Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2013, 13:24   #28
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Muzeum? Panteon? - Wycieczki ciąg dalszy.

W jednej chwili Soeki przyglądał się nieco pustej w wyrazie twarzy Mulcha, nieznanego wielbiciela czerni, za którym rozciągało się miasto pełne zniszczenia. Chwilę później...za Mulchem stały zielone drzewa, oraz panowała noc.
Czarnowłosy puścił jego rękę ukazując mu przyjemną scenerię.
Chłopak znajdował się pośrodku niczego, na polanie u szczytu jakiegoś klifu koło jeziora. Dookoła był niezbyt gęsty las, a wzrok najbardziej przypominała stara rudera.
Przypomniała ona nieco bardziej luksusowe mieszkanie sprzed kliku wieków.
Wyglądał na mieszkanie dwupiętrowe, miało ono wierzę obserwacyjną, wiele okien i ładne kolumny przy wejściu.
Było jednak również brudne i zapuszczone. Najwyraźniej nikt o nie specjalnie nie dbał.
- Ermm - źrenice blondyna zawęziły się nieco pod wpływem niepewności uderzającej cyklicznie w jego umysł.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał w końcu. - Oraz... Kim jesteś?
Szeroko rozkładając ramiona w stronę budynku, chłopak odpowiedział. - To jest dom. Ja jestem Mulch. - następnie spokojnie zbliżył się do drzwi, aby je otworzyć. - Wchodzimy!- zadecydował.
- Mhm - Soeki najwyraźniej nie czuł zbytniego przywiązania do armii. Właściwie to to, co obecnie się działo, było jedyną możliwością na opuszczenie wojskowej akademii, przy zerowym narażaniu się. Przynajmniej teoretycznie. Na usta Yamiego wypłynął uśmiech, zaś nogi powędrowały za Mulchem.
W środku budowli Soeki dojrzał sporą przestrzeń, choć może nie tak przytłaczającą jakby się spodziewał.
Było tu równie brudno co na zewnątrz, deski skrzypiały pod naciskiem, a wszędzie rozstawione doniczki z kwiatami wydawały się wcale nie pomagać sytuacji.
Z pomieszczenia wejściowego znajdowało się pięć drug. Na lewo do salonu, na prawo do kuchni, na górę do jakiś pokoi oraz na dół.
Mulch zatrzymał się przed drzwiami do piwnicy. A właściwie schodami, bo drzwi już otworzył.
Odwrócił się do Soekiego jak gdyby sobie o czymś przypomniał.
- Wyglądasz na boga. Jesteś bogiem, prawda? - spytał ni stąd ni z owąd.
- Z całą pewnością chciałbym nim być. - odpowiedź była wyjątkowo szczera, nawet jeśli za sprawą tej jednej właściwolści blondyn miałby znaleźć się w znacznie gorszym położeniu.
Chłopak jakby zastanawiał się nad czymś. W końcu doszedł do pewnego wniosku. - Wiem, że jesteś. Gdyby pytali, to jesteś. - stwierdził po czym zaczął prowadzić Soekiego w głąb piwnicy.
Im niżej schodzili tym większy hałas słyszał Yami. Jakieś wiercenia, stukania. Schody kręciły się w dół spiralą i zejście nimi trwało dobre pół minuty.
Na samym dole, gdy Mulch otworzył kolejne drzwi, chłopak dostrzegł nieco...odrażającą pracowanie.
Pomimo wielu kwiatów o dość silnej woni, zapach był przynajmniej omdlewający. Choć jego źródła ciężko było dociec. Znajdowały się tu w końcu metalowe kawałki zbroi porozwieszane na ścianach a przynajmniej tak się wydawało. Na środku sporych rozmiarów pracowni, przy drewnianym biurku siedział mężczyzna w starym, zniszczonym kitlu oraz śrubą w głowie. Dłubał na jakimś hełmem. Gdy zdał sobie sprawę, że ktoś wszedł do pomieszczenia odezwał się.
- Po trzech dniach już się znudziłeś zabawą, Mulch? Nic nie dotykaj. Albo w ogóle wypierdalaj, Charlotte gdzieś polazła to ci nie pomoże. - Odwrócił się obrotem na swoim starym dość krześle, a jego brew uniosła się na widok Soekiego.
- Oh...? - mężczyzna ten wydawał się być dość stary z twarzy. Nosił okulary za którymi miał dość ostre i wyrozumiałe oczy. W ustach trzymał papierosa, a jego ciało ogrzewał zszywany niejednokrotnie golf. Przez jego policzek szła długa szrama po operacji.
- Gdzieś ty sobie zabawkę znalazł...w czym mogę pomóc?
- To chyba ja powinienem zadać to pytanie. - stwierdził wciąż pogodny blondyn. Możliwe, że uśmiech był jego reakcją na stres, lub też chłopak po prostu go nie odczuwał. Najwyraźniej zwyczajne konwencje psychologiczne miały problem ze zrozumieniem młodzieńca.
- Przepraszam za najście - dodał szybko, jakby zdając sobie sprawę, że o czymś zapomniał.
Poprawiając okulary doktor przyjrzał się Mulchowi. - Porywasz z jakiegoś zadupia losowego frajera i nie potrafisz mu nic powiedzieć, zgadłem? Wiem, że zgadłem. - skomentował on obrażonym tonem. - Chcesz coś wiedzieć? - zapytał tym razem Soekiego, pochylając się na krześle. - Jak nie to za tobą są drzwi.
- Czemu moje centrum PSI było zniszczone przez 14 lat? - Yami zapytał wprost, nie czując szczególnej potrzeby do krycia się.
- Skąd mam kurwa wiedzieć? - mężczyzna zdziwił się na tak przypadkowe pytanie, do którego nie miał żadnego odniesienia. - Jak ty się w ogóle nazywasz? Czy ten mały sukinkot cię tu przyprowadził, abyś mnie wkurwiał?
- Soeki Yami - blondyn powtórzył swe imię po raz n-ty tego dnia. Jego oczy skupiły się na sylwetce doktora, badając go wzrokiem.
- Pytałeś, czy chcę coś wiedzieć - powiedział po chwili, wytykając błąd gospodarza.
- A... - Doktora coś zawiesiło na dłuższą chwilę. - Nie wiem czy jesteś cwany, czy po prostu niedojrzały. - przyznał ostatecznie. - Dobra, też chciałbym wiedzieć wiele rzeczy. Może tak: masz do mnie jakieś pytania, szczylu?
- Czemu tu jestem? - zapytał spoglądając kolejno na Mulcha, jak i na śrubogłowego doktora, jakby chciał podkreślić, że oczekuje odpowiedzi od obojga. NIe miał jednak prawa nalegać, mógł tylko liczyć na to, że zrozumieją.
- Czemu on tu jest? - doktor powtórzył to pytanie również spoglądając na czarnowłosego.
- Jest bogiem. - odparł w końcu Mulch, na co doktór wzruszył ramionami.
- W takim razie jesteś tu po to aby zostać dziwką Charlotte. Gratulacje awansu na drabinie ludzkiej. Jestem Thanatos i masz mi nie przeszkadzać, a teraz spieprzaj na górę wybrać sobie pokój. Chyba, że jeszcze coś cię trapi?
- Nic, poza pierwszym pytaniem, które zadałem. - zakomunikował, obracając się na pięcie. Najwyraźniej właśnie został czyimś zwierzątkiem. Cóż... Jeśli pozostanie wolny, to w czym problem?
Mulch czekał na Soekiego już na górze. Najpewniej po prostu przeniósł się na parter gdy chłopak postanowił zostawić naukowca w spokoju.
- Wszystkie pokoje są takie same, puste. - poinformował go czarnowłosy. - Czekamy aż Charlotte wróci więc...nie wiem...Idę podlać kwiaty... - po tej wypowiedzi, najzwyczajniej zniknął.
Yami nigdy nie należał do osobników, które lubią być limitowane, wręcz przeciwnie - zawsze pławił się w wolności, cenił ją, jak nic innego. Czuł się dziwnie w tym jakże tajemnicznym, lecz intrygującym miejscu. Rozpoczął zwiedzanie pomieszczeń, rozpoczynając od dowolnego - w końcu nie miał żadnych przesłanek na to, czy i czego powinien szukać. Albo przez głód, albo przez zamiłowanie do jedzenia, czy może nawet przez wspomnienie Niki-chan. Ciekawe, czy kiedykolwiek ją jeszcze spotka. Jeśli zaś głód, to oczywistym wyborem są poszukiwania lodówki, a co za tym idzie, kuchni.
Która była całkiem przytulna.
Znajdowało się tutaj sporo szafek z przyprawami, lodówka pełna typowego jedzenia i dziwnie dużych zasobów piwa, oraz sporo kwiatów porozstawianych na parapetach.
Na jednej ze ścian znajdował się obraz. A właściwie jego resztki, była to właściwie rama i kolorowe strzępy materiału. Na obrazie widniał podpis "herr Dämon".
Blondyn znalazł sobie szynkę, która wydawała się najsmaczniejsza, oraz, po dłuższym przeszkiwaniu kolejnych szafek odnalazł tą, w której znajdowało się pieczywo. Nie kłopotał się z pokrywaniem chleba masłem, mięso wylądowało na powierzchnię czarnego chleba, wykonując przy tym delikatny, podejrzanie smakowity dźwięk.
Yami nie zastanawiał się jak to możliwe, że tak szybko przestawił się z poprzedniej sytuacji do tej, w której się znalazł. Nie dość, że zatrzymujące się na horyzoncie wydarzenia, które wyraźnie czekały na swoją kolej, nie wydawały się szczególnie złe, to jeszcze zdołał uniknąć dalszego oglądania setek trupów.
- Smacznego - mruknął sam do siebie, rozpoczynając konsumpcję pierwszej z stworzonych przez niego kanapek. Pozostałe trzy znalazły się na szklanym talerzu, zaś stopy Soekiego rozpoczęły wędrówkę w stronę salonu.
Był on obszernym pomieszczeniem. Znajdował się tutaj okrągły dywan, dwie kanapy, jedno zdobne krzesło niczym tron naprzeciw stołu oraz wiele półek z książkami. Wszystkie z nich zdawały się być albo o historii albo o psychologii.
Rozglądając się chwilkę dłużej Saeki dostrzegł zepsuty zegarek, odrobinę wyrwanych skądś kartek na stole, Mulcha podlewającego kwiaty za oknem oraz drzwi na wierzę obserwacyjną obok jednej z szaf.
- Hej Mulch - blondyn grzecznie przywitał się z teleportującym się w dowolne miejsca Esperem-mutantem.
- Kim jest Charlotte? - zapytał.
- Hmm... - chłopak zastanowił się przez chwilę. - Bogiem, jak my. Choć nieco...innym...zna pragnienia ludzi. - wytłumaczył Mulch. - Więc walczy o ich spełnienie. To nasza matka i liderka.
- Zna pragnienia ludzi - blondyn powtórzył, jakby niepewny tego, co właśnie usłyszał. - To całkiem przyjemna, lecz smutna sprawa - skomentował.
Jego oczy zamknęły się na dłuższą chwilę. Bezskutecznie próbował wyobrazić sobie Charlotte, boginię, którą uczucia atakowały ze wszystkich stron. Uwaga Yamiego skupiła się na aspekcie boskości Mulcha...
Zatrzęsł głową, rzucając kosmykami włosów na boki.
- Jak wielu nas jest? - zapytał w końcu, jakby dając znak światu, ze przestał zastanawiać się nad aspektem nadludzkości teleportującego się dzieciaka.
- Ja, Ty, Thanatos i Charlotte. - wyliczył chłopak. - Aż czterech. To wystarczy. - ocenił uśmiechając się do siebie na krótki moment i przechodząc do następnego kwiatka z swoją donicą. - Był jeszcze piąty bóg, ale nam odmówił. - dodał po chwili.
- Jak odkryłeś że jestem bogiem? - blondyn zapytał wyraźnie zaciekawiony. Rozwarte usta, które miały oznaczać czekanie na odpowiedź zostały zablokowane kanapką. Cóż, w ten czy inny sposób trzeba dbać o wygląd...
- Zobaczyłem drzwi. I pokój w twojej duszy. Na pewno nie jesteś człowiekiem. - wyjaśnił Mulch, jak gdyby oglądanie zawartości cudzej "duszy" było czymś zupełnie normalnym. Przynajmniej wyjaśniało to jego pobudki do przyglądania się ludzkim oczom.
Blondyn uśmiechnął się szeroko. Najwyraźniej to miała być jego forma odpowiedzi. - Chcesz jedną? - zapytał, unosząc w kierunku Mulcha kanapkę.
- Nie. - podnosząc wzrok spojrzał na kromkę chleba. - Nie jem roślin. - stwierdził, jak gdyby podkreślając swoją manię na ten temat. Cóż, skoro są wegetarianie to czemu by i nie na odwrót? - Aczkolwiek dziękuję. - dodał grzecznie.
- Mhm - Yami mruknął tylko na potwierdzenie. Więcej dla niego, i jego potrzebującego spokoju żołądka. Ostatnie sceny wywarły na nim tak duże piętno, że jelita były teraz porównywalne do origami...
- A Thanatos? - blondyn zapytał, kierując się w stronę półki z książkami. Jego ręka po chwili zetknęła się z czołem wydając przy tym całkiem charakterystyczny dźwięk. - Na czym polega jego boskość? - uzupełnił.
- Co z nim? - spytał niespecjalnie przejęty Mulch.
Półki z książkami zawierały książki o historii świata oraz wiele na temat mechanizmów uczuć i pragnień u ludzi. Najwidoczniej "bogowie" prowadzili jakieś studia nad swoimi podopiecznymi ludźmi. Większość z nich była dość stara...cóż, w końcu było to papierowe medium. Forma dawno sprowadzona do wydań najwyżej edycji kolekcjonerskich makulatury. - Ah...Nie wiem. Thanatos tkwi w doktorze. Ale doktor jest niemiły. Sam Thanatos kocha ludzi. Chce ich wyzwolić jak Charlotte.
- Mhm - blondyn tylko mrugnął. Jego oczy przykuła książka opisująca wpływ zniewolenia, jak i wolności na zmiany charakteru. Rozłożył się na kanapie i pogrążył w lekturze...
 
Zajcu jest offline