzroku gdy sprzątał na stole.
- A czemu mioł by nie latać? – jełopie, dokończyła w myślach.
Marinka wzruszyła ramionami na głupie pytanie a na jej twarzy musiał pojawić sie grymas, który w połączeniu z szpetnymi bliznami, szybko zamienił lekceważący uśmieszek chłopaka w ten z usłużnych.
- Danie dnia podać? Polecamy krwisty befsztyk z duszonymi warzywami i siekaną kapustą.
Jakiś czas potem, kiedy jadła niespecjalnie się spiesząc, do jej uszy doleciały strzępy rozmowy. Za nią dwa głosy naturalnym głosem rozprawiały o rzeczach okropnych.
- Durne pały jesteście... – stwierdził ten o stalowym tonie. – To nie ochroniarz jego tylko kompan. I łowca banitów na dodatek. Ślepe kurwa jesteście jak szczeniaki. – przeżuwał spokojnie. – Eryk tak?
- Tak.
- Co jeszcze wiecie o nim poza tym, że szydera z gęby mu sie nie odkleja?
- Ze Stirlandu jest. Lubi pić we „Wściekłym Wilku”. Ma stryja Tomasa. Zatrzymał się z tym szlachcicem na tej samej ulicy pod czternastką razem z resztą ludzi tego hrabiego. Wszyscy przypłynęli zdaje się niedawno.
- Heh. Herbu Różowa Chmura? Matoły głupie. Raz tylko musiałem wzrok mój na nim zawiesić, żeby wiedzieć, że żaden to szlachciura. Podżegacz raczej wsiowy w różowych fatałaszkach jak jakaś portowa dziwka z Tieli. Lub oszust... Pokpiliście sprawę. Oni okupu nie mają takiego. To pewnie gołe leszcze.
- Kamienicę chcą kupić na ulicy. – drugi głos był coraz bardziej przygnębiony.
- Tyle razy mówiłem. Najpierw kurwa myśleć. Potem w pizdu działać.
- To co teraz?
- Było ten długi nochal mu urżnąć a nie trupy kaleczyć. Co innego groby grabić, a co innego nieboszczyków świeżych tak traktować. Oj jak stracimy Niepodobnych to wam żadne bóstwo nie pomoże. – ostra jak brzytwa pogróżka zawisła w powietrzu.
Zapadła chwila ciszy. Marianka nie mogła wierzyć własnym uszom. Czyżby było tak jak myślała?
- Zabijcie tego szczurka jeszcze dzisiaj. Niech go Karl zakopie w świeżym grobie. Jeszcze brakowało, żeby stracić wejście w straży w taki głupi sposób. Bo nawet gdyby to był hrabia, to kurwa czemu nie zwinęliście go z ulicy, tylko z rączki do rączki od Ludwika? Jakby za szlachcica okup był to co? Co zrobi?
- Eeee.
- No co kura zrobiłby panicz wypuszczony z niewoli?
- Ee.... No...
- Myśl kurwa! - podniósł zirytowany głos. – Myśl. – od razu go ściszył.
- Powie, że go straż oddała w nasze ręce?
- Iiii? - podniesiony głos przeciągał się zniecierpliwiony.
- Ee... Że dojdą do Ludwika i Karla? - niepewne pytanie.
- Bez najmniejszego problemu.
- Zaraz go zarżniemy szefie. - sumienna obietnica. Przepraszamy. - dodał skruszony zachrypły głos, którego do tej pory się nie odzywał.
- Ty się módl, kurwa módl, żeby oni nie byli z tej bandy stirlandzkiej od Beladonny... – westchnął władczy głos wstając od stołu.
Kiedy Marianka obejrzała się dyskretnie zobaczyła tylko ich plecy jak szli do wyjścia. A z tyłu wyglądali jak niepozorne miastowe bubki...
Blitz przekrzywiła kapturek na bok jakby się czemuś z uwagą przyglądała w ciemnościach.