Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2013, 21:40   #25
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Rosyjski wilk



- Nie ma problemu. - przytaknął Yoki wyciągając rękę w stronę dachu. Nagle jednak obie postaci zaczęły z niego spadać. - Co do...?
Borys wziął szeroki zamach. Gotowy do uderzenia zaczął wyprowadzać wymach nim stworzenie znowu oderwie się od ziemi. Widział już płacz w oczach wilczycy. Zarazem nie wiła się ona aż tak bardzo jak poprzednio...Ćwiartka sekundy.
Tak długo Rosjanin widział postać Jacka który wleciał mu na trasę wymachu, nim jego uderzenie wyrzuciło go w najbliższą ścianę gruzu, doprowadzając chłopaka do nagłego wyplucia ogromnej ilości krwi.


Po wilczyca ponownie zaryczała. Na jej plecach pojawiła się dzierżąca miecz postać.
Czarny rycerz spadł na nią z jednej z budowli, wbijając w nią swoje ostrze. Po chwili podobne postaci zaczęły pojawiać się zewsząd. Niektórzy z ostrzami, inni z łańcuchami jednak wszyscy wzbudzający to samo uczucie grozy.
- Co tu się dzieje? - spytał Łabądek rozglądając się niepewnie.
Odzyskawszy przytomność Fi powoli orientował się w sytuacji, wyglądało na to że ciągnęło tu jeszcze więcej niespodziewanych gości. Obolały Fi zaczął powoli wygrzebywać się spod cielska które go przygniotło. Coraz bardziej denerwowało go to, że robi wrażenie nieistotnego pionka w tym pojedynku. Nie po to poświęcił życie walce by polec przy pierwszej bestii jaką spotka.
W obecnym stanie każdy rozsądny odradzał by mu walkę, ma pogruchotane wszystkie kości. Szczęście, że przeżył. Pozostawało mu wybrać między dalszą walką i śmiercią, lub tym co zrobił by każdy z odrobina rozumu i się wycofać. Podjął jednak już walkę, wiedział że ma małe szanse ale zaatakował. Nie mógł się wycofać dopóki On albo Bestia nie zginą. Musiał jednak zmienić taktykę.
Minęło kilka ułamków sekundy, nim Borys zdążył się zorientować co się stało. Spojrzał w stronę gdzie leżał teraz zakrwawiony Jacek, a potem na swoja broń, którą nagle odrzucił niczym oparzony. Podleciał do Blondyna, który jęczał z bólu i pluł krwią.
- Czemu skoczyłeś... kto Cie zepchnął?- wręcz wyjęczał Rosjanin, z drżącymi rękoma obserwując co zrobił. Delikatnie uniósł pół przytomnego Jacka, po czym wręczył go jedynej postaci która została z nim na placu boju ,bez cięższych ran, - Łabądkowi.
- Weź go i biegnijcie do helikoptera... -stwierdził czekając aż mężczyzna w różowym płaszczu odbierze chłopaka. Nim jeszcze ten zdołał zaprotestować, dodał. - Jesteś odemnie szybszy i zręczniejszy, a on potrzebuje jak najszybszej pomocy, więc nawet nie staraj się kłócić. -dodał wciskając wręcz na siłę Polaka, starszakowi. Gdy w końcu jego dłonie były wolne, Borys pochylił się i chwycił w każdą rękę potężne kawałki gruzu. Betonowe odłamki, które normalnie mogłoby podnieść tylko kilku mężczyzn, on bez trudu trzymał w jednej dłoni. Jego palce lekko wbiły się w beton, dla poprawy chwytu, bo skoro nowy wróg miał miecze i zbroje, on potrzebował swego oręża i tarczy.
- Fi jest połamany i otumaniony, zabiorę go i spieprzamy stąd jak najdalej. -stwierdził po czym biegiem ruszył w stronę chłopaka, który dopiero co wygrzebał się spod wilczycy. Zapewne jakiś mroczny rycerz, postanowi mu przeszkodzić, ale od tego właśnie miał przy sobie potężne betonowe bloki. Lewy z nich służyć miał za swoista tarczę, na którą Jankovic miał ściągać wszelakie ataki, które zdawały się być możliwe do zablokowania. Dzierżony w prawej ręce cóż... broń to broń nawet improwizowana, a dostanie w twarz kilkuset kilogramowym kawałkiem meiszaniny betonu i rur, na pewno nie mogło należeć do najmilszych doświadczeń.
- Czuję się jakbym trafił do gry komputerowej... a może do innego wymiaru? - stwierdził Henry na widok opancerzonych postaci, które nie przypominały niczego co widział do tej pory, a interesowało go naprawdę wiele różnorakich dziwactw. Postanowił więc przeprowadzić kilka testów. Wpierw spróbował przy pomocy PSI sprawdzić czy rycerze nie są mechaniczni. Potem zaś wystrzelił w najbliższego kilka wiązek fotonowych, celując w dłoń trzymającą miecz, gdyż stwierdził że najbezpieczniej będzie wpierw rozbroić przeciwnika.
- Wie pan co to za istoty? - naukowiec zapytał wychowawcę, drżąc przy tym lekko na całym ciele, zarówno ze strachu, jak i ciekawości. - Czy to może być jakiś nowy typ cyborga albo androida?
Yoki natychmiastowo poderwał dłoń Henriego w górę, którego wystrzał poleciał przez to w niebo.
- Nie wiem czym są ale nie prowokuj ich do cholery idioto. - ochrzanił doktora. - Patrz, nie są nami specjalnie zainteresowani.
Faktycznie nie byli. Rycerze najwidoczniej postanowili wykorzystać problematyczną sytuację w jakiej była wilczyca i trzech z nich bez namysłu zaczęło ją atakować. Jeden rozcinał jej ciało od góry, które zaczynała pokrywać czarna materia, a dwaj pozostali wbili miecze przewiązne łańcuchami w jej łapy i trzymali ją w miejscu.
Jedynym który znalazł sobie inne zajęcie był rycerz stojący dość niedaleko Fi. Najwidoczniej uznał on Borysa za zagrożenie, jako, że powziął szeroki zamach i zaatakował Rosjanina swoim mieczem, roztrzaskując jego tarcze, tylko po to aby kawałek gruzu zgruchotał mu lewą połowę hełmu. Jakkolwiek zaskakujące mogło to być, pod hełmem znajdowała się wyłącznie rzeka powoli spływającej ciemnej krwi.
Borys przełknął nerwowo ślinę, widząc jak rycerz bez problemu rozbija jednym uderzeniem betonową tarczę. Jednak jego celem nie była wygrana a po prostu uratowanie kolegi z klasy. Dla tego tez nie czekając ani chwili, wykonał wymach trzymanym w prawicy kawałem budynku, by przyłożyć rycerzowi prosto w hełm. Zapewne jego broń rozpadnie się w dłoniach, ale nie liczył na nic więcej, to miało tylko zając uwagę dziwnego wroga na chwilę. Moment w którym Borys uginając kolana i skręcając tłów w lewą stronę wykorzystał by wolną ręką która wcześniej trzymała tarczę... chwycić los za przysłowiowe jaja. Rosjanin miał zamiar potężnym sierpowym od dołu, chwycić krocze rycerza i używając swej monstrualnej mrówczej siły unieść go w górę i rzucić jak najdalej od nich.
- No ruszaj dupę i spierdalaj! -ryknął jeszcze w stronę Fi, który niczym idiota chyba chciał walczyć dalej. - Trzeba się stąd wynosić.
- Chciałem zebrać próbki - westchnął z żalem Mason, jednak cofnął się o krok gdy zauważył jak sprawnie rycerze rozprawiają się z wilczycą. - Ale po namyśle chyba mogę to odłożyć na kiedy indziej.
Instynkt samozachowawczy najwyraźniej przeważył nad ciekawością Henrego, gdyż naukowiec prędko zaczął się wycofywać. Najwyraźniej Borys zamierzał osłaniać ich odwrót, co było nienajgorszym pomysłem zważywszy że był z nich najsilniejszy. Henry zaś czym prędzej podążył za Łabądkiem, używając kilkukrotnie PSI aby go dogonić i wstępnie określić obrażenia Jacka, upewniając się przy tym że okama trzyma go w prawidłowy sposób i nie zrobi mu jeszcze większej krzywdy w drodze do helikoptera.
Fi do tego stopnia był oszołomiony bólem że nie orientował się w sytuacji. Wiedział tylko że wilk obrywa od jakiś rycerzy. Jego spektrum postrzegania było dość zawężone co nie zaskakiwało, po takich obrażeniach mógł by zginąć. Tylko dzięki adrenalinie trzymał się jeszcze na nogach. Nim zdołał obmyślić plan ataku na wilczycę, zorientował się że właściwie dogorywa. Nieznani rycerze zdawali się walczyć po tej samej stronie co oni. Nagły krzyk Borysa dochodzący zza pleców kierunkował jego dalsze działania. Mają mętlik w głowie nie był w stanie wymyślić nic innego jak przywołać eterycznego tygrysa i na jego grzbiecie w pośpiechu oddalić się. Mowy nie było by biegł, a nie można też było pozwalać sobie na zwłokę.
- Ruszać się, ruszać! - wrzaski Yokiego zachęcały do ruchu choć i tak nie pomagały zbyt szczególnie. Adrenalina i tak nie mogła już napływać szybciej niż w obecnym momencie.
Borys z łatwością rozłupał metaliczną czachę stojącego przed nim rycerza, który upadł na ziemię i począł roztapiać się w krew.
Tygrys był najlepszym towarzyszem Fi w tym momencie. Był szybki i zręczny. Dzięki niemu chłopak szybko dobiegł do Yokiego, po czym złapał resztę i zaczął uciekać tuż obok Henriego i Łabądka.
- Na co czekasz, Borys!? - krzyknął Borei widząc, że Rosjanin się nad czymś zastanawia.
- Jeżeli To Ci zakuci w blachy zepchnęli z dachu Jacka... a teraz tłuką wilka, to chyba znaczy, że nie można im na to pozwolić, da? -rzucił, chłopak przez ramię i uderzył pięścią o otwarta dłoń. - Dogonię was! -krzyknął po czym spojrzał na kawał betonu w swej prawej dłoni, którym cisnął w najbliższego rycerza. - Ej puszka, my się przed nim tylko broniliśmy, a wy chcecie teraz zabić bezbronnego zwierzaka?! Nie godzi się! -krzyknął w stronę zbrojnych
- W drużynie nie ma "Ja" idioto. To jawna niesubordynacja. Mówię odwrót to odwrót. - wrzasnął Yoki i zaczął biec do Borysa, najpewniej planując zaciągnąć go siłą.
Tymczasem rycerze zrozumieli prowokację. I to nader dobrze. Wyjęli swoje ostrza z cielska wilczycy, której łzy utworzyły kałużę dość dużą aby Borys zmoczył w nich buty.
Przeciwnicy ci nie byli jednak spokojni, wszyscy zaczęli sprint w stronę Borysa.
Borys zaś bił się z myślami, połowę życia uczono go wykonywać rozkazy, jego ciało niemal odruchowo chciało się odwrócić i ruszyć w stronę nauczyciela. Jednak widząc jak rycerze pastwią się nad wilczycą, Borys w głębi siebie czuł jak bardzo nieporządku wobec własnego sumienia będzie zostawienie jej tutaj. Ponadto krew w jego żyłach wrzała, gdy przypomniał sobie spadająca z dachu sylwetkę.
- Tylko że w drużynie mamy dwóch poważnie rannych! -warknął uderzając mocno w ścianę obok siebie. - A Jeżeli tych czymś nie zajmiemy, nie wiadomo czy jakoś nie skontaktują się z resztą swojej bandy, by nie dobili uciekinierów. Woli Pan ryzykować nagły atak w trakcie ucieczki, czy pozwolić mi tu ich przytrzymać. - krzyknął by jakoś usprawiedliwić swoje poczynania, po czym chwycił za leżący obok znak drogowy który zważył w dłoni. - A ty durny zwierzaku uciekaj! -krzyknął jeszcze w stronę wilka biorąc silny zamach, trzymanym oburącz starym elementem infrastruktury, za pomocą którego chciał podciąć nogi biegnącej trójcy.
- Nie byliśmy atakowani. Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Spieprzaj znaczy spieprzaj. - krzyczał Yoki.
W tym czasie Borys przygotowywał się do swojego zamachu. W końcu ruszył a gdy jego spojrzenie poszło w dół dopiero zorientował się jak niezsynchronizowani byli rycerze.
Rosjanin zdołał podciąć jednego z nich, drugi natomiast przebił mu brzuch wpadając z ostrzem. Trzeci przeciął bark w pionie, uniemożliwiając ruchy prawej ręki.
- BORYS! - wrzask Japończyka który ściągnął swoje okulary, aby pozwolić łzą z ślepych oczu spłynąć po policzkach był nagły. Mężczyzna stanął w miejscu niepewien czy może i czy jest w stanie ocalić swojego ucznia.
Jankovic żygnął krwią, wprost na pancerz jednego z rycerzy, gdy jego oczy zaszły delikatną bielą a jego myśli na chwile odpłynęły.

~*~

Wielki Mike, siedział z drżącymi nogami w szatni, dopiero co skończyła się walka, jednak on nie był wstanie przestać się trząść. Czarnoskóry młody chłopak, zerknął na swojego trenera, który siedział wyraźnie zawiedziony na ławce obok.
- Jak to możliwe, że jeden pobity niemal do przytomności Rosjanin, zdołał Cie znokautować? –zapytał swego zawodnika, podkręcając delikatnie bujny wąs.
Murzyn, oparł dłonie na zaciśniętych pięściach, przygryzając delikatnie kciuki.
- Pan nie rozumie… to w pewnym momencie przestała być walka z człowiekiem… –wymruczał niczym w jakimś transie.
- Mów do rzeczy chłopaku! –warknął trener. – Nie dość, że przegrałeś mecz który był bramą do finału, to teraz jeszcze gadasz o zjawiskach paranormalnych, czy ty… – staruszek jednak zamilkł momentalnie, gdy pięść czarnoskórego chłopaka, zatrzymała się tuz przed jego twarzą, rozwiewając siwe włosy.
- Zamknij się! –krzyknął rozłoszczony młodzik. – Wiem że przegrałem, ale nie żałuje nawet sekundy tej walki. Nie ty stałes na tym ringu, tylko ja i dokładnie wiem jak się czułem. Gdy stałem naprzeciw zalewającego się krwią Jankovica, który ledwo trzymał się na nogach, poczuł w sobie coś pierwotnego. Nie widziałem już swego przeciwnika, a dziką bestią która ranna chciała ze wszystkich sił walczyć o swoje przetrwanie. –wywarczał murzyn a w myślach mimowolnie przywołał obraz, tego co przeżywał wtedy w duszy.


- Nie dziwie się, że nazywają go Rosyjskim wilkiem. –dodał już bardziej do siebie niż do trenera, zarzucając ręcznik na ramię. – A i zwalniam Pana. –dodał Mike wychodząc z szatni.

~*~

Łatwo o tym zapomniał…
Szybko wyleciał mu z głowy tytuł, którym niegdyś nazywali go koledzy z klasy. Rosyjski wilk, kieł zimy… wiele ich było, zbyt wiele. Może jednak spotkanie z ogromnym przedstawicielem rasy leśnych łowców, nie było przypadkiem? Może los chciał mu przypomnieć, że najważniejsze rozkazy nie pochodzą z ust przywódców, a z serca przepełnionego wolą walki.
I teraz niby miał przegrać? Pokonany przez bandę rycerzy, w momencie gdy chciał ratować realny symbol jego ducha walki? Mogli mieć swoje ogromne miecze, ale w jednym nie mogli go pokonać. Rosjanin, jak niemal każdy z jego rodaków, miał ogromną wolę walki, która teraz objawiła się w tym, że jego oczy błysnęły złowrogo.
~*~


Borys nie miał zamiaru poddać się tak łatwo, nie po to zgodził się pojechać do wojska, by zginąć jak idiota na pierwszej misji.


- Zasrany...futrzak... –wyjęczał ironicznie, lewą rękę zaciskając na przegubie rycerza, który przebił jego brzuch. Mrówczy pancerz opadł na ziemię, gdzie w przyspieszonym tempie począł gnić i rozkładać się, jednak ramiona krewetki nie miały długo pozostać w tym stanie. Niemal od razu począł porastać je czarny pancerz, mutacja której stosował podczas Sparingu z Claudette. Jeżeli coś miało go teraz uratować to tylko Król Tasmanni.
- A... ty...się...jeb... -wywarczał przez zaciśnięte z bólu zęby, nie mając zamiaru wypuścić ze stalowego uścisku zbrojnego.
Yoki zrezygnowany odwrócił się i zaczął oddalać od sceny mordu która miała tutaj miejsce.
Tymczasem Borys zobaczył jak wilczyca powoli podnosił głowę. Wyszczerzyła się oszczędzając sobie warczenia po czym otworzyła paszczę i wgryzła się w pancerz rycerza naprzeciw Borysa. Sprawiając, że czarny rycerz który przed chwilą go przebił wybuchł krwią jak pękający balonik wody.
Przez to drugi z rycerzy lekko się zaskoczył jego chwila nieuwagi pozwoliła Rosjaninowi spokojnie rozpocząć regenerację ręki. Nie było to jednak aż tak miłe, gdy nagle upadł na ziemię. Rycerz zdecydował się jednak walczyć z Borysem a nie wilkiem, przez co odwrócił się za niego i podciął mu kolana w zgięciach.
Gdyby tego było mało, kałuża po pierwszym rycerzu zaczęła wzrastać i formować się.
Borys opadł na ziemię dysząc ciężko i jęcząc z bólu, gdy jego ramię zrastało się z nieprzyjemny dla uszu mlaskiem. Tkanki na nowo wiązały się ze sobą, a kość odtwarzała jak gdyby z niczego.
Krab żyjący w morzach Tasmańskich mórz, miał bowiem jeszcze jedną zdolność, po za swym potężnym pancerzem. W razie zagrożenia, potrafił odciąć, czy tez porzucić swoją kończynę, którą potem bez problemu odnawiał. Zaś naukowcy odpowiedzialni za projekt ewolucji, chcieli sprawić by Borys był istota uniwersalną, czysta ludzką bronią. Zaś moment w którym jego komórki przy pomocy Psi mutowały tak by przypominać te należące do kraba, był jego najsilniejszą formą obrony. Póki tliła się w nim wola walki, a serce pracowało, póty miał móc się regenerować i trwać na posterunku, niczym żywa forteca.
Chłopak postanowił swym powolnym ruchem dotrzeć do kostki ostatniego stojącego rycerza i zgnieść ją niczym krab w swych szczypcach. Nawet jeżeli wojownicy umieli odradzać się po śmierci, to co zrobią gdy po prostu zgniecie im nogi. Teraz wiedział że nie może już wygrać... ale jednocześnie mógł nie przegrać.
Ranna wilczyca powoli otworzyła usta, pozwalając truchle rycerza wypaść z jej ust. Siła Borysa zdawała się nie zawodzić. Kostka pękła po nieco silniejszym nacisku, pozwalając rycerzowi upaść z zdziwieniem na ziemię. Podniósł on twarz aby przyjrzeć się Borysowi, który nagle poczuł łupanie na plecach.
Stała nad nim dwójka rycerzy których ostrza rytmicznie uderzały w jego skorupę, aż w końcu jedno z nich się wbiło.
Rosjanin poczuł również mrowienie. Tuż w ramieniu. Mimo że bark zregenerował się w całości, pojawiła się na nim niewielka, czarna plama.
- Futrzak... tylko teraz nie zdechnij... -wyjęczał Borys, opierając ręce na ziemi i wyszczerzając szeroko zęby. Czasem tak jest że gdy nie ma już jak reagować, reagujemy dziwna beztroska i radością. Pancerz Borysa rozpadł się, odsłaniając dziwnie oslizgłą skórę, spływał po niej śluz, bardzo podobny do tego który występuje u ryb.
- To mnie zaboli bardziej niż was. -wyjęczał, gdy z jego ust wydobyło się kilka błyskawic, które strzelił po okolicy rozchodząc się po jeziorku z łez.



Węgorz elektryczny, stworzenie niepozorne a potężne. Zdolne strzelić ładunek elektryczny z całego swego ciała, by porazić otaczające go stworzenia. Jednak w przypadku Borysa działała prosta matematyka, chłopak ważył bowiem kilkadziesiąt razy więcej niż największe okazy tego gatunku ryb. A moc elektryczna w tym wypadku zależała od ilości mięśni. W tej najbardziej dzikiej i niekontrolowanej przez niego formie, chłopak stawał się na chwile małą elektrownią, w której ktoś zapomniał ustawić odpowiednich parametrów. Jednak w tej sytuacji, była to jego jedyna nadzieja, na powalenie wszystkich wrogów.
- Raz się żyję. -warknął po czym zacisnął pięści, a z jego ciała strzeliły nagle potężne wyładowania elektryczne, rozświetlając tą szara okolice. Źrenice chłopaka uniosły się do góry, a ciało naprężyło od wyładowań, które tworzone były w jego mięśniach. Wszystko miało swoją cenę, szczególnie gdy używało się błyskawic w jeziorze z łez. Jednak Rosjanin miał i tak zapłacić najmniej ze wszystkich tu obecnych, w końcu miał teraz izolację zaczerpniętą od zwierzęcia z którego inspiracje czerpały jego komórki.
Prąd rozszedł się, przewodzony kałużą łez i krwi. Wszyscy rycerze w jednym momencie drgnęli, rozpadając się na plamy wody w ładnej i zsynchronizowanej eksplozji ich dziwacznych ciał.
Bezdźwięcznie wilczyca zamknęła szczękę i zacisnęła oczy, przeżywając trawiący ją ból który wywołał nagły atak Borysa.
Gdy scena ta przeminęła, jej łeb opadł na ziemię. Nie ruszała się, nie otworzyła nawet oczu. Zrozpaczony Rosjanin w pewnym momencie usłyszał...świst powietrza. Zwierzę oddychało swoim wielkim nosem, przyjemnie rozwiewając mu włosy na głowie.
Teraz wystarczyło tylko uciec, nim rycerze wstaną. Prawda?
Najpierw Borys musiał się podnieść. Dojrzał postać. Yoki? Matt? Nie.
Ta miała zielone włosy. I ciemne ubranie. A potem wszystko było ciemne.
Borys zemdlał z wycieńczenia.
Ciało młodego boksera opadło w sierść wilczycy, która otuliła go swoistym ciepłem swego zmęczonego ciała. Nim upadł jego usta poruszyły się jeszcze, bezdźwięcznie, jednak nie uformowały już żadnego słowa. Jednak Rosyjski wilk osiągnął to co chciał – nie przegrał.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 01-07-2013 o 21:44.
Ajas jest offline