lbrzym, trwając lekko przygięty w ironicznej parodii ukłonu, przyjżał się uważniej szlachciance.
~Niezłe ciałko, trza przyznać... Ciekawe co tym rapierkiem potrafi. Bo budowie sądząc, może nawet nie tylko do cerowania skarpetek jej to służy~
Z udawaną uniżonością podał ramię pannie Dominique i ruszył z nią w stronę werandy. Uśmiechnął się przy tym do Conchity, która widząc jego minę, parsknąła śmiechem. Widać było, że znają się bardzo dobrze i jednym spojrzeniem przekazali sobie więcej, niż inni mogliby w dziesięć minut powiedzieć. Breaker postępował powoli, z dumą w każdym ruchu, parodiując "godny" sposób poruszania palantów z Federacji. Znać było, że raczej uznał szlachciankę za odpowiednią dla swojego towarzystwa, niż siebie za godnego przebywanie obok niej.
~Dam się pokroić i zjeść srebrnym widelcem, jeśli ta dziewucha cokolwiek wie o prawdziwym życiu. Ale może być z nią sporo ubawu. La Brassco... Skąd ja znam to nazwisko...? Chyba dla kogoś z tej rodziny kiedyś walczyłem... Tak, to był ten "pojedynek" z szampierzem Johanssena, tego palanta od kopalni węgla. Żebym jeszcze pamiętał o co poszło...~
Tym samym powolnym, niemal wystudiowanym krokiem, wprowadził pannę La Brassco na werandę i zanim zdążyła się rozejrzeć wokół siebie, podstawił jej ławkę z której wcześniej zrezygnował, nie przejmując się tym, że ktoś zdążył na niej usiąść.
- Ława dla szlachetnej dupci panny Le Brassko - warknął na faceta, i zabrał spod niego siedzisko, zanim zdążył wstać.
Przystawił je szlachciance z delikatnością nosorożca, prawie podcinając jej kolana.
- Madmozel, pozwól że przedstawię Ci mojego adiutanta. Kapral Maria Conchita Hernandez. - wskazał na uśmiechniętą meksykankę, która natychmiast podjęła cały teatr, podeszła i ukłoniła się równie niewprawnie co mutant, ale przynajmniej z gracją w ruchach. - Kawałek dalej, można zobaczyć resztę mej drużyny. To ci w pobliżu Hammerów z symbolami posterunku...
Olbrzym cofnął się o krok od szlachcianki. Musiało ją nieźle zdziwić, że nawet nie śmierdział. Rozejrzał się szybko, jakby w poszukiwaniu pretekstu do następnego żartu, ale chyba sobie odpuścił. Zerknął na bawiącego się piłeczką tenisową blondyna, zainteresowany jak on zareaguje na cały ten cyrk, po czym spojrzał w drzwi willi i znów na szlachciankę.
~Żeby wiedziała ile czasu spędziłem za młodu w Federacji, to by się zdziwiła. Może dobrze by było, żeby nas polubiła~ pomyślał patrząc to na panienkę, to na swoją ferajnę ~ Jak się konwój skończy, warto by gdzieś odpocząć... Cholera, co jak co, ale klasę trzyma... |