Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2013, 16:10   #20
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Dzień 4. Przeklęta Polana (1)



Tym razem słońce nie zdążyło przewędrować nawet w pobliże zenitu gdy Nethadil zauważył, że po południowo-wschodniej stronie bór wyraźnie się przerzedza. Cóż mógł sugerować prześwit w tym miejscu, jeśli nie jakąś polanę? Przeklętą lub nie, ale jednak. Półelf ostrożnie ruszył w tamtym kierunku, choć miał przed sobą sporo maszerowania. Pamiętał jednak swoje sny i ich implikacje, toteż wolał nie ryzykować. Zresztą już po kilkudziesięciu krokach poczuł, że coś się zmienia. Czuł to szóstym, czy może nawet siódmym zmysłem odziedziczonym po matce; cienka nić wiążąca go z naturą bardziej niż przeciętnego elfa drżała jakby targana niewidzialną wichurą. Mimo że pogoda była całkiem znośna, Nethadil miał wrażenie, że wokół niego robi się coraz ciemniej; wędrował jakby otoczony lepką, smolistą mgłą, która sprawiała, że nie widział nic innego niż znajdujący się przed nim cel - mroczny, zniszczony, zdegenerowany las, las który przywoływał go w snach...




Tropiciel chciał zawrócić, zatrzymać się, zastanowić choć chwilę co ma zrobić, co zrobić gdy ten niby-sen-niby-wizja stał się rzeczywistością, ale nie mógł. Nogi same niosły go w stronę zniszczonych, zwalonych drzew, spopielonej trawy, wznoszących się w niebo spróchniałych pni i widocznych wśród nich
ruin.




Oszołomiony Nethadil zrobił jeszcze kilka kroków i w końcu się zatrzymał. Kurz, pył, czy też popiół pod jego nogami zawirował i opadł z powrotem na ziemię. Młodzieniec odwrócił się powoli - za sobą miał piękny, starożytny bór, kipiący ciepłym brązem i wszystkimi odcieniami zieleni, zaś przed sobą jego pokraczne, odrażające odbicie. Obydwa lasy nie przechodziły płynnie jeden w drugi; oddzielone były jak gdyby niewidzialna linią, barierą, na której zatrzymał się niszczycielski czar, przekleństwo, czy cokolwiek to było. Nawet chmury nad Przekletą Polaną - bo nie było najmniejszych wątpliwości, że właśnie tu półelf się znalazł - płynęły inaczej. A dokładniej - nie płynęły wcale. Nad Polaną nie widać było nieba, tylko szarą nicość. Żaden powiew wiatru nie poruszał martwymi gałęziami; żadna kropla deszczu nigdy nie zmąciła grubej warstwy pyłu zalegającego wszystko; tego tropiciel był pewny.

Półelf miał poczucie, że porusza się w jakiejś gęstej cieczy, która spowalnia jego ruchy i myślenie. Czy to szok spowodowany znaleziskiem tak działał? Świadomość ile driad zginęło, gdy... No właśnie, co? Teren wyglądał jak po wybuchu kuli ognistej - gdyby młodzian kiedykolwiek to widział - lecz drewno nie było spalone. Roślinność nie żyła, ale nie było widać śladów rozkładu, jakby cała Polana zamarła w jakimś osobliwym półśnie. Nie przeleciał tędy nawet ptak, nawet owad, nic nie poruszało się po szarym, pylistym poszyciu. Wszystko było szare i nieruchome, jak przerażający, doskonale dokładny szkic na pergaminie. Nawet dźwięki z zewnątrz wydawały się przytłumione i zniekształcone, nienaturalne w tym dziwnym miejscu.

W końcu Nethadil otrząsnął się na tyle, by ruszyć dalej. Nie słyszał żadnch odgłosów, nie widział żadnego ruchu, nic go nie nawoływało; mimo to ścisnał mocno łuk, gotów natychmiast wypuścić strzałę, gdyby coś wyszło zza któregoś z gigantycznych uschniętych pni, lub widocznych coraz lepiej ruin.




Pozostałości “wieży maga” były wyraźnie elfie w architekturze, choć wprawne oko rozpoznałoby tu i ręce krasnoludzkich rzemieślników. Delikatne łuki, ażurowe zdobienia, roślinne i zwierzęce motywy, spiralne, wąskie stopnie... Gdyby nie wszechobecne wokół zniszczenia Nethadilowi może by nawet zrobiło się żal, że tak doskonała budowla popadła w ruinę i zapomnienie. Lecz nie teraz. Uważnie lustrował ruiny bynajmniej nie ze względu na ich walory architektoniczne.

Kiedyś budowla składała się najprawdopodobniej z parterowego dworku i dwóch wież - wyższej, środkowej i niższej, spiralnej po prawej stronie dworku. Teraz cały parter był zburzony; a mniejsza wieża mocno uszkodzona. Ciężko było powiedzieć, czy po przejsicu szerokich schodów będzie można wejść do wyższej z wież, która wydawała się nietknięta. I czy budynek miał jakieś podziemia, w które będzie można wpaść. Gdzieś z boku widać było mniejsze kupy kamieni, najwyraźniej pozostałość po zabudowaniach gospodarczych.

W Visenie nic pożytecznego się nie dowiedział - wieśniacy rozsądnie zakładali, że nie ma co pchać rąk tam, gdzie mogą ci uciąć głowę i nic nie wiedzieli. Półelf musiał radzić sobie sam.
 
Sayane jest offline