Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2013, 15:07   #23
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
"Wycieczka" *Twaju mać*

Part 1

Nikita spojrzała z niesmakiem na stertę zwłok, jednak szybko odwróciła wzrok od tego makabrycznego widoku.
- Claudette? - Zapytała czarnowłosą Nikita.
- *Oui* Coś wisi w powietrzu. - Odpowiedziała jej natychmiastowo, opierając ogromne, pazurzaste rękawice na biodrach. Rosjanka od razu sięgnęła za plecy po swoją broń, przy czym ją odbespieczając.


Trzymając palec na spuście postąpiła parę kroków w przód, i klękając na jedno kolano celowała w podejrzane miejsca. De Noirceur zaś, podeszła do sterty zwłok, i jak gdyby nigdy nic zaczęła coś przy nich grzebać. Próbowała określić przyczynę zgonów...

Fi nie zatrzymywał wzroku na zwłokach, martwi nie stanowili zagrożenia, a i nie miał ochoty oglądać więcej śmierci. Zwyczajnie unikał nieprzyjemnego widoku który przyzywał mu w pamięci twarz Katsumoto. W miejscu pełnym śmierci głupotą było by nie zachować ostrożności. Fi skupił się w sobie i cicho niczym kot podszedł do krawędzi dachu, przykucną i omiótł okiem okolicę,i nie dostrzegł niczego podejrzanego, poczuł się pewniej, na chwile.
Borys przysłonił usta swoja potężną ręką, bowiem smród jaki generowała sterta ciał, sprawiał że kanapki zjedzone w helikopterze, chciały powrócić na wolność. Jedynie to, iż Borys pamiętał jak inni “ochotnicy” eksperymentu, ginęli tuż obok niego pozwolił mu opanować swoje treści żołądkowe.
- Jest jakaś droga po za ta windą? -rzucił w przestrzeń po czym dodał. - Nie chce podróżować z trupami, niepewnym mechanizmem. -stwierdził i począł szukać klapy do schodów przeciwpożarowych.
Yami zaś, podobnie do swojego krewetkowego kolegi, zasłonił zarówno nos, jak i usta. Czuł, że poziom cieczy w żołądku gwałtownie rośnie, zaś tylko siła woli może go powstrzymać. Przygryzł nieco wargi, jakby to miało być wirtualnym katalizatorem dla urzeczywistnienia jego starań.
- Proszę przestać. Umarli kilka dni temu. I tak do niczego nie dojdziesz. - poprosił Yoki Claudette, podchodząc do tłumu. - Przywyknijcie. Jesteście żołnierzami.
Francuska tylko wzruszyła ramionami w odpowiedzi, wycierając pazur o podłożę, po czym czujnie się rozglądając. Nikita też opuściła swoją tymczasową pozycję i wraz z resztą skierowała się w stronę windy.

Borys westchnął i spojrzał na zniszczone urządzenie, jakoś niezbyt ufał windzie w zniszczonym mieście. Jednak nie chciał ani chwili dłużej przebywać na dachu, z którego widać było ogrom zniszczeń tu poczynionych, ta sceneria przyprawiała go o ciarki.
- Dobra... mogę nas przetransportować na dół. Lepiej unikać korzystania z tej windy. -stwierdził, zerkając w dół tunelu pod urządzeniem. - Czy wolicie radzić sobie sami? -zapytał obracając głowę w stronę niewielkiej grupki.
Fi kręcił się chwile przy krawędzi budynku. szacował swoje możliwości i szukał dogodnego miejsca z którego mógł by się opuszczać w dół na pazurach z Ki wbitych w ścianę. Ilekroć spoglądał na windę, coraz bardziej mu się nie podobała. Jednak wysokość budynku była problematyczna.

-A jaki masz pomysł na zejście?
-Jak to jaki? -zaśmiał się wesoło człowiek krewetka. - Zrobię lepszą i wytrzymalszą windę... aczkolwiek na pewno nie tak wygodną jak ta, za czasów swej świetlności. -odparł z tajemniczym uśmieszkiem.
- Jak to jaki? - Powtórzyła pytanie Claudette, zerkając do szybu windy.
- Możecie nie robić scenek? - mruknęła Namakemono stojąca kawałek od grupy, z wymiotującą Tanu. - Jeżeli będziecie się srać o pierwszą pierdołę to nie wyobrażam sobie, jak zareagujecie na widok jakiegoś terrorysty czy mutanta który przeżył bez mózgu. - ta niewiarygodnie cicha i nie ma osoba nagle nabrała charakteru...dość agresywnego w dodatku.

Yoki jednak uśmiechnął się na ten komentarz i przytaknął. Meer wziął to za sygnał. Lider jednej z grup szybko wcisnął przycisk wołający windę. Stał między zwłokami jak gdyby nigdy nic na podłodze nie było.
Wychowawca klasy poprawił okulary. - Jeżeli ktoś uważa, że nie jest w stanie kontynuować misji może wracać do helikoptera. W końcu wycieczka wydarzyła się dość wcześnie. Być może dyrekcja nie wygoni was z szkoły tak od razu.
Nikita milczała przez długi czas, maksymalnie skupiona. Wzięła sobie także słowa Namakemono do serca, swoją drogą zaimponowała jej.
- Ruszamy? - Stanęła przed wejściem do windy, trzymając swoją podręczną armatę skierowaną lufą do góry.
- Jeżeli nagle zaczniemy spadać, to będę musiał powiedzieć “A nie mówiłem”- stwierdził Rosjanin wchodząc do windy, gdzie z cichym plaskiem nadepnął na jakiś organ. Ciarki przeszły całe jego ciało, a żołądek ponownie upomniał się o zwroty podatkowe, które na szczęście ponownie udało się chłopakowi utrzymać w ryzach.

Fi udał się do windy, nie traktował słów Namakemono jakby były kierowane do niego. Skrzyżował ręce na piersi i stojąc już w windzie skina głową. Rozejrzał się przy okazji za wyjściem ewakuacyjnym, klapą w dachu widny która pozwoliła by dostać się bezpośrednio do szybu w razie gdyby winda zaczęła spadać. Od razu stwierdził że ją otworzy, tak na wszelki wypadek. Niedługo potem wpadł mu lepszy pomysł do głowy, wskoczył przez nią i usiadł na dachu windy.
-Ja pojadę na górze po chwili dodał -Wszystko tu wygląda solidnie, wsiadajcie
Henry z delikatnym zainteresowaniem przyglądał się kupie ciał, jakby się nad czymś zastanawiając. W końcu jednak wzruszył ramionami i również zbliżył się do windy. Nie podobała mu się zdolność Matta do tłumienia jego mocy psionicznych, które mogły mu uratować życie w razie wypadku. Póki co nie mógł nic jednak na to poradzić, choć po głowie chodziły mu już pomysły na zneutralizowanie owego niekorzystnego efektu.
- Jedno pytanie zanim wyruszymy - rzekł naukowiec, unosząc do góry rękę. - Czy w razie zagrożenia powinniśmy traktować naszych seniorów jako starszych rangą, czy też mamy prawo działać na własną rękę?
- Niezależnie od sytuacji macie być posłuszni waszym seniorom. Jesteście grupą, a oni liderami. - wyjaśnił Yoki poprawiając okulary.
- Proszę się tym nie przejmować. - uspokoił Meer wchodząc do windy. - Zrobię co w moje mocy i jestem otwarty na dyskusje. - uśmiechnął się ponuro.

W tym też momencie do windy zbliżyła się Tanu o niezwykle spoconej twarzy. Po chwili rozmyślań i spoglądania to na zwłoki to na windę, odezwała się. - ...Zostaję tutaj...
Zafrasowany Henry natychmiast podszedł do koleżanki ze zmartwioną miną.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, po czym wyciągnął z kieszeni opakowanie jakichś tabletek które podał Tanu. - To cię trochę uspokoi. Jeśli jesteś pewna że nie dasz rady, to nie będę cię namawiał, ale jeśli chcesz to mogę zamienić się miejscami z kimś z twojej grupy. Nikita nie miałaby chyba nic przeciwko, prawda? - ostatnie zdanie naukowiec skierował do Rosjanki.
- A czemu miałabym *tupoi*? - Wzruszyła ramionami z niemrawym uśmiechem. - Jednak nie ja wydaje tutaj rozkazy więc... - Kiwnęła głową na swego brata.
- Zostanę. - pokręciła głową. - To miasto to przesada.-
Coś było w jej wypowiedzi. Ilu bowiem zebranych oczekiwało nory chaosu w mieście, które po prostu zaatakowali terroryści? Tanu z spuszczoną głową zaczęła wracać do helikoptera. Mruknęła jedynie jakieś "dzięki" do Henriego, przed oddaleniem się od niego.
Naukowiec pokręcił w głową i westchnął z żalem.
- Kiedyś i tak będzie musiała się przemóc - stwierdził, by po chwili wrócić do windy i wraz zresztą wyruszyć w niebezpieczną podróż do zrujnowanego miasta. - Choć nic dziwnego że nie wszyscy mają odpowiednie predyspozycje do takiej pracy.

Fi gotowy już do drogi zaczynał się powoli niecierpliwił, zwiesił głowę przez otwór w dachu windy by zorientować się ile jeszcze będzie musiał czekać.
-To jak, jedziemy?
- Mhm - mruknął nad wyraz nieobecny Soeki. Nie tylko jego twarz, ale i mowa ciała sprawiały, że nie potrafił być zwyczajnym sobą, ot, przytłaczała go ta atmosfera, jak i fakt dziwacznego wręcz przystosowania się wszystkich do tego, co tutaj zastali.

Jego myśli na chwilę tylko ulotniły się w kierunku wysokich zboczy, na których niebezpieczeństwo nie oznacza równowczesnego obrzydzenia.
Gdy wszyscy oprócz Tanu znaleźli się w windzie, ktoś wcisnął przycisk aby ta zjechała na parter. Co prawda Matt wahał się moment przed wejściem, ale niczego nawet nie skomentował.
Winda ruszyła powoli. Dość zwyczajnie. Grała nawet muzyczka która miała umilić dwie minuty zjazdu.

Fi bez problemowo zanotował, że budowa jest sprawna. Borys również coś spostrzegł. Mianowicie to, że winda nie była aż tak zatłoczona aby Łabądek ciągle padał swoim tyłkiem na jego własny.
Wreszcie winda zatrzymała się. To było jednak dość nagłe. Hamulce strzeliły i wszystko z wielkim zamachem stanęło na pstryknięcie palcami. Ruch ten rzucił siedzącym na dachu windy Fi, który przygrzmocił głową w ścianę budynku, rozcinając sobie czoło. Z jakiegoś powodu ludzie nie jeżdżą na windach, tylko w windach. Tą wiedzę będzie miał wbitą do głowy, gdy minie zamroczenie.
Niestety jak to jest z ranami czoła, pewnie będzie krwawił dłuższą chwilę.

- Oy, nic się tam na górze nie stało? - rzucił z doły pytanie Matt.
Fi nie wiedział nawet jak to się stało, gwałtowne zatrzymanie windy rzuciło nim w bok na ścianę budynku. Widać był w kiepskiej pozycji i nie zachowywał równowagi. Lepiej że był na górze niż na dole, w windzie uderzył by tylko o ścianę windy, ewentualnie poleciał na kogoś. Tak przy najmniej zebrał nauczkę. Czujność, zacisnąwszy zęby i przetarłszy krew rękawem swojej szaty, po czym zaczął zbierać się do odpowiedzi
-Nic poważnego, nie połamałem się.
W tym czasie drzwi windy ruszył się lekko...a następnie zacięły. Pan, czy też pani Łabądek jednym kopnięciem posłał metalowe drzwi w głąb budynku, usuwając je z głowy. Ta przypadkowa wręcz demonstracja miał jak gdyby zaznaczyć, że z jakiegoś powodu jest seniorem pod którego są opieką.

Większość z zebranych szybko wypakowała się z windy, a Meer nawet wskoczył na górę, aby pomóc Fi zejść.
- Może to tylko ja, ale windą bez drzwi chyba wracać nie będziemy? - spytał Matt.
- Oczywiście, że nie. Ostatenicze można zadzwonić do Yokiego i prosić o relokację. - stwierdził brat Nikity, Meer Ao, wychodząc przed ekpię. - Moja grupa uda się do centrum miasta. Była tam galeria handlowa. Pełna ludzi, więc możecie się nieco ubrudzić.

Na ten komentarz gdzieś w tle padł uciszony jęk "nie chcę czerwonego futra", najpewniej od chowającej się za filarem Namakemono.
Łabądek spojrzała na swoją grupę uśmiechając się gorąco. - My pójdziemy pod ratusz tak jak było ustalone. Proszę się trzymać blisko i patrzeć pod nogi na gruz. - Jakieś pytania czy przeciwwskazania przed wyruszeniem?
- Jeśli musimy - Yami burknął coś pod nosem tak, by przełożeni nie mogli tego usłyszeć, a jego potrzeba do użalania się została spełniona. Jego ciało nagle znalazło się bliżej Nikity.
- Oi, Niki, poza nastraszeniem to nie ma zbyt dużego sensu, prawda? - zapytał, starając się skupić bardziej na sylwetce kobiety, niż na otaczającej go rzeczywistości.

Sowietka przyczajona wyszła z windy, ponownie celując w ewentualne miejsca zasadzki. Ktoś jednak nie do końca brał tą wyprawę na poważnie w przeciwieństwie do niej.
- Skup się na otoczeniu! - Skarciła Yamiego, gromiąc go wzrokiem, po czym podobnie jak po wylądowaniu, wyszła nieco w przód i przyklękła za jakimś murkiem, obserwując dokładnie, każdy kąt.
- To jest WYCIECZKA - zauważył nieco zdziwiony blondyn. Nie był od końca pewien, jednak w większości społeczeństw, nawet tych sowieckich, coś takiego powinno być przyjemne dla ciałą.

Borys po kilku trąceniach swego tyłka, większość podróży spędził plecami do ściany... od tak dla bezpieczeństwa. Jednak pokaz kopniakowej siły, nawet na nim musiał zrobić wrażenie. W pewnym sensie dodało mu to trochę otuchy, przynajmniej w razie czego bedzie z nimi ktoś kto mimo dziwnego wyglądu umie przywalić.
- Dobra załatwmy to jak najszybciej. -stwierdził ruszając za Łabądkiem, jednak przystanął jeszcze na chwilę i machnął łapskiem do Nikity i francuski. - Do zobaczenia później. -rzucił wesoło, jak gdyby chciał rozluźnić trochę atmosferę i dodać wszystkim otuchy, tym prostym gestem.
Fi ruszył za nim wciąż trzymając się za głowę w wyraźnie kiepskim nastroju. Powoli krew zaczynała mu krzepnąć na twarzy co wcale nie poprawiało jego wyglądu. Cóż, za każdą lekcję trzeba jednak płacić. Pozostało jakoś to znieść i iść za łabądkiem.
- Czy ty jesteś jakiś pokurwiony czy jak? - Rzuciła dość agresywnie Nikita do Yami’ego, nawet się do niego nie odwracając, cały czas bacznie obserwowała otoczenie. Claudette zaś odmachała Borysowi, wcale nie mniejszą od jego własnej łapą.
- Uważaj na siebie, wisisz mi kawę! -
- Ale... Ale - blondyn był wyraźnie zasmucony tym faktem. Jego powieki na chwilę opadły, przynajmniej do momentu, gdy mogły się skupić na jakiejkolwiek ŻYWEJ istocie. Los chciał, że blondyn znalazł się przy Claudette.
- Yo! - przywitał się bez większego sensu. To co robił zdawało się być personifikacją głupoty i braku umiejętności czytania nastroju, w praktyce jednak miało za zadanie odwrócić uwagę jego umysłu od otaczających go realiów
- YO! - Klepnełą z krzepą w plecy Soekiego, po czym oparła dłonie na biodrach.
- Co takie miny kwaśne robisz *Mon bon*? - Uniosła brew Francuska. Nikki skomentowała to klepnięciem się w czoło..
- Właściwie to jak poznałaś się z Nikitą? - Yami zapytał, zaś zarówno jego twarz, jak i oczy wskazywały na to, że próbuje uciec w rozmowę. Z kimkolwiek. Nawet Łabądkiem.
- Jak byłam na zabiegu u jej matki, spotkałam się z nią w sali treningowej. Dlaczego pytasz? - Poskrobała się szponem po podbródku.
- Nie miałem przyjemności rozmawiać z Francuzką - stwierdził wprost blondyn. - Może to zwykła ciekawość? - dodał po chwili milczenia. Kroczył powoli za Claudette, bacznie wpatrując się w jej ciało. Co prawda nie chodziło tu o coś tak prymitywnego jak zaspokajanie własnych żądz i fantazji. To było coś gorszego - uczieczka.
- Oj... wręcz czuje twoje spojrzenie na sobie. - Odwróciła się w stronę Soekiego, parę kroków postąpiła tyłem. - Czego się obawiasz? - Zapytała ni stąd ni zowąd.
- Mrrał - odparł tylko. De Noirceur w odpowiedzi zaśmiała się dziewczęco i pokręciła głową rozbawiona.
- Raczej nie mamy się o co martwić z takim ochroniarzem - Henry odetchnął z ulgą, również podążając za Łabądkiem, którego dziwactwa od początku tolerował. Wszak sam był pewnie o krok dalej na drodze ku szaleństwu niż dwupłciowy senior. - Ty pewnie też jesteś silny - zauważył naukowiec, zwracajac się do człowieka-krewetki. - Powiedz, czy wszyscy mutanci posiadają nadludzką siłę, czy tylko niektórzy?

- Nie znam zbyt wielu mutantów... ale to chyba zależy od zwierzaka z którym Cie połączą, nie? -odparł Borys, co jakiś czas rozglądając się na boki.- Na przykład w moim wypadku, większość pary poszła w łapska, te krewetki modliszkowe umieją przyłożyć. - stwierdził wesoło.
Idący nieopodal Fi zdążył już trochę ubabrać się w krwi, na szczęście zdawało się że krwawienie ustawało. Piekący ból doskwierał, tym bardziej że ranę zawdzięczał brakowi czujności, ignorancji która w walce mogła by okazać się śmiercią. Słysząc rozmowę kolegów postanowił się w nią włączyć odbiegając myślami od rozcięcia.
-Z tego co wiem, nie wszystkie mutanty są silne, to raczej cecha indywidualna jak u ludzi.

- Dobrze wiedzieć. Choć zauważyłem że trudniej ocenić ich siłę, dopóki nie poczujesz jej na własnej skórze - stwierdził naukowiec, dotykając wciąż obolałej po kopnięciu Tanu szczęki, co wywołało na jego twarzy chwilowy grymas bólu. Wtem zauważył krew na twarzy kolegi, na co zatrzymał się na moment, pozwalając się wyprzedzić reszcie, zaś gdy chwilę później ich dogonił trzymał w dłoniach zestaw pierwszej pomocy w metalowym opakowaniu.


- Widzę że ty też zdążyłeś już odnieść pierwsze obrażenia - rzekł do Fi i uśmiechając się krzywo podał mu apteczkę w której znajdował się środek dezynfekujący, jak również gazy i bandaże, a nawet kompaktowy zestaw chirurgiczny. - Lepiej się opatrz zanim rana otworzy się szerzej i będą ci potrzebne szwy.
-Dzięki- rzucił Fi odbierając apteczkę. Skorzystał jednak tylko z małej buteleczki której zawartością chciał zdezynfekować sobie ranę. Okazało się to nie głupim pomysłem, gdyż jak wiadomo, o ile w windach z czystością bywa różnie, to na nich jest jeszcze gorzej. Piana momentalnie przykryła głowę Fi któremu mimo woli zeszkliły się oczy, a jęku unikną tylko dzięki zaciśnięciu zębów które zgrzytały pod naciskiem. Jak można było wywnioskować dezynfekcja była potrzeba. Po wszystkim w marszu przewiązał sobie przez głowę bandaż. Zrobił to dość niedbale, jednak opatrunek trzymał się na głowie, i nie ograniczał widoczności.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline