Krasnoludy prowadziły.
Aeron nie miał nic przeciwko temu. Obaj przewodnicy z pewnością lepiej znali się na jaskiniach, niż on mógłby się znać za kilkadziesiat nawet lat.
Jedno rozgałęzienie, drugie. Co prawda nikt z uciekających nie wiedział, która droga jest tą właściwą, ale im więcej skrzyżowań i plątaniny podziemnych korytarzy, tym większa była szansa, że ścigający się pogubią i stracą trop. Psów, jeśli się Aeron nie mylił, w kopalni nie było. Pozostawała jeszcze magia, ale to by trzeba było mieć odpowiednie czary pod ręką.
W każdym razie im dalej, tym lepiej.
Amulet, znajdujący się za pazuchą Aerona, nagle zawibrował, a wsekundę później aktualny posiadacz amuletu znalazł się na ziemi. Podłoga zatrzęsła, a lecące z sufitu kamienie sugerowały szybki koniec całej ich grupki.
- Na słodką Sune - mruknął Aeron podnosząc się z kolan i unosząc do góry pochodnię, którą upuścił przy upadku. Dobrze, że nie zgasła, pomyślał. Dotknął amuletu, by się upewnić, lecz ten był zimny i nieruchomy.
Rozejrzał się. Nie było najlepiej.
Drogę, którą przyszli, była zasypana zwałem kamieni, podobnie jak i ta, którą zamierzali uciekać. To pierwsze było optymistyczne, to drugie nieco mniej. Nie wiadomo, ile czasu zajęłoby przebicie się przez zawał, a strażnicy z pewnością też nie będą próżnować. No i pewnie zawał nie był zbyt wielki, skoro bez problemów słyszeli głos Lanthisa. Wściekłego Lanthisa.
- Może tędy? - zaproponował, wskazując szczelinę, która otworzyła się na skutek wstrząsu, ukazując nowe możliwości ucieczki.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-07-2013 o 09:22.
|